Rzecz działa się prawie 20 lat temu, ale historia o kosztach wieczoru panieńskiego mi ją przypomniała.
W czasach, gdy ledwo zacząłem pracować po studiach a moja jeszcze nie żona była studentką na stypendium socjalnym mój kolega ze studiów zaprosił nas na składkową domówkę na sylwestra.
Kolega pochodził ze znacznie lepiej sytuowanej rodziny, niż ja - rodzice po skończeniu studiów kupili mu mieszkanie i samochód, gdzie my wynajmowaliśmy pokój a z pojazdów mieliśmy rowery.
Pamiętając domówki z czasów studenckich zakładałem, że posiedzimy przy wódce wyborowej z Hop Colą na zapojkę zagryzając jakimiś chrupkami i sałatką. Ustalenie było takie, że on robi zaopatrzenie a potem się rozliczymy. Mnie poprosił, żebym upiekł sernik.
Na miejscu wyszło, że jest na bogato. Sałatki, koreczki, kabanosy, Finlandia jako wódka z Coca Colą na zapojkę. OK, pobawiliśmy się do chyba 4 nad ranem i wróciliśmy do domu.
Ciśnienie mi się podniosło, gdy przyszło do rozliczenia. Kolega stwierdził, że skoro on i jego narzeczona udostępniają lokal i dowóz produktów to za te produkty nie płacą. Przedstawił rachunki i podzielił na pozostałych gości. Kwota wyszła trochę wyższa, niż się ówcześnie płaciło za miejsce na imprezie sylwestrowej w lokalu.
Do dziś pamiętam, że na rachunku znalazł się duży słój majonezu Hellmans i kilogramowa paczka sera Hochland, gdzie na to, co znalazło się na stole nie zeszła nawet połowa.
Uniosłem się honorem, zapłaciłem nie wspominając kosztów składników na mój sernik, po prostu w styczniu było trochę chudziej. Z następnych domówek u tego kolegi się wymówiłem, kontakt się nam urwał parę lat później, nie żałuję.
edit, bo mi się przypomniało: jakieś pół roku po fakcie spotkałem się z innymi ludźmi z naszej studenckiej paczki, którzy to się z tamtego sylwestra wymówili. Wyszło, że wymówili się, bo kolega odstawił podobną akcję po wcześniejszej organizowanej przez siebie domówce, na której nie byłem.
W czasach, gdy ledwo zacząłem pracować po studiach a moja jeszcze nie żona była studentką na stypendium socjalnym mój kolega ze studiów zaprosił nas na składkową domówkę na sylwestra.
Kolega pochodził ze znacznie lepiej sytuowanej rodziny, niż ja - rodzice po skończeniu studiów kupili mu mieszkanie i samochód, gdzie my wynajmowaliśmy pokój a z pojazdów mieliśmy rowery.
Pamiętając domówki z czasów studenckich zakładałem, że posiedzimy przy wódce wyborowej z Hop Colą na zapojkę zagryzając jakimiś chrupkami i sałatką. Ustalenie było takie, że on robi zaopatrzenie a potem się rozliczymy. Mnie poprosił, żebym upiekł sernik.
Na miejscu wyszło, że jest na bogato. Sałatki, koreczki, kabanosy, Finlandia jako wódka z Coca Colą na zapojkę. OK, pobawiliśmy się do chyba 4 nad ranem i wróciliśmy do domu.
Ciśnienie mi się podniosło, gdy przyszło do rozliczenia. Kolega stwierdził, że skoro on i jego narzeczona udostępniają lokal i dowóz produktów to za te produkty nie płacą. Przedstawił rachunki i podzielił na pozostałych gości. Kwota wyszła trochę wyższa, niż się ówcześnie płaciło za miejsce na imprezie sylwestrowej w lokalu.
Do dziś pamiętam, że na rachunku znalazł się duży słój majonezu Hellmans i kilogramowa paczka sera Hochland, gdzie na to, co znalazło się na stole nie zeszła nawet połowa.
Uniosłem się honorem, zapłaciłem nie wspominając kosztów składników na mój sernik, po prostu w styczniu było trochę chudziej. Z następnych domówek u tego kolegi się wymówiłem, kontakt się nam urwał parę lat później, nie żałuję.
edit, bo mi się przypomniało: jakieś pół roku po fakcie spotkałem się z innymi ludźmi z naszej studenckiej paczki, którzy to się z tamtego sylwestra wymówili. Wyszło, że wymówili się, bo kolega odstawił podobną akcję po wcześniejszej organizowanej przez siebie domówce, na której nie byłem.
impreza składka koszt
Ocena:
162
(170)
Komentarze