Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ell

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2011 - 1:41
Ostatnio: 13 lipca 2016 - 13:21
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 426
  • Komentarzy: 83
  • Punktów za komentarze: 569
 
zarchiwizowany

#74076

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zdarzyło się bardzo dawno temu. No, nie tak dawno, bo w trzeciej klasie liceum.

Pojechałam z klasą na wycieczkę. Wycieczka się skończyła, no to - czas wolny w galerii handlowej. Udałam się do Empiku.

I tu taki szczegół - miałam w torbie książkę. Nie wyglądała ona na zupełnie nową. Była jedną z moich lektur maturalnych, więc była cała poznaczona notatkami na kolorowych nalepkach, co kilka stron. W dodatku nie była moja - pożyczyła mi ją moja nauczycielka.

Książki nie zgłosiłam ochronie - może mój błąd.

I tu nie wiem, czy nie dopowiadam, ale miałam wrażenie, że od początku się ochroniarzom nie spodobałam. Cały czas któryś się pojawiał tuż za mną. No ale dobrze, myślę - ich praca.

No, ale czas zbiórki niedługo, idziemy do kasy, kupujemy jakąś małą rzecz i wychodzimy. Aż tu bramki - piiiiip!

Oczywiście, ochroniarz natychmiast podchodzi, prosi o okazanie torby. Wiem, że torbę może mi sprawdzić tylko policja, nie mam obowiązku otwierania niczego przed nim. Wtedy też o tym wiedziałam. Ale kurczę, no czemu miałabym nie otworzyć? Nie mam nic do ukrycia. Bramka piszczała? No piszczała. Wyjaśnimy to. Człowiek chce spokojnie pracować, to po co stawać mu okoniem?

Torbę otwieram. Okazuję paragon za to, co kupiłam. No i pan patrzy - książka. Na którą kwitka nie mam, bo mieć nie mogę.


Przy ciągu dalszym zapewne uznacie, że popisałam się wyjątkową głupotą. Macie rację. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że byłam młoda i nierozgarnięta. Aha, no i cierpię na nerwicę lękową od dzieciństwa, więc zupełnie nie umiem sobie w takich sytuacjach radzić. Zastygam w panicznym strachu.

Pan książkę zabrał i powiedział, że pójdzie do kasy sprawdzić, czy czasem takiej im nie brakuje. Na tym etapie powinnam była zaśmiać mu się w twarz. Nie zaśmiałam się. Byłam przestraszona. Czekam z innym ochroniarzem. Tamten wrócił i zaczął ciągnąć mnie na zaplecze, mówiąc przy okazji, że tak, akurat taka książka im tajemniczo zniknęła, więc ukradłam!

Powtórzmy jeszcze raz ważne fakty - miałam 19 lat (przy moim wzroście i ogólnej aparycji wyglądałam pewnie na 14), maturę za kilka miesięcy, cierpię na nerwicę lękową, a w takiej sytuacji znalazłam się pierwszy raz.

Jestem na zapleczu, zaczynam ryczeć. I to poważnie. Jednocześnie próbuję się tłumaczyć. Całe szczęście, mam numer do nauczycielki, która mi książkę pożyczyła i która akurat jest opiekunem wycieczki. Dzwonię, nadal rycząc. Nauczycielka przybywa z odsieczą. Po dłuższych bojach - puszczają mnie wolno.

Wracam do domu ze świadomością, że zawiodłam. Znowu. Była ciężka sytuacja, a ja zupełnie nie umiałam sobie poradzić. Do świadomości coraz bardziej przebija się fakt, że trzeba zacząć coś z nerwicą robić, bo mnie zeżre. Skargi nie napisałam, przekonana, że w sumie to to przecież moja wina - mogłam nieszczęsną książkę zgłosić.


Czasami się zastanawiam, czego oni ode mnie właściwie chcieli? Łapówki? No bo przecież policja sprawdziłaby nagrania z monitoringu chociażby i sprawa już byłaby rozwiązana, bo do regału, z którego taką książkę mogłabym wziąć, nawet się nie zbliżyłam. Czy w ogóle jest taka możliwość, żeby sprawdzić w środku dnia, czy się paragony zgadzają z ilością sprzedanego towaru to nawet nie pytam... Poza tym, ciekawi mnie, czy jakbym nie miała tej książki, tylko np. batonika, kolorowy długopis, zeszyt albo paczkę chusteczek, to też by się do tego przyczepili?

A. Piszczała ta bzdurka, którą wtedy kupiłam. Cholera wie, dlaczego.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (43)

1