Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BUS

Zamieszcza historie od: 25 sierpnia 2011 - 10:30
Ostatnio: 16 maja 2024 - 20:55
  • Historii na głównej: 2 z 5
  • Punktów za historie: 1109
  • Komentarzy: 131
  • Punktów za komentarze: 474
 

#66990

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem bezrobotny, a niedawno trafiła się okazja zmiany tego stanu rzeczy. Jedna z agencji pracy zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy jestem zainteresowany pracą na produkcji w takiej a takiej firmie. Odpowiedziałem oczywiście, że tak. Ze względu na to, że szukają pracowników na teraz-zaraz, to proszą bym pojawił się już w pracy na następny dzień, a umowę na okres próbny z agencją podpiszemy po pierwszym dniu (agencję mam dwa kroki od domu). Zgadzam się, następnego dnia o pogańskiej godzinie zwlekam się z domu i dojeżdżam autobusem na miejsce.

Kierownik zmiany przed rozpoczęciem mówi do grupy będziecie pracować tu i tu, jak skończycie to zawiadamiać i tyle. Nie zostaliśmy w żaden, choćby najkrótszy, sposób przeszkoleni, tylko od razu robić. Nie mam o to wielkich pretensji, bo praca raczej prosta, ale mimo wszystko. Razem z kolegą pracowaliśmy uczciwie i zgodnie z poleceniami przełożonych.

Dzień pierwszy minął spokojnie, po pracy podpisałem umowę z agencją na 2 tyg. okresu próbnego. Dzień drugi również minął spokojnie, trzeci też mógłby być taki, gdyby nie sedno całej historii.

Jako, że byłem pracownikiem na okresie próbnym, przed i po pracy trzeba było wypełnić kartę zlecenia. Kiedy się zaczęło, a kiedy skończyło pracę i podpis pracownika, i kierownika zmiany. Po zakończeniu dnia trzeciego, razem z całą grupą czekamy na kierownika zmiany. Mija 5, 10, 15 min. w końcu ktoś nam powiedział, że jest zebranie kierowników i musimy czekać. Zaczęło się jeszcze przed końcem zmiany, to zaraz powinno się skończyć. Ok, czekamy dalej. W końcu po pół godzinie coś jest nie tak, każdy ma przecież własne życie poza pracą i nie może czekać w nieskończoność. Udało się złapać innego kierownika zmiany i bez problemu załatwić problem. Jedynym mankamentem był fakt, że jest koniec tygodnia, a nikt nie ma informacji, na którą zmianę przyjść po weekendzie. Ustaliłem z kolegą, że mam najbliżej agencję, więc od razu po pracy pójdę do nich i dam koledze znać co i jak. Zachodzę do agencji, wyłuszczam całą sprawę, a ona po sprawdzeniu czegoś w komputerze mówi mi: (dialog nieco skrócony, ale sens zachowany) J - [Ja], K - [Konsultantka]

K: Proszę pana, właśnie odebrałam wiadomość, że firma rezygnuje ze współpracy z panem, ponieważ nie pracował pan wystarczająco wydajnie oraz używał pan niekulturalnego słownictwa w stosunku do przełożonych.

J: (WTF o.O) W takim razie czemu nie powiadomiono mnie o tym w firmie?

K: Nie wiem, mam w komputerze taką informację od firmy.

Zły jak osa porozmawiałem jeszcze chwilę i ustaliliśmy, że agencja będzie się dowiadywać co się stało, bo jak określiła konsultantka "nie jest to pierwszy taki przypadek".
Ok, będę czekał. W międzyczasie zadzwoniłem do kolegi i wyjaśniłem sytuację. Po godzinie oddzwonił i powiedział, że z niego również zrezygnowali.

Około tydzień później, zostałem zaproszony na kolejną rozmowę w innej firmie. Na tej samej ulicy znajduje się wspomniana wcześniej. Na rozmowie dowiedziałem się, że tamta firma znana jest z takich zachowań, nie jestem pierwszym delikwentem potraktowany w ten sposób.

Pewne rzeczy można zrozumieć, ale totalne olanie całej zmiany pod pretekstem zebrania. Nawet jeśli trwało dość długo i nie mogło być przerwane, to wystarczyło wysłać jedną osobę, by podpisała karty zleceń. Zajęłoby to nie więcej niż 5 min., dosłownie. Może z perspektywy czytającego nie wydaje się to piekielne, ale człowiek podpisujący umowę na 2 tyg. chciałby chociaż te 2 tyg. przepracować. Jeśli są zainteresowani jaka to firma, to mogę napisać w komentarzach.

firma produkcyjna praca

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (337)
zarchiwizowany

#51977

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzadko zdarza mi się obserwować piekielność lub nawet znieczulicę społeczną, ale właśnie nastąpił taki przypadek.

Wracając z wycieczki rowerowej koło dużego sklepu spostrzegłem z daleka starszą osobę. Podjechałem bliżej i okazało się, że staruszka zrobiła spore zakupy, a część z nich po prostu wyleciała jej z rąk toteż zaczęła je zbierać. Co ciekawe nie była sama, ponieważ rozmawiała z (córką?, wnuczką?), która znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Babcia zawołała ją coby pomogła starszemu w potrzebie. Niestety ruch na ulicy był na tyle duży, że przejście było raczej niemożliwe. Córka bądź wnuczka musiała czekać na przejściu dla pieszych na zielone.

Piekielni (w moim przekonaniu) okazali się ludzie wychodzący ze sklepu. Mimo, iż mijali staruszkę nawet w odległości 10cm (naprawdę, zobaczyłem zanim zdążyłem jej pomóc) nikt nie pomyślał (lub nie chciał) jej pomóc. Zanim zdążyłem do niej dotrzeć minęło ją całkiem sporo osób.
Podjechałem, pomogłem z zakupami, po chwili podbiegła córka, (wnuczka), podziękowała i oddaliła się z babcią.

Chyba piekielność zaczyna docierać nawet do mnie. A miało być tak pięknie :)

sklep LIDL Szczecin

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (32)
zarchiwizowany

#29505

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zasłyszane od mojej pani doktor alergolog:

Jakieś dwa tygodnie temu przyszli do niej na badanie rodzice z małym dzieckiem. Okazało się, że maluch ma alergię pokarmową, astmę i parę innych nieciekawych rzeczy.:/ Ze względu na taką ilość, rodzice dość długo przebywali z dzieckiem w gabinecie. Chcieli się o schorzeniach jak najwięcej dowiedzieć coby leczyć jak najskuteczniej. Po pewnym czasie wpadł starszy pan (około 50-60 lat). Zaczął się rzucać, że jak to tak można w nieskończoność trzymać jednego pacjenta inni też czekają. Że pani doktor specjalnie tak "anonsuje" niektórych żeby inni czekali. Podobno zrobił się mocno czerwony ze złości. Pani doktor powiedziała, że jak skończy to go poprosi do gabinetu. Niby nic na pierwszy rzut oka, ale czytajcie dalej...

Gdy pani alergolog wyszła z gabinetu by go poprosić jego już dawno nie było. Jak się później okazało był zarejestrowany do innego lekarza, do gabinetu obok.
Chamstwo i bezmyślność chodzą parami.

służba_zdrowia Szczecin

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (194)
zarchiwizowany

#17308

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja następna historia dotyczyć będzie tzw. "kanarów" ich piekielności.

Jakieś 4 lata temu gdy byłem w liceum zawsze jak co tydzień jeździłem na WF na halę PAM-u. Rano wsiadam do tramwaju i jadę. Około 5 przystanków dalej wsiada wspomniany "kanar" i zaczyna sprawdzać bilety. Szczęście, że dzień wcześniej kupiłem "sieciówkę" więc cały szczęśliwy czekam aż do mnie podejdzie. Sprawdził, wszystko OK. Po kilku pasażerach trafia na faceta ok. 30 lat i pyta o bilet. Facet oczywiście nie ma.
Zaczyna się wypisywanie, pytanie o dane itp. W pewnym momencie mężczyzna pyta się czy mogą wysiąść i dokończyć spisywanie na przystanku. W tym momencie gdyby wzrok zabijał, facet leżałby trupem. "Kanar" zrobił się czerwony ze złości i niemal krzycząc mówi:[K]- Kanar, [F]- Facet
[K]:Spisujemy w tramwaju, nie masz pan biletu, więc się zamknij.
[F]: Gdy wysiądziemy będzie panu łatwiej.
W tym momencie "kanar" zaczął rzucać mnóstwo niecenzuralnych słów w stronę jegomościa. Doszło nawet do szarpaniny i rękoczynów od "kanara". Sytuację próbowały złagodzić babcie jadące tramwajem mówiąc, że w tramwaju są dzieci, jednak z początku niewiele to dało. Pretensje i wulgaryzmy od "kanara" trwały dłuższą chwilę. Jednak po paru przystankach oboje wysiedli i kończyli załatwiać sprawę poza tramwajem.
Rozumiem, że jazda bez biletu jest karalna. Jednakże nie oznacza to możliwości chamskiego i bezczelnego zachowania ze strony kontrolera. Cóż, życie :/

Tramwaj 12, Szczecin

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (159)

#16887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rok oraz dwa lata temu pracowałem jako kolporter rozdając bardzo znaną gazetę na "M" i nie chodzi tu o "Moje miasto" :]
Jak w każdej pracy bywały dobre i złe dni. Jednak kilka przypadków zasługiwało na miarę "piekielnych" oczywiście ze względu na zachowanie ludzi. Oto kilka z nich:

1) Podchodzi starsza babcia (na oko 65-70 lat lub więcej) i prosi o gazetkę. Wszystko ładnie, pięknie daję z uśmiechem na ustach. Prosi o następną to również daję (jednak na każdą osobę można dać max. 2 gazety). Jak się domyślacie zaraz prosi o następną :] Ja jej tłumaczę, że możemy dać max. 2 na osobę. Ona od razu zaczyna tłumaczyć, że bardzo prosi, że mi jest ciężko tyle gazet rozdawać, będę miał mniej do rozdania itp. Ja mówię po raz 2, że max. 2 i tylko 2 mogę dać. I tu zaczyna się jej piekielne zachowanie. Namawia mnie żebym jej dał bo i tak nikt nie zauważy.
(Gwoli ścisłości raz na jakiś czas chodzą kontrolerzy i pilnują czy nie rozdajemy za dużo na osobę).
Tłumaczę po raz enty, że nie mogę bo mnie zwolnią.
Ze złości zmienia kolor na czerwony i zaczyna na mnie najeżdżać, że jestem grzesznikiem, z nikim się nie dzielę i że ona pójdzie do innego kolportera i on jej da.
Jakiś czas potem dowiedziałem się, że była ona zmorą wszystkich kolporterów i chciała od nich tony gazet wyciągać.
Ciekawe tylko po co? Opał na zimę :]

2)Czasami zdarzało się tak, że razem z gazetami trzeba było rozdawać ulotki reklamowe. Najczęściej w piątek bo wtedy jest rozdawane najwięcej gazet. Jedną ulotkę trzeba rozdawać z jedną i tylko jedną gazetą. Tak więc rozdaję sobie i nagle podchodzi kobieta w wieku około 40-45 lat i prosi o gazetkę tylko bez reklamy. Mówię, że musimy z nimi rozdawać, taki przepis. Uparła się i mówi ja chcę tylko gazetę bez ulotki. Znów mówię, że tylko z ulotką. Niechętnie przyjmuje gazetę i sekundę później mówi:
-A to ja już nie chcę.
Po czym chamsko rzuca gazetę na chodnik razem z ulotką jeszcze depcząc ją po drodze.
Kultury chyba to nikt jej nie nauczył. Nie musiała przecież brać tej gazety.

gazeta "M" Szczecin

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (522)

1