Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fantasmagoria7

Zamieszcza historie od: 16 sierpnia 2013 - 11:14
Ostatnio: 9 stycznia 2014 - 15:14
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 2256
  • Komentarzy: 11
  • Punktów za komentarze: 58
 

#53761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lisica81 przypomniała mi historię z mojej uczelni, choć w tym przypadku piekielny jest zarówno profesor jak i studentka.

Egzamin z XX wieku, temat niezwykle obszerny, do nauki dużo, a wiadomo czego się nie douczę to "dowyglądam". W myśl tej zasady studentka V(!) roku przychodzi na egzamin ubrana w kabaretki, bardzo krótkie spodenki i bluzkę z dużym dekoltem. Weszła, usiadła i czeka na pytania (egzamin był ustny), a profesor wstaje i zaczyna rozpinać spodnie. Dziewczyna w szoku, a profesor spokojnie mówi:
- Skoro pani do mnie przychodzi w samych majtkach, to czemu ja mam tak nie egzaminować?

Dziewczyna miała wrócić jak się przebierze :)

uczelnia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1192 (1230)

#53361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu pracowałam w herbaciarni, przypisana byłam do mniejszej herbaciarni znajdującej się w galerii na obrzeżach miasta, ale zdarzały się sytuacje, że byłam przerzucana do drugiego punktu w centrum. Pracę przyjęłam z pocałowaniem w rękę, miałam sytuację podbramkową i potrzebowałam pracy, a jako osoba wierząca w ludzi i ludziom zgodziłam się pracować na czarno (o ja naiwna!) do końca roku tj. dwa miesiące.

Początkowo współpraca układała się pomyślnie, nie mogłam na nic narzekać, nawet pieniądze otrzymałam w terminie. Gdzie w takim razie piekielność? Już tłumaczę.

Szefowa miała długi, przegrała sprawę i musiała zapłacić ogromne pieniądze. My w tym czasie pracowałyśmy w błogiej nieświadomości, do czasu... Jestem z koleżanką w sklepie, dzień jak co dzień i bach telefon z drugiego sklepu: "komornik idzie, wpłaćcie kasę do wpłatomatu". Na naszych twarzach zagościła konsternacja. Próbowałyśmy się dodzwonić do szefowej, nic, no to do drugiego sklepu, niech nam wytłumaczą o co chodzi. Powtórzyły tylko to co wcześniej usłyszałyśmy. Kasa do wpłatomatu, bo tak szefowa mówi. Koleżanka biegiem kasę wpłaca, wraca do mnie i po chwili wchodzą [K]omornicy.

[K] Jan Piekielny, komornik sądowy (tu rzuca mi jakieś pismo) proszę opróżnić kasę.
[Ja] Kasa jest pusta, nic nie mamy.
[K] Jak to nic nie macie?! Pokazuj kasę! To jest okradanie państwa! Siedzieć pójdziecie!
[J] Ja tu tylko pracuję, więc proszę nie podnosić na mnie głosu, jeśli coś jest nie tak, proszę to załatwić z szefową!
[K] Ukrywacie dłużnika, daj mi wydruk z kasy!
Na wydruku było ile zarobiłyśmy - ok 1000zł.
[K] Gdzie są te pieniądze?! To się w sądzie skończy!

Tu zaczyna przeszukiwać sklep, kazał nam pokazać torebki czego nie zgodziłam się zrobić, nie wiem czy ma takie prawo czy nie, ale po chwili odpuścił. Facet stał nad nami dobrą godzinę i jak tylko udało nam się coś sprzedać, od razu zabierał. Nie obyło się bez krzyków typu: "zamkniemy tą budę!", "pójdziecie siedzieć", "będziemy tu codziennie przychodzić dopóki długu nie oddacie". Sytuacja bardzo nieprzyjemna, ale po godzinie jak już nie było klientów, wyszli (swoja drogą ciekawe dlaczego, te krzyki to przecież świetna reklama).
Potem jeszcze kilka razy przychodzili.

A co na to szefowa?
Wyjechała za granicę, my nie miałyśmy wypłat, wyłączono nam prąd (szefowa zapomniała zapłacić), zero towaru na półkach. Do tego ciągły stres, bo z jednej strony musimy kryć szefową, bo inaczej nic byśmy nie dostały, z drugiej nie chciałyśmy mieć kłopotów z prawem. Ja wytrzymałam 2 tygodnie takich nerwów, wypłatę dostałam z miesięcznym opóźnieniem. Z tego co wiem dwa miesiące później sklepy zamknięto, ale dziewczyny wypłaty nie zobaczyły...

sklepy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 451 (523)

#53364

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałam pracowałam w herbaciarni.
Wyposażenie sklepu pamięta czasy głębokiego PRL-u z kasą fiskalną na czele.

I tak spokojnie sobie pracuję, ruch mały, kasuję klientkę, paragon się drukuje i mam wydać resztę, ale to by było zbyt proste. Kasa się zacięła, pukam stukam, po rusku otworzyć próbuję, kasa niet. Pani resztę wydałam ze swojego portfela, a sama dalej bawię się z ustrojstwem. Po ok. 30-minutowej walce dzwonię do dziewczyn, gdzie jest kluczyk, bo mi się kasa zacięła.

Tak, możecie domyślić się, że kluczyk do awaryjnego otwierania kasy znajdował się w środku kasy :)

sklepy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 514 (602)

1