Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Anixot

Zamieszcza historie od: 20 sierpnia 2011 - 18:13
Ostatnio: 29 grudnia 2016 - 10:10
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 1768
  • Komentarzy: 37
  • Punktów za komentarze: 230
 

#68391

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszukuję pracy na największych polskich portalach do tego przeznaczonych, czyli olx, gumtree, itp. Oprócz czynnego przeglądania ogłoszeń, dałam też w zakładce "Poszukuję" swoją ofertę. Poszukuję pracy biurowej, mam doświadczenie, niewielkie, ale mam, biegle obsługuję komputer, sporządzam pisma, etc.
Zaznaczyłam, że interesują mnie tylko poważne oferty pracy.
Co otrzymałam?

Na 30 odpowiedzi na moje ogłoszenie, 25 to oferty panów dyrektorów/szefów/kierowników, którzy dadzą mi 5 tysięcy, laptop, samochód, stabilne zatrudnienie na umowę o pracę od 8-16 oraz kwiaty, czekoladki i dzieci w strojach ludowych za układ.

Pierwszych dwóch próbowałam jakoś resocjalizować stwierdzeniem, że w pracy to ja chcę pracować, a nie, za przeproszeniem, się pieprzyć, a poza tym to niemoralne, bo oni mają partnerki (lwia część pisała w stylu "mam żonę, ale ona mnie nie interesuje" albo "z narzeczoną mi się nie układa..."). Umoralnianie odpuściłam, potem już wysyłałam tylko odpowiedź odmowną, z jadowitym wskazaniem, że interesują mnie POWAŻNE oferty pracy, co jest w ogłoszeniu wyszczególnione, tylko trzeba umieć czytać ze zrozumieniem.

Właściwie to po tej sytuacji już wiem, dlaczego w wielu miejscach sekretarką jest tępa blondynka z tipsami albo niezbyt rozgarnięta małolata bez podstawowej wiedzy...

Poszukiwanie pracy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (342)

#36657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mojej poprzedniej historii opisałam, jak to się stało, że obecnie poruszam się o kulach.
W tej będzie o piekielnościach z tym związanych. Będzie długo, ale mam nadzieję, że jakoś wytrwacie. Oto dramat w dwóch aktach.

Ogólnie rzecz biorąc, ludzie w większości są mili i widząc mnie w tym stanie starają się jakoś pomóc (przytrzymać drzwi czy ustąpić miejsca siedzącego w komunikacji), ale zdarzają się ciężkie przypadki Piekielnych.

Sytuacja nr 1.
Na przystanek podjeżdża autobus. Ludzi w huk i jeszcze więcej, bo linia dość oblegana. Docieram powoli do środkowego wejścia (bo szersze) i spokojnie czekam, aż ci ze środka wysiądą. Wdrapuję się z trudem na schodek, kurczowo przytrzymując się rączki drzwi i w tym samym momencie czuję mocne pchnięcie z tyłu.
[P]iekielny: - No rusz się, kaleko, ile jeszcze, ku**a, będę czekał?! ŚPIESZĘ SIĘ!
Nie złapałam równowagi. Gdyby nie refleks chłopaka, który stał kawałeczek ode mnie, pewnie skończyłabym na ziemi. Kule wypadły mi z rąk i huknęły zdrowo o podłogę autobusu.
[C]hłopak: - Panie, do cholery, nie widzisz pan, że dziewczyna o kulach?! Sam byś pewnie mordę wydzierał na pół autobusu, żeś pan niesprawny! Weź się ogarnij! Nic pani nie jest?

Ktoś uczynny podniósł moje kule, pomstując na krewkiego Piekielnego gościa (swoją drogą starszy facet tak po sześćdziesiątce, miło...), ja wymamrotałam podziękowanie w kierunku chłopaka, który podprowadził mnie do zwolnionego przez jakąś kobietę miejsca. Piekielny stanął nieopodal mnie i posyłał mi jadowite spojrzenia. Pewnie jeszcze miał pretensje, że nie dość, że kaleka, to jeszcze śmiała zająć mu miejsce siedzące...
Z wysiadaniem już takich problemów nie miałam.

Sytuacja nr 2.
Wracając z prowadzonych przeze mnie zajęć postanowiłam wstąpić na chwilę do Carrefour Market. Mały sklep, ciasne przejścia, a ja o dwóch kulach i z nielichym problemem, jak tu się przemieszczać po sklepie - koszyka wziąć do ręki nie dam rady, dużych wózków w tym konkretnym markecie nie mieli, jedynie takie małe wózeczki, na których można postawić dwa koszyki. No to, chcąc - nie chcąc, musiałam wziąć ten wózeczek i jakoś poruszać się po markecie w swoim żółwim tempie (mieszkam sama, inaczej poprosiłabym w domu kogoś o pójście do sklepu).

Pełznę sobie między półkami, pełznę, po drodze wrzucam kolejne produkty do koszyka, aż wreszcie dopełzłam do takiego miejsca w sklepie, gdzie wielki filar na środku alejki utrudniał przejście. Na półkach za nim Złoty Graal, czyli produkt niezbędny mi w domu. Cóż zrobić, nie przeteleportuję się, toteż zostawiłam wózeczek przed filarem, przeszłam obok, sięgnęłam po potrzebną mi rzecz i wracam do... no właśnie.

Wózek z koszykiem wsiąkł. No super, rozglądam się dookoła i widzę jakąś babkę, która niespiesznie oddala się z moimi niedoszłymi jeszcze zakupami, dorzucając jakieś rzeczy po drodze. Zagotowałam się, bo nie było mi łatwo poruszać się po markecie i zbierać tego, co mi potrzebne, więc podeszłam do Piekielnej i chrząknęłam.

[J]a: - Przepraszam, dlaczego zabrała mi pani mój koszyk? Nie ma pani własnego? Przy wejściu stoi cała bateria pustych.
[P]iekielna: - Ale czego chcesz?! To moje zakupy! Mój wózek! Stał bez opieki, to se wzięłam!
Zwątpiłam. I to totalnie.
[J]: - Po pierwsze, nie piłyśmy brudzia, a po drugie, to ciężko mi poruszać się po tym nieprzyjaznym sklepie i spędziłam tu prawie godzinę, zbierając te rzeczy! Zostawiłam wózek dosłownie na minutę, a pani nawet nie raczyła się rozejrzeć i zapytać, czyj jest!
[P]: - To nie mój problem, że nie pilnujesz swoich rzeczy. Prawo dżungli! Wygrywa sprawniejszy i silniejszy! - Tutaj uśmiechnęła się złośliwie, a ja zbaraniałam, zowczałam a wełna... tfu, włosy malowniczo mi się zjeżyły.
Oż ty taka, nie taka...
Kobita z chamskim rechotem ruszyła z moim wózkiem gdzieś-tam, a ja w tym momencie przestałam mieć skrupuły. Chciałaś prawo dżungli, małpo? To je będziesz miała!

Powolutku ruszyłam za babą, która nawet się nie obejrzała. Po chwili dotarła do mrożonek, gdzie kolejny filar utrudniał sięgnięcie po towar wyłożony w lodówce i babsko musiało na chwilę go spuścić z oczu. Zachciało się jej mrożonych warzywek. Akcja "odbijanie zakładnika" odbyła się błyskawicznie. Jedną kulą przyciągnęłam koszyk do siebie i spokojnie oddaliłam się w stronę kas, po drodze odkładając niepotrzebne mi rzeczy, które władowała tam Piekielna.
I nagle słyszę wrzask:

[P]: - ZŁODZIEJKA! WÓZEK MI UKRADŁA! LUDZIE!
Akurat już byłam przy linii kas, baba podbiegła do mnie i... zaczęła mnie szarpać.
[P]: - OCHRONA! TEN KULAS UKRADŁ MI WÓZEK! - I dalej mną trzącha!
Nie wytrzymałam.
[J]: - RATUNKU, NIEPEŁNOSPRAWNĄ BIJE! POMOCY! WEZWAĆ POLICJĘ, TO KARALNE!
W tym momencie baba zbladła, przez kasy przedostał się ochroniarz i spacyfikował babsztyla, odciągając ją ode mnie.
[O]: - Proszę w tej chwili się uspokoić! Nic pani nie jest? - Spojrzał na moją roztrzęsioną tą sytuacją osobę.
[P]: - WÓZEK MI UKRADŁA! - Ryknęło babsko.
[J]: - Nic mi nie jest, na dodatek to ta pani ukradła mi wózek z moimi zakupami. Gdybym nie była kulasem - tu już wysiliłam się na złośliwość w kierunku Piekielnej - to bym machnęła ręką, bo z debilami staram się nie zadzierać. Mogą być niebezpieczni. Ale niestety, jestem średnio sprawna i te zakupy zbierałam bardzo długo! Dlatego zabrałam swój wózek! A szarpać to się pani może z kimś równym sobie!
[O]: - Chce pani, żebym wezwał policję za napaść na osobę niepełnosprawną? - Spojrzał groźnie na babsko, które pobielało na twarzy.
[J]: - Niech pan da spokój, chciałabym tylko móc bezproblemowo skończyć zakupy.
[O]: - Panią proszę o opuszczenie sklepu, a pani - zwrócił się do mnie - niech spokojnie idzie do kasy.
Odwróciłam się jeszcze nieco roztrzęsiona, ale usatysfakcjonowana i podeszłam do prawie pustej kasy. Baba została wyprowadzona przez ochroniarza.

Powiedzcie mi, co w tych ludziach siedzi? Dlaczego kiedy widzą, że ktoś jest słabszy, to tak bardzo starają się pokazać swoją wyższość i jak najmocniej dowalić?

komunikacja miejska sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 760 (798)

#20465

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność i chamstwo niektórych ludzi po prostu nie zna granic.
Oto historia z dzisiaj. Krótka i rzeczowa, coby nie rozmieniać się na drobne.

Po dzisiejszych pierwszych egzaminach kończących semestr zorientowałam się, że muszę wstąpić do sklepu po parę drobiazgów. Obok mojej uczelni jest niewielki kiosk, bardzo ciasny, ale mają sporo asortymentu - prowadzą do niego dość wąskie schodki, na których wyminięcie się jest sportem wyczynowo-ekstremalnym. Przede mną były dwie osoby, a za mną powolutku po schodkach wchodził starszy pan (pod sześćdziesiątkę). Co ważne - pan poruszał się z trudem o lasce i widać było, że prawdopodobnie przeszedł udar mózgu. Za nim powoli i cierpliwie wchodziła [K]obieta po czterdziestce.
Wtedy usłyszałam [P]iekielną, która najwyraźniej wchodziła za nią:

[P]: - Nie mogłaby pani szybciej wchodzić?! - Ocho, ani chybi moher commando.
[K]: - Nie, nie mogłabym, przede mną wchodzi starszy pan, który ma problemy z chodzeniem, a mnie się nigdzie nie spieszy - odparła spokojnie kobieta.
[P]: - ALE MNIE SIĘ SPIESZY! - Wrzasnęło babsko. Starszemu panu zrobiło się przykro, z trudem dobrnął na górę i wbił oczy w podłogę. - NO RUSZCIE SIĘ, CHOLERA!

We mnie aż się zagotowało, akurat kupiłam swoje rzeczy i pan powolutku podszedł do kasy. Przesuwając się do wyjścia zobaczyłam, co było źródłem chamstwa. Ha. Moherowa baba metr czterdzieści w berecie, z makijażem jak na odpust.
Niewiele myśląc odparowałam:
- Ten człowiek jest chory, szanowna pani, a ja ze swojej strony polecam pani nauczyć się odrobiny kultury i zrozumienia!
Moher prychnął coś, co w przekładzie można by było zrozumieć jako "odejdź, młoda kobieto, zarabiająca na swoje życie oddawaniem się mężczyznom na ulicy", a starszy pan ze łzami w oczach ruszył do wyjścia. Grzecznie zaoferowałam mu moje ramię do pomocy, z którego skorzystał, a kiedy dotarliśmy na dół, powiedział do mnie (trochę powoli i niewyraźnie) jedno zdanie:
- Dziękuję pani bardzo, jestem po wylewie, ale jak widać, jestem tylko źródłem kłopotów...
Babka za mną dodała jeszcze, już czerwonej jak cegła, Piekielnej:
- Życzę pani, aby nie musiała pani kiedykolwiek być w takiej sytuacji jak ten pan!
Starszy pan odwrócił się i przygarbiony powolutku poszedł w swoją stronę.

Nie jestem w stanie pojąć, jak można być aż takim tłokiem, żeby nie mieć żadnego współczucia czy zrozumienia. I to jeszcze tym brakiem zrozumienia wykazała się osoba w tak podeszłym wieku jak Piekielna! A mówi się, że to dzisiejsza młodzież jest niewychowana...

sklepik przy uczelni

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (747)

1