Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90977

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne święta. A konkretnie 23.12.

Skończyłem robotę o 17, gazem do domu, przepakować się do większego auta z rodziną i sruuu wyjazd na wigilię. Ale nie mogło być tak pięknie.

Zaglądam do teściów, czy im czegoś na szybko nie potrzeba pomóc, a tu teść leży na kanapie i trzyma się ręką pod sercem - pewnie zawał. Szczęśliwie teść podczas porannej ekspedycji do sklepu wywrócił się na lodzie i teraz mu się ciężko oddycha. Nie ma rady. Pakujemy teścia do bolida i na SOR.

Po szybkiej, jak na przedświąteczno-zimowe warunki wizycie (4,5h) na "pogotowiu" diagnoza jasna - złamane żebro. Dostał leki, zalecenia i odprawił nas do domu.

Po dojechaniu na podwórko, teściowa wyszła pomóc mi odprowadzić umęczonego małżonka do domu i również zaliczyła piękny lot zakończony chrupnięciem ręki. No nic. Jedziemy znowu.

Rejestratorka na SORze dziwnie na mnie popatrzyła jak dostarczyłem im drugiego osobnika nie dalej jak godzinę od odprawienia pierwszego, ale dane przyjęła, "kochaną" mamusię do sortowni (triage) skierowała.

Znów kilka godzin czekania, bo tym razem to już sprawa poważniejsza. Gips, nastawianie i te sprawy.

Podczas oczekiwania na teściową nie dałem już rady utrzymać otwartych powiek i zasnąłem na szalenie wygodnej ławeczce w okolicach sali zabiegowej, gdzie po bliżej nieokreślonym czasie obudził mnie kopem i pytaniem czy żyję uczynny ratownik.

Ja zamotany że zmęczenia i zaspania odpowiedziałem błyskotliwe "So?" ,na co jegomość przyłożył mi pistolet do głowy, nacisnął spust i stwierdził: "Na test!".

Test na covid był pozytywny, więc zostałem zamknięty w izolatce i kazano mi oczekiwać na dalsze instrukcje.

No więc piszę do Was, drodzy Państwo Piekielni, świeżo wypuszczony ze szpitalnej izolatki dla chorych rozsiewaczy covida. Jedno muszę przyznać - święta miałem niezapomniane.

Szpital covid święta

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (163)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…