Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Evee

Zamieszcza historie od: 16 stycznia 2012 - 18:36
Ostatnio: 12 października 2012 - 21:24
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 2483
  • Komentarzy: 33
  • Punktów za komentarze: 209
 

#33436

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj byłam w odwiedzinach u mojej chrześnicy. Dziewczynka ma braciszka w wieku lat pięciu i to po części o nim (bo też o jego koledze) będzie historia.

Tomuś (owy pięciolatek) jest dzieckiem zazwyczaj grzecznym, ruchliwym i baaardzo gadatliwym. Wczoraj miał trochę zły dzień, ponieważ dostał zakaz wyjścia do kolegów w czasie wizyty gości i zaczął jak nigdy pyskować do swojej mamy. No więc wzięłam dziecię na stronę i tłumaczę:

- Tomeczku, nie wolno się tak zwracać do mamy.
- Ale mnie zdenerwowała!
- Kochanie, ale twojej mamie chodziło tylko o to żebyś posiedział trochę z rodziną. Pobawił się z Anią, Krzysiem i Adasiem (kuzynostwo w podobnym wieku)
- Ale ona mnie denerwuje! Ciągle mi czegoś zabrania!
- Tomeczku, nie wolno tak. Twoja mama bardzo cię kocha i nigdy nie robi ci na złość. Kiedy cię urodziła, oddała ci całe swoje serce. Musisz o nie dbać, bo kiedy jesteś niegrzeczny serduszko bardzo cierpi i mamusię boli. Rozumiesz?
- Tak... Pójdę ją przeprosić...

Po tych słowach pomaszerował do rodzicielki i dał soczystego buziaka :)

Nie jest piekielnie? Dopiero będzie.

Dzisiaj siedziałam z Tomusiem na placu zabaw (zadaszonym, między blokiem, w którym mieszka Tomek i sąsiednim)

Tomuś i kilku innych chłopców bawi się na karuzeli kiedy jakiś chłopiec (lat około 10) bardzo niegrzecznie wypowiada się o swoich rodzicach. Leci mięsko, wyzwiska i kropelki śliny. Na to Tomuś wypala:

- Twoja mama cię na pewno kocha. Jak cię mama urodziła to oddała ci swoje serduszko. Kiedy jesteś niegrzeczny to jej serce bardzo cierpi i mamusię boli. Czemu tak mówisz?

Na to chłopiec spogląda w stronę ławki, na której siedzi "paniunia" w krótkiej spódniczce, z papierosem w ręku. Po chwili ciszy mówi:

- Jakby mi dała swoje serce i mnie kochała, to nie prałaby mnie paskiem za to, że poprosiłem ją o pomoc przy lekcjach i nie krzyczałaby, że jestem głupi.

Zatkało mnie. Po powrocie opowiedziałam wszystko kuzynce. Poszła porozmawiać z "sąsiadką".

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 862 (970)
zarchiwizowany

#32572

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Hej.

To właściwie nie będzie historia, raczej prośba. O radę.

Liczę ja sobie latek 16 i niedługo skończę gimnazjum (tak, wiem, kolejna małolata). Osobą jestem raczej sympatyczną, nie wadzę nikomu, staram się rozumieć innych. Ale tego co się dzieje od września nie potrafię ogarnąć. Mniej-więcej od początku roku szkolnego nęka mnie pewna panna (lubiąca imprezy, starszych kolesi i dawanie tylnej części ciała). Jest w klasie równoległej.
Początkowo były to jakieś głupie miny, brak powitania (wcześniej się kolegowałyśmy), obgadywanie.
Później zaczęły się zaczepki, wyzwiska, dokuczanie.
Teraz doszło do grożenia, że dostanę wpi*rdol, dokuczania, wyśmiewania, rozpuszczania plotek.

Jakiś czas temu mój brat (30 l.) z nią rozmawiał. Zapytał o co jej chodzi. Powiedziała, że właściwie o nic, tylko jak przechodzi to słyszy, że ja i mój luby ją obgadujemy (!). Obiecała przestać, bo brat powiedział że inaczej pójdzie do rodziców, a potem na policję. Pomogło na tydzień.
Niedawno kumpel powiedział, że w poniedziałek jak jechali do szkoły busem to znów groziła, że mi wpi*erdoli pod koniec roku szkolnego.

No i co ja mam robić?

Jeszcze się śmiała ze mnie, że brata nasyłam, że ona się policji nie boi... A jej rodzice nie mają na nią żadnego wpływu.

Niby się nie boję, że cokolwiek zrobi, ale powoli mi siada psychika. Dodatkowo luby boi się, że jej koledzy (20+) mogą mi coś zrobić jak będę poza domem.

Pomóżcie, proszę...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (33)
zarchiwizowany

#28798

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem będzie o dentystach.

Mam bardzo słabe zęby, które dość szybko się psują, są nadwrażliwe i bolą. Co za tym idzie od małego często odwiedzam dentystów, czego panicznie się boję.

Po którejś z kolei wizycie u zaufanej już dentystki, kiedy znieczulenie przestało działać, przez kilka dni plombowane zęby (2 jedynki) sakramencko bolały. No to szybki telefon i kolejna wizyta. Pani dentystka zęby na nowo rozwierciła i założyła lekarstwo (swoją drogą zbyt mocno wycięła mi szparę między zębami, co na szczęście udało się później naprawić).

Po kilku miesiącach lekarstwo należało wyjąć i ząbki zaplombować. Więc kolejny telefon do znajomej pani, który został całkowicie zignorowany (pani miała mój numer). Dzwoniłam codziennie przez 2 tygodnie. Zero odzewu.
W końcu lekarstwo samo częściowo wypadło i wizyta była konieczna. Poszłam więc do prywatnego dentysty (cholernie drogi był), który to usadził mnie na fotelu, dał znieczulenie (dodam, że dostałam "większą" dawkę, bo ta słabsza nigdy nie działała w moim przypadku) i począł borować. Bolało. Mimo zastrzyku cholernie bolało. Poprosiłam o kolejny, co oczywiście spotkało się ze stanowczym "nie".
No to wiercimy dalej. Boli coraz bardziej. Kolejne prośby o dodatkowe znieczulenie spotkały się z odmową. Aż w końcu usłyszałam "o, cholera" z ust pana doktora i dostałam upragniony zastrzyk.

Po skończonym zabiegu okazało się, iż nagły przypływ dobroci dentysty spowodowało wytryśnięcie z mojego zęba sporej ilości mieszanki krwi i ropy. Niestety dostałam kolejne lekarstwo i polecenie wstawienia się po 4 miesiącach. Na szczęście obyło się bez dalszych komplikacji. Jak na razie moje jedynki mają się dobrze.

I, powiedzcie, jak tu się nie bać dentysty?

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (128)
zarchiwizowany

#25425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam.

Historia nie moja, a przyjaciółki (M). Publikowana za jej zgodą.

Zapewne większość kojarzy grę Icy Tower (zobaczyć można tutaj - http://www.groj.pl/Gra/3028/Icy_Tower_Lodowa_Wieza/)

Właśnie o tej gierce będzie.

Otóż kiedy w galerii facebookowych gierek zagościło owo Icy Tower, chłopak M z zapałem bił swoje i znajomych rekordy. Doszedł maksymalnie do 500 podłóg, co ustawiło go na pierwszym miejscu w rankingu. Ja i M chyba jako jedyne z jego znajomych nie grałyśmy w to, więc szybko dostałyśmy zaproszenia.

Od razu radocha, przypominają się młode lata (dziecięciami będąc potrafiłyśmy kilka godzin grać tylko i wyłącznie w to, co zaowocowało tym, że na luzie dochodziłyśmy do okolic 900 podłóg)

Więc korzystając z okazji zagrałam sobie. Raz tylko. Z wynikiem w okolicy 450 podłóg. Jednak, jako że rok szkolny w pełni zajęłam się nauką a nie grami.

Kilka dni później M przychodzi do mnie płacząc... ze śmiechu.

[J] Co się stało? Piłaś? Ćpałaś? Paliłaś?
[M] Nie (odpowiada zataczając się)
[J] No to...?
[M] Piotrek ze mną zerwał...
[J] (WTF? To takie śmieszne?) A dlaczego?
[M] Bo go poniżam przed znajomymi.
[J] Co? Niby jak?
[M] Dostałam od niego na facebooku zaproszenie do Icy Tower. Wiesz, grałyśmy w to kiedyś...
[J] No, wiem i co?
[M] I zagrałam sobie... I miałam wynik 1132 podłogi...
[J] I co w związku z tym?
[M] Powiedział, że ośmieszyłam go przed znajomymi, bo jakaś panienka nie może grać w takie coś lepiej niż on.

Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam śmiechem.

Jak można zerwać z kimś z powodu gry?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 245 (271)

#24135

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu zostałam dumną właścicielką otwartego zapalenia jamy ustnej i gardła (zaczęło się od zwykłej, małej afty).
Pani doktor przepisała mi antybiotyk, coś osłonowego i jakiś żel lecząco-znieczulający (bolało jak diabli) oraz zaleciła płukanie ust naparem z szałwii.

No to galopem do apteki, żeby się tego cholerstwa jak najszybciej pozbyć. Dochodzę, wchodzę, witam się. [A]ptekarka nie zwraca na mnie uwagi.

[J] - Dzień dobry. - Powtarzam.
[A] - (Spogląda na mnie łaskawie) Dźdbr.
[J] - Poproszę te leki. - Podaję jej receptę.

[A] szuka, szuka, szuka... Zrobiła się już spora kolejka. Dobra, znalazła. Liczy.

[A] - 62 złote (czy coś koło tego).
[J] - (Ilee?? No ale nic) Jeszcze szałwię poproszę.
[A] - (Idzie, szuka, czyta opakowanie) Ale ja ci tego nie mogę sprzedać.
[J] - (Wtf? Ziół nie można?) Dlaczego?
[A] - Bo tutaj pisze, że nie zaleca się stosowania u pacjentów poniżej lat 18, a ty mi na tyle nie wyglądasz.
[J] - Jest napisane (Odruch); Nikt nie mówi, że to dla mnie.
[A] - Ale ja ci tego nie sprzedam.
[J] - Proszę pani, to są zwykłe zioła...
[A] - Nic mnie to nie obchodzi
[J] - Ale...
[A] - Płać i uciekaj. Kolejkę trzymasz.

[J] Klnąc pod nosem na głupotę tej baby płacę i wychodzę. Nie uszłam 50 metrów, gry dogania mnie jakiś facet, lat około 20 i podaje jakieś pudełko. Odruchowo biorę, patrzę - szałwia. Uśmiecham się.

[J] - Ile się należy?
[F] - Nic. Wystarczy uśmiech.
[J] - Dziękuję. :)
[F] - Bardzo proszę. :)

Nasuwa się pytanie: Jakim cudem ta baba z apteki skończyła farmację?
Jak później doczytałam na opakowaniu: Ostrzeżenia specjalne: Nie zaleca się stosowania u pacjentów poniżej 18 lat ze względu na brak wystarczających danych.
Gdzie tam jest napisane, że nie można sprzedawać niepełnoletnim?

Jedynie gość, który mnie później dogonił przywraca mi wiarę w ludzi.

apteka

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 791 (851)
zarchiwizowany

#22749

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed chwili. Żądza mordu nadal mną targa.

Uwaga: będzie długo.

Na początku zaznaczę, że w mojej miejscowości psy są zwierzętami bardzo popularnymi i szanowanymi (każde są szanowane, ale psy szczególnie), kilka lat temu facet wyprowadził się z ogromnego domu w ciągu jednej nocy, bo grupka miejscowych pijaczków/obrońców zwierząt nie dawała mu spokoju po tym jak zakatował swojego amstaffa. Wbrew pozorom pies był duży, ale łagodny. Z 50 kg żywej radości. Właściciel ubił go do nieprzytomności skórzanym pasem z metalowym zakończeniem, po czym załadował go do foliowego worka i zakopał. Żywcem (!) Dowiedziawszy się o tym ludzie tak długo szykanowali, zastraszali, dręczyli gościa aż uciekł. (Czemu za groźby kar nie było? W najbliższym komisariacie jest pies stróżujący. Zgadza się, amstaff)
Tyle tytułem przydługiego wstępu.

Historia właściwa.
Idę sobie do sklepu. Połowa drogi za mną (tak z 10 minut) i mijam pannę typu "dotknij mnie, a twarz mi się rozsypie" prowadzącą na smyczy małego pieska (wielkości przeciętnego kota). Smycz krótka, piesek ledwo sięga łapkami ziemi. Zwracam pannie uwagę - nic. Mówię drugi raz, głośniej - dała psu z 5 cm więcej.
No dobra, przynajmniej się nie udusi...
Chociaż chyba oszczędziłoby mu to cierpień...
Otóż po chwili panna odpina pieskowi smycz, wyrzuca ją i bierze zwierzaka na ręce. Na drodze pojawia się samochód (jakieś 900 m prostej). 120 km/h jak nic.
Dziewczyna rzuca pieska wprost pod maskę samochodu (!) po czym ucieka i wsiada do tegoż auta, które zatrzymało się kawałek dalej.

Ja - panika, biegiem do pieska. Żyje. Uff... Ale piszczy strasznie, ma połamane co najmniej dwie łapki...
No nic, biorę go najdelikatniej jak mogę i biegiem do weterynarza (drogą 30 min, skrótem jakieś 5-10). Walę w drzwi jak opętana. Na szczęście lekarz jeszcze był i po wysłuchaniu mnie pieskiem się zajął. Narządy wewnętrzne w opłakanym stanie (piesek porządnie walnął o maskę) trzeba operować. Koszt operacji niby nieduży, ale ja też niedużo mam. Weterynarz się dołoży. Dzięki Bogu! (chociaż nie wierzę)
Niestety nie pozwolił mi jechać ze sobą do najbliższego miasta do lecznicy (tutaj nie ma wystarczających warunków do tak poważnego zabiegu), ale zabrał zwierzaka i pojechał. To już jakiś plus.
Podałam mu swój numer, ma zadzwonić po operacji pieska.

Ludzie! Jak można mieć taką znieczulicę? Jak można bezbronnego zwierzaka rzucić wprost na maskę nadjeżdżającego auta?
Żałuję, że nie spisałam numerów tego auta, ale byłam zajęta pieskiem.
Mam nadzieję, że przeżyje...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (266)
zarchiwizowany

#22733

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój debiut tutaj :)
Mało piekielnie, ale zabawnie.

Swego czasu mój luby ostro pokłócił się z pewną panną o wtykanie nosa w nieswoje sprawy (ona wtykała, nie on). Konsekwencją tego było ciągłe dogadywanie, obmawianie, strzelanie głupich min, rozsiewanie plotek. Po którejś z kolei awanturze (ona się awanturowała, z mojej strony totalny olew) zostałam "ochrzczona" rudą kur*wką. Nie wiem za co, dlaczego, po co, ale zostałam.

Niedawno byłam u niego w odwiedzinach jako, że zachorował. No i stoję sobie na przystanku, na autobus czekam, a tu ww panna wraz ze swoim chłopakiem (nawiasem mówiąc ona lat 15, on 30-kilka).

[P]anienka; [J]a
[P] Oo... Patrz, kochanie, ruda kur*wka przyjechała (do swojego mena)Czego tu szukasz, ku*wa? (do mnie)
[J] Ciebie, kochana. Tęskniłam.
Po czym walnęłam najsłodszy uśmiech jaki umiałam.
Mina panienki - BEZCENNA.

Sprawdza się stwierdzenie, że im bardziej ktoś jest złośliwy tym większą satysfakcję sprawia rozwalenie go życzliwością.

przystanek autobusowy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 63 (213)

1