Za każdym razem kiedy w mediach nagłaśniana jest sytuacja śmiertelnego potrącenia dzieci czy rodzin przypomina mi się sytuacja w której sam brałem udział.
2 lata temu wjechał we mnie 19 letni chłopak. Miał 2.2 promila, skręcał w lewo na światłach i chciał to zrobić bardzo widowiskowo, bokiem na dużej prędkości. Samochód marki BMW z tylnym napędem. Wjechał na krawężnik i wyrzuciło go do osi jezdni prosto na mnie. Cały manewr wykonał na skrzyżowaniu, koło szkoły i bezpośrednio obok placu zabaw. Było chwilę po 13 i na ławce na chodniku było kilkanaście osób, głównie dzieci. Siła uderzenia była tak duża, że przesunęła ponad 2 tonowy samochód kilka metrów do tyłu pomimo zaciśniętego hamulca.
Po kilku miesiącach od zdarzenia dostałem wezwanie do sądu na rozprawę. Nie znam się tak dokładnie na prawnych aspektach takich przypadków, ale konkluzją było obniżenie kary z 24 miesięcy zakazu prowadzenia pojazdów na 18 miesięcy, obniżenie mandatu do 1000 zł i przyznanie jakiś dodatkowych stawek dziennych kary. Jedynym pocieszeniem w tej sprawie jest to, że kierowca z własnej kieszeni musiał płacić za naprawę mojego samochodu, bo kara i podejście sądu do wydarzenia, gdzie było dosłownie o włos od tragedii jest wodą na młyn dla morderców za kierownicą.
EDIT:
Wyjaśniam niejasności:
- Ja byłem kierowcą pierwszego samochodu w kolejce na światłach na ulicy, w którą próbował skręcić chłopak z bmw. Stałem na pasie do skrętu w lewo na środku jezdni.
- BMW uderzyło we mnie czołowo na wysokości lewego reflektora.
- Kierowca BMW jadąc bokiem zahaczył o wysoki krawężnik i wyrzuciło go na środek jezdni.
- Nie zacisnąłem sam hamulca, zadziałał jakiś system bezpieczeństwa w samochodzie, po wydarzeniu nie dało się przez to zepchnąć samochodu z jezdni.
- I ja, i kierowca BMW musieliśmy być w szoku po zdarzeniu, ponieważ nie zauważyłem, że jest pod wpływem, chodził i rozmawiał w miarę normalnie. Zadzwonił po swojego ojca i ojciec chciał się ze mną dogadać, żebym powiedział, że to on był kierowcą. Na szczęście na miejscu było sporo świadków i to oni zwrócili uwagę na to, że z młodym jest coś nie tak. Zanim pojawiła się policja już ledwo stał.
- Ubezpieczalnie wypłaca ubezpieczenie za wypadek z pijanym kierowcą, ale potem wszystkie pieniądze regresem odbiera od sprawcy.
- W wypadku nikt nie ucierpiał, ale samochody były bardzo mocno uszkodzone, mój był na granicy szkody całkowitej, bmw moim zdaniem było do kasacji.
2 lata temu wjechał we mnie 19 letni chłopak. Miał 2.2 promila, skręcał w lewo na światłach i chciał to zrobić bardzo widowiskowo, bokiem na dużej prędkości. Samochód marki BMW z tylnym napędem. Wjechał na krawężnik i wyrzuciło go do osi jezdni prosto na mnie. Cały manewr wykonał na skrzyżowaniu, koło szkoły i bezpośrednio obok placu zabaw. Było chwilę po 13 i na ławce na chodniku było kilkanaście osób, głównie dzieci. Siła uderzenia była tak duża, że przesunęła ponad 2 tonowy samochód kilka metrów do tyłu pomimo zaciśniętego hamulca.
Po kilku miesiącach od zdarzenia dostałem wezwanie do sądu na rozprawę. Nie znam się tak dokładnie na prawnych aspektach takich przypadków, ale konkluzją było obniżenie kary z 24 miesięcy zakazu prowadzenia pojazdów na 18 miesięcy, obniżenie mandatu do 1000 zł i przyznanie jakiś dodatkowych stawek dziennych kary. Jedynym pocieszeniem w tej sprawie jest to, że kierowca z własnej kieszeni musiał płacić za naprawę mojego samochodu, bo kara i podejście sądu do wydarzenia, gdzie było dosłownie o włos od tragedii jest wodą na młyn dla morderców za kierownicą.
EDIT:
Wyjaśniam niejasności:
- Ja byłem kierowcą pierwszego samochodu w kolejce na światłach na ulicy, w którą próbował skręcić chłopak z bmw. Stałem na pasie do skrętu w lewo na środku jezdni.
- BMW uderzyło we mnie czołowo na wysokości lewego reflektora.
- Kierowca BMW jadąc bokiem zahaczył o wysoki krawężnik i wyrzuciło go na środek jezdni.
- Nie zacisnąłem sam hamulca, zadziałał jakiś system bezpieczeństwa w samochodzie, po wydarzeniu nie dało się przez to zepchnąć samochodu z jezdni.
- I ja, i kierowca BMW musieliśmy być w szoku po zdarzeniu, ponieważ nie zauważyłem, że jest pod wpływem, chodził i rozmawiał w miarę normalnie. Zadzwonił po swojego ojca i ojciec chciał się ze mną dogadać, żebym powiedział, że to on był kierowcą. Na szczęście na miejscu było sporo świadków i to oni zwrócili uwagę na to, że z młodym jest coś nie tak. Zanim pojawiła się policja już ledwo stał.
- Ubezpieczalnie wypłaca ubezpieczenie za wypadek z pijanym kierowcą, ale potem wszystkie pieniądze regresem odbiera od sprawcy.
- W wypadku nikt nie ucierpiał, ale samochody były bardzo mocno uszkodzone, mój był na granicy szkody całkowitej, bmw moim zdaniem było do kasacji.
Ocena:
119
(125)
Komentarze