Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Annulkaa

Zamieszcza historie od: 9 października 2012 - 16:17
Ostatnio: 6 grudnia 2016 - 21:53
  • Historii na głównej: 5 z 8
  • Punktów za historie: 2772
  • Komentarzy: 22
  • Punktów za komentarze: 47
 
zarchiwizowany

#64765

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"POTRZEBNA TLUMACZKA W DNIU 5.02 O GODZ. 14.30 DO SZPITALA UNWERSYTECKIEGO WIZYTA U GINEKOLOGA."
Jest to ogłoszenie znalezione wczoraj na polskiej stronie internetowej da mieszkańców Galway.
Mieszkam w Irlandii od kilku lat, wiem że nie każdy mówi perfekcyjnie po angielsku, ale jeszcze mi się nie zdarzyło spotkać dorosłej osoby która nie byłaby w stanie sama iść do lekarza. Zwłaszcza do ginekologa!
Rozumiem zabrać partnera/ bliską koleżankę... ale szukać z ogłoszenia obcej osoby która wejdzie z tobą do gabinetu i będzie komentować to co ginekolog widzi w bożenie!!! WTF

zagranica

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (32)
zarchiwizowany

#52802

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lubicie kebeby?

Ja też lubiłam.... Dzsiaj o tym co, jak i dlaczego.
Dowiecie się też jak się kebaby robi.
Będzie długo, ale chyba warto poczytać moje wypociny :)

Pracowałam w wielu miejscach i wiele w życiu widziałam, (naprawdę mam o czy pisać, polecam wcześniejsze historyjki o meksykańskiej knajpie) w swojej "karierze" miałam też krótki epizod związany z pracą w kebabowni.

A co tam, napiszę gdzie: Capitol - turkish kebab w Galway, IRL

Moja znajoma pracowała w kebabie jako kelnerka. Generalnie była zadowolona i polecała ten kebab, wiele razy tam jadłam i smakowało.... Do czasu :)

Znajoma zaplanowała wakacje, w święta 2011 roku. Pan Turek właściciel się zgodził, koleżanka kupiła bilety.... a na 3 dni przed wyjazdem, powiedział jej że nie może jechać, jeśli nie znajdzie zastępstwa. Zadzwoniła do mnie, zapytała czy chcę sobie dorobić.... Zgodziłam się.

To nie było miłe przeżycie.

- Wszędobylskie chamstwo biło po oczach!

Rozmawiali po turecku, w sumie nie ma się co dziwić, ich knajpa i ich język.
Ale gdy stoją obok ciebie i wiesz że cię obgadują, pokazują paluchem, spoglądają na ciebie, słyszysz swoje imię i śmiechy to już nie jest miłe. "Jak na tureckim kazaniu".

Już drugiego dnia miałam to gdzieś, wyłączałam się, wsłuchiwałam w muzykę, planowałam co zrobię na obiad... :)

Chociaż muszę przyznać że ciężko było wyczuć różnicę pomiędzy ich tureckim, a słabym angielskim (z mocnym tureckim akcentem) i za cholerę nie wiedziałam czy mnie wołają (Anna - "Ana") czy gadają swoje: "Hala hala alksjdoaskjdfodcj Ana Hala..... hlkdjflsdkjf" :)

Znajomość angielskiego wiekszości z nich ograniczała się do powiedzenia "Hi. How are you?" i odczytania zamówienia.
O ile to zamówienie było napisane zgodnie z "ich systemem".
Czytać po ang nie potrafili (inne literki) i jeśli zostawiałam jakieś notatki (bez czegoś, z czymś, coś osobno) wołali mnie żebym im wytłumaczyła albo przeczytała...
Niby nic piekielnego, ale wyobraźcie sobie cały dzień tak biegać i tłumaczyć jak dzieciom :/

Tak czy innaczej plan był prosty: miałam popracować dwa tyg więc tyle dała bym radę...


*JAK SIĘ ROBI KEBABY:

Trzeciego dnia mojej pracy pojawił się "nowy koleś". Wytłumaczyli mi że to taki "specjalista" od robienia kebaba i przychodzi do nich co tydzień - dwa, żeby zrobić im mięso.

1. KURCZAK

Zaczęło się oczywiście od dostawy mięsa. Obowiązkowo "Halal" wiec zażynane rytualnie.
Dostaliśmy kilka skrzynek nóg (bez kości) i skór z kurczaka. Uwierzcie mi ale tam było pełno piór.
Nie jestem fanką skóry z kury, ale po tamtym widoku już nigdy skóry nie zjem, choćby nie wiem jak chrupiąca i wysmażona.
"Specjalista" przygotował "marynatę" z jakiegoś łoju i przypraw i tak umoczonego kurczaka nabijał na ten pręt na którym się to wszystko piecze...

Gdybym miała opisać skład kebaba tak jak to wygląda na produktach spożywczych (od najwiekszej zawartości)?
Skład: Skóra z kury, pióra, mięso, łój, przyprawy.

Smaczenego. Tak się robi tradycyjne kebaby wiec wiecie już co jecie :)

2. OWIECZKA

Dzień drugi i trzeci to przygotowywanie kebaba z owcy:

Dostawa: kilka skrzynek mięsa z owcy - halal, WRÓĆ, kilka skrzynek łoju, ścięgien i innego żółto-białego obrzydlistwa.
Pierwsza myśl: jakieś tanie odpady z rzeźni z których oni są jeszcze w stanie coś wyciąć.... O ja naiwna!
Były tam również skrawki mięsa, skłamałabym gdybym powiedziała że nie było... Szkoda tylko że rzeczone skrawki zostały wycięte "na szaszłyki" i zamoczone w marynacie jak wyżej.

Z reszty pan "specjalista", którego imienia już nie pamiętam, wycinał dosyć duże, płaskie skrawki "mięsą"
Naiwna myślałam że to jest kebab!
Resztki, czyli totalne ścierwo, czysty odpad, obrzydlistwo w najczystszej postaci, paskudztwo takie że słów brakuje posłużyło do zrobienia "właściwego" kebabowego "mięsa".
Owe odpady się mieli, więc wszystkie twarde ściegna, tłuszcz i podejrzanie wyglądające resztki wędrują do młynka razem ze smalcem i przyprawami.

Przygotowanie:
- Na pręt nabijamy kilka płatów mięsa
- Z "mielonki" formujemy kulę którą nabijamy na skrawki
- Powtarzamy czynności: płaty mięsa + mielonka, nadając "kebabowi" charakterystycznego kształtu poprzez obcinanie nierówności.

* BONUS:

Jednym zmoich obowiązków jako kelnerki było mycie naczyń.
Wszyskich naczyń!
Więc gdy musiłam myć wilkie wiadra po Panu Specjaliście, mysłałam że umrę wymiotując.
Uwierzcie mi że dużo w życiu widziłam i wogóle nie jestem wrażliwa na obrzydliwości, ale to było masakryczne.
Zlew pełen duzych wiader (ok 50l) do połowy wypełnionych krwią, albo oblepionych wartwą łoju/smalcu...
Myjąc te wiadra i naczynia byłam po łokcie ubabrana w tym obrzydlistwie. Popłakałam się nawet z bezsilności, po tym jak gdy powiedziłam im że nie dam rady, wydarli ryja na mnie.

Drugiego dnia powiedziłam że myć nie będę - zwolnili mnie :)


Naprawdę zastanówcie się co jecie i czy warto. Może lepiej zjeść coś innego lub ugotować w domu??
Wtedy wiecie co jecie i nawet oszczędzacie :)


W kolejnym odcinku o kebabie z Tarnowa - z perspektywy klienta.


"Kupując kebaba, osiedlasz araba"

Capitol kebab zagranica

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 10 (50)
zarchiwizowany

#51958

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam dwie fretki :)

Dzisiaj będzie o tym dlaczego już ich nie wyprowadzam na spacerki. Będzie długo - uprzedzam :)

Fretki uwielbiają tarzać się w trawie, pogrzebać w trocinach pod krzewami czy zwyczajnie pobiegać sobie, ale ostatnimi czasy lepiej dla nich gdy siedzą w domu.
Warto dodać że moje bachorki są w pełni nauczone do mieszkania w apartamencie, maja kuwetę, klatkę i na spacery chodziłam tylko rekreacyjnie.

Chciałabym dodać że fretki to zwierzaki "nocne", które pomimo iż przyzwyczajają się do trybu życia właściciela, na spacery lubią wychodzić wieczorami. Tak też z nimi wychodziłam.

Dlaczego już nie wychodzę??? Odpowiem w 3 punktach, na najbardziej piekielnym kończąc!

1. Dzieci i dorośli.

Nietypowe zwierze wzmaga zainteresowanie. Wręcz niezdrową sensację!
I czasmi jest to miłe i naprawdę mam dużo cierpliwości, by odpowiadać na wszyskie pytania. Ale nie 50x podczas godzinnego spaceru! Już się nawet zastanawiałam czy może powinnam robić konferencje jakieś? Brać laptop z prezentacją w power poincie? Nosić ulotki przy sobie?
Typowe pytania:
- A co to jest?
- A co to coś je? / Czym je karmisz?
- W domu je trzymasz? (+ 100 pytań co i jak w domu)
- Polujesz z nimi?
- Rozmnażasz je?

Przy czym w związku z bliskością placu zabaw często to były tabuny dzieciaków, które rzucały się z łapami do fretek.
I tutaj warto nadmienić że samczyk jest bardzo przyjazny, ale samiczka nielubi obcych, akceptuje tylko mnie i mojego chłopaka a każdego obcego potrafi dosyć boleśnie ugryźć.
Boją się też tych grup rozwrzeszczanych, piszczących dzieci.
Do dzieci to nie przemawia, podbiagają, rzucają się z łapami do freciszonów a dopiero potem pytają:
plus:
- A mogę pogłaskać?
- Mogę wziąć na ręce? )mając samczyka na rękach, całe szczęście że samczyka)
- Mogę zrobić zdjęcie?


2. Psie kupy!

Jak już napisałam we wcześniejszej historii, właściciele psów mają głęboko gdzieś sprzątanie po nich, a że upodobali sobie owczarki, labradory i inne "DUŻE" rasy.... No właśnie!

Moje fretki mogłyby utonąć w tych gównach, tyle ich jest!!!
(nawet na środku boiska czy placu zabaw!!!)


3. Najbardziej piekielnie! Psy i ich właściciele!

Idioci jednym słowem.

Zawsze wyprowadzałam dzieciaki na środek łąki czy boiska żeby tam się pobawiły. Raz że gówien mniej, to również trawa mniej udeptana wiec mogły się wytarzać czy "pływać stylem fretkowym".

Na środku łąki było też spokojniej, bo właściciele psów chodzili głównie ścieżkami dookoła.
Myślałam, naiwnie, że jak ja nie będę komuś wchodzić w drogę to inni też mi dadzą spokój i troszkę zrozumienia.
Psy reagowały bardzo agresywnie na zapach fretek!

Mimo wszystkich "środków ostrożności", musiałam mieć oczy dookoła głowy, bo praktycznie żaden pies nie był na smyczy! Chart czy labrador potrafi bardzo szybko podbiec, a w takich syt musiałam brać fredoty na ręce, i modlić się żeby samemu nie oberwać.

Kilkukrotnie jakiś pies podbiegła tak szybko że musiałam ratować dzieciaki ciągnąc je za smyczki w górę bo nie miałam nawet ten sekundy żeby się schylić. Cud że nic im się nie stało!

Absolutnym hitem był facet który jadąc rowerem, wyprowadza dwa dalmatyńczyki, zawsze na smyczy. Dosyć agresywne bo wielokrotnie widziałam jak warczały na inne psy czy ludzi (często tamtędy chodzę i widzę faceta).
Facet jechał dosyć szybko jak zwykle, obok biegły dalmatyńczyki. Wczuły moje fretki, i wyrwały się facetowi prawie go wywracając! były jakieś 30m odemnie, schyliłam się po samczyka, szarpnęłam samiczką do góry i psy już były przy mnie, skacząc i próbując ugryźć freciaki!!!!!
Takiej paniki u maluchów w życiu nie widziałam! Byłam podrapana do krwi!!!
Facet podbiegł i odciągnął bestie, ale ile strachu się najadłam to moje!

Dziękuję wszyskim którzy dotrwali do końca :)

park

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (69)

1