Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Coin

Zamieszcza historie od: 13 stycznia 2012 - 22:30
Ostatnio: 29 maja 2012 - 0:22
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 3712
  • Komentarzy: 46
  • Punktów za komentarze: 356
 
zarchiwizowany

#30017

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Prowadzę fundację, co wiąże się z tym, że często wysyłam i otrzymuję różne rzeczy pocztą (na co nie narzekam, w końcu mam cudownego listonosza) oraz kurierem (o czym będzie dzisiaj).

Niedawno wróciłem do domu, między drzwi a framugę miałem wetknięty świstek z napisem, że przesyłka adresowana na fundację jest do odebrania u sąsiada cztery domy dalej. Zagotowało się we mnie wstępnie, bo delikatnie mówiąc nie jestem z tym sąsiadem w najlepszej komitywie (mniej delikatnie mówiąc - ubzdurał sobie, że koniec ulicy to jego prywatny parking i różne już rzeczy się działy, od zastawiania do cięcia opon... no historia długa, a ja dzisiaj nie o tym.). Zagotowałem się tym bardziej, kiedy okazało się, że paczka jest naruszona (ok, otwarta), a sąsiad rozbrajająco oświadcza, że tak kurier przyniósł.

Dzwonię do kuriera. Dlaczego doręczył moją paczkę osobie nieuprawnionej do jej odbioru. No jak to, przecież pana nie było w domu, poszedłem panu na rękę. Aha, dobrze, poproszę pana imię i nazwisko. Trzask odkładanej słuchawki.

No i chwilowo wiszę na telefonie próbując dodzwonić się do biura obsługi klienta znanej wszem i wobec firmy Dupa Pipa Dupa, bo zdecydowanie tego tak nie zostawię.

Chociaż z drugiej strony trochę szkoda energii, bo czy to cokolwiek ich nauczy? Albo czy wyciągną jakiekolwiek konsekwencje/wnioski?

kurierzy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (195)

#27801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było to wiele lat temu, mieszkałem wtedy na osiedlu szeregowców, które było dość rozległe, a które obsługiwał jeden listonosz. W związku z tym pan listonosz oprócz swojego standardowego wózeczka, zawsze nosił dwie torby przerzucone przez oba ramiona, a nierzadko przyjeżdżał na osiedle drugi raz, żeby donieść to, czego nie wziął za pierwszym podejściem.

Któregoś razu jeden z sąsiadów (o którym historii jest MILIARD, ale to może innym razem) stwierdził, że ma opłaconą za rok z góry opłatę za dwa kubły na śmieci, a używa tylko jednego, więc pan listonosz mógłby sobie na jakiś czas część przesyłek tam zostawiać, żeby mieć mniej do noszenia na raz. Pan listonosz któregoś dnia chodząc po domach pytał się ludzi, czy nie przeszkadzałoby im takie rozwiązanie, nikt nie miał nic przeciwko, więc jak zaplanowali, tak zaczęli robić.

Przez pierwszy miesiąc wszystko było w porządku, pan listonosz zadowolony, ludzie zadowoleni. Po miesiącu jednak niektórzy sąsiedzi (zwłaszcza jedna rodzina) zaczęli zauważać, że koperty od niektórych przesyłek (zwłaszcza z banku i pism urzędowych) wydają się rozklejone. Na początku zrzucono to na karb wilgoci, no zdarza się, popadało trochę, klej zawilgotniał, koperta trochę się rozkleiła.

Co dopełniło piekielności? Pan sąsiad nie był zbyt dyskretny, więc kiedy zaczynał rozmowy z ludźmi od stwierdzenia "no i jak tam kredycik?" albo "a co wy znowu na policję musicie?", to dość szybko się wydało do czego doszło - listonosz zostawiał te przesyłki w koszu, a sąsiad szybciutko te co ciekawsze stamtąd wyciągał, otwierał je nad czajnikiem, a potem zaklejał z powrotem i odkładał na miejsce.

Ot krótka historia o życzliwości.

Współpraca oczywiście natychmiast została przerwana. ;)

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (756)

#23692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem dla odmiany nie będzie zabawnie, a piekielne będzie wszystko, od organów ścigania, przez pracowników społecznych do władzy sądowniczej. Chciałem się też odnieść do dyskusji pod jedną z moich poprzednich historii, że nadzór państwa nad wychowaniem dzieci to rzecz absolutnie karygodna. Ok, a co jeśli nad rodzinami zastępczymi też nie ma nadzoru? Będzie długo i konkluzja nie będzie wesoła, ale tak to już jest w życiu, wybaczcie.

Oddział chirurgii dziecięcej, przyjeżdża 3 letnie dziecko, całe posiniaczone, wielki krwiak na głowie, bo podobno spadło z łóżeczka piętrowego, jak stwierdził opiekun - ′ojciec′ z rodziny zastępczej. Krótkie oględziny pokazały, że obrażeń było trochę więcej niż te spowodowane przez jakikolwiek kontakt z podłogą, poza tym siniaki były i świeże i stare. Zawiadomiono policję. Dziecku na szybko zrobiono badania, czaszka pęknięta w kilku miejscach, w mózgu kilka krwiaków śródmózgowych i podoponowych. Niedługo po przyjęciu dziecko straciło przytomność, przekazano je na oiom, gdzie w 4 dobie umarło. Sprawa trafiła do sądu w miejscowości, z której pochodziła rodzina zastępcza dziewczynki. Nie było to zbyt wielkie miasto, więc podejrzewam, że prokurator znał się z biegłym, biegły z sędzią... Biegły stwierdził, że przyczyną zgonu był upadek z łóżka piętrowego. Lekarze z oddziału złożyli odwołanie, zwłaszcza, że pani ordynator oddziału była w tym czasie orzecznikiem sądowym i bodaj jedynym związanym z chirurgią dziecięcą w kraju. Sprawę umorzono, okazuje się, że opinia biegłego podlega ocenie tylko przez sąd, a nie przez orzecznika, a sędzia nie widział problemu z taką oceną sytuacji.

Mija rok. Na oddział trafia siostra bliźniaczka poprzedniej dziewczynki. Okazuje się, że dzień przed przyjęciem na oddział została przekazana do innej rodziny zastępczej, a tam matka w czasie kąpieli zauważyła, że dziecko ma zniekształcone ramię i ciało całe w siniakach. Bardzo rozsądnie pojechała więc do szpitala na chirurgię dziecięcą. Dziecko obfotografowane, wysłane na rentgena - na rentgenie stare złamania, źle zrośnięte, obu ramion i przedramion (po sprawdzeniu okazało się, że ani u lekarza rodzinnego ani u chirurga z tymi złamaniami nigdy nie byli), ślady na kościach spowodowane częstym szarpaniem... Ponadto dziewczynka wpadała w panikę, jak miała gdzieś jechać na badanie, bo bała się, że wraca do domu.

Znowu wezwano policję, sprawę w sądzie wznowiono. Rodzice zastępczy tłumaczyli, że dziecko połamało kości, bo ma osteoporozę (badania wykluczyły), jest posiniaczone, bo ma skazę krwotoczną (badania wykluczyły), potem przyjęli wersję, że ojcu wypadła z rąk przy noszeniu... Ale w końcu został skazany na 25 lat, a żona na 4 za ukrywanie tego wszystkiego. Oczywiście wiadomo, że nie będą tyle siedzieć, ale powiedzmy, że się udało.

Tylko dlaczego dwójka dzieci musiała zostać skatowana, żeby ktokolwiek zainteresował się losem dzieci w tej, pożal się Boże, rodzinie? Bo zwróćcie uwagę - kiedy jedno z dzieci zginęło, nikt się nie zainteresował jak się ma drugie dziecko. Poza tym czemu nikt się tym najzwyczajniej w świecie nie zainteresował wcześniej? Rodziny zastępcze dostają od państwa grube pieniądze za każde dziecko będące pod ich opieką, czemu nie sprawdza się jak taka opieka wygląda?

No i tradycyjna wisienka na torcie, czyli jak wiele mogą zdziałać znajomości w tym kraju. Już przy sytuacji z pierwszą dziewczynką poinformowane zostały o sprawie media, ale szybciutko wszystko zostało zamiecione pod dywan. Niedługo potem okazało się, że to byli znajomi wysokiego rangą lokalnego polityka. Bez komentarza w tej kwestii.

I można by powiedzieć, że to przecież pojedyncze przypadki w skali kraju, ale uważam, że każda śmierć dziecka jest zła i niepotrzebna. TYM BARDZIEJ, kiedy dzieje się to w rodzinie zastępczej, która powinna być pod szczególnym nadzorem.

Gdzie wtedy były te wszystkie urzędasy?

wymiar sprawiedliwości

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1117 (1151)

#22599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako że mam w planach zostanie pediatrą, piekielność nie jest mi obca, bo mało jest rzeczy bardziej piekielnych niż rodzic pacjenta pediatrycznego.

Sytuacja sprzed dość dawna, ale do tej pory wspominamy ją sobie czasami.

Dyżur na oddziale niemowlęcym. Coin zbiera wywiad z 20-letnią matką 8-miesięcznego dziecka (ważącego tyle co dwulatek i mającego powikłania wynikające z otyłości).
Ja: Karmi pani piersią?
Matka: Nie, prawie od początku nie karmiłam.
Ja: A czym pani karmi dziecko?
Matka: Oj różnie, nie, bo generalnie to staram się żeby pożywne rzeczy miało, na przykład frytki, nie, ale nie codziennie mi się chce smażyć, no to czasami jakieś czipsy dam albo kanapki zrobię
(...)
Ja: A o której kładzie pani dziecko spać?
Matka: Nie no nie wiem, różnie, generalnie to chodzi ze mną spać, nie, to tak koło pierwszej jak kończymy telewizję oglądać to idziemy.

Pamiętajcie, patologia to nie tylko alkoholizm i przemoc. Jest wiele sposobów na zrobienie dziecku krzywdy.

A pozostając w temacie, dla rozładowania atmosfery, podobna historia, ale bardziej zabawna niż piekielna.

Matka 2-letniej pacjentki: Pani doktor, bo ja się martwię. Moja córka ostatnio prawie nic nie je.
Lekarka: No dobrze, ale co to znaczy to prawie nic?
Matka: Wczoraj na przykład zjadła 3 jajka i wypiła pół szklanki herbaty.
Lekarka: A czy dają jej państwo mleko do picia?
Matka: Tak.
Lekarka: A ile dziennie?
Matka: Dziennie to nie, ale w nocy dostaje 3 razy po 300 ml

I potem absolutnie szczere zdziwienie matki, że dziecko
a) budzone w nocy, żeby jeść
b) wypijające przez noc prawie litr mleka
po pierwsze nie będzie chciało tak dużo jeść za dnia, a po drugie będzie miało nadwagę.

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 703 (725)

#22570

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie z serii ′zawsze się trafi jeden taki′, czyli o tym jak wykaszać konkurencję.

Nasz rok na studiach jest generalnie bardzo zgrany, wszyscy sobie pomagają, materiały nie znikają z maila roku w tajemniczych okolicznościach, co zdarza się u innych, raczej jeszcze przybędą niespodziewane dodatkowe porcje... No ale ja nie o tym. Miałem powiedzieć o NIM. Jest na naszym roku chłopak, który za punkt honoru postawił sobie bycie najlepszym. Nic złego, prawda? Ambicje dobra rzecz. Tylko co innego być najlepszym samym z siebie, a co innego robić pod górę innym.

Sytuacji tego typu było wiele, opiszę tylko te najświeższe.

1. Egzamin testowy, ON dostał 4. Zbulwersował się okrutnie, bo przecież nie mógł skalać swojego indeksu tak niską oceną. Szczęśliwie dla NIEGO, w tym zakładzie ocenę z egzaminu można poprawić, co też uczynił. Poszedł, odpowiedział na 5. I gdyby był normalny, historia by się skończyła, ale w końcu jesteśmy na piekielnych. Otóż postanowił napisać do kierownika zakładu pismo, w którym tłumaczył swój słaby wynik tym, że w poprzedniej grupie piszącej ten test powtórzyło się 80% pytań z poprzednich latach, a w jego grupie zaledwie 50% i jest to oburzające. Następnej grupie nie powtórzyło się ani jedno pytanie, zdało tylko kilka osób (przedmiot jest ciężki, coś takiego jak podręcznik nie istnieje, a pytania wydają się być wyjęte z... no, wiecie skąd).

2. Egzamin ustny tym razem. Pani profesor jest bardzo wymagająca, przez co z całej grupy przepuszcza zawsze w pierwszym terminie tylko pojedyncze osoby, ale żeby wyjść na przeciw reszcie, nie wstawia im dwój za pierwszy termin tylko pozwala podejść do egzaminu jeszcze raz tak po prostu. ON dostał 4 w pierwszym terminie i był z tej oceny zadowolony, dopóki nie dowiedział się, że jego koleżanka z grupy, odesłana za pierwszym podejściem, dostała 4+. Poszedł więc do pani profesor, wyprosił możliwość poprawy oceny, poprawił, po czym napisał do niej pismo, że to oburzające, że osoby zdające egzamin w drugim terminie mają wyższe oceny niż osoby zdające w pierwszym. Od tamtej pory pani profesor osobom odesłanym nie stawia więcej niż 3.

Deser:
ON asystuje do operacji profesorowi ginekologii. Profesor operuje, mija 15 minut, po czym ON wypala:
- My z tatą robimy to inaczej.

Bo jak być lepszym, to od każdego!

studia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 922 (954)

1