Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podzielę się z wami moją batalią o zdrowie psychiczne, a może bardziej o diagnozę.

Nie będę się rozwodzić nad tym, co mi jest, bo praktycznie każdy lekarz ma swoją własną opinię na ten temat. Prawdopodobnie zaburzenia nerwowo-depresyjne, może depresja, ale słyszałam też opinię, że mam borderline, albo po prostu jestem smutna i nic mi nie jest.
Po latach chodzenia do psychologów, by się dowiedzieć, dlaczego mój mózg działa inaczej, lżejsza o kilka tysięcy... byłam dokładnie w tym samym miejscu.

Jeden z psychologów potrafił słuchać mnie bez słowa przez 30 minut, a kolejne 15 opowiadać o filmie, który widział (za 200 zł/h).
Dopiero mój przyjaciel - psycholog rzucił propozycją i zrobił mi podstawowy test, że mogę być autystyczna. I tego dnia nagle WSZYSTKO nabrało sensu. Dla pewności udałam się do prywatnej kliniki z tą specjalizacją, gdzie pani psycholog rzuciła, że z dużym prawdopodobieństwem mam autyzm+ADHD.

I ta opinia dała mi naprawdę dużo do myślenia i mega mi pomogła w rozumieniu siebie i świata. Ale nie stać mnie było, by zrobić sobie pełną diagnozę i terapię w prywatnym ośrodku.
Zaczęłam więc zapisywać się na NFZ...
I tu zaczyna się nasza przygoda.

Dzięki bogu, że mój stan jest w miaaaarę stabilny, bo przysięgam, że nic bardziej nie powoduje u mnie myśli samobójczych, jak psychiatrzy i walka o stabilizację psychiczną.

W zeszłym roku miałam jedną panią psycholog, która była naprawdę spoko. Miła, zaangażowana, przejmowała się. Ale w ogóle nie pracowała z autystami, więc nawet nie wiedziała, czy może mnie tak postrzegać. Co wydawało mi się problemem o tyle, że... pani psycholog ewidentnie nie rozumiała, o co mi chodzi. Dlaczego myślenie w inny sposób jest problemem? Co to w ogóle znaczy, że nie czuję się dostosowana do świata? Czego ja właściwie chcę i potrzebuję? Co to znaczy, że mentalnie dryfuję na tratwie na środku oceanu i nie widzę żadnych kierunków, w których mogłabym się udać?

Powiedziała, że żeby pracować dalej, potrzebuję diagnozy. Dla mnie super, o to mi chodziło od początku. Więc wysłała mnie do psychiatry w tym samym ośrodku.

Jakieś 45 minut omawiałyśmy notatki mojej pani psycholog, po czym pani psychiatra stwierdziła, że jej brakuje u mnie...
Tak, zgadliście.
Diagnozy.
Wybaczcie, że nie znam się na tych rzeczach, ale byłam pewna, że właśnie po to tam przyszłam. Ale jednak nie. Bo w ogóle w tym ośrodku nie robią badań pod tym kątem, mam próbować gdzieś indziej.
Pani psychiatra nie wiedziała, co mi jest, ale była bardzo chętna wystawić mi na to leki.
Dostałam kolejny papier ze skierowaniem i trzymanie kciuków za dalszą pracę.

Kolejne podejście. Zapisałam się do innej kliniki i specjalnie zadzwoniłam tam, by się dowiedzieć, czy są w stanie mi zrobić diagnozę. Czym pani po drugiej stronie telefonu wydawała się mocno zdziwiona.
- Ale jak to diagnozę? Pani psychiatra może pani tylko wystawić skierowanie, diagnozę, albo dać leki.
Ja: ...no i właśnie ja chcę diagnozę - odparłam skonfundowana.
- No to pani przyjdzie i pani doktor powie pani, czy potrzebuje pani kolejnego skierowania, czy leków...

Dostając tak konkretne wskazówki, wybierałam się na spotkanie z ogromnym optymizmem.

Tylko 3 miesiące czekania na wizytę.
A właściwie 4.
Dzień przed planowaną wizytą dostałam telefon, że "pani doktor nie ma, w sumie nikt nie wie, co się stało, ale wizyty odwołują. Proszę dzwonić za tydzień".
Dzwonię za tydzień "zapytamy pani doktor i oddzwonimy do pani jeszcze dzisiaj".
Kolejnego dnia próbowałam się sama do nich dodzwonić, to już odrzucali moje połączenia.
Niby nic, ale patrząc na mój słaby stan psychiczny, skopało mnie to jeszcze bardziej. Jakim beznadziejnym muszę być człowiekiem, skoro nawet psychiatra mnie unika? A co z ludźmi, którzy pilnie potrzebują pomocy i są zlewani w taki sposób?

Ale udało się w końcu, dotarłam na wizytę do psychiatry numer 2.

Oczywiście od razu usłyszałam, że oni diagnoz nie robią, bo nie mają do tego sprzętu. Pani oczywiście może mi wystawić receptę na leki, ale jak chcę wiedzieć, co jest nie tak z moim mózgiem, to ona poleca klinikę X (sprawdziłam ją oczywiście. Około 3 tysiące zł za diagnozę, chociaż doktor mówiła tak, jakby była to przychodnia darmowa).

Ale pani psychiatra bardzo szybko stwierdziła, że jej zdaniem nie mam autyzmu i dlaczego myślę, że mam? A każdy mój kolejny argument zbywała, że to jest zupełnie normalne, tak ma każdy, a to pewnie dlatego, że rodzice się rozwiedli jak byłam w gimnazjum. Jednocześnie ignorując moje wytłumaczenia, że tak mam całe życie.

Ja: Nie rozumiem i nie potrafię czytać ludzi.
P: Jak to pani nie rozumie ludzi? To pewnie przez depresję się pani nie chce analizować. A w ogóle to każdy ma nieco inną wrażliwość i emocjonalność.
Ja: No właśnie wydaje mi się, że ja nie jestem emocjonalna. Całe życie mam wrażenie, że moje uczucia są strasznie spłycone i nie czuję emocji jak wszyscy. Nawet jeżeli je okazuję.
P: Pani się nie porównuje do innych, bo każdy ma inaczej. Przecież ja widzę, że pani odczuwa emocje, na pewno je pani zdusza w sobie, bo parę lat temu zaczęła pani palić CBD itd."
Ja: No teraz jestem roztrzęsiona, bo mówię o ciężkich tematach, ale zwykle moja emocje są na totalnie obojętnym poziomie.
P: Tylko się pani tak wydaje, wcale tak nie jest. Znam panią 10 minut i nie może być pani wyprana z emocji 24/7, skoro teraz załamuje się pani głos.
Nie powiem, żeby psychiatra negująca każdy mój argument i odczucie napawała mnie determinacją.

Dałam jej papiery od psychiatry numer 1.
P: Ale po co pani w ogóle to wzięła? - zapytała z oburzeniem. Niestety, skonfundowana nie umiałam jej odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że psychiatra mi to dała?
P: I dlaczego nie ma tu pieczątki, ani żadnego podpisu?
Po czym spojrzała na mnie zimno, jakbym co najmniej ukradła te elementy. W międzyczasie wydarzyło się parę innych rzeczy, więc nieco sfrustrowana powiedziałam, że nie wiem, ja tych papierów nie uzupełniałam. Ja chcę wiedzieć, czy mam autyzm czy inne zaburzenie i jak nad tym pracować.

Więc siedziałam tam przez godzinę, próbując wyjaśnić chaos, jaki dzieje się w moim mózgu, by za każdym razem słyszeć, że ja się mylę, wcale tak nie czuję, jest to spowodowane zupełnie innym czynnikiem, niż twierdzę. A to że mam tak całe życie w ogóle nic nie zmienia.
Nie była to miła wizyta, nie powiem. Dodatkowo, chociaż emocje mam spłycone, to bardziej psychicznie niż fizycznie. Zwykle jestem po prostu w stanie neutralnym. Mam jednak dziwne coś, że gdy zaczynam mówić o sobie i swoich problemach, zaczynam płakać. Nie czuję się smutno, myślę w zupełnie normalny sposób i wręcz wkurza mnie, że łamie mi się głos, a nie mam na to wpływu. Staram się więc po prostu odpowiadać najlepiej, ogarniając się w miarę możliwości.
Aż w pewnym momencie pani psychiatra rzuciła do mnie tekstem:
- Ale proszę wyświadczyć mi przysługę i się uspokoić. Bo naprawdę, ja jestem zmęczona, a pani głos strasznie mnie drażni.
Bo mówiłam drżącym, załamanym głosem. Chwilę wcześniej jeszcze się obraziła, że mnie nie rozumie, bo mówię za cicho i niewyraźnie.

Szczerze, to był moment, gdy miałam ochotę wstać i wyjść. Oczywiście to okropne, że rodzice nie przejmowali się moimi emocjami i byłam zdana na siebie. Ale fakt, że przychodzę do, jak mi się wydawało, "bezpiecznego" miejsca, gdzie mam pracować nad swoją psychiką, też nad emocjami, a słyszę, że mam się ogarnąć, bo pani doktor jest wkurzona tym, że łamie mi się głos, to coś tu jest mocno nie tak.

Może to tylko ja. Może się nie znam itd. Ale jakoś mam wrażenie, że pracując z nawet odrobinę zaburzonymi osobami, przydałoby się odrobinę empatii i zrozumienia. Tymczasem głównie usłyszałam, jak bardzo się mylę w kwestii mojej psychiki, nie ogarniam jak działają ich popieprzone zasady z wydawaniem jakichkolwiek diagnoz, no i śmiał mi się załamać głos, gdy opowiadałam o mojej przeszłości...

Chciałabym rzucić jakimś happy endem na koniec, ale chyba go nie będzie. Aktualnie rozważam wykupienie leków z recepty i czekam na kolejną wizytę u psychologa.

psychiatra

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (137)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…