Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ErzaScarlet

Zamieszcza historie od: 1 września 2012 - 13:34
Ostatnio: 4 lipca 2016 - 18:19
  • Historii na głównej: 0 z 13
  • Punktów za historie: 1010
  • Komentarzy: 81
  • Punktów za komentarze: 360
 
zarchiwizowany

#60647

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem pedagogiem obecnie szukającym pracy.
Byłam na rozmowie w Klubiku Malucha, rozmowa przeszła pomyślnie i od następnego dnia rozpoczęliśmy współpracę.

Przychodziłam od wtorku do czwartku, również nadgodziny się zdarzały, w piątek powiedziała mi osoba zarządzająca placówką że fajnie nam współpraca się układa i w poniedziałek podpisujemy umowę, ja szczęśliwa wracam do domu.
Minął weekend, przychodzę do pracy, 30 min pracuję i zostałam poproszona do "gabinetu"(gabinet był w pokoju w którym spały dzieci), zostałam powiadomiona że ja nie nadaję się do tej pracy i znalazła już dyrektorka kogoś na moje miejsce. I za 30h pracy dostałam 230 zł.

Podpisywanie umowy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (30)
zarchiwizowany

#59486

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Coś o polskich urzędach.
Pracuję jako niania i miałam umowę aktywizującą, chciałam się dowiedzieć około ile wynosiłoby mnie płacenie podatku (kiedy na umowie jest najniższą krajowa to Państwo płaci wszystkie ubezpieczenia itd. ale osoba na takiej umowie płaci podatek dochodowy i właśnie chciałam się dowiedzieć jak to trzeba obliczyć). Poszłam więc do Urzędu Pracy z takim zapytaniem i otrzymałam odpowiedź:
- My nic nie wiemy na ten temat, proszę się udać do ZUS, tam Pani wszystko powiedzą.
Podziękowałam i truchtam do ZUS.

Znowu to samo zapytanie i Pani coś tam w kompie stuka, klika i mówi do siedzącej obok koleżanki:
- XXX pomożesz mi z tym programem? Bo nie wiem jak się go obsługuje.

... O_O
Brak słów...
Po chwili odpowiedź:
- My nic nie wiemy, proszę udać się do Urzędu Skarbowego tam się Pani wszystkiego dowie.

Już trochę podłamana udaję się tam, nakreślam sytuację i dostałam ciekawą odpowiedź:
- My nic nie wiemy proszę udać się do ZUS...

Spojrzałam na kobietę, załamałam ręce i wyszłam.

Ja nie wiem jak e urzędy działają, nigdzie nie można się niczego dowiedzieć. Jak dla mnie to nie pracują tam ludzie którzy mają jako taką wiedzę tylko takie osoby które przez znajomych itd dostali się tam. A ludzie się dziwią dlaczego tak *ujowo działa ten system...

SORRY! TAKI MAMY KLIMAT!

ZUS (Zakład Utylizacji Szmalu) itp

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (312)
zarchiwizowany

#58505

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkamy z chłopakiem w Wa-wie i mamy sobie samochodzik... Nikomu nic nie wadził aż do niedawna...:
1) jako pierwsze na cel poszło radio które było schowane w schowku w dzień ale wieczorem już go nie było (ja tylko ciesze się, że szyby nie wybili),
2) Komuś znaczek marki się spodobał bo został urwany,
3) Widać komuś szkoda było zapłacić dosłownie grosze za korek od wlewu gazu bo też został nam odebrany
4) Chcieliśmy jechać z chłopakiem na zakupy (około 2 tyg temu) podchodzimy do samochodu a tam brak klapki od wlewy paliwa (znaleźliśmy obok samochodu, ewidentnie na chama ułamana) oraz brak korka do wlewu paliwa -.-
5) Ze 2 dni później znaleźliśmy pod samochodem wielki kawał słoniny (pewnie ktoś liczył na to że jakiś zwierz przy okazji zainteresuje się jakimiś kabelkami czy czymś tam) oraz zużytą pieluchę centralnie pod kołem...
6) W miniony weekend pojechaliśmy do znajomego mechanika (który tylko przy swoim samochodzie grzebie ;]) żeby obejrzał i nasz SKARB czy czegoś nie trzeba wymienić i oświecił nas że oponę mamy pociętą...

Tak przypuszczam że są to dorosłe osoby a zachowują się strasznie ;/ nie wiem co Ci ludzie mają w tych pustych łebkach... chyba nic...

Pan Samochodzik kontra "dorośli"

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (21)
zarchiwizowany

#55258

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuje jako opiekunka. 8 godzin spędzam z 8 miesięcznym chłopcem po czym idę z nim do przedszkola odebrać 5 letnią dziewczynkę (nazwę ją Ania) i wracamy do mieszkania.

Kilka dni temu jak zawsze po odebraniu dziewczynki wracamy do mieszkania, i widzę że idzie jakaś kobietka z pieskiem. Nic nadzwyczajnego więc nie zwracałam na to uwagi, ale jak już dochodziliśmy do siebie usłyszałam że ten pies zaczął warczeć więc odruchowo złapałam Anię za rękę i schowałam za siebie, gdyby nie to pies złapał by ją na nogę zębami.

Ja zestresowana, Ania wystraszona a babka na to do "pieseczka":
- Nie wolno warczeć na dziewczynę

WTF? Ja jej na to że przydałoby się aby pies miał kaganiec skoro tak się zachowuje.
Babka powiedziała mi że na pewno by jej nic nie zrobił. To odpowiedziałam jej że właśnie to widziałam. A ona olewka i poszła sobie.

Całe szczęście że małej się nic nie stało, jestem ciekawa co będzie jeżeli nie daj Boże kogoś ten pies ugryzie, pewnie wyleci z tekstem że "pieseczek" na pewno tego nie chciał lub że ktoś go zaczepiał...

"pieseczek"

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (41)
zarchiwizowany

#52016

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie ma to jak umówić się na rozmowę o prace (jako niania), dzień i godzina umówione, spoko, jadę. Ponad godzina jazdy kończy się tym że pocałowałam klamkę i jeszcze dostaję wiadomość że czekano na mnie a ja rzekomo nie przyszłam.... załamka...

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (26)
zarchiwizowany

#49193

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem o sytuacji z marca zeszłego roku.

Wróciłam z pracy do mieszkania, zjadłam obiad i relaksuje się po ciężkim dniu kiedy z moim chłopakiem słyszymy na klatce: "Ludzie ratujcie!". My zszokowani wylatujemy na klatkę zobaczyć co się dzieje.
Okazało się że sąsiad (cukrzyk) miał zawał a nikt z zebranych nie wiedział co trzeba robić. Ja tylko dlatego że przypomniałam sobie lekcje PO z technikum położyliśmy faceta na podłodze w pozycji bocznej ustalonej aby nie zakrztusił się swoimi płynami i udrożnić drogi oddechowe. Karetka wezwana, facet poszedł wypatrywać ich i w międzyczasie serce stanęło i zaczęłam akcje reanimacyjną. Karetka przyjechała po około 12 min uratowali, niby ok. ALE, szpital mieliśmy dosłownie po drugiej stronie ulicy a przysłali nam sanitariuszy z innej dzielnicy chociaż w tym szpitalu koło mojego miejsca zamieszkania widać było lekarzy na placu oraz karetki... Nie wiem czy lekarze zrobili sobie przerwę której nie można przerywać im czy co...

...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (31)
zarchiwizowany

#40530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Coś o indeksie i dziekanacie.
Pod koniec pierwszego roku studiów po oddaniu indeksu do dziekanatu ze wszystkimi wpisami dzwoni do mnie Pani z dziekanatu i oznajmia mi że nie oddałam im swojego indeksu, ja wielce zdziwiona mówię że na pewno oddałam.
Po 15 min kłótni zostałam poinformowana że jak nie znajdę indeksu to usuną mnie z listy studentów.

Myślę, spoko, jeszcze tylko tego mi brakowało, przeczesałam cały dom, zajrzałam za każdą szafkę, w każdą mysią dziurę, może gdzieś go rzuciłam i zapomniałam. Dzwonie do koleżanki czy pamięta żebym oddawała indeks, potwierdza. To myślę ki diabeł się mnie czepiają.

Po kilku dniach dostaję list ze szkoły że zostałam skreślona z listu studentów, więc lecę do szkoły jak mogę najszybciej wyjaśniać sprawę. Okazało się że mój indeks jakimś cudem znalazł się na kupce drugiego roku. Trudno się mówi, ale grunt, że się znalazł.

Końcówka drugiego roku i ta sama sytuacja indeksu ni ma! No to mówię żeby może poszperały wśród indeksów innych roczników, może znowu "dostał nóg" i sam tam powędrował, nie ma. Znowu chcą mnie skreślać (szlag mnie już trafiał) wzięłam koleżankę na świadka że NA PEWNO oddawałam. Ok, dały mi kartę żebym jeszcze raz przeleciała się po profesorkach i pozbierała oceny jakie podostawałam (tak na wszelki wypadek jakby się indeks nie znalazł), po tygodniu znalazł się indeks... ale jak dowiedziałam się jaka funkcje pełnił to normalnie załamałam się.

Mianowicie, biurko zaczęło się ruszać i trzeba było coś wsadzić pod nogę żeby się nie ruszało, pod ręką znajdował się mój indeks... porażka.

Zaczynam teraz trzeci (i całe szczęście ostatni) rok w tej "szkole". Aż boje się myśleć co teraz będzie, może papieru toaletowego zabraknie w łazience?

dziekanat...

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (299)
zarchiwizowany

#40521

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem o piekielności mojej byłej klasy z technikum.
Jak to bywa w niektórych szkołach jak kończy się 18 lat to przynosi się tort do szkoły i świętuje z klasą, my tak robiliśmy.

Kolega przyniósł tort, fajnie. Wszyscy dostali, nasza wychowawczyni również (niesamowita ch*lera z niej). Stwierdziła że musi gdzieś wyjść i zostawiła nas ze swoim kawałkiem toru, a że nasz pomysły były niecodzienne i ten tort aż prosił się o zrobienie z nim coś tak więc wpadliśmy na to aby nakruszyć do środka niemiłosierną ilość kredy.

Tort był biały i mokry więc nic nie było widać, kruszyliśmy kredę w kilka osób i jedna osoba stała na czatach.

I słychać:
- Już, zostawcie, idzie!

No to my na miejsca grzeczne aniołeczki (]:-D)
Czekamy aż wejdzie do klasy i skosztuje podrasowanego przez nas tortu, ale miny nam zrzedły jak oznajmiła:
- Dobrze, to Wy macie teraz wolne, nie będę Was męczyła a ja idę z tym tortem do pokoju nauczycielskiego i poczęstuję go innych bo sama nie dam rady.

Uśmiechnęła się i wyszła. My siedzimy, i sobie myślimy:"O cholera".

Postanowiliśmy nie pokazywać się do końca dnia w szkole. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że toaleta nauczycielska była baaardzo oblegana. I dostaliśmy za to nieziemski ochrzan...
I oczywiście na każdej lekcji którą mieliśmy z nauczycielem który skosztował nasz"wynalazek" mieliśmy przez jakiś czas codziennie kartkówki...

piekielna klasa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (25)
zarchiwizowany

#40347

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj wieczorem siedziałam w mieszkaniu podczas gdy mój chłopak poszedł po zakupy. Po jakimś czasie dzwoni do mnie z nowiną:

[J]a [C]hłopak

C-zgadnij co się stało...
J-???
C- właśnie jestem przy naszym samochodzie i żeby jak zwykle sprawdzić czy drzwi są zamknięte a tu ZONK, drzwi wszystkie pootwierane i radia ani śladu...

Normalnie się załamałam, bo radio nie było z najniższej półki, ale też nie było jakieś super wypasione. Na dodatek było schowane w schowku więc nie było mowy żeby ktoś zobaczył je.

Normalnie marzy mi się aby wszystkim złodziejom łapy pousychały!

Całe szczęście że szyb nie powybijali...

parking...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (20)
zarchiwizowany

#40064

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku pracowałam w małym markecie na kasie. To co było na umowie i to co było w rzeczywistości tylko w 1 punkcie się zgadzało. Miałam być na stanowisku KASJERKA (nie tylko ja).
A okazało się że byliśmy: kasjerami, magazynierami, osobami do rozkładania towaru na półkach, osobami sprzątającymi i czasami ochroniarzami co ganiali klientów którzy coś zwinęli jak idioci...

Ale jedna sprawa przebiła wszystko inne. Po 12 godzinnej zmianie (każdy musiał 1 taką w miesiącu odbębnić) wszyscy zbieramy się do wyjścia (ja i 2 dziewczyny miałyśmy akurat 12h pracy za sobą) i ciesząc się że już do domu a tu drzwi zamknięte. Co jest grane?
A wychodzi szefowa ze swojej kanciapy z kluczykiem w ręku i mówi że wyjść nie możemy. Na nasze pytanie a czemu to odpowiedziała, że towar mamy jeszcze do rozłożenia.

No fajnie, a gdzie są magazynierzy i osoby odpowiedzialne za rozkładanie towaru? Okazało się że WSZYSCY wzieli sobie wolne... no cholera.

To rozkładaliśmy ten towar i my wzięliśmy sobie dzień wolny, z rana dzwoni szefowa i każe w pracy się stawiać bo nie ma obsady. Kląc na czym tylko świat stoi, pojechałam. Wiadomo, spóźnienie bo praca zaczyna się od 7 a telefon do mnie i innych po 9. I te osoby które miały poprzedniego dnia wolne zaczęły na nas się wyżywać, że się spóźniliśmy, co my sobie myślimy itd itp. Z koleżankami stwierdziłyśmy:"takie coś mamy w nosie"!
Kierowniczka oczywiście po ich stronie:"Było się nie spóźniać".
No my na to, że wolne miałyśmy wpisane". Ona oczywiście miała to w poważaniu. Stwierdziłyśmy że nie damy się wykorzystywać więc na koniec dnia oznajmiłyśmy, że odchodzimy!

Ona wielki lament co ona zrobi, obsady będzie brakowało bla bla bla. Olałyśmy to.

Niedługo po tym znalazłyśmy inne prace i dobrze nam było :)
A tamten sklep zaczyna już upadać z tego co się dowiedziałam.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (61)