zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
[historia opisana przez mojego Małża]
A ten Orange to jest banda telebanksterów. Odkąd mam u nich Internet, nagabują mnie, bym wziął światłowód, bo się pojawił miesiąc po podpisaniu przeze mnie umowy. W końcu uległem, to się zaczęły cyrki:
1. Z centrali zadzwoniła do mnie jakaś mało kumata bździągwa by mnie poinformować, że mój nowy Internet będzie kosztował prawie 105 zeta, zamiast obiecanych 75. Napisałem do kobiety, która mnie wcześniej naszła z tą atrakcyjniejszą ofertą, że wobec tego to ja wolę nadal mieć Internet z miedzianego kabla, jak do tej pory. Co się okazało? Ano "konkurencyjny dział" w Orange próbuje mnie zniechęcić do umowy.
2. Przybyli panowie technicy, po czym odkryli, że zupełnie nie mają pojęcia, którędy ten światłowód doprowadzić mi do mieszkania. Oryginalny, miedziany Internet jest ponoć wmurowany w ścianę, dlatego ta droga odpada. Trza będzie wiercić dziurę w podłodze, tylko nie za bardzo jest gdzie.
3. Panowie technicy w końcu nic nie zrobili, bo mieszkanie wynajmuję, więc na robienie dziur w ścianach i podłodze potrzebna jest pisemna zgoda właściciela. Uprzejma pani nagabywaczka na zmiany umowy stwierdziła, że zaczeka na zgodę właściciela, z którym kontakt będę miał po pierwszym marca.
4. Samo Orange co miesiąc mi próbuje też wcisnąć atrakcyjne pakiety, korzystne oferty i inne głupoty. A ja tego nie potrzebuję. Mam to, co chcę i jak chcę. Czemu te gumowe fajfusy się ode mnie nie odwalą?!
Rozważam by po prostu powiedzieć, że zdaniem właściciela liczba otworów w lokalu jest wystarczająca, więc nie ma jak światłowodu puścić, przez co będę ostatnim użytkownikiem miedzianego Internetu w całej osadzie...
A ten Orange to jest banda telebanksterów. Odkąd mam u nich Internet, nagabują mnie, bym wziął światłowód, bo się pojawił miesiąc po podpisaniu przeze mnie umowy. W końcu uległem, to się zaczęły cyrki:
1. Z centrali zadzwoniła do mnie jakaś mało kumata bździągwa by mnie poinformować, że mój nowy Internet będzie kosztował prawie 105 zeta, zamiast obiecanych 75. Napisałem do kobiety, która mnie wcześniej naszła z tą atrakcyjniejszą ofertą, że wobec tego to ja wolę nadal mieć Internet z miedzianego kabla, jak do tej pory. Co się okazało? Ano "konkurencyjny dział" w Orange próbuje mnie zniechęcić do umowy.
2. Przybyli panowie technicy, po czym odkryli, że zupełnie nie mają pojęcia, którędy ten światłowód doprowadzić mi do mieszkania. Oryginalny, miedziany Internet jest ponoć wmurowany w ścianę, dlatego ta droga odpada. Trza będzie wiercić dziurę w podłodze, tylko nie za bardzo jest gdzie.
3. Panowie technicy w końcu nic nie zrobili, bo mieszkanie wynajmuję, więc na robienie dziur w ścianach i podłodze potrzebna jest pisemna zgoda właściciela. Uprzejma pani nagabywaczka na zmiany umowy stwierdziła, że zaczeka na zgodę właściciela, z którym kontakt będę miał po pierwszym marca.
4. Samo Orange co miesiąc mi próbuje też wcisnąć atrakcyjne pakiety, korzystne oferty i inne głupoty. A ja tego nie potrzebuję. Mam to, co chcę i jak chcę. Czemu te gumowe fajfusy się ode mnie nie odwalą?!
Rozważam by po prostu powiedzieć, że zdaniem właściciela liczba otworów w lokalu jest wystarczająca, więc nie ma jak światłowodu puścić, przez co będę ostatnim użytkownikiem miedzianego Internetu w całej osadzie...
Ocena:
-8
(20)
Komentarze