Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KaSza

Zamieszcza historie od: 29 maja 2013 - 17:29
Ostatnio: 17 lipca 2020 - 22:38
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1216
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 423
 

#58839

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie cierpię pustaków.

W moim miasteczku nastąpił cud: władza wygrała w totka
i znalazły się pieniądze na remont kilku przyblokowych parkingów, w tym także i tego pod moimi oknami. Pierwszy od zarania dziejów. Lud się cieszy, bo przez dziury
w nawierzchni można było ogrzać dłonie od jądra ziemi. Wiązało się to z pewnymi niedogodnościami, ponieważ samochody trzeba było ulokować na innych parkingach, ale cóż to za problem. Sąsiedzi gotowi na trawnikach parkować, byle naprawili ten nasz kanion. Oczywiście karteczki ze stosownymi informacjami i prośbą o przestawienie aut do godziny 8 rano wisiały na drzwiach klatek równo tydzień przed akcją, więc każdy, kto potrafi czytać, mógł się z sytuacją odpowiednio wcześnie zapoznać.

W końcu nadszedł dzień z dawna wyczekiwany: pod nasz i równoległy blok zajechał ciężki sprzęt i grupa robotników, wszyscy zwarci i gotowi do działania. Sąsiedzi stopniowo wyjeżdżali do pracy zabierając samochody, wyglądało na to, że wszystko potoczy się bezproblemowo. Niestety...

Na stu normalnych musi trafić się jeden debil, takie jest prawo.

O 8.05 na parkingu tkwił samotnie jeden jedyny, śliczny, mały, biały, bezpański garbusek. Nic to, pięć minut poślizgu świata nie zakończy. O 8.20 robotnicy rozpoczęli wydzwanianie domofonami po mieszkaniach w poszukiwaniu właściciela białego cuda. Niestety nikt nie potrafił go zlokalizować. Tuż przed 9, dla pewności, robotnicy jeszcze raz obdzwonili wszystkie klatki, nadal bez rezultatu. Postanowili, przy akompaniamencie ku*rw wszelakich, że dalej czekać nie będą i robią ile się da. Ruszyli do boju, odgruzowując, posypując, kurząc, smrodząc i hałasując niemiłosiernie. Już po kilkunastu minutach garbusa pokryła warstwa pyłu i grad drobnych kamyczków pryskających na wszystkie strony spod kół ciężkich maszyn. Samochód pracę utrudniał nieznośnie, robotnicy musieli omijać go i kombinować na wszystkie strony wydłużając automatycznie czas robót.

Chyba muszę wieść nudne życie, gdyż co jakiś czas zerkałam w okno, żeby sprawdzić, czy palant odjechał swym garbatym rumakiem. Około godziny 14, gdy wracałam z piekarni, sprawa rozwiązała się na moich oczach.

Z bloku obok, którego parking również był remontowany w tym samym czasie, wyłoniło się cudeńko: wysoka i gibka panna, o włosach czarnych jak heban i skórze w podobnym odcieniu, nabytej w solarium. Ubrana w białe mini, białą kurteczkę i białe kozaczki idealnie pasowała do białego garbuska. Klasik plastik. Beztrosko podeszła do niego na cieniutkiej szpili, wygrzebała ze złotej torebuni kluczyki i dalejże, odklucza samochód. Rozjuszeni robotnicy podlecieli gromadnie do laski tłumacząc jej w niewyszukany sposób jak bardzo utrudniła im życie i oczekując wyjaśnień. Panna, zdumiona bezbrzeżnie, uniosła wysoko cienką brew i wyjaśniła:
- Przecież pisało na klatce, żeby auto przestawić, to przestawiłam!

Szkoda tylko, że na parking, który również był remontowany.

parking remont pustak

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 446 (552)

#50769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz będzie o ortalionowym osobniku z białymi skarpami po kolana, jego psim przyjacielu i nieszczęśniku, który miał pecha.
Sytuacja z dzisiejszego poranka. Wąską uliczką między blokami jedzie samochód. Ciasno jest, wkoło inne auta zaparkowane, kontenery, dzieci wędrujące do szkoły to i samochód powolutku się toczy w kierunku głównej ulicy.

Nagle, nie wiadomo skąd, na drogę wcieka wielkie psisko, pitbull zdaje się, bez smyczy, bez kagańca, prosto pod koła samochodu. Mimo że facet jechał naprawdę wolno i zareagował natychmiast, bydlę otarło się o samochód. Gościu się zdenerwował, zatrąbił, ale chyba nic się nie stało, nawet nie zapiszczała i się nie zatrzymała. Ot, pohasała sobie dalej z wywieszonym jęzorem.
Facet zaklął pod nosem, ochłonął i pojechał dalej. Zatrzymał się przed główną drogą, wrzucił kierunek i czeka na okazję do wyjechania.

Nagle spomiędzy wypakowanych kontenerów wyskoczył byczek w ortalionie i śnieżnych skarpach, łysy jak kolano, szyi brak, czerwony na papie jak rubin. W podskokach znalazł się przy nieszczęsnym aucie i jak nie zawali z kopa swoim adidaskiem prosto w klapę od bagażnika. Aż echo poszło. Typ musiał pakować na siłowni, bo wgniecenie fest zostawił. Noga mu chyba zemdlała, bo poprawić postanowił z pięści prosto w tylną szybę, która rozsypała się w drobny mak. Zszokowany kierowca wyskoczył z samochodu, a karczek do niego z pięściami i takim oto powitaniem:

- Ch**u p*****lony psa mi potrąciłeś k**wo j**ana!

I szarpie faceta i pięściami macha. Człowiek próbuje tłumaczyć, że pies bez smyczy w środku miasta cieka przy ruchliwej drodze, znienacka wyskoczył, że nic się nie stało, kundel zadowolony, ale gdzie tam. Do łyska nie dociera, czerwienieje jeszcze bardziej i do ciosu się przymierza. Kierowca przerażony, z takim kafarem jest bez szans.

Szczęściem społeczność gapiów się poczuła, dresa wspólnymi siłami na asfalt powaliła, ktoś policję zawezwał. Świadków było sporo, wszyscy jednym głosem zeznali, że kierowca bez winy, że bestia groźna luzem wśród dzieci lata, że łysek wybitnie nadpobudliwy. Panowie policjanci agresora zabrali ze sobą na wycieczkę, poszkodowany pomknął za nimi, przedstawienie zakończone.

Najlepsze jest to, że gdy obywatele obalali pana dresa, sprawca całego zamieszania czyli pies, siedział sobie spokojnie na trawce z wywieszonym jęzorem i pogodnie obserwował wydarzenia.
Boże, widzisz i nie grzmisz...

piesek

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 669 (765)

1