Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#9094

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zgodnie z obietnicą - i żeby nie być stronniczym - tym razem historia o TPSA... :-)

Tytułem wstępu:

Kiedy przenieśliśmy się z Warszawy do miasteczka G., pracowałem jeszcze dość długo w Warszawie. Po jakimś czasie jednak zacząłem pracować już tylko w domu - no i okazało się, że bez domowego Internetu ani rusz. Półtora roku (!) walczyłem z TP o podłączenie mi Neostrady. Długo mówiono mi, że "na tej centrali się nie da" - ale odpowiedni poziom up...liwości sprawia, że nawet w TPSA w końcu ktoś dochodzi do stwierdzenia typu "No załóżmy mu już ten Internet, tylko niech się wreszcie odczepi".

Założyli mi zatem Neostradę o zabójczej prędkości 128 kb/s (było to w roku Pańskim 2005). Potem - co roku przy przedłużaniu umowy trochę mi tę prędkość podnosili, tak że od stycznia 2010 r. miałem już 2 Mb/s. Na moje potrzeby było to aż nadto (Internetu używam do pracy, filmów ani muzyki nie ściągam...).

Przez pierwsze półrocze 2010 r. Wszystko chodziło jak burza... A potem się zaczęło. Od maja 2010 sieć zaczęła zrywać sygnał. To znaczy - router zachowywał się tak, jakby go ktoś zrestartował: połączenie się zrywało, po czym po chwili automatycznie logował się z powrotem. Dopóki robił to raz na godzinę, dało się żyć. Gorzej, jak robił to co minutę - to oczywiście uniemożliwiało pracę.

Telefon, infolinia, "sprawdzimy", mijały dwa - trzy dni, problem znikał. Mijały dwa - trzy tygodnie i pojawiał się znowu. Telefon, infolinia... I da capo al fine. Ileś razy wmawiano mi, że problem leży po stronie mojego routera, co okazało się bzdurą.

Między innymi dlatego tak bardzo się ucieszyłem z możliwości przejścia od 2011 r. do Netii, na nową centralę i nowe kable.

A kiedy się już okazało, że Netia "nie ma możliwości technicznych" (historyjkę opisałem w poprzednim wpisie), popędziłem do TPSA, żeby jednak przedłużyć z nimi umowę.

Uprzejmy pan z TP zaproponował mi, że za te same pieniądze za które dotąd miałem łącze 2 Mb/s, teraz będę miał (uwaga, uwaga!) 6 Mb/s.

- Ale to zadziała? - zapytałem podejrzliwie.

- Zadziała, zadziała. - Pan z TP zatarł ręce. - Sprawdziłem w komputerze, pańskie łącze taką szybkość obsłuży.

No więc od 1. stycznia miałem już mieć 6 Mb/s. Ale pan uśmiechając się dodał, że ponieważ 1 stycznia jest Nowy Rok (np, faktycznie, kto by pomyślał...), to tę zwiększoną szybkość podłączą mi już dwa - trzy dni wcześniej.

No i rzeczywiście, podłączyli. Dokładnie o 15:45 dnia 29. grudnia.

Mogę tę godzinę podać z taką dokładnością, bo w tym właśnie momencie straciłem jakiekolwiek połączenie z Internetem i nie odzyskałem go przez kolejne 3 dni.

Bo okazało się, rzecz prosta, że liczące sobie jakieś ćwierć wieku kabelki wiszące pomiędzy centralą a moim domem nie są w stanie udźwignąć takiej szybkości transferu. Zdechł pies.

Trzy dni dzwonienia (z komórki...), awantur, tłumaczenia, irytacji - dopiero po takim czasie udało się pracownikom TP wyjaśnić, że 6 Mb nie pójdzie (na szczęście potwierdził to na piśmie Pan Monter przysłany z zewnętrznej firmy, który jak usłyszał że mieli mi dać 6 Mb/s, to się obśmiał tak, że się mało nie udusił).

TP dała się więc łaskawie namówić na coś, co się fachowo nazywa "migracja", a oznacza po prostu powrót do starych, dobrych 2 Mb/s.

No więc wróciło 2 Mb/s i chodziło - tak, jak dotąd, czyli "z przerwami", ale jako tako. Przez dwa tygodnie. A potem - znowu zdechł pies. Dzwonię, infolinia... Okazało się, że patałach z którym wcześniej rozmawiałem technicznie "przeprowadził migrację" (zmniejszył szybkość), ale nie wypełnił stosownego papierka. Więc kiedy jakiś automat testował łącze, to wykrył że na moim numerze jest umowa na 6 Mb/s, a działa 2 Mb/s. I - jak to durny automat - podwyższył do 6. I łącze zdechło, rzecz prosta.

Tym razem - przyznam - już mnie trochę poniosło. Zadzwoniłem nie na infolinię, ale do centrali TP w Warszawie, zrobiłem taką awanturę, że chyba im kable iskrzyły - że od dziewięciu miesięcy nie są w stania naprawić głupiego zrywania sygnału, że... i tak dalej.

Chyba (wreszcie...) ktoś się przejął. Po dwóch dniach przyszedł do mnie pan monter i powiedział mi, że "teraz już powinno działać".

- Dobra, dobra - powiedziałem. - Od prawie roku to słyszę...

Ale wtedy pan monter wyjaśnił mi, że przełączyli moje łącze z jakiejś podcentralki przy ulicy X. do podcentralki przy ulicy Y.

Dowcip polega na tym, że ulica X. leży w centrum mojego miasteczka. Od mojego domu do centralki licząc "po kablach" było prawie 5 kilometrów - a na tej trasie bodaj ze 4 połączenia kabli. I przy większej szybkości po prostu się rwało.

A na ulicę Y. "po kablach" jest od mojego domu 300 metrów.

I 6 Mb/s śmiga jak strzała, bez problemów.

Tylko wytłumaczcie mi, dlaczego dojście do tego prostego rozwiązania zajęło "fachowcom" z TP niemal rok? I kto, na brodę Nelsona, wpadł na genialny pomysł podłączenia mnie do centralki położonej 5 kilometrów dalej, skoro taka sama centralka stoi w sąsiedniej uliczce?

No, w sumie i tak dobrze że nie podłączyli mnie w Szczecinie na przykład, prawda?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (243)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…