Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GreenHeart

Zamieszcza historie od: 28 sierpnia 2012 - 23:53
Ostatnio: 22 marca 2015 - 22:24
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1098
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 102
 

#65477

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Usłyszałem to w moim nowym miejscu pracy - markecie budowlanym, jako przestrogę dla mnie i innych nowych pracowników. Jeden z współpracowników nam to opowiedział, przy tym śmiejąc się do rozpuku, lecz wtedy, jak nam potem oznajmił, tak śmiesznie nie było. Dodaję za pozwoleniem.

Około 5 lat temu, pewnego dnia do pracy przyszedł młody chłopak, co ważne dla historii - chuchro -50kg+. Dostał pracę na dziale budowlanym. Pod koniec dnia otrzymał polecenie od kierownika tegoż działu, że na koniec ma przywieźć z magazynu, palety z cegłami i zostawić je na dziale budowlanym, a potem może już iść do domu. A dział budowlany jest po drugiej stronie marketu. Czyli kilkaset kg musiał przewieźć paleciakiem przez cały sklep. Młody wziął to sobie do serca, że spokojnie te paletki pojedynczo przywiezie. Szczerze to tylko wydaje się trudne, ponieważ najciężej jest z takimi ładunkami ruszyć. Siła masy robi swoje, więc jedzie się luźno, potem nie trzeba do tego zbytnio siły, no chyba że są wzniesienia, czy nierówna droga, a że na sklepie posadzka jest idealnie równa, to jeździ się przyjemnie.

Dodam, że młody, jako nowy pracownik, mógł używać tylko ręcznych paleciaków*. Czyli takich, którymi trzeba dygać w górę i w dół, żeby paletę z ładunkiem podnieść ;). Na sklepie były ich trzy typy: krótki - do małych palet, standardowy - do palet euro, oraz długi - do dość niestandardowych, długich palet. Każdy z nich ma swoje maksymalne obciążenie wynoszące maksymalnie do 2,5 tony. Młody musiał wziąć długiego, bo na takiej palecie były cegły.

Na sklepie ruchu już nie było(całe szczęście), więc kierownik był przy POK-u swojego działu i czekał na młodego. Tak czekając usłyszał stukot kółek - już jechał, lecz stukot był o wiele za głośny niż powinien, odwrócił się w stronę magazynku i zamarł.

Młody miał na paleciaku TRZY palety cegieł, jedna na drugiej, czyli ok 4 metry wysokości. Wyglądał przy tym jak lokomotywa z wiersza Tuwima. W połowie sklepu, przejeżdżając przez połączenie posadzki, najwyższa paleta się zachwiała, żelazny paleciak nie wytrzymał i najzwyczajniej w świecie pękł roztrzaskując dolną paletę i w efekcie domina, całą resztę, ładnie rozsypując dookoła kilkaset cegieł.

Kierownik tak go jeb*ł, że aż się ochrona zleciała i to nie za to, że zepsuł sprzęt, tylko za bezmyślność. I już wyjaśniam dlaczego:

NIGDY ale to nigdy w takich sklepach nie bierze się kilku palet na raz, nawet wózkami widłowymi, nawet jakby na tych paletach było pierze, czy puste kartony. Kilka na raz można wziąć tylko wtedy gdy są puste. Młodemu po prostu nie miał kto zdjąć tych palet z góry, by wziąć je pojedynczo, bo na sklepie już nie było nikogo z uprawnieniami na jakiekolwiek wózki widłowe, więc postanowił wziąć trzy na raz. Z pracy wyszedł 4 godziny później, bo wszystkie cegły musiał z powrotem poukładać na nowych już, zwykłych paletach euro.

Wyobrażacie sobie, gdyby wtedy na sklepie byli ludzie? Bo ja nie chcę.

Obliczyli, że ciągnął tym nieszczęsnym paleciakiem ponad 3,5 tony. Jak to zrobił? Nie wie nikt.

A i jeszcze jedno, tym młodym był facet, który nam to opowiadał. Pierwszej wypłaty nie dostał, bo mu skasowali za paleciaka :D

*Nowi pracownicy nie mający uprawnień mogą korzystać tylko z ręcznych paleciaków. Są jeszcze elektryczne ale żeby je uruchomić potrzebny jest kod, którego młody nie dostał.

Market budowlany.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (372)

#53475

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie: mam 17 lat i dorabiam sobie w wakacje roznosząc ulotki. Wkładam je do skrzynek, lub gdy jestem na osiedlu domków jednorodzinnych - w płotek.

Sytuacja z wczoraj zmusiła mnie do opisania tutaj sytuacji.
Będąc właśnie na takim jednym osiedlu jednorodzinnych domków jak co dzień wykonuję swoją pracę. Zazwyczaj na posesjach tychże domków są psy każdej maści od yorków aż do dobermanów.
Wiadomo, że posesje te są zamknięte tak aby nikt obcy nie wszedł na jej teren i żeby w/w zwierze z tej posesji nie uciekło.

Wchodziłem właśnie w ślepą uliczkę gdzie z daleka widziałem jak to starszy pan rzuca swojemu owczarkowi niemieckiemu patyk. Idę dalej od domku do domku wkładając gazetki do skrzynek, zbliżam się właśnie do tego pana i jego psa.

[SP] rzucił kijek gdzieś na swoją posesję, pies pobiegł, nie widać go, myślę, droga wolna. Będąc w połowie drogi za jego domkiem, pies wybiega, nie do kijka, lecz do mnie, nie merda radośnie ogonkiem, raczej szarżuje w moją stronę. [SP] był za daleko by cokolwiek zrobić, jego wołania na psa nie zdawały rezultatu, pies coraz bliżej, aż w końcu dorwał się do mojej prawej nogi, zęby wbiły się tak, że aż zawyłem z bólu. Pies nie odpuszcza, [SP] stara się dobiec w moją stronę i coś zaradzić ale jest za daleko i jak na swój wiek jeszcze chwile mu to by zajęło. Pies wbija mi się kłami coraz mocniej. Widzę krew, jest niedobrze - szybka reakcja, wyciągam pistolet*, strzelam, pies leży, piszczy. [SP] widząc to nagle dostał ogrom energii i biegnie do mnie z łapami krzycząc:

[SP] Ty ku**o pier**lona psa mi zabiłeś, zaje**e Cie

Kolejny problem, noga krwawi jak cholera, [SP] coraz bliżej, znów szybka reakcja, jest blisko, pistolet, strzelam, [SP] także leży i co chwilę rzuca ku**ami.

*pistolet na gaz pieprzowy, nie jest na nie wymagane zezwolenie, jest to typowy przedmiot do obrony, moja szefowa poleciła mi go kupić na wypadek różnych sytuacji.

Dzwonię na policję, opisuję całe wydarzenie, potem dzwonie do szefowej, robię to samo.
Szefowa przyjeżdża szybciej, pode mną kałuża krwi, obok mnie leży pies, a przede mną leży [SP]. Widząc to, nie mogła z siebie wydukać nawet słowa.

Chwilę potem przyjeżdża policja i pogotowie, okazuję się, że karetka która przyjechała nie ma specjalnych ścierek do usuwania gazu pieprzowego z twarzy, na razie zajęli się moją nogą, ale [SP] musi jeszcze się pomęczyć i poczekać na kolejną karetkę.

Opowiadam policjantowi co się dokładnie stało, na szczęście, jeden z lokatorów domku obok wszystko widział i potwierdza moją wersję, a [SP] dalej się upiera, że to ja sprowokowałem psa idąc ulicą.

Dowiedziałem się tylko, że ja jako osoba niepełnoletnia nie mam prawa mieć przy sobie w/w sprzętu do obrony. Ale zaistniała sytuacja mnie usprawiedliwiła, więc dostałem tylko pouczenie, a [SP] mandat na niemałą kwotę.

Jutro obdukcja wykaże, czy uszkodzenie nogi jest trwałe, czy tylko powierzchowne.

PS. Psu nic się nie stało, gaz pieprzowy działa na zwierzęta trochę inaczej, ale tak samo jak u rasy ludzkiej nie tworzy żadnych innych groźnych komplikacji oprócz krótkotrwałego ogłuszenia.

zwierzęta

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (853)

1