Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

CzarnaMysz

Zamieszcza historie od: 19 sierpnia 2015 - 16:45
Ostatnio: 16 września 2015 - 7:12
O sobie:

Nigdy nie kłóć się z idiotą. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem.

  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 1773
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 13
 
zarchiwizowany

#68493

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio poruszyliście temat pracy, dorzucę się i ja :)
Pracuję w malutkiej, prywatnej firmie zajmującej się dystrybucją ekologicznych preparatów dla rolnictwa. Temat mało popularny w Polsce z różnych względów, a więc i klientela niechętna do otwarcia się na nasze rozwiązania. Rynek ciężki ale i niezwykle ciekawy.
1. Umowa.
Jak to w większości małych firm bywa jedna osoba jest człowiekiem do wszystkiego. Ja mam 3 posady: sprzedaż na terenie 3 województw, obsługę biura i doradztwo agronomiczne w całej Polsce. Wynagrodzenie mam jedno, niewiele większe niż najniższa krajowa.
2. Premie.
Jasne, że są. Ze sprzedaży. Problem w tym, że minimalna wielkość sprzedaży określona przez szefa jest tak duża, że przewyższa zapotrzebowanie 90% moich klientów. Mniejszych ilości nie realizujemy. Dodatkowo jeśli już uda mi się znaleźć klienta, który jest w stanie kupić wymagane ilości, nie wolno mi udzielić mu rabatu. Rabaty oczywiście widnieją w cenniku dla klienta, jednak za udzielenie rabatu odbierana mi jest premia. Dodam, że cena naszych produktów jest dwukrotnie wyższa niż standardowych nawozów, efekt ich działania jest ten sam...
3. Nadgodziny.
Oczywiście niepłatne. Szef lubi sobie zadzwonić do mnie w sobotę czy niedzielę, na tygodniu około 2 w nocy, bo niezwykle ważne jest i naglące, aby w tej właśnie chwili przedyskutować sytuację w firmie albo przygotować dla niego prezentację, gdyż przypomniał sobie, że obiecał komuś tam. 3 tygodnie temu...
4. Delegacje.
Również raczej w formie rozrywkowej i w celach bardziej rekreacyjnych niż zarobkowych. Jeździć muszę daleko, na drugi koniec Polski. Wyjeżdżam w nocy, cały dzień spędzam w polu, wykonując analizy, przekroje gleby i odbywając konsultację z klientami bądź prowadząc spotkania, szkolenia, pokazy. Wyjazdy takie potrafię mieć 2-3 razy w miesiącu, trwające kilka dni. Mnie się nie pyta o dostępność w tym terminie, ja tam po prostu mam obowiązek być wtedy i wtedy. Za odbyte delegację i pracę wykonaną ponad moje obowiązki widniejące w umowie nie otrzymuję dodatkowego wynagrodzenia. Teoretycznie mogę odbierać to w dniach wolnych. Ale tu wracamy do punktu 3...A! Diety niet.
5. Cenniki.
Ulegają zmianie kilka razy dziennie. Zabawna sytuacja kiedy stoisz u klienta na podwórku czekając na aktualny cennik, dostajesz go, a wychodząc z zamówieniem podpisanych zgodnie z cennikiem okazuje się, że jednak podpisałaś po starej niższej cenie i nie dostaniesz premii. Oczywiście ceny idą tylko w górę, nigdy w dół.
6. Wkład własny.
Z powodu kiepskiej sytuacji finansowej firmy zmuszona byłam korzystać ze swojego prywatnego auta przez 4 lata pracy. Jak podejrzewacie, nie zwracano mi kosztów remontu i użytkowania samochodu, jedynie faktyczne koszty paliwa. Wszelkie naprawy, usterki, rutynowe przeglądy leżały w moim zakresie. Na szczęście/nieszczęście auto wyzionęło ducha. Jazda po zakurzonych, wyboistych polach nie była dedykowana mu od nowości, stąd zapewne określenie auta miejskiego. Dostałam auto służbowe, w leasingu. Jak wiadomo w niezmierzonej łaskawości szefa był to gest ponadprzeciętny, a więc ja uniżony sługa winnam w swej wdzięczności przyjąć na barki dodatkowe obowiązki. Do zakupu nowego auta nie przyznałam się, lepiej dmuchać na zimne...
7. Podejście do klientów.
Klient ma w obowiązku pragnąć całym sercem naszych produktów, wszak są cudowne. My, pracownicy natomiast mamy podchodzić do klienta z wyższością, pozwalać mu prosić się o to, aby mógł kupić, traktować jak ciemną masę, której niesiony jest kaganek oświecenia. To nic, że większość tych klientów to doktorzy lub kilkukrotni magistrowie w tej dziedzinie, ludzie naprawdę inteligentni i światowi, obracający rocznie kwotami jakich my nie widzieliśmy przez 8 lat działalności, nawet po zsumowaniu.
8. Wiedza.
Temat bardzo delikatny, którego nie wolno poruszać w obecności szefa. To nic, że jako prezes firmy rolniczej nie potrafi odróżnić pszenicy od jęczmienia. To nic, że na spotkaniach w których bierze czynny udział głosi herezje i wywołuje salwy śmiechu. Przecież to on jest kimś, rekinem biznesu, dyktującym warunki! A to, że jesteśmy traktowani niepoważnie, to już nasza wina, pracowników. Wszak na niczym się nie znamy, niczego nie zrobimy dobrze.
9. Podejście do pracownika.
Przez 4,5 roku pracy w tej firmie nie usłyszałam nigdy dobrego słowa. Traktowani jesteśmy jak niewolnicy i służący, którzy bez słowa sprzeciwu mają wykonywać bzdurne rozkazy. Bo co to dla nas jest w międzyczasie załatwiać prywatne sprawy szefa? Czysta przyjemność! Jeśli próbujemy protestować, jesteśmy zwalniani i przyjmowani na nowo nawet kilka razy w roku. Nasze argumenty są zbywane, uwagi bagatelizowane w nieuprzejmy sposób, a my sami ciągle poganiani i rugani za nie swoje winy. W sytuacjach krytycznych obiecywane są premie i wynagrodzenia za dodatkową pracę, do których nigdy nie dochodzi, szef nie pamięta, żeby coś takiego obiecywał. Jeśli mu przypomnisz, stawia dodatkowe wymogi nie do zrealizowania tak aby jednak tych pieniędzy nie zobaczyć.

Zapytacie zapewne dlaczego nadal tu jestem. Po pierwsze lubię swoją pracę, lubię dziedzinę, którą się zajmuję. Po drugie lubię swoich kolegów z pracy, jedziemy na tym samym wózku. Po trzecie staram się to olać i nie przejmować się tym nadto, dopóki finansowo jakoś sobie radzę. Szukam innej pracy jakoś tak spokojnie i bez nerwów, ale na wschodzie Polski jest to naprawdę trudne. Wysyłam aplikacje na stanowiska, które się pokazują, ale proces poszukiwania pracy to temat na inną historię :)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (178)

1