Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90786

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu "Z pamiętnika młodego lekarza".

Jeden dzień w tygodniu dojeżdżam do szpitala powiatowego w pewnym miasteczku we wschodniej Polsce dorobić do renty.
Pracuję jako radiolog, a w tym miejscu zajmuję się tylko opisami badań RTG. Z pracy jestem zadowolony, ponieważ pracuję tyle ile chcę, a nie tyle, ile muszę. Jeśli ktoś poprosi mnie o szybszy opis jakiegoś badania zwykle się zgadzam - mi nie ubędzie, a tak czy siak zarobię.
Żeby nie rozpoczęła się kolejna chryja podobna do tej z "Mamą Ginekolog" - nieformalnie umówiłem się z dyrektorem szpitala, że pierwszeństwo przy opisach mają osoby kierowane przez zewnętrzne poradnie i POZ-ty. Kolejność następnych badań wybieram sobie sam.

Jednak nie byłoby tego wpisu, gdyby nie ostatnia sytuacja, która mi się przytrafiła.

Do gabinetu wchodzi piekielny dziad (na szacunek trzeba sobie zasłużyć) i od razu wyskakuje do mnie z mordą:
- Dlaczego nie ma jeszcze opisu badania mojej żony?! Już 3 dni mijają!
Odpowiadam grzecznie, że ja nic nie wiem, dojeżdżam tu tylko na jeden dzień. I jeśli jeszcze chwilę poczeka, to zrobię ten opis.
- To ile jeszcze mam czekać?! Za moich czasów pracowało się codziennie od 8 rano - cały czas podniesionym głosem.
Znów grzecznie odpowiadam, że czasy się zmieniły, a rozmawiając ze mną jedynie co wskóra to dłuższe czekanie, więc proszę, żeby wyszedł.

Tu pojawiły się standardowe argumenty, że on tyle lat płacił składki, powyzywał mnie od osób z "Narodu Wybranego" i poszedł tam, gdzie krążownik Moskwa pływa.
W międzyczasie opisałem kilka-kilkadziesiąt badań.

Gdzieś bliżej końca pracy kolejny raz słyszę pukanie do drzwi.
Do pokoju zagląda piekielny z pytaniem, czy zrobiłem ten opis i niemal od razu łapą sięga po opisy innych osób.
Spytałem się pana, czy wie, że nie tylko jego żona czeka na opis badania, i że mam jeszcze ze 20 osób na liście przed nią, więc czy może usiąść spokojnie na korytarzu i poczekać.
O dziwo zastosował się do poleceń bez szemrania.
Opisałem to badanie praktycznie po jego wyjściu z gabinetu, byle bym nie musiał się z nim użerać.

Jednak facet dość mocno mnie zirytował swoim zachowaniem, więc to ja zrobiłem się piekielny.

Wziąłem opis jego żony i wyszedłem z gabinetu - przy okazji musiałem go minąć na korytarzu, więc widziałem w jego twarzy małą nadzieję na szybkie załatwienie sprawy.
Powiedziałem mu, że muszę zapytać się o jedną rzecz w rejestracji, gdzie się kierowałem.
Pytam się rejestratorek o dziada - okazało się, że im też się oberwało.

I tu wpadłem na diabelski plan:
- Czy macie tutaj upoważnienia do odbioru wyników?
- Tak, mamy, a dlaczego pan doktor się pyta?
- Chciałbym trochę utrudnić dziadowi życie.
- A to nie dla niego ten opis?
- Nie, dla jego żony.
Wynik przekazałem jednej z rejestratorek. Wyszedłem z rejestracji i poszedłem na ploteczki.

Koniec pracy - oddaję w rejestracji resztę opisów i klucz do gabinetu.
Pytam się co z piekielnym.
Okazuje się, że facet narobił bardachy, wrzeszczał na mnie i dziewczyny, a finalnie opisu w tym dniu nie odebrał.

FINE

A wystarczyłoby zachowywać się normalnie, jak człowiek i problem zostałby rozwiązany w ciągu 5 minut.

szpital

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (135)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…