Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Athleta1997

Zamieszcza historie od: 22 października 2021 - 16:52
Ostatnio: 8 lutego 2025 - 16:13
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 297
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 167
 

#91770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś znajomy instruktor z OSK powiedział mi, że "Wiesz jak najłatwiej wkurzyć innych na drodze? Jechać zgodnie z przepisami". I właśnie o kilku piekielnych sytuacjach z dróg będę pisał. Przytoczę własne przykłady i doświadczenia.

1. Ogólny pośpiech. Ile razy byłem wyprzedzany na podwójnej ciągłej albo poganiany to nie zliczę. Wracałem z Krakowa drogą A4 na Katowice. Godzina 3:30, mgła, pada deszcz ze śniegiem, a ja jadę prawym pasem po pustej jezdni. Wjechałem w obszar robót drogowych. Po prawej betonowe zapory i po lewej również. Ktoś wymyślił, że w tamtym miejscu postawi znak z ograniczeniem do 60 km/h. Jako, że warunki były ciężkie, a ja sam zmęczony to nie kłóciłem się- jadę 60. I we wstecznym lusterku widzę jak zbliża się do mnie TIR. Już z daleka mruga na mnie długimi światłami. Po czym dojeżdża mi na zderzak, dalej mruga długimi i zaczyna trąbić. Nie sprawiło to, że jechałem szybciej. Jechaliśmy tak przez 5 minut, gdzie towarzyszył mi oślepiający blask i dźwięk klaksonu. Mam jedno pytanie: Po co? I tak zjeżdżałem na najbliższym zjeździe, a nawet jeśli to sam bym go puścił przy odpowiedniej okazji. Inna sytuacja: dojeżdżamy do świateł na skrzyżowaniu. Jestem na pasie do jazdy na wprost. Pas obok mnie do jazdy w lewo jest pusty. Światła zmieniają się na czerwone, a za skrzyżowaniem, jakieś 20 metrów, znajduje się przejazd kolejowy. I na tym przejeździe zaczynają opuszczać się rogatki. Nagle z lewej wyprzedza mnie z dużą prędkością pick-up. Wjeżdża na czerwonym świetle na skrzyżowanie i czym prędzej żeby zdążyć pod zaporami kolejowymi. Scena jak z filmu akcji. Ponawiam pytanie: Po co? Poczekałby 5 minut i tak jak ja bezpiecznie by przejechał.

2. Użytkowanie świateł. Nie oszukujmy się- prowadzenie pojazdu to czynność wymagająca skupienia i ciągłego dostosowywania się do warunków. Jest to więc ciągła aktywność za kierownicą. A dużo osób zapomina, że trzeba też włączyć/wyłączyć odpowiednie światła na drodze zależnie od okoliczności. O oślepiających w nocy kierowcach jadących na długich tylko wspominam dla zasady. Ale ostatnio przy ciężkiej ulewie, w terenie niezabudowanym, na rondzie o tragicznej widoczności, wymusiłem pierwszeństwo. Czy widziałem samochód nadjeżdżający z mojej lewej strony? Absolutnie nie- jechał on na światłach dziennych, które w tamtych warunkach absolutnie nic nie dawały. Zwyczajnie go nie zauważyłem dopóki nie zatrąbił. A i tak musiałem się dokładnie rozejrzeć, żeby go dostrzec. I światła przeciwmgłowe- wydaje mi się, że zupełnie nie potrafimy z nich korzystać. W Polsce obowiązkowe są te z tyłu (z przodu opcjonalnie). Ale do czego one służą? I tutaj już często nie znamy odpowiedzi. Są one po to, żebyśmy my byli widoczni na drodze. Nie są one dla nas, a dla innych. I nic mnie tak nie wkurza jak jazda za kimś, szczególnie w nocy. Kiedy osoba przede mną wjeżdża w delikatną mgłę i zaświecą te światła z tyłu. Klasyk: Po co? Światła z tyłu są po to, żeby auto dojeżdżające nas widziało. Jeśli jadę za Tobą już kilka kilometrów albo do Ciebie dojechałem to już wiem, że tam jesteś. Jak wjedziemy w mgłę to ja nagle nie zapomnę, że jedziesz przede mną. Więc proszę- nie ślep tymi światłami kiedy już wiem, że jesteś.

3. Zasada prawej ręki, a przyzwyczajenie do znaków. Sytuacja częsta na parkingach pod marketami gdzie nie ma znaków wskazujących pierwszeństwo. Wydaje mi się, że ludzie zapomnieli jak jeździ się na skrzyżowaniach równorzędnych. Więc skręcam sobie w prawo na takim parkingu, a we mnie wjeżdża inny samochód [O]soba prowadząca pojazd wysiada i od razu na mnie krzyczy, że nie potrafię jeździć.
O- I jak jeździsz? Jak skręcasz to trzeba mnie przepuścić!
Ja- Otóż nie! Tutaj obowiązuje najbardziej podstawowa zasada pierwszeństwa na drodze- zasada prawej ręki. To Ty wjechałaś we mnie!
O- Ale ja jechałam prosto!
Ja- No to tłumaczę, że ja skręcając w prawo miałem pierwszeństwo przed Tobą!
Osoba nie dała się przekonać więc na własne życzenie wezwała policję. A ta z kolei tylko potwierdziła moje słowa. Podobna sytuacja wydarzyła mi się na dużym skrzyżowaniu w dużym mieście. Na początku są trzy pasy ale środkówy jest wyłączony z użytku i jest tam wysepka. Skrajny lewy jest do jazdy w lewo, a skrajny prawy do jazdy prosto. Po wjechaniu na skrzyżowanie pas wyłączony z ruchu staje się już normalnym pasem do poruszania i też służy do skrętu w lewo. I ja jako osoba wjeżdżającą na ten pas z prawej strony mam pierwszeństwo nad osobą z lewej strony też wjeżdżającą na ten pas. Po ostatniej stłuczce usłyszałem jednak taką mądrość: Skoro najpierw jechałem pasem "na wprost", a tamta osoba pasem "w lewo" to ona ma pierwszeństwo zajęcia tego środkowego pasa, bo on też jest "w lewo". Tutaj znowu policja musiała naprostować zasady ruchu drogowego.


Dużo podróżuje samochodem po Polsce, więc i dużo mi się uzbierało opowieści. Mam nadzieję, że nikt nie poczuł się urażony moim stylem pisania- jestem instruktorem i tak już mam, że piszę to jak podręcznik do nauki jazdy. Trzymajcie się i bądźcie bezpieczni na drodze!

Ulice

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (133)

#91449

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie opowiadać o (moim zdaniem) niesprawiedliwym incydencie z moich szkolnych lat.

Sytuacja działa się około 11 lat temu na lekcji biologii w gimnazjum. Akurat ja i mój brat bliźniak nie byliśmy obecni przez chorobę. Kiedy wróciliśmy do szkoły, kolega powiedział nam, że z biologii jest projekt do zrobienia ale mamy się zapytać nauczycielki, bo są jakieś wytyczne i ona lepiej nam przekaże. Udaliśmy się więc, do nauczycielki. Okazało się, że jest do zrobienia zielnik. Nauczycielce się spieszyło i powiedziała nam tylko, że interesują ją tylko drzewa liściaste i im więcej ich będzie tym lepsza ocena. Nic więcej, nic mniej.

Czas- 2 tygodnie. Ucieszyłem się, bo mieszkamy w mieście gdzie jest duży park, lasy wszędzie wokół, a rodzina ma u siebie całkiem zadbane ogrody. Tak więc nazbieraliśmy z bratem liści z przeszło 30 różnych drzew. Szczęście nam dopisało, bo w parku było dużo drzew przywiezionych z zagranicy, a nasza ciocia na dodatek przywiozła nam liście drzew egzotycznych z jej wyjazdów w ciepłe kraje. Łącznie mieliśmy około 36 różnych gatunków drzew liściastych w zielniku. Oprawiliśmy je, dodaliśmy podpisy, krótką charakterystykę gatunku i takie zanieśliśmy do szkoły.

Ocena? 3-. Dlaczego? Widziałem, że zrobione przez inne osoby zielniki "na odwal" dostawały 5-ki, a nawet 6-ki. I wtedy wyszło, że nauczycielka nie przekazała nam wszystkiego co powinna. Obchodziły ją tylko "polskie" drzewa. Żadnych owocowych, zagranicznych i "nietutejszych". Próbowałem się kłócić ale nauczycielka uznała, że ocenia tylko za ilość tego co ją interesuje i jak mi nie pasuje to mogę dostać 1-kę. W wielkim poczuciu niesprawiedliwości zrobiliśmy z bratem po jeszcze jednym zielniku. Wkleiliśmy tylko "polskie" liście z opisami. Żadnej charakterystyki, oprawy. Dostaliśmy po 6. Czyli dało nam to średnią 4+. Moim zdaniem jest to idiotyczne, że dziecko, które się postarało zrobić coś zdecydowanie więcej dostało niższą ocenę, bo według "klucza" coś było nie tak. I druga sprawa, że nauczycielka nie przekazała nam dokładnie czego oczekuje.

Ps: na "6" potrzeba było 16 drzew polskich. Ja miałem 12, dlatego 3- (taki system oceniania sobie wymyśliła). I miałem też 24 drzewa, które jej nie pasowały, więc ich nie liczyła.

Szkoła

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (147)
zarchiwizowany

#91134

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Robiłem zakupy w sklepie Dino w mojej wsi. Stoję trzeci w kolejce do kasy. Kasjerka zaczyna obsługiwać pierwszą osobę. Druga osoba, Pani Piekielna ma tylko 3 rzeczy na taśmie. Ja mam kilka rzeczy w koszyku. Nagle podjeżdża do PP jej córka z wózkiem zakupowym wyładowanym tak na 3/4. I zaczyna wykładać te produkty na taśmę. Wkurzyłem się i mówię, że najpierw robi się zakupy, a potem staje w kolejce. Co to w ogóle za pomysł z zajmowaniem kolejki kiedy ktoś jest na sklepie z pełnym wózkiem?
Pp: Ale o co pany chodzi?! Moja córka tylko kilka rzeczy dowiozła!
Ja: Kilka rzeczy? Całą taśma zajęta, a wózek nadal pełny do połowy! Z tymi rzeczami to za mną się powinna kasować!
Przepychanka chwilę trwała, a w tym czasie kasjerka skończyła obsługiwać pierwszego klienta. Po czym ku mojej uciesze zawołała mnie pierwszego do kasy. Pp i jej córka strasznie się obruszyły, i zaczęły się awanturować. Kasjerka nawet się do nich nie odzywała. Zapłaciłem, wziąłem zakupy i na odchodne rzuciłem szyderczo, że mi przecież kolejkę zajął klient przed PP. I wyszedłem że sklepu. Może i byłem złośliwy ale moje zakupy trwały może 60 sekund. Tylko tyle PP mogła zaoszczędzić czasu. A ja dodatkowych 10 minut nie miałem zamiaru czekać.

Sklep

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (32)

#91076

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dodam i ja historię o służbie zdrowia. Rok 2022, początek grudnia. Wierzę, że historia, którą opiszę zostanie potraktowana obiektywnie i bez szyderczych komentarzy, bo jest dla mnie wstydliwa.

W tygodniu zaczął boleć mnie pęcherz, oddawanie moczu stało się torturą, noszenie bielizny również. Uznałem, że wezmę jakieś leki przeciwzapalne, posmaruję maścią i zelży. Niestety tak się nie stało i zdecydowałem się pójść do lekarza. Uznałem, że na początek dobrym pomysłem jest zrobić badanie moczu, a z wynikami iść do lekarza. Wtedy od razu będzie jasne, nie stracę czasu i nie trzeba będzie wróżyć z fusów.

Niestety decyzja wypadła na niedzielę, więc udałem się do ambulatorium przy pogotowiu ratunkowym, bo to jedyny obiekt w moim mieście, poza SORem, który w niedzielę przyjmuje. Pani doktor zobaczyła wyniki, pokręciła krzywo nosem, a jej postawa zmieniła się na nieprzyjemną. Diagnoza: rzeżączka. Było to dla mnie zaskoczenie, bo wiem jak się chronić przed wenerami ale to jak złapałem chorobę to już inna historia. W każdym razie ważne, że pani doktor wypisała mi doksycyklinę na 2 tygodnie. Koniec terapii zgrywał się idealnie że świętami, więc zapytałem czy na pewno to pomoże, bo nie chce przerywać terapii z powodu świąt. Dostałem kąśliwą uwagę, że trzeba było uważać i na pewno pomoże.

Doksycyklina nie pomogła wcale. Objawy się nie nasilały ale też wcale nie zelżały. Kiedy zostały mi 3 dni do końca, a nadziei już nie było, próbowałem się umówić do lekarza rodzinnego. Niestety okazało się to niemożliwe tuż przed świętami, ani w czasie świat. Nie chciałem przerywać antybiotyko-terapii, więc cóż robić.. udałem się znowu do ambulatorium. Tam znajoma pani doktor od wejścia na mnie nakrzyczała, że powinienem iść do rodzinnego. Odgryzłem się, że są święta, ona zapewniała, nie pomogło. Zaczęła krzyczeć, że za błędy się płaci, ona mi nie przepisze nic więcej, itd. Powiedziałem, że w takim razie żądam tego na piśmie. To łaskawie wypisała doksycyklinę na kolejne dwa tygodnie. Powiedziała, że teraz na pewno już będę zdrowy.

Jak można się spodziewać- miesiąc brania doksycykliny nie wyszedł mi absolutnie na zdrowie, a choroba nie minęła. Jak tylko udało mi się w końcu dostać do rodzinnego to nastąpił cud. Najpierw pan doktor popatrzył na wyniki, zapoznał się z tym co brałem i jak długo i wyraził długą tyradę o niekompetencji poprzedniej lekarki. Zapisał mi azytromycynę na jeden tydzień. Po 2 dniach nowego antybiotyku choroba minęła. Potem zrobiłem testy i wynik już negatywny.

Piekielna moim zdaniem była kobieta z ambulatorium, która przez miesiąc leczyła mnie nieskutecznym lekiem, była opryskliwa i traktowała mnie jak kogoś gorszego.

#nfz

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (159)

1