Moja matka przed laty przeprowadziła się za swoją miłością na drugi koniec Polski. Traf chciał, że w dość turystyczne miejsce, a ona sama miała liczne rodzeństwo. I, ledwo się zaczynały wakacje, telefony od sióstr i braci. Matka chyba była mało asertywną osobą, bo mimo mocnego obłożenia miejsc noclegowych, nie miała nic przeciwko kolejnym gościom. I tak większość wakacji w dzieciństwie spędzałam z rodzeństwem w jednym pokoju, albo śpiąc u rodziców, na podłodze.
Ale nie to było najgorsze. Byłam chorobliwie nieśmiałym dzieckiem. Każdy przyjazd osób, które widywałam raz na rok, albo rzadziej, był dla mnie koszmarem. Czekałam godzinami, by goście poszli na plaże, a ja będę mogła skorzystać z toalety, albo cos zjeść.
Doszło do tego, ze któregoś dnia po prostu nasikałam na tapczan.
Naloty rodzinne skończyły się, gdy dzieci moich ciotek i wujków dorosły.
Ale nie to było najgorsze. Byłam chorobliwie nieśmiałym dzieckiem. Każdy przyjazd osób, które widywałam raz na rok, albo rzadziej, był dla mnie koszmarem. Czekałam godzinami, by goście poszli na plaże, a ja będę mogła skorzystać z toalety, albo cos zjeść.
Doszło do tego, ze któregoś dnia po prostu nasikałam na tapczan.
Naloty rodzinne skończyły się, gdy dzieci moich ciotek i wujków dorosły.
dom rodzinny miejscowosc turystyczna wakacje
Ocena:
148
(182)
Komentarze