Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Blackdagger

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2011 - 15:48
Ostatnio: 24 lutego 2017 - 13:38
  • Historii na głównej: 4 z 15
  • Punktów za historie: 3482
  • Komentarzy: 201
  • Punktów za komentarze: 1089
 
zarchiwizowany

#52252

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie tak dawno temu, za siedmioma blokami, za siedmioma Biedronkami, w Królestwie Blokowiska betonem i asfaltem płynącym, mieszkał sobie czarnoksiężnik.

Czarnoksiężnik ten mieszkał w wielkim ponurym zamczysku, jakich pełno w Królestwie Blokowisk, razem ze swą żoną-czarownicą, piekielnym ogarem i małym diabełkiem którego chowali jak swoje dziecię.

Czarnoksiężnik ten - jak na każdego parającego się magią przystało - posiadał całe mnóstwo dziwacznych magicznych przedmiotów, jak lustro pokazujące najróżniejsze obrazy, krainy, ludzi i historie, głowę z czarnego żelaza która śpiewała to co zechciał, pudełko przez które mógł rozmawiać z innymi czarownikami i magami czy choćby skrzynię w której zawsze było zimno.

Posiadał on również stalowy rydwan, w którym swego czasu zaklął pewnego demona, by ten rydwan zamiast koni ciągnął.
Demon ów, czy to z racji swej złośliwości, krwi piekielnej czy też sekretnego rozkazu swego pana, straszliwie piszczał po nocach, strasząc zwierzęta i budząc ludzi w całym królestwie.
Prośby o ucieszenie demona zbywał śmiechem, był bowiem równie złośliwy co każdy inny czarnoksiężnik, a może i bardziej.
Przybył do niego książę władający zamczyskiem w którym mieszkał, mówiąc:
"Czarnoksiężniku, zlituj się nad nami, i ucisz swego demona, gdyż nikt w królestwie spać przez niego nie może!"
"To mój demon" odparł czarownik "i może piszczeć i hałasować tak długo jak mi nie przeszkadza, a teraz precz bo cię zmienię w żabę!"

Biedni chłopi poprosili rycerzy by poszli do czarnoksiężnika. Odziani w swe niebieskie zbroje zapukali do drzwi jego komnat
"Chłopi się skarżą, czarnoksiężniku" powiedzieli "Twój demon nie daje im spać"
"Chłopi zmyślają, bo ich nie stać na zapłacenie dziesięciny!" zawołał czarnoksiężnik "Teraz jakoś demon jest cicho mości rycerze, czemu skoro piszczy to go nie słyszę?"
Rycerze musieli przyznać mu rację i odeszli, nie pokazując się więcej, gdyż czarnoksiężnik znał najpotężniejsze prawnicze demony.
I tak przez kilka miesięcy demon swoimi piskami i wyciem nie pozwalał spać mieszkańcom królestwa.

Jednak pewnego dnia demon uciekł z rydwanu, zrywając magiczne kajdany go więżące, i zanim uleciał do piekła, z zemsty spalił rydwan czarnoksiężnika. Ten, gdy tylko rankiem to ujrzał, zapłakał gorzko.
"Mój rydwan!" załkał "ktoś mi go spalił!"
Niestety, to jego własne zaklęcia zawiodły.
Poszedł więc czarnoksiężnik do chłopów, do księcia i do rycerzy
"Czemuście nie powiedzieli że demon ucieka!" zawołał "Czemu nie gasiliście rydwanu gdy ten go zapalił?"
"Demon piszczał jak zawsze, nie wiedzieliśmy że ucieka" odpowiedzieli chłopi
"Jak nie pilnowałeś swych czarów, to tylko twoja wina" powiedzieli rycerze
"Jak spalił twój rydwan, to twoja strata, ale jakby zniszczył coś co należało do kogoś innego,to poszedłbyś do lochu!" zawołał książę.

Czarnoksiężnik wrócił do siebie smutny.
I nikomu z królestwa nie było go żal.

osiedle bloki samochód

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (57)

#50054

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Matura.

Temat dość "na czasie", tak więc postanowiłem się podzielić moimi wspomnieniami z czasów liceum i przygotowań maturalnych. Chociaż minęło kilka lat, to mam wrażenie że za dużo się nie zmieniło...

Chodziłem do "Chrobrego" w Piotrkowie Trybunalskim, do klasy o profilu z rozszerzonym językiem polskim. Nasz polonista nas nie uczył, jak sam twierdził.
On nas przygotowywał do matury.

Sam proces przygotowywania polegał nie na nauce, a na wkuwaniu klucza. Dosłownie.

Achilles musiał być mniej heroiczny od Hektora. "Heroiczny", koniecznie to słowo, "żadne inne, bo nie dostaniecie punktów na maturze".
Boryna to wyidealizowany obraz chłopa-Piasta.
Jedynym motorem napędowym Judyma była praca u podstaw.
Izabela Łęcka... wiadomo.

Żadnych własnych przemyśleń, żadnych własnych opinii, nic co by wychodziło poza program czy klucz. Na swoje "nieszczęście" uczyłem się nie do matury a dla siebie, i też prace z naszego języka ojczystego pisałem inaczej niż w kluczu. Jako że "dobrze, są przemyślenia, jest pomysł, ale w kluczu tego nie ma", to miałem same trójki, i być może trochę satysfakcji że jako jedyny ośmieliłem się mieć inne zdanie, i z Lady Makbet nie zrobić nie głodnej władzy kobiety-morderczyni, "Lucifera" Micińskiego ukazać jako osobę cierpiącą i żałującą, a epokę romantyczną uznać za coś więcej niż głupotę.

I może to zabrzmi nieco chełpliwie, ale uczyłem się faktycznie, naprawdę, nie czytałem opracowań (co było normą), myślałem samodzielnie nie kopiując wniosków z klucza czy opracowań, ba, nawet robiłem prace domowe samodzielnie, a nie kopiując gotowce.
A potem nadszedł czas wyborów przedmiotów maturalnych, i jako jeden z czterech uczniów w klasie wybrałem język polski rozszerzony. Pozostała trójka to były dziewczyny które zdaje się szły na polonistykę właśnie, i które były czcicielkami klucza maturalnego. Na moją decyzję o rozszerzonym programie sam polonista wykazał zdziwienie i próbował mnie od tego odwieść. Bo po co mi to? Dla mojej własnej satysfakcji. Ale po co?
Mój własny nauczyciel nie chciał bym się postarał, bym wykazał inicjatywę.

Nadeszła matura, egzamin, temat "niespodziewany" (bo z tego co pamiętam to wszyscy myśleli że "teraz jest kolej na Chłopów" a był chyba wiersz Szymborskiej i fragment z Ferdydurke) napisałem, dostałem wyniki. Osiemdziesiąt parę procent. Czcicielki Klucza miały po sześćdziesiąt.

Dlaczego o tym piszę? Żeby wykazać bezzasadność uczenia się pod klucz i całego tego systemu.

Rozszerzona matura z polskiego nie przydała mi się do niczego, ani na studiach ani w pracy. Ale do tej pory pamiętam co nieco z lektur, czy w ogóle z lekcji, i potrafię wyciągać wnioski i je przedstawić.
Ucząc się "pod klucz", ucząc się "do matury", czytając opracowania i gotowce, jedyne co bym potrafił to czekać na gotowe i powtarzać to co mi podetknięto pod nos.

Niestety, ale szkoła nie uczy i nie będzie uczyła myślenia. A obecny system edukacji tylko je zabije.

Szkoła

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (833)
zarchiwizowany

#49283

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Powiedzcie mi moi drodzy, wiecie co się robi z biletem po zakończeniu podróży?

Wyrzuca się go do śmieci oczywiście. Przecież w autobusach czy tramwajach są małe pojemniczki na śmieci, na przystankach kosze...

Wczoraj jadąc do pracy miałem przyjemność dzielić środek lokomocji z dwoma matronami, jak to w zwyczaju matron bywa uprzyjemniających sobie drogę narzekaniem na młodzież. W tym konkretnym wypadku było to narzekanie na śmiecenie. Że nie sprzątają, że pety po chodnikach się walają, że butelki leżą obok kosza i nawet uwagi nie można zwrócić...

Niby wszystko w porządku, lecz gdy zbliżał się przystanek obie matrony wstały i stanąwszy przed drzwiami tramwaju, kontynuując rozmowę, jedna z nich wzięła bilet swój i koleżanki, po czym kompletnie ignorując niewielki "koszyk" na śmieci obok niej, położyła bilety na automacie do biletów.

Zwróciłem jej delikatnie uwagę, że obok może je wyrzucić, co spotkało się z tak dumnym zadzierzgnięciem nosa u matrony, że nie wiedziała jak idzie i potknęła się wychodząc z tramwaju. Bilety wyrzuciłem sam.

Moi drodzy, w transporcie miejskim obowiązują takie same prawa dobrego wychowania co wszędzie indziej. Nie śmiecimy, nie hałasujemy, nie przeszkadzamy innym, dbamy o higienę osobistą...

komunikacja_miejska

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (35)

#36761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia krótka acz przykra.

Wujostwo pojechało sobie na camping. W tej samej miejscowości, właściwie wsi, której nazwy nie zdradzę, wybuchł pożar obok pola namiotowego. Jeden z domów zaczął się palić, ludzie się gapią, ktoś wezwał straż pożarną. Jakaś grupka studentów (czy po prostu młodych ludzi), którzy właśnie przyjechali lub zbierali się do wyjechania, rzucili tobołki jakie nosili na ziemię i pobiegli pomóc.

Potem przyjechała straż i dzielni studenci mieli kłopoty, bo "przeszkadzali w akcji ratowniczej"

A ich tobołki znikły...

Ludzie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (681)
zarchiwizowany

#34790

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miniony weekend spędziłem w rodzinnym R′lyeh, wśród radosnego gwaru Wielkich Przedwiecznych... znaczy się, rodziny. Z racji dość rzadkich odwiedzin radości z tego tytułu nie było końca, przynajmniej przez pierwsze pół godziny. Dowiedziałem się nieco później, że zaplanowany został wyjazd do Bel Yarnak, obecnie Dis, gdzie to moja Babcia pomieszkuje od czasów słynnego żartu Droom-Avisty... Pominę naszą historie rodzinną, toteż stwierdzę tylko, że w ten dzień miał się odbyć jakiś "pokaz" na którym to pokazie Babcia zażyczyła sobie być.

Pokaz ów był prezentacją umiejętności pogotowia i straży pożarnej, który z racji niewielkiej miejscowości rozrósł się do dość przyjemnej zabawy, łącznie z grillem, piwem i didżejem łamane przez komentatorem, którym to okazał się sympatyczny młodzian, opisujący starania dzielnych strażników zdrowia i dobytku rzeczowo i z humorem.

Oczywiście, coś, czy może ktoś, musiał cała zabawę popsuć. Z pewnością znacie socjotyp: twarz jak u buraka oblanego keczupem, przepocony i charakterystycznie woniący podkoszulek, krótkie spodenki ukazujące włochate balerony, skarpety w klapkach i ostatni trymestr ciąży, której to sprawcą był Pan Browar, pożądliwie obściskiwany przez całą akcję dramatu.
Tak, moi kochani - Oto... Komentator!

Zarówno on, jak i ja z rodziną staliśmy obok stolika didżeja, którego to, mimo wsparcia głośników, imć Komentator zagłuszał. W trakcie zagłuszania wszyscy chcąc nie chcąc dowiedzieli się jacy to strażacy są nieudolni, w jaki sposób powinno się prawidłowo trzymać gaśnicę, a także, co najistotniejsze, że Komentator zrobiłby to lepiej.
Większość widowni starała się go w ten czy inny sposób przyciszyć, ale chyba zawiesiła mu się karta dźwiękowa, więc głośność została ta sama. Widać było że przeszkadza to "aktorom", ale Ci pozostali profesjonalni, za co należy im się szacunek.
Po strażakach przyszła kolej na pogotowie - i tu również Komentator wykazał się pełną znajomością tematu, zarówno w dziedzinie farmakologii, co technik ratunkowych i procedur pogotowia. Normalnie Komendant Główny PSP i Ordynator w jednej osobie.
I tu karma w końcu dała o sobie znać, przyprowadzając ze sobą swojego kolegę, wiccańskie Prawo Powrotu...
Jeden z ratowników po przemowie dotyczącej upałów(wiecie, dużo pić, pilnować dzieci i starszych..) położył na trawce kocyk, a na kocyku fantoma, i zachęcił widownię do treningu resuscytacji krążeniowo-oddechowej.

-Takie coś to każdy potrafi - Komentator wydął pogardliwie wargi - Zaraz tam pójdę i pokażę tym nierobom jak to się robi...

Ja już podnosiłem rękę w celu zgłoszenia się, gdy zupełnie nieoczekiwanie ręka owa popchnęła Komentatora do przodu. Niegrzeczna łapka, oj niegrzeczna...
- Ten Pan się zgłasza! - aparat oddechowy i mięśnie twarzoczaski aktywnie dołączyły do rebelii ręki.
- O, mamy pierwszego ochotnika! - Didżej przejął pałeczkę - Zapraszamy Pana, zapraszamy, niech Pan pokaże co Pan potrafi!

Wcześniej czerwona twarz Komentatora przybrała teraz barwy naszej flagi narodowej, pierzchnąć jednak nie zdołał, gdyż jeden z ratowników ujął go za ramię i pożyczywszy od Didżeja mikrofon zaprowadził go na środek i zaczął opisywać działania Komentatora. Który to między innymi szukał mostka na pępku, skręcił fantomowi kark i zmiażdżył tchawicę(a w każdym razie zrobiłby to gdyby fantom był człowiekiem) i nie potrafił zrozumieć obsługi maseczki do oddychania.

Reszta jest milczeniem. A raczej śmiechem.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (183)
zarchiwizowany

#32438

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W poniedziałek radosną rzeź Diabolowego nasienia przerwał mi mój telefon, mrocznym głosem Nyan Cata chcąc zwrócić na siebie uwagę. Na ekranie zwidział mi się napis "numer zastrzeżony", co spowodowało u mnie lekko mówiąc panikę. Myśląc o Technokracji czy też innej "żydomasonerii" odebrałem telefon... A tu miły kobiecy głos przedstawia się i zapytuje czy ja to ja

[Kobiecy Głos] - Witam, czy rozmawiam z panem Blackdaggerem KocioGotyckim?
[Ja] - Tak, słucham?
[K] - Dzień dobry Panu, dzwonie do pana z Pewnej Firmy, świadczymy usługi dostarczanie internetu, telewizji i telefonu. Czy chciałby pan poświecić minutkę?

Trzeba Wam wiedzieć, że Blackdagger pracował kiedyś w call center. I wiedziałem co dzieje się po drugiej stronie słuchawki, może nawet o tym napiszę bo większość osób jednak uważa że oni dzwonią ze złośliwości chyba. W każdym razie wyraziłem chęć poświęcenia kilku minut, byleby nie święcić ich za mocno.

[K] - Dziękuję, proszę mi powiedzieć, jak dużo ogląda Pan telewizji?
[J] - Nie oglądam telewizji.
[K] - Ale... jak? Tak z dwie godzinki na tydzień?
[J] - Nie, w ogóle jej nie oglądam. Nawet nie mam telewizora.
[K] - ...Och. A bo wie Pan, my mamy takie fajne promocje teraz... A może z Internetu Pan korzysta?
[J] - A owszem, korzystam, ale...
[K] - A to świetnie się składa, bo mamy specjalną ofertę, na pewno się Panu spodoba, a gdzie Pan mieszka?
[J] - ...Ale mieszkam na stancji, i korzystam i łącza gospodarzy
Tu Miły Kobiecy Głos zafrasował się mocno. Tu przypomniało mi się że Wielcy Przedwieczni, znaczy się, rodzina, planowała założyć sobie satelitę, a i chęć przyłącza internetowego wyrazili. Wspomniałem ja o tym Miłemu Kobiecemu Głosowi, co wywołało u niego radość, jeśli nie ekstazę:
[K] - A to bardzo dobrze, bo widzi Pan, my mamy takie fajne oferty, a łączone są jeszcze fajniejsze, i tańsze, i na pewno coś dla Pana znajdę ciekawego, proszę mi tylko powiedzieć, gdzie Rodzice mieszkają?
[J] - No wie Pani, najpierw to ja się ich spytam czy w ogóle będą chcieli
[K] - No tak, oczywiście, ja tylko chcę sprawdzić czy jest zasięg. Gdzie mieszkają?
[J] - ...R′lyeh (Może korzystają z własnych nadajników? Albo po prostu chcą wyciągnąć adres.)
[K] - Dobrze, a jaka ulica?
[J] - Azathotha
[K] - A numer?
[J] - Sama ulica chyba pani starczy do określenia zasięgu.(Naiwny Blackdagger, oj naiwny...)
[K] - Ach, no tak tak, oczywiście. To ja może w środę zadzwonię czy Pan już się z rodzicami skontaktował dobrze?
[J] - Bardzo proszę, prosiłbym tylko, mogłaby mi Pani na meila przesłać jakąś ofertę żebym zobaczył, lub przykładową umowę?
[K] - Ojej... No widzi Pan, my nie przysyłamy tak umów, to monter przyjeżdża i wszystko zakłada, i wtedy daje umowę do podpisania... Ale ja już Panu nie zawracam głowy, zadzwonię jeszcze w środę, miłego wieczoru!

I do tej pory Miły Kobiecy Głos nie zadzwonił.

call_center

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 51 (153)
zarchiwizowany

#31825

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracając z wykładu dzisiejszego popołudnia skręciłem do lokalnej Biedronki z zamiarem zakupu pewnych wiktuałów. Biedronka ta mieści się w jednym budynku z kilkoma innymi sklepami, kwiaciarnią, kioskiem, ot, takie centrum handlowe w wersji mini.

Przy wejściu zaczepiał ludzi mężczyzna w wieku już nieco przejrzałym, odziany w podniszczone dresy i prosił ludzi o złotówkę czy dwie "bo on biedny", "bo on głodny"... Scenka rodzajowa dość łatwa do wyobrażenia jak sądzę.

Piętnaście minut później wychodząc ze sklepu z naręczem nabytych drogą kupna kuchennych ingrediencji (czyli z kupionym jedzeniem) zauważyłem tego samego biednego, głodnego człowieka wsiadającego za kierownicę Citroena i odjeżdżającego nim w dal.

Dzieckiem będąc czytałem bajkę gdzie król przebrał się za żebraka by obserwować ludzi i sprawdzić ich hojność. Chodź osobiście wątpię, czy ten Pan miał ten sam zamiar.

sklepy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (126)
zarchiwizowany

#29642

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pozdrowienia dla jadących wrocławskim tramwajem nr 2 o godzinie 13.15 od Placu Grunwaldzkiego.

Gorące pozdrowienia dla gościa z tunelami który rozparty na podwójnym siedzeniu jak basza nie zwracał uwagi ani na tłum, ani na dwie staruszki obok niego. Gdy zwróciłem mu uwagę, chciał mnie pobić(nie zrobił tego chyba dlatego że zobaczył jak sięgam do kieszeni). Gdy w końcu wyszedł, roztrącał współpasażerów na ściany. Pozdrowienia dla reszty pasażerów którzy całość sytuacji ignorowali.

Niech żyje nasze społeczeństwo.

Tramwaj

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (35)
zarchiwizowany

#26756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Blackdagger wrócił!

A powrócił z wielką dozą energii. Czymś muszę się zająć do pierwszej, więc równie dobrze mogę coś napisać. A napiszę dwie historię. Oto pierwsza:

Znajomy na roku, dajmy na to Kalasanty, jest jednostką wybitną. Tu, dla uproszczenia dodam, że "wybitny" w moim prywatnym Słowniku Nie Całkiem Ironii oznacza mniej więcej to samo, co "specjalny" w twierdzeniu "dzieci specjalnej troski".
Mianowicie, Kalasanty jest... szowinistą. I to szowinistą wybitnym(patrz wyżej). Teksty typu "Czemu ona nie jest w kuchni?" są niestety codziennością. W dodatku, jest on tego typu szowinistą, co potrafi zbluzgać(!) koleżankę z roku a w chwilę potem ślinić się do profesorki czy pani z dziekanatu. A traktowanie kobiet przedmiotowo (czy może raczej podmiotowo) nie zwalnia go z opowiadania nam "jaki to on jest "w istocie najwspanialszy"w łóżku" i jego podbojach miłosnych, których, nawiasem nikt nie widział i nie znał. Inaczej: jest dwulicową gnidą. A że niestety wszelkie próby wyzwania go do sprawiedliwego pojedynku na wszelkie bronie świata powodowały u niego wylew inwektyw z bezpiecznej odległości, nie zdołałem go naprostować(nie żebym miał szanse w uczciwej walce).
Do czasu...

Wiecie co to kot? Kot to niewielkie, urocze stworzenie, z pięknym futerkiem. Słodko mruczy i jest naprawdę kochane.
Jest po za tym drapieżnikiem, doskonałą, psychopatyczną maszyną do zabijania, dzielącą tą samą pulę genetyczną co lwy i tygrysy.
Potrafi też naprawdę napsuć krwi.

Blackdagger jest kotem w ciele człowieka.

Dzisiaj pierwsze wici rozeszły się po uczelni. Pocztą pantoflową, przez fb i gg, kolejne idą już w ruch. Delikatna pajęczyna decepcji powoli rozprzestrzenia się po całym Wrocławiu... A zaczęło się od jednego, niewinnego komentarza. Oczywiście, jakby na to spojrzeć, to jest to oczywiste. Wystarczy tylko pomyśleć i za sprawą kilku słów myśli biednej tłuszczy są kierowane w odpowiednie alejki. Machiavelli byłby, mam nadzieję, zadowolony.

Co takiego powiedziałem? Zainsynuowałem, że Kalasanty jest gejem. Przecież kobiety nie są go godne, co sam powtarza co chwilę, prawda?
No i od słowa do słowa, plotka rozszerzyła się po wydziale i mam nadzieję, że na tym się nie skończy.

Biedaczek, zniszczyłem mu życie... MUAHAHAHA!

P.S. w tym miejscu pragne złożyć wszystkim Damom z Piekielnych wszystkiego dobrego z okazji Ich święta, oraz złożyć opowiedziany wyżej czyn im w podarunku.

Wydział

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (112)
zarchiwizowany

#26759

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Blackdagger wrócił!

A powrócił z wielką dozą energii. Czymś muszę się zająć do pierwszej, więc równie dobrze mogę coś napisać. A napiszę dwie historię. Oto druga:

Pamiętacie może moją poprzednią historię, tą z Panem Szyitą i próbą odebrania mi komórki? Jadąc sobie spokojnie w tramwaju z Wydziału Zua i Niedobrości do mojego lochu, myśląc już o herbacie i Mass Effect 3, poczułem jak ktoś mi się przygląda. Ot, jakieś dwie staruszki, z aparycji typowe, z charakteru plotkarskie. One siedziały, torby z nimi, ja stałem, kurtka zakrywała zabawki i większą część ubrania... Prócz bojówek i moich stylowych glanów.

-Patrz Zosiu w jakich madziarach chodzi! A nie za ciężkie? - zapytała się. Pokręciłem głową z uśmiechem, ta się uśmiechnęła również. Hm, miła pani. W tym momencie odezwała się druga dama:
-Uważaj kochanie na takich, nie rozmawiaj, na Wigilię to taki jeden latał po dworcu z mieczem jakimś... katanną i bezdomnych zabijał! Ta a ta mi opowiadała, jej córka widziała!

Ot, siła plotki. A ja zostałem gwiazdą.

panie tramwajowe

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (61)