Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Macondo

Zamieszcza historie od: 12 sierpnia 2011 - 9:41
Ostatnio: 2 lipca 2015 - 10:35
  • Historii na głównej: 0 z 6
  • Punktów za historie: 671
  • Komentarzy: 134
  • Punktów za komentarze: 410
 
zarchiwizowany

#28019

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak sobie czytałem historie o WKU i przypomniała mi się własna.

Poszedłem na badania, jak to wszyscy młodzi i potencjalnie nadający się do wojska.
Po trafieniu do gabinetu standardowo, rozebrać się do gatek, waga, wzrost. Potem przerwa między badaniami.
Gabinet wyglądał tak, że przy trzech biurkach siedziało chyba ze czterech lekarzy, porozkładani w podkówkę tak że kiedy się wchodziło do środka to znajdowałeś się dokładnie pomiędzy nimi.
Siedziałem ci ja sobie grzecznie na krzesełku, w samych gatkach, obserwowałem leniwie jak lekarze coś tam skrobią i...
tutaj proszę o odrobinę wysiłku z wizualizacją. Wyobraźcie sobie że macie olbrzymiego loda. Otwieracie szeroko usta i chcecie go całego na raz polizać. Wyobrażone? No to dokładnie taki ruch wykonał w moim kierunku lekarz siedzący po drugiej stronie biurka na przeciw mnie kiedy reszta była z nosami w jakichś aktach i zeszytach...

Na szczęście po następnym badaniu, w którym brał udział inny lekarz, pozwolono mi się ubrać i pozwolono na bardzo szybkie oddalenie.

Teraz się zastanawiam czy próbował mi namieszać we łbie, czy on tak na serio...

Swoją drogą, dostałem kategorię A :P

WKU

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 64 (144)
zarchiwizowany

#27815

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracam ci ja sobie ostatnio do domu, rozmawiam radośnie przez telefon. Wysiadłem właśnie z autobusu, podszedłem do pasów. Rzut oka w jedną stronę, rzut w drugą i idę.
Byłem już w połowie pasów kiedy słyszę ryk silnika.
Patrzę w prawo, a 40m ode mnie (albo mniej) widzę autobus który nie dość że nie zwalnia, to jeszcze przyspiesza.
Stanąłem na środku ulicy bo doszedłem do wniosku że facet nie ma szans się zatrzymać.
Miałem rację, koleś nacisnął hamulec jakieś 10m przed pasami, ale też zauważył że nie zahamuje, więc wdepnął znowu gaz.
Ja zbluzgałem jego kiedy przejeżdżał, on coś nawarczał na mnie (nie słyszałem, ale widziałem twarz i ruch warg, i nie było to przepraszanie).
Autobus jechał pusty, przejazd techniczny, pewnie wracał na zajdezdnię.
I tak się zastanawiam, co by było gdybym zamiast rozmawiać przez telefon, szedł jak zwykle ze słuchawkami na uszach.
Nie usłyszałbym autobusu, możliwe że na środku pasów bym nie pomyślał o tym żeby spojrzeć jeszcze raz w prawo, skoro kiedy na nie wchodziłem to droga była czysta (autobus wyskoczył z bocznej ulicy 60m dalej).

Z powodu rozmowy i wkurzenia nie zapamiętałem numeru bocznego...mam tylko nadzieję że ten idiota nie trafi na kogoś mniej czujnego...

Przejście dla pieszych bez świateł

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (27)
zarchiwizowany

#16458

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed godziny, więc świeżutka.
Obawiam się że piekielnym byłem ja, ale w sumie moim zdaniem się należało...Jako bonus dodam że dostało się jakiemuś kierownikowi z Siódemki.

Pojechałem z kolegą z pracy na magazyn, on miał coś do załatwienia, a potem mieliśmy podjechać jeszcze gdzieś.
Przed magazynem mamy wykupione dwa miejsca parkingowe z ładnymi tabliczkami z nazwą firmy, tak więc tylko ślepy by nie zauważył że są wykupione.
Niestety regularnie się zdarza że ktoś tam parkuje "bo ja tylko na chwilę". Wtedy jeśli się uda to gadamy z kierowcą, lub wkładamy kartkę za wycieraczkę z odpowiednią informacją.

Jednak tym razem na miejscu, jak się dowiedziałem kilka dni z rzędu, parkował sobie łaskawie prezes firmy przewozowej Siódemka. Nasze miejsca są najbliżej do wejść biurowych, a my nie zajeżdżamy tam za często, jednak są nasze i nikt nie powinien tam parkować. Nie wiem kto to był, ale widać było że to ktoś z wyższego szczebla bo samochód nieco wyższej klasy niż inne tej firmy parkujące wokół. Najwyraźniej nie chciało mu się dupki ruszać bo 30m dalej było mnóstwo wolnych miejsc, a wybrał nasze...

Byliśmy na magazynie przeszło godzinę, a zbierając się zabrałem się do "nauczania".
Napisałem na dwóch kartkach A4 "Uprzejmie prosimy o nie parkowanie więcej na nie swoim miejscu..." po czym przykleiłem je baaaaaardzo dokładnie brązową taśmą na przedniej szybie, przed kierowcą i na szybie bocznej, też kierowcy. Papier podlałem jeszcze wodą aby się ładnie przykleił...

Teraz mnie pewnie niektórzy zjadą za taki czyn, bo taka taśma cholernie trudno schodzi, ale ja uważam że z takimi ludźmi inaczej się nie da. Jeśli ktoś raz po raz bezczelnie się ładuje na cudzą własność "bo tu jest bliżej/ładniej/fajniej/wygodniej", to należy to zwalczać bez żadnych skrupułów. Tym bardziej jeśli to firma która ma biuro na obiekcie i może sobie kupić własne miejsca parkingowe...

Teraz czekamy na ciąg dalszy :)

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (300)
zarchiwizowany

#16163

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w pewnej sieci sklepów jako Helpdesk/Serwisant.
Od czasu do czasu dziewczyny na sklepach dają mi w kość swoim brakiem chęci do chwili zastanowienia lub krętactwem.
Poniżej kilka przykładów, jedne moje, a inne opowiedziane przez kolegów:

Razu pewnego dzwoni do mnie dziewczyna i oznajmia że nastąpiła awaria drukarki fiskalnej. Nie włącza się i nie reaguje na nic, a jeszcze przed chwilą działała.
Po naradzałem się z szefem, potem z serwisem, ale nic nie mogliśmy wymyślić przez telefon więc posłaliśmy serwisanta aby sprawę zbadał i ewentualnie wymienił wadliwe części.
Serwisant po przyjeździe na miejsce rozejrzał się i zrobił facepalm. Okazało się że dziewczyny...wypięły jej zasilanie z kontaktu aby podładować komórkę...dwa dni temu...
Tak więc kasa podziałała na akumulatorach i sobie zdechła...

To opowiedziane przez kolegów.
Na sklepach są bramki, ale nie antykradzieżowe, a tylko zliczające klientów. Potem pod koniec dnia przy podsumowaniu dopisuje się do utargu ruch na sklepie i sklepy które mają najlepszy wskaźnik utarg/klient mogą liczyć na różne bonusy, podwyżki pensji czy czort wie co akurat jest na grafiku.
Pierwotnie bramki były podpinane po prostu do gniazdka kabelkiem, ale że dziewczyny wypinały je z prądu aby podwyższyć swój wskaźnik to zaczęto je podpinać do sieci elektrycznej.
Wtedy, aby je wypiąć, trzeba było już wyłączyć korek.
I na to znalazł się sposób. Przełączono bramki pod ten sam korek co i biurko kasowe, więc wyłączenie bramki wyłączało komputer i całą resztę.
Oczywiście zaczęły się telefony że nic nie działa, że się popsuło i trzeba naprawić :)
Po spytaniu o to czy wszystkie korki są włączone dziewczyny oczywiście dzielnie zaprzeczały, póki im nie wyjaśniono jak to jest teraz podłączone, po czym magicznie wszystko nagle zaczynało działać :D

Ale to nie koniec kreatywności naszych dzielnych sprzedawczyń. Innego razu kolega był razem z prezesem w trasie po Polsce i odwiedzali wybrane sklepy. Idą, dochodzą powoli do sklepu, a na bramce...wisi skarpetka!
Kolega momentalnie zaczyna prezesa oprowadzać w innym kierunku na spacer i dzwoni jednocześnie do sklepu.
- hej, tu Czarek (imie zmienione) powiedz mi, co robi ta skarpeta na bramce?!
- hej, jaka skarpeta? ja nic nie wiem...
- nie pier*** tylko natychmiast ją zdejmij!
- ale ja nie wiem o co ci chodzi!
- jak jej zaraz nie zdejmiesz to z pracy wszystkie polecicie bo z prezesem do was idziemy!
- już już...!
:)

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (152)
zarchiwizowany

#16152

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Webbie o klientach na Steamie przypomniała mi własny epizod, ale ze mną jako kupującym.
Kilka lat temu bardzo popularna była gra Left 4 Dead.
Jak ciut staniała, to postanowiłem kupić.
Poszukałem na allegro i znalazłem najtańszą ofertę w której sprzedawca wysyłał klucz do gry na steamie.
Wszystko poszło gładko, zapłaciłem, klucz dostałem.
Teraz ciekawiej...
Instaluję grę, włączam...intro po Niemiecku... O_o
WTF?!
Migiem wracam na stronę sprzedawcy, a tam nic o tym że gra niemiecka.
No to mail z pytaniem o co chodzi i że pewnie zaszła jakaś pomyłka...i cisza...dzień, dwa...no więc piszę znów...kolejny dzień...Odpisali!
Treść była w mniej więcej takim tonie:
Drogi Panie, jeśli życzył Pan sobie aby gra była w innym języku niż Niemiecki, należało to zgłosić w momencie zakupu.

Ręce mi opadły...Polakiem będąc, kupuję w Polskim sklepie i muszę zgłaszać że jednak wolę o ile nie usłyszeć rodzimą mowę i zobaczyć zrozumiałe dla mnie napisy w grze to przynajmniej pierwotną angielską...

Na szczęście w opcjach dało się ustawić że przynajmniej sama gra była angielska i straszy mnie już tylko niemiecko języczne intro, a sklep omijam z daleka...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (115)
zarchiwizowany

#15782

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To będzie krótka historyjka o mojej naiwności i ufności, która przepadła po tym zdarzeniu.
Od pewnego czasu pracuję. Z pracy jestem dumny, nie dość że pierwsza "poważna" praca ze stałą pensją, fajnymi ludźmi i w renomowanej firmie, to jeszcze mogę od czasu do czasu pojeździć sobie po kraju jeżdżąc do awarii których nie da się załatwić telefonicznie (pracuję jako helpdesk na sieci sklepów w całej Polsce).
Tytułem owych podróży raz jadę autem, ale najczęściej koleją.
Tym razem miałem jechać do Krakowa, więc musiałem być raniutko na dworcu bo pociąg jakoś koło 7 startował.
Zadowolony dotarłem na dworzec trochę przed czasem, i niespiesznie zmierzam do pociągu.
Kiedy już wlazłem i szukałem przedziału zaczepił mnie pewien mężczyzna. Ogólnie nic specjalnego, ani jakiś obdartus, ani biznesmen w garniaku, ot, zwykły gość jakich pełno.
Zaczął coś do mnie nawijać, a ja tylko stałem usiłując coś zrozumieć bo gadał naprawdę nadprzeciętnie szybko. Wreszcie, po kilku powtórzeniach, załapałem że facetowi zabrakło do biletu i prosi o pożyczkę, że odda jak dojedziemy.
Tu już powinny mi się zapalić absolutnie wszystkie lampki, ale jedna zamrygała i zgasła. Byłem wciąż chyba niedobudzony, a facet wyglądał, jak już powiedziałem, normalnie. Stwierdziłem że skoro jedziemy tym samym pociągiem to czemu nie, przecież nie wyskoczy przez okno prawda?
No to pożyczyłem. 50zł. On bardzo dziękując "wydał mi" 10 zł i poleciał szybciutko do kas kupić bilet.

Jak się pewnie domyślacie, pojechałem lżejszy o 40zł, gościa nigdy więcej nie zobaczyłem, a moja wiara w ludzi upadła tego dnia aby już nigdy nie podnieść się z ziemi. Solennie obiecałem sobie że nigdy już nikomu obcemu nie dam ani grosza, chyba że stwierdzę że np. ładnie gra na skrzypcach.

Tak więc piszę w sumie ku przestrodze, wiem że większość z was się od połowy tekstu już pukała w głowę, ja też nie mogę zrozumieć czemu byłem tak groteskowo naiwny.

Jeśli więc kiedyś ktoś na dworcu poprosi was o pożyczkę bo zabrakło mu do biletu i przypadkiem mówi z zastraszającą prędkością, dajcie mu w zęby i idźcie dalej...

Dworzec Centralny w Warszawie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (74)

1