Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Licbus

Zamieszcza historie od: 11 lipca 2016 - 1:12
Ostatnio: 8 sierpnia 2016 - 14:44
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 355
  • Komentarzy: 1
  • Punktów za komentarze: 0
 
zarchiwizowany

#74460

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz się dzieje w pewnym ośrodku wypoczynkowym nad jeziorkiem. Akurat dzień zimny, pochmurny i wietrzny, to i na plaży osób mało; na molo siedzi jakaś para, kilku facetów spaceruje wzdłuż brzegu oraz jakaś staruszka z dziadkiem oraz z wnuczkiem, byłem oczywiście i ja. Wtedy na plaży pojawia się jakiś pan koło 40 z synem oraz psem. Syn wchodzi sobie popływać w jeziorku; zaznaczam, że z powodu brzydkiej pogody był tam tylko i wyłącznie owy chłopak. Po kilku minutach owy dzieciak prosi ojca aby wpuścił i psa do wody, ojciec się zgadza i spuszcza psa ze smyczy. Psina natychmiast pognała do wody i zaczęła świetnie pływać, pewnie jakiś Wodołaz (Nie wiem co to za rasa psa, ni to to owczarek ni to wydra, jak ktoś się zna niech powie). I wtedy do akcji wkracza przebywająca na plaży staruszka.
(s)taruszka: PAN MI NATYCHMIAST Z TYM PSEM Z WODY WYJDZIE PAN NIE SŁYSZAŁ O PSICH CHOROBACH? JESZCZE ZARAZI MI WNUCZKA I WODĘ SKAZI
(w)łaściciel psa: Spokojnie, pies zdrowy jest
S: PAN GO NATYCHMIAST NA SMYCZ WEŹMIE BO DO KIEROWNIKA OŚRODKA PÓJDĘ
Właściciel psa dał za wygraną, psa uwiązał po zawołaniu go na brzeg.
No cóż, koniec przedstawienia, kurtyna. Mało piekielne, ale zawsze
.
.
.
.
.
Heh, nie.
Poszedłem do stojącego obok plaży baru i zamówiłem sobie coś do picia, i wtedy wchodzi znana mi już osoba. Podchodzi do kasjerki i mówi "Proszę zawołać mi tutaj kierownika, jakiś facet z agresywnym psem biega po plaży". Ja nieco zdziwiony, no wszakże psa uwiązał jak mu pani kazała, o co chodzi? Przychodzi kierownik.
S: Proszę pana, jakiś człowiek daje psu pływać w wodzie
(k)ierownik: Czy owy pies komuś przeszkadza?
S: Nie, ale proszę go wyprosić z plaży bo stwarza on zagrożenie dla przebywających tam (MOŻE SIEDMIU) osób.
Do rozmowy wkracza siedząca obok (p)ani
P: O co chodzi? Ktoś pije alkohol?
S: Nie, biega z psem po plaży i daje mu pływać. On mi jeszcze wnuczka zarazi jakąś chorobą! Wnuczek uczulenie ma!
K: Czy wnuczek pływał w jeziorze, pies go atakował?
S: nie pływał, zimno jest!
P: Więc jaki problem?
K: Dokładnie, nie widzę problemu

Staruszka z miną jakby właśnie przegrała cały swój majątek odeszła i tyle ją widział.

Plaża jezioro pies

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (112)

#74039

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność, cebula, buractwo, chrzan za granicą to temat już znany. No to dorzucę coś od siebie.

Miejsce akcji: Repubblica di Venezia, jedne z miliona turystycznych miast w tamtych okolicach.

Główna bohaterka: Pani 50+

Akcja:

(Na wstępie zaznaczę, że większość Włochów w tamtym regionie po angielsku nie gada, ale jakoś-jakoś można się z nimi w tymże języku porozumieć)
Wchodzę do lodziarni. Mała kolejka, 4 osoby. Pierwsza jest nieco otyła babka koło pięćdziesiątki. Poznałem od razu, że faszyn from raszyn- sandałów i skarpetek nie miała, ale jakoś dziwnie było od niej czuć polską wsią. Zaczyna zamawiać lody... a właściwie donośnym głosem powiedziała do sprzedawcy:
"Dwie gałki, waniliowe i truskawkowe".
Nawet nie wskazała biednemu Antonio o co jej chodzi, bo od tak go będę teraz zwał w skrócie.
Antonio zapytał się najlepszym angielskim jakim umiał o co chodzi.
I wtedy nastąpił wybuch. Pani Piekielna zaczęła donośnym głosem mówić "Może byś się po naszemu nauczył gadać, 50 mln Polaków (???) za granicą jest, a oni nadal nie umieją!"
Antonio nadal nie wie czemu pani nagle zaczęła robić mu jakieś wykłady w dziwnym, północnym języku i powtórzył, że nie rozumie.
Pani Burak stwierdziła, że nie będzie marnować czasu z osobami z którymi w żadnym języku dogadać się nie da i wyszła.

Nie wiem jak dostała się do tego kraju. Może przyjechała z rodziną, która mam nadzieję jest mniej wybuchowa i narwana jak ona sama, albo Last Minute- choć wtedy by siedziała i popijała drinki nad basenem, a nie chodziła po plebejskich lodziarniach w których nie da się dogadać z nikim.
A wystarczyło wskazać palcem na smak lodów jaki się chce. Ale po co, lepiej uporczywie gadać do sprzedawcy w kompletnie obcym mu języku.

Lodziarnia Repubblica di Venezia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (302)

1