Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KudlatyLysol

Zamieszcza historie od: 24 października 2012 - 11:46
Ostatnio: 1 lutego 2013 - 12:39
O sobie:

...dlaczego w XXI wieku musimy być koniecznie ludźmi renesansu? :)

  • Historii na głównej: 7 z 17
  • Punktów za historie: 7849
  • Komentarzy: 314
  • Punktów za komentarze: 2467
 

#46687

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poczytajcie, jak można na szybko zostać "złodziejem" i "pijakiem", bo przecież każdy "pijak to złodziej".

...kiedyś (dokładnie był to lipiec 2004), zostawiono u mnie w taksówce saszetkę o zawartości: 15.000 euro, 5.000 funtów, 2 paszporty i ...starą komórkę - jakaś padlina.

Saszetkę znalazł klient - była wkopana pod fotel kierowcy.
Skojarzyłem, iż wiozłem z dworca PKS, w godzinach przyjazdów międzynarodowych kursów, dwoje starszych ludzi.
To był kolejny klient, anonimowy, z tego samego postoju nie ze zlecenia - zaś od czasu kursu minęła może godzina czasu, góra godzina dwadzieścia.

Skąd znałem ilość waluty czy inne przedmioty z zawartości saszetki?

...otóż odwiozłem saszetkę pod adres, gdzie kończyłem poprzedni kurs - żaden blok, tylko stara, poniemiecka willa, więc z odszukaniem właściciela nie było kłopotu.

Pod adresem stał policyjny radiowóz - bez mundurowej zawartości - wywnioskowałem więc, że panowie są już wewnątrz...

Furtka, dzwonek i jestem u drzwi. Otwiera starszy pan.

- ...bry, czy czegoś przypadkiem nie zostawili państwo w taksówce?

...w tymże momencie, z czeluści wnętrza willi usłyszałem przeraźliwy, uderzający w tony prosięcia przed zaszlachtowaniem krzyk:

- To on, to ten złodziej! Aresztować go! Ukradł nam pieniądze, pijak jeden! Tak, pijany nas wiózł!
- ...ależ psze pani, właśnie odwiozłem...
- ...okradł! ...na pewno zabrał pieniądze! ...i zdążył schować!

Tia - złodziei zazwyczaj rusza sumienie i odwiedzają osobiście swoje ofiary, żeby oddać skradzione przedmioty. :)

Tutaj odezwał się jeden z policjantów:
- Jesteś zatrzymany do wyjaśnienia (od kiedy byłem z nim na "ty", do dziś nie mogę sobie przypomnieć).

Drugi zaś, rosły gliniarz o posturze byka, szykującego się do ataku na matadora, rzucił mnie na glebę, przycisnął kolanem, fachowo skuł kajdankami i "czule obmacał" - działo się to tak szybko, że nawet nie zdołałem zaprotestować.

Na myśl przyszły mi teksty z amerykańskich filmów - bez adwokata morda w kubeł, chcę telefonu - kumpel jest prawnikiem.

Zatelefonowałem, ale dopiero z komendy... Otrzymałem od kolegi instruktaż co i jak mam robić, czego żądać, czego nie kłapać (żadnych zdjęć "en face i profilu", żadnych odcisków palców - jedynie badanie alkomatem - oczywisty wynik: 0,0).
Mam czekać - kolega w drodze.

Składam więc zeznania/wyjaśnienia przed śledczym - wszystko zgodnie z faktami - duet superglin, wprawionych w rzucaniu obywatelami o glebę, gdzieś się zdematerializował.

W międzyczasie dowiaduje się, iż moje auto przeszukano (jak otworzyli?), odholowano na parking policyjny i zabezpieczono jako dowód w sprawie.
Dowiaduję się również, iż waluty w saszetce było znacznie więcej: ponoć brakuje 10.000 euro i 5.000 funtów...
What the fuck???

- Gdzie zadołowałeś sk....synu???!!! - zapytał wyjątkowo grzecznie pan policjant - najwidoczniej wiedział coś o przeszłości mojej mamusi, coś, czego ja świadomy nie jestem do dzisiaj.

Koniec, końców przyjechał kolega z gotowym pełnomocnictwem i zażądał konfrontacji z rzekomo poszkodowanymi.

...aha - po przybyciu prawnego supportu, pan policjant zaczął być nawet miły...

Starszy pan prawie wcale się nie odzywał - spiritus movens całej sprawy była jego żoneczka.

Oczywiście padło pytanie: skąd u emerytów/rencistów taka kasa?

...ano byli odwiedzić syna w Londynie, bo MIESIĄC temu wyjechał, ciężko pracuje, niedojada i zdołał sobie odłożyć (tia... odłożył sobie przez miesiąc 25 tys. euro i 10 tys. funtów :)).

Kolega wpada na pomysł - zatelefonować do synusia i zapytać, ile tej kasy było naprawdę - śledczy wyraża zgodę, szuka numeru pod hasłem "synuś" w zabezpieczonym jako dowód telefonie.
Kolega użycza swojej komórki śledczemu.

...telefonujemy - tryb głośnomówiący.

Synuś odbiera. Najpierw "wcięło" go, że to policja, kołuje, udaje, że nie wie o co chodzi, potem potwierdza przekazanie pieniędzy rodzicom, w kwocie... znacznie niższej niż znaleziona w saszetce...
Jeśli nie wiecie jaki kolor powinien mieć klasyczny barszczyk, to należało wówczas spojrzeć na jego mamuśkę...

Czy to koniec sprawy? Jeszcze nie.
Skąd koleś miał taką gotówkę po miesiącu "ciężkiej pracy" na obczyźnie? Nie wiem.
Wiem tylko, iż okazał się być poszukiwanym przez prokuraturę, małym gangsterkiem, umoczonym w oszustwa, dodatkowo w amfę, kokę, herę czy inne dragi...

Samochód odzyskałem po czterech dniach, po przejściu jakichś tam procedur policyjnych - musiałem zapłacić za holowanie i postój na najdroższym parkingu w mieście.

Zwrotu kosztów i zadośćuczynienia mogłem żądać jedynie od tych państwa - na drodze cywilnej... Czy żądałem?

...a gdyby synek wrócił i odwiedził, wraz ze swoimi kumplami moją rodzinę?

...aha... od policji nie usłyszałem nawet "przepraszam".

Najdroższy, znaleziony w aucie sprzęt - zdaje się, że było to w 2007 roku - iPhone, utopiłem w rzece.

Howgh!

Każdy pijak to złodziej :)

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 975 (1049)

#46494

przez (PW) ·
| Do ulubionych
...kolejne ziarenko piasku do "uczciwych" pracowników.

Z wcześniejszej historii (http://piekielni.pl/46472#comments), mogliście, drodzy czytelnicy, wywnioskować, iż prowadzę własną działalność z zakresu instalacji niskonapięciowych - czyli SSWiN - alarmy, SAP - pożarówka, CCTV - telewizja przemysłowa, itp..

Poprzednio opisywałem wywalenie na pysk pracowników na dużej "robocie" - nie zawsze jednak "roboty" są duże, instalacje, głównie alarmowe, montuje się również w domkach jednorodzinnych.

Problemem jest tutaj jednak pozyskanie klienta, za sprawą potężnej konkurencji dużych koncernów ochroniarskich, które sprzedają klientowi usługę montażu instalacji poniżej jej realnych kosztów, w zamian wiążąc kilkuletnią umową monitorowania obiektu.
Fakt, że robią sztampową masówkę, nie ma tutaj znaczenia, aczkolwiek warto o tym wspomnieć.

Cóż, taki jest rynek, a co nie jest zabronione, jest dozwolone. :)

Okazuje się jednak, że nie tylko duże firmy są konkurencją...

Lat temu trzy, bądź cztery - trafia się klient. Ciekawa sprawa: inwestor życzyłby sobie, aby skompilować razem instalację alarmową, system telewizji i videodomofon - taki wstępniak do quasiinteligentnego budynku. Ciekawy temat i wyzwanie, więc nie nastawiam się na jakiś wielki zarobek - czasem też trzeba się czegoś nauczyć w praktyce.

Technicznie jest możliwe, kwestia pomysłu, doboru urządzeń, projektu i wyceny - oczywiście za takie wstępne sprawy inwestor nie płaci - własne koszty i ryzyko - albo się klient zdecyduje, albo i nie...

W każdym razie: byłem na oględzinach i pomiarach z pracownikiem - po kilku dniach projekt i wycena gotowe, dostarczone do inwestora.

Po kolejnych kilku - inwestor się nie decyduje: za drogo.
Trudno, jego wola, a chciałem zrobić prawie po kosztach...
Trochę szkoda, bo pomysł był ciekawy.

Mija sobie kilka tygodni.
Któregoś popołudnia telefonuje do mnie z pretensjami dobry znajomy - "...masz robotę u mnie na osiedlu i nawet na kawę czy pogaduchy o starych karabinach nie wpadłeś?"
Jaką robotę? What the fCUk?
"...no przecież twoje auto serwisowe stoi przed budową tej nowej willi!"
Niemożliwe - jest po godzinach pracy, zaś auto jest w gestii pracownika - u niego na osiedlu, na parkingu strzeżonym!

Dostaję fotkę via mms - nadal nie chce mi się wierzyć!
Znajomy proponuje, że przyjedzie po mnie, abym sam sprawdził - OK, bujamy na tą dzielnicę!

Auto, istotnie moje - otwieram zapasowymi kluczami.
Wewnątrz "cywilki" mojego pracownika wraz z dokumentami, komórką, papierami auta, na skrzyni brak niektórych elektronarzędzi...

W międzyczasie znajomy wszedł na chwilę do budującego się domu, aby sprawdzić co się tam dzieje, wszedł z klasycznym klejeniem gUpa: "...inobry ...czy tutaj będzie mieszkał pan Kovalski?"

Okazało się, że mój pracownik jest już na etapie montażu urządzeń...

Decyzja szybka: odpalam swoje auto i zabieram je do domciu.

Po jakichś dwóch godzinach dostaję telefon z nieznanego numeru. Zgadliście już kto? TAK! PRACOWNIK! (jego komórkę zabrałem razem z autem) - "Szefie, sorki, ale chyba busa nam zajumali..."

Koleś klasycznie podebrał "na fuchę", klienta firmy, w której pracował... i to nie pierwszy raz, przez 3 lata wykosił mi około 20tu klientów, jak się później okazało...

Efekt? Dyscyplinarka. Uzasadnienie? Celowe działanie na niekorzyść pracodawcy.

To jeszcze nie koniec historii.
Po kilku tygodniach zatelefonował do mnie klient - ten od "ciekawego projektu", zrobionego "na fuchę"...

Urwów, wujów, kwestionowania uczciwego prowadzenia się moich przodków czy straszenia sądem nie zliczę. Dlaczego?
Ponoć CELOWO tak s*ierdoliłem projekt, że nic nie chce działać tak jak należy.

Czy ktoś uruchomił ten system? Tak, po błaganiach, zrobiła to zaprzyjaźniona ze mną firma, kasując go, jak za połowę instalacji - klient zapłacił bez zmrużenia okiem.
System wymagał jedynie odpowiedniego skonfigurowania programowego. :)

Z zaprzyjaźnionej firmy dostałem w gratisie trzylitrowego Jacusia Danielewskiego, na otarcie łez. :)

Uczciwy pracownik

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (624)

#46472

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dorzucam ziarenko do piaskownicy z historiami o "uczciwych" pracownikach.

Historia sprzed kilku lat - chyba z roku 2007 czy 2008.

Jest sobie inwestycja - względnie duży, sieciowy sklep, na drugim końcu kraju. Do wykonania od podstaw: wszystkie instalacje niskonapięciowe, tj. SSWiN, SAP, telefony, nagłośnienie obiektu, CCTV.

Zlecenie spływa około 6 grudnia, na mikołajki - praca na akord - sklep MUSI otworzyć swe podwoje jeszcze przed świętami.
Robota ciężka - okablowanie hali w momencie towarowania półek sklepowych nie jest zbyt wygodne.

Dodatkowo - prace wykończeniowe prowadzą równolegle budowlańcy, chłodnicy, elektrycy wysokonapięciowi, więc depczemy sobie po piętach.

Kilka pierwszych dni idzie względnie - potem moi pracownicy zaczynają znikać - to na godzinkę, na dwie, w końcu przez pół dniówki nie można ich w obiekcie zlokalizować.
Nie odpowiadają na wołania przez walkie-talkie, nie odbierają komórek.

W końcu, przez przypadek, znajduje ich inwestor - siedzą w kącie, na stropie chłodni (na który pod ŻADNYM POZOREM nie wolno wchodzić) i żłopią piFko, dyskutując jaki to inwestor jest porąbany (śmiał im kilkakrotnie zwrócić uwagę w temacie maskowania kabli), jak to ich pracodawca okrada (za tą inwestycję mieli skasować po 4 tys. złociszy netto), czy ile rolek kabla udało im się "zachachmęcić" przez klika dni.
Dwóch moich najlepszych pracowników...

...oczywiście wizyta policji, dmuchanie w alkomat - natychmiastowa dyscyplinarka z wilczym biletem na przyszłość. Jak dotarli do domu mając prawie 400 km? - nie wiem i mam to tam, gdzie plecy swą szlachetną nazwę kończą.

Całe szczęście, że dogadałem się z inwestorem.

Ściągnąłem ekipę kolegi. Próby systemów i odbiory robiliśmy 21 grudnia rano - po południu było otwarcie sklepu...

Za kilkudniową pracę nie wypłaciłem im nawet złotówki - trochę się obawiałem, ale nie odważyli się mnie ścigać przez Sąd Pracy.
...w sumie - niechby spróbowali!!!

Kilka rolek kabla znalazła następnego dnia - w ich, już pustym pokoju - obsługa hotelu - oczywiście na tę okoliczność spisaliśmy stosowny protokół.

Stan materiałów i tak się nie zgadzał - zabrali ze sobą około 600 metrów kabla (czyli 6 rolek) i 12 czujek pir...

Najlepsi pracownicy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 667 (707)
zarchiwizowany

#46833

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
...dwupasmowa wylotówka z miasta (trasa typu "S" przed modernizacją), wokół prawie żadnej zabudowy, oprócz jednego kościoła.
Przy tymże - skrzyżowanie, umożliwiające nie tylko włącznie się do ruchu na "wylot" z miasta, ale też na "wlot"...

Jako, że zdarzały się tam kolizje, to ograniczono tam dopuszczalną prędkość do 70km/h, zamontowano sygnalizację świetlną i ustawiono fotoradar.

...wiosna, nadchodzi wieczór, jest po lekkim deszczu - popycham wylotówką - z racji ograniczenia 72-75 km/h - widoczność i warunki niezłe, ruch niewielki - przede mną sygnalizator wesolutko świeci na zielono, czyli bez żadnych stersów, luzik...

Zauważam jednak, iż z prawej, z kościelnego parkingu, do skrzyżowania zaczyna zbliżać się jakieś auto, sygnalizując zamiar przecięcia jezdni, po której jadę i skierowania się do centrum, tyle, że to auto nawet nie zwalnia, tylko pakuje się na skrzyżowanie!

Opieram się o klakson - co robi koleś, na którego lewy bok właśnie nacieram?
ZATRZYMUJE SIĘ - w poprzek jezdni - blokując obydwa pasy...

Hamulec w podłogę, odbicie na prawo, redukcja - prawe koła łapią pobocze, poślizg, kontra kierownicą, bączek - 180 stopni i stoję - dziobem pod prąd...

Tamtem też stoi - jak stał.

...no chyba zabiję gnojka...

Wyskakuję z samochodu, dobiegam - wrrrrrrrrr - w najlepszym razie wyrwę mu klucze ze stacyjki i wyrzucę w pole...

Koleś siedzi "sztywny" - oczy wielkości pięciozłotówek, wpatrzone w jakiś odległy, nieokreślony punkt, kolor twarzy typu żaba Kermit, przechodzący w buraczkowy pąs Kate Winslet...

Otwiera usta i oznajmnia cicho, jakby do siebie:
"- ale przeciez ja z kościoła jadę..."

Każda oręż zostałaby chyba takim tekstem wytrącona z ręki, nawet napędzana miksem wysokooktanowej wściekłości z adrenaliną - moja szczęka opadła...



Do dzisiaj się zastanawiam czy facet nie był przypadkiem w tym kościele po ostatnie namaszczenie? :)



"Highway to hell
I'm on the highway to hell
Highway to hell
And I'm going down, all the way down
On the highway to hell"

Ostatnie namaszczenie?

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (253)

#45927

przez (PW) ·
| Do ulubionych
...to w nawiązaniu do taksówkarskiego tematu, który ostatnio powrócił z powodzeniem za sprawą @krushyny.

Korporacje taksówkarskie ze stacją bazową mają przeważnie łączność cyfrową - na przystawce wyświetlają się zlecenia, ogłoszenia ogólne, czy prywatne wiadomości z bazy dla driverów.
Nie wyklucza to łączności głosowej, na tym samym kanale, równolegle do transmisji cyfrowych.
Łączność głosowa wykorzystywana jest do ostrzeżeń komunikacyjnych, bezpieczeństwa czy poszukiwania rzeczy zagubionych przez klientów w taksówkach.

Ludzi gubią w taksówkach różne rzeczy: rękawiczki, czapki, komórki, aparaty fotograficzne, portfele, dokumenty...
Czasem rzeczy się odnajdują, czasem nie.
Kierowca nie sprawdza przy każdym zakończeniu kursu czy coś po kliencie zostało - bywa, że kolejny klient znajduje coś w aucie - oddaje kierowcy albo nie oddaje...

Wczesny weekendowy wieczór, zdaje się, że była to sobota.
Czas wytchnienia - ludzie porozwożeni na imprezy, do pubów czy innych rozrywkowych miejsc - słowem: stoimy na postojach i czekamy na zlecka czy klienta "ze słupka".

Odzywa się baza:
- "...Jeden-jeden do wszystkich! Czy ktoś od nas wiózł wczoraj około północy klienta słupkowego ze starówki na Błotne Przedmieście?"
- "133 do 11 - ja wiozłem."
- "Klient COŚ zgubił - sprawdź auto."
- "133 - czego mam szukać?"
- "Po prostu sprawdź."
- "133 - sprawdzałem, nic nie ma, pewnie kolejny klient zabrał."
- "11 - raczej niemożliwe."
- "Eee tam, przecież nic ma."
- "Klient szuka swojej sztucznej szczęki..."

...prawie 150 taksówek zabujało resorami ze śmiechu...

Taxi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 778 (840)
zarchiwizowany

#45928

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
...w każdym środowisku taxi ogólnie wiadomo, iż postoje, czyli słupki dzielą się na bardzo dobre, dobre, niedobre i bardzo niedobre - podobnie z rejonani "radiowymi" - jeśli chodzi o zlecenia.

Słupki bardzo dobre i dobre zlokalizowane są w centrum, w okolicach popularnych lokali i mają przeważnie stałą obsadę taksówek, nierzadko cwaniaczków.

Bez żadnych skrupułów potrafią oni wysłać konkurencję z postoju na tzw. pudło, czyli fałszywe zlecenie radiowe - nierzadko wysyłają auta z macierzystej korporacji.
Tylko w weekendy, z racji dużego ruchu "inni" są na tych postojach ledwie tolerowani - co i tak nie wyklucza pudeł.

Po kilku latach w branży stwierdziłem, iż czas na zmianę korporacji - umowa przewidywała jednak okres wypowiedzenia, w którym musiałem przez jakiś czas jeździć nadal w barwach i na zasadach korporacji, lecz nie otrzymywałem zleceń radiowych.

W związku z tym radio wyłączone.

Żyć jednak z czegoś trzeba, więc zawitałem na bardzo dobry rejon i ustawiałem się na bardzo dobrym słupku.

Dzień pierwszy - po jakiejś godzince spokojnie dobijam do pozycji numero uno na tymże bardzo dobrym...

Jakieś 3 minutki później, z postoju - z tyłu, wyjeżdża na zlecenie taxi z mojej byłej korporacji...
Po kolejnych 5 minutach kolejne.

Po 25 minutach podjeżdża do mnie "kolega" z tej samej korporacji - cwaniaczek, jeden ze stałej obsady tego postoju.

- "..co jest miszczu?"
- "aleś se k*rwa miejsce znalazł - obsada całego centrum lata na pudła... Wszystkie celowane w ciebie - pojawiły się nawet zlecenia na kombi (miałem kombi - przyp.) plus zachęty, że kurs będzie za miasto!"

...cwaniaczki zaczęły "wyrzynać się" wzajemnie, hahhahhahhaha

Taxi 2

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (310)

#45051

przez (PW) ·
| Do ulubionych
...króciutko
...na moich oczach!

Jakąś godzinkę temu - piękna blondi z półmetrowymi różowymi tispami, siedząca za kółkiem bolidu, o wdzięcznej nazwie DEŁUUUUUUU La Nos, przyrąbała dość solidnie (rozbite lampy, zderzak, wypaczona maska i soczki z jej wozidełka wyciekły) w tył autka, które zatrzymało się przed pasami dla pieszych...

Nie wyrobiła, gdyż była zbyt zaabsorbowana pisaniem sms'a.

Policji nie trzeba było wzywać - uderzone auto, to oznakowany radiowóz miejscowej, wyjątkowo upierdliwej drogówki. :)

GRATULACJE

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1334 (1406)
zarchiwizowany

#45061

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Strasznie przygnębiała mnie perspektywa kolejnych świąt, spędzonych wśród kilkunastoosobowego spędu rodzinki mojej połowicy, gdzie grono spaślaków żre wigilijne specjały na kilogramy (np. przygotowywanie kilkuset pierożków to dla nich norma), wzajemnym przekrzykiwaniem się (są wyjatkowo hałaśliwi - mogę porównać to do studenckiej imprezy po udanej sesji), obsmarowując przy tym (niewybrednie) tyłki reszcie "kochanej rodzinki" czy znajomym... o przepijaniu gorzałą do każdego wkoło stołu, aż do pierwszego "zwyciężcy", który zaliczy glebę, wspominać chyba nie warto?

Nie znoszę też, gdy ciociunia, o gabarytach hipopotama, dokłada mi na talerz kolejne potrawy, podczas, gdy na pierwszym pierożku już siedzę :) - bo ja taki zabiedzony (85 kg wagi, przy 178 cm wzrostu) ...no tak, co szczupłe to chore, za to jej syneczkowe i wnusie to okazy zdrówka - średnia masy osobnika, to ponad 100 kg, przy wzroście tylko o kilka centymetrów przewyższającym standardowego hobbita...

Wspomnę tylko, że zapraszają nas, bo tak "wypada", zaś żona nie odmawia, gdyż "nie wypada" - przecież to takie "rodzinne święta".
...aha - na codzień kontakt z tą częścią rodzinki mamy więcej niż luźny.

Nie, ten koszmarek nie będzie jednak tym razem meritum mojej opowieści.

Na dwa tygodnie, przed tym całym cyrkiem, zatelefonowała do mnie siostra z zaproszeniem na "wiliję"... Uffffff, jednak będzie coś innego, niż ostatnimi latami.

Dzięx, Aniuta, za ruch wyprzedzający tych wesołków o parę dni!
Oczywiście, że przyjedziemy!

Jest jednak haczyk - uroczystość odbędzie się u jej teściów, artystów pełną gębą - on: jakiś tam malarz, ona: muzyk - w sumie fajni, inteligentni i "z kościami" ludzie.
Tyle, że "pożarli się" jakiś miesiąc wcześniej o jakąś pierdołę i nie odzywają się do siebie.

Siostrunia ze szwagrem wpadli więc na pomysł pogodzenia ich przy opłatku - plan iście szatański - godzenie na forum publicznym, ale... skoro tak bardzo chcą, a nie mają innego pomysłu, to nie będę im przeszkadzał.

Na kilka dni przed pitraszę jedzonka, w "ten dzień" pakujemy się do autka, kilka godzinek i jesteśmy na miejscu.
Atmosfera nawet fajna - kręcimy się po kuchni, odgrzewając to, co każdy przygotował, stroimy stół, prezenty pod choinką...

Czas na życzenia, opłatek - atmosfera gęstnieje, cóż tam - zaraz się rozrzedzi.

Nie rozrzedziła się.
Do końca nasiadówy było gęsto, niezręcznie i podejrzliwie.
Dlaczego?

NIKT NIE PAMIĘTAŁ, ABY ZAŁATWIĆ OPŁATEK.

"WILIJA" INNA NIŻ COROCZNA

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (86)
zarchiwizowany

#44408

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielny użytkownik piekielnych, a admin ma to na granicy jelita grubego...

...FAKE nad FAKE'i, czyli konsekwentne zohydzanie pewnej sieci sklepów - co ciekawe - z kapitałem polskim (nie jestem narodowcem, członkiem młodzieży weszwolskiej, łoeneru czy przesadnym patriotą).
Czyżby etatowy pracownik PR konkurencyjnej, międzynarodowej korporacji?

Historia dotyczyła "drugiej strony" marketów "B&B"...

Moja riposta:

1. W marketach (nie ma znaczenia jakich), zamrażarki mają JEDEN CENTRALNY agregat, plus agregat awaryjny, więc nie ma szans, aby padła jedna zamrażarka, akurat z lodami!!! Jeżeli zamrażarki padłyby, to WSZYSTKIE NARAZ! Wówczas całość mrożonek - lody, warzywa, pizze, zapiekanki, głęboko mrożone wypasione mięska (dziczyzna, gęsi, kaczki, króliki), są do WYWALENIA!!!

Skąd wiem?
Byłem wykonawcą instalacji niskonapięciowych na budowach marketów, równolegle z "chłodnikami" - musiałem zainstalować przycisk alarmu zatrzaśnięcia się kogoś w mroźni, skompilowany z instalacją SSWiN i systemem "chłodników".

Samo stwierdzenie "chłodnia", w przypadku pracownika jakiegokolwiek marketu, w odniesieniu do magazynu mrożonek jest po prostu WYJĄTKOWO ZABAWNE!!!
Na mrożone towary, które nie mieszczą się w zamrażarkach jest "MROŹNIA" - nadal udawaj, użytkowniku, że tego nie wiesz!
W chłodni przechowywane są warzywa i nabiał.


2. Warość towaru w zamrażarkach jest naprawdę spora, więc komputer sterujący jest online ze stacją monitorującą firmy, która serwisuje system - mają MAKSYMALNIE PIĘĆ godzin na dojazd i naprawę systemu w przypadku znacznego wzrostu temperatury. Osobiście konfigurowałem tego typu systemy.

W każdym większym mieście firma serwisująca ma podwykonawcę.


3. Chyba nigdy nie probowałeś, piekielny "fejkowcu", odkleić nalepki kodowej z "B&B" - ja przed chwilą próbowałem - nie da rady bez podarcia...
BA! ...w przypadku wędliny pakowanej "vacum" - dodatkowy FAKE: nalepka nie pochodzi z "B&B", tylko od producenta wędliny. Po prostu producent udostępnia unikalny kod kreskowy sprzedawcom detalicznym.

Jedyna spożywka "nalepiana" przez "B&B": nalepki są drukowane na bieżąco, przy zakupach na stoiskach: mięso, wędliny, ryby, sery, garmaż!!!


4. Mięso czy wędliny na stoisku - nierzadko, na bieżąco odpakowywano mi z ORYGINALNYCH OPAKOWAŃ PRODUCENTÓW!!!

Odświeżanie mięska?
BZDURA - nawet w magazynie-chłodni mięsa są kamery, do których dostęp online ma centrala firmy!!!
Skąd wiem? Osobiście montowałem kamery i konfigurowałem system.

Sam zdziwiłem się, że TAM też chcą podglądu (pierwotnie dla mnie: nonsens) - wytłumaczono mi to właśnie stosowaniem praktyk "odświeżania", czego chcieli uniknąć!


5. "Normy podnoszenia towaru i ciągnięcia paleciaków" - "B&B" to nie "BiBronka" czy inny dyskont typu "Brutto"!!!
Towar NIE STOI NA PALETACH, tylko NA PÓŁKACH!!!
Z magazynu towar na półki wywożony jest wózkami klienckimi - więc każdy "schorowany moher" jest w stanie sobie poradzić!!!
Kolejny dowód? GABARYTY ALEJEK, gdzie paleciak z paletą po prostu się NIE ZMIEŚCI!!!

Proponuję ruszyć 4 literki zza biurka w korporacyjnym "zwieŻowcu w stolYcY" i naprawdę zdobyć troszkę praktycznej wiedzy w temacie, bo się ośmieszasz!!!


Skąd moje wnioski nie poparte źródłową wiedzą?

Robię tam zakupy na bieżąco i OBSERWUJĘ...
Czasem bywam tam kilka razy dziennie - w najbliższym "Czołem" jest o kilka do kilkanastu % drożej, zaś tańsze markety mam o 6-7 km dalej.

Różnica w cenie: "B&B" i tych "tańszych" (nie znaczy gorszych, gdyż oferta towarowa jest niemalże identyczna), jest mniejsza od ceny paliwa, jakie spalę na dojazd.

Jestem wymagającym, ale liczącym się z kosztami zakupów klientem - jedno co wiem w kwestii mięska i wędlinek, gdyż kolega na nadzór weterynaryjny nad zakładami mięsnymi: szerokim łukiem omijam wszelkie sklepy i wyroby "Nieutulonychwżalu Podlewników" i "Heńków Milionkłosów".

Dlaczego korporacyjne działy PR zamieszczają tutaj takie "fejki"?

...w tejże chwili: 2447 internautów online, w szczycie zaś powyżej 5000... Czyli jest o co powalczyć!

Jeden "zohydzony" to dwudziestu kolejnych.
Jeden "zadowolony" to 0.2 kolejnego klienta.

...na portalach typu "wirtualna wolska" czy "łonet", moderatorzy działają 24h - żaden tekst nie wejdzie bez wcześniejszej, wstępnej moderacji - nie mylić z cenzurą (vide: regulaminy forum) - na piekielni.pl: wchodzi z marszu.

POZDRAWIAM REALISTÓW.

PijAr

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (194)

#43966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historyjka samochodowo - warsztatowa.

Zaczyna się prozaicznie - we wrześniu kupiłem dla żony, od mojego serdecznego kumpla jego wypieszczone autko - on nabył podobną drogą troszkę młodszy model.

W umowie, jaką między sobą sporządziliśmy, istniał zapis, iż do kompletu dorzuca mi zimowe opony, zdeponowane w serwisie X (jego zaprzyjaźnionym, co istotne) oraz dokumenty depozytu, będące integralną częścią rzeczonej umowy.

Nastał listopad, więc naturalną dla mnie rzeczą była zmiana opon - z letnich, na zimówki... więc, w drogę do serwisu X.

Podjeżdżam znanym im autem, przedkładam dokumenty (nie zostawiam, aczkolwiek chcą - też istotne), podaję numer depozytu i słyszę, iż gumy dopiero muszą znaleźć, gdyż mają ze 400 kompletów na składzie, więc mam przyjechać za dwa dni.

Przyjeżdżam - termin przedłużony o kolejne dwa.
Przyjeżdżam - potrzebują jeszcze tygodnia, gdyż ruch u nich duży i nie mają czasu. OK - nerwy mam jeszcze dość mocne.

Przyjeżdżam - po tygodniu. Opon brak, będą na jutro rano.
Po raz kolejny pokonuję trasę i stawiam się rankiem.
Zgadniecie? TAK, opon nie odnaleziono!!!

W..rw konkretny - jeśli nie znajdą się do południa, to przyjadę z policją!!!
Około 11.00 odbieram telefon - opony są, znaleziono, mam przyjechać i umówić się na montaż (WFT???).

Przyjeżdżam, odmawiam montażu, który mógłby przeciągnąć się do końca lutego, biorąc pod uwagę kompetencje serwisu.
Opony zostają przez nich dosłownie WYRZUCONE na zewnątrz (żadnego pokwitowania, zdania dokumentu depozytu) - co mi nie przeszkadza - ładuję do kufra i jadę do "własnego, zaprzyjaźnionego" serwisu.
Montaż od ręki, kawka, orzeszki, papierosek...

Wczoraj odebrałem telefon - od serdecznego kumpla, byłego właściciela rzeczonego bolidu. Koleś ma do mnie delikatną sprawę.
Telefonowano do niego z serwisu X, że omyłkowo wydano mi opony jakiegoś klienta, zaś właściwe znalazły się i czekają na podmiankę. Różnica: właściwe to 195/55/15, zaś te, na których jeżdżę to 185/60/15 - firma, bieżnik, stan (po jednym sezonie) - wszystko to samo.

Teraz klient robi im z dupska jesień średniowiecza - okazuje się, że to jakiś bardzo ważny pan prokurator.

Jest prośba: mam w miarę możliwości szybko pojechać na serwis X, celem podmiany opon na właściwe.

Moja piekielność: wiem, że serwis X czynny jest do godz. 18.00. Pracuję przeważnie do 16.00, ale mogę przecież mieć mieć jakieś nadgodziny, nieprawdaż? :)

Przekazuję, oczywiście przez kumpla, gdyż serwis X zaczął pogrywać ze mną w głuchy telefon, angażując pośrednika do rozmów, iż mogę TAM być najwcześniej o godz. 18.15. :)
OK - pasuje im, będą czekać do skutku.

Jadę więc... Na miejscu jestem o godz. 18.20.

Wchodzę, mówię "dobry wieczór" i słyszę: "co tak urwał późno?!".
Żadnego "ińdobry", "przpraszamy za kłopot"...

Gram, więc z nimi do ich melodii: "od kiedy urwał jesteśmy na TY?! ...jestem tutaj na prośbę kolegi, żeby ratować wam tyłek, a wy do mnie zaczynacie od urwał?! Do niewidzenia się z szanownymi panami!!!".

TAK - odjechałem - mogą mnie w wentyl cmoknąć. Nie mają dokumentów, nie kwitowałem odbioru opon, nie mają monitoringu...

Ich podejście do klienta, ich problemem... Na pewno nie moim. :)

Wracając do sprawy kumpla - kupił sobie w tymże zaprzyjaźnionym sobie serwisie, w cenie wysoce promocyjnej, zimówki - nówki.
Montaż i wyważenie gratis, oczywiście.

Pojechał w trasę. Kierownicą trzepie już przy 80km/h, co jest?

Kumpel telefonuje do tegoż serwisu i opisuje co się dzieje po ich montażu.
Odpowiedź? "...a bo wiesz, nie wyważyliśmy kół, bo masz felgi bezprzelotowe, a my nie mamy takiej wyważarki..."
...nosz URWAŁ!!!

PS. Wysoce promocyjna cena okazała się być o 15% wyższą od regularnej z serwisu gumoleo.pl, czy tak jakoś...

Wyważenie felg bezprzelotowych kosztuje 25 do 40zł od sztuki - więc kumpel dołożył dodatkowo... aha. Nadal uważa serwis za "zaprzyjaźniony".

Zimóweczki

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (936)