Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Almelia

Zamieszcza historie od: 7 kwietnia 2011 - 17:01
Ostatnio: 20 lutego 2014 - 21:05
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 1850
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 45
 

#53500

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Teraz byłam ja piekielna.
Mieszkam niedaleko Carrefoura i tam najczęściej robię zakupy. Kasjerzy są tam różni, ale jedna z pracownic podpadła mi strasznie. Wieczorem najczęściej jest tylko jedna kasa czynna i zawsze miałam pecha że obsługiwała mnie ta sama [O]soba. Bardzo często miała problemy z resztą i za dużo na paragon wbijała. Na do widzenia słyszałam często mogę być winna 2,1,5 groszy. Ostatnio nie wydała mi 20, bo nie miała. Postanowiłam się zemścić i mieć w nosie wszystko. Uzbierałam z 1,2 i 5 groszówek 9 złotych i poszłam robić zakupy. Na kasie 8.46 i daje reklamówkę.

O- Co mi tu pani daje?!
Ja- Pieniądze, tylko takie mam i pani musie je przyjąć.
O- Mi to zajmie dużo czasu, proszę przynieść normalne pieniądze.
Ja- Nie, tylko takie mam!
Pani zabrała się za liczenie i zamknęła kasę. Klęła na mnie, ale udawałam ze nie słyszę. Po 10 minutach skończyła liczyć.
O- Brakuje 20 groszy, ale już pani daruję.
Ja- Nic nie brakuje, powinna być reszta. Proszę przeliczyć jeszcze raz.

Zacisnęła zęby i policzyła poprawnie. Od niej już nie słyszę czy mogę być winna.

carrefour

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 793 (905)

#31918

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Razu pewnego udałam się na korki z chemii. Było dość gorąco, więc gdy zauważyłam starszego pana +60, który się dusił, podeszłam do niego.

Ja: Przepraszam czy wszystko dobrze? Może wezwać karetkę?
Pan: Mam astmę. Inhalator mi się skończył (i tu wyjmuje z kurtki/płaszcza na dowód lek, którego miało nie być).
Ja: Ja zadzwonię po karetkę. Oni panu jakiś lek dadzą.
Pan: NIE! Ja nie chcę karetki. Potrzebuję 10 złotych na lek. (Jak ja nie cierpię gdy obcy ludzie proszą mnie o kasę)
Ja: To proszę mi dać receptę to kupię panu ten lek, a pan odda mi tyle ile ma na ten lek.
Pan: Nie, bo ja nie mam recepty, bo ja z Głogoczowa.
Ja: To ja może po karetkę zadzwonię.
Pan: Nie no naprawdę, daj choćby 5 złotych. (To ile ci brakuje 5 czy 10?)
Ja: Przepraszam ale się śpieszę. Mam przy sobie tylko kartę, a bankomatu nie ma w okolicy.

I poszłam. A Pan próbował wyłudzać pieniądze od kogoś innego. Mógł już poprosić o kasę na piwo.

Druga historia:

Wycieczka do Krakowa. Rynek, ludzi jak mrówek. Siedzę sobie grzecznie na pomniku i umieram. Upały na mnie nie wpływają korzystnie. Rozglądając się i klnąc na pogodę zauważyłam starszą osobę. Sponiewierana przez świat, skulona i próbująca się odgrodzić od wytykania i szydzenia siedziała sobie pod pomnikiem. Po chwilę zastanowienia wyciągnęłam 2 kanapki i butelkę wody. Podeszłam i delikatnie szturchnęłam ją. Okazało się że jest to Pan który płakał, nie wiem z jakiego powodu. Dałam mu prowiant i zaproponowałam że kupię mu obiad w knajpce. Pan miał wyraz twarzy taki jak dziecko, które otwiera wymarzony prezent.

Po tym wszystkim wróciłam do grupki znajomych. I tu zaczyna się piekielność. Naskoczyli na mnie, no bo przecież dotykałam TAKIE COŚ. Rozmawiałam z nim. Armagedon. A najbardziej bolało ich to że kupiłam mu obiad. Czemu? No bo mogłam im pizzę postawić.

Myślenice/Kraków

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 803 (867)

#8329

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam w tedy ok 14 lat, ubrałam się na granatowo i poszłam wtedy do tak zwanego 'Alberta'. Stoję przy cukrach, kisielach, kaszach i innych takich. Zastanawiam się nad wyborem galaretki i podchodzi do mnie starsza pani.[J]a i [P]ani
P: Przepraszam panią, nie wie pani gdzie jest kasza, bo ja okularów nie wzięłam, a pracownica (wskazuje na mnie) tu stoi, to pomyślałam że się spytam, bym znowu jakiegoś świństwa nie kupiła.
J.(zatkało mnie ale odpowiadam grzecznie) Przepraszam, ale ja tu nie pracuje. Ale kasza jest za panią.
P: aha, jak tu nie pracujesz( pełne oburzenie) przecież widzę, że jesteś na granatowo ubrana.
j: Lubie ten kolor, a jak już mówiłam kasza jest za panią(nie wiem jak mi się udało zachować spokój)
P; No jak pani tu pracuje, to powie mi pani która jest gryczana.
J: (ja zdębiałam, wyglądała na kobietę która nie odpuści.) Proszę Pani ja tu nie pracuje i się śpiesze
P: Boże mój, jakie nie wychowane dzisiaj. Smarkulo podaj mi kaszę gryczaną, bo jak nie, to doniosę do twoich przełożonych.
J:(odwróciłam się i wzięłam gryczaną i jej podałam) Pisze jak byk że to gryczana, proszę ją zabrać na koszt sklepu i mi głowy nie zawracać.
Ona ucieszona, szybkim jak na swój wiek krokiem, pobiegła do wyjścia, a ja zabrałam galaretki i poszłam do kasy. Jej mina była bezcenna kiedy ją ochroniarze złapali. Ale ile można powtarzać komuś że się nie jest sprzedawcą.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 781 (947)

1