Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mala_Ygrek

Zamieszcza historie od: 30 marca 2012 - 23:53
Ostatnio: 27 grudnia 2013 - 18:49
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 896
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 22
 

#56594

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam kiedyś świadkiem wypadku – niegroźnego na szczęście. Pani zagadała się ze swoją matką, wjechała w pana, idącego po pasach.

Piekielności były dwie:

1) Byłam jedyną osobą, udzielającą panu pomocy – reszta, czyli matka kierowcy, matka poszkodowanego, idąca parę kroków za nim, oraz kierowca zajęli się donośnym ustalaniem winnego. Nie zainteresowały się stanem mężczyzny przez cały okres mojej bytności tam, czyli około pół godziny.

2) Policja.
W końcu sprawą zainteresował się przechodzący obok emerytowany policjant (P).
P: Wezwała pani już policję? Bo należałoby to zrobić.
Posłusznie wyjęłam więc telefon, wykręciłam 112 i czekam. I czekam. I czekam. I czekałabym zapewne jeszcze bardzo długo, gdyby pan policjant nie wyciągnął swojego telefonu i nie zadzwonił gdzieś.
P: No, cześć, Mieciu. Słuchaj, bo mu tu mamy taki drobny wypadek i pani się próbuje do was dodzwonić już od dziesięciu minut. Poprosiłbyś któregoś z chłopaków, żeby odebrali telefon?

Dwie sekundy później już ktoś się zgłosił, więc aparat musieli mieć pod ręką.

I tylko teraz trochę żałuję, że nie wzięłam od pana policjanta bezpośredniego numeru do Miecia. Tak na wszelki wypadek.

policja priorytety

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 550 (608)
zarchiwizowany

#55771

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szlag mnie trafi. Albo kogoś zabiję.
Sąsiedzi dwa piętra wyżej mają pieseczka – sznaucera miniaturkę. My mamy dwa albo nawet trzy razy większego kundla. Obie suczki nienawidzą się z energią wartą lepszej sprawy. Cóż, zdarza się.
Za każdym razem jak sznaucerka opuszcza mieszkanie z właścicielką, robi awanturę pod naszymi drzwiami, drażniąc tym samym mojego psa – szczeka, warczy, rzuca się na drzwi. Z sąsiadem nie ma takich przejść – suka idzie cichutko, spokojnie, a nasza nie zwraca na nią uwagi.
Moja w kaszę dmuchać sobie nie da, więc reaguje podobnie – rzuca się na drzwi, do klamki, jeży się, warczy i szczeka. W bezpośrednim starciu mała byłaby bez szans, bo nasza jest już tak rozjuszona. Choć siły mi nie brakuje, to z trudem odciągam rozwścieczonego psa od drzwi.
Wielokrotnie upominałam właścicielkę, by brała sznaucerkę na ręce lub wyprowadzała ją na smyczy, bo jak któregoś dnia przez przypadek zostawimy otwarte drzwi (bez zasuniętego zamka), to nasza sama sobie je uchyli i będzie po ich pieseczku, ponieważ Emi patyczkować się nie będzie. A odciągnąć ją możemy nie zdążyć. Po pierwszej takiej uwadze przez tydzień był spokój. Teraz jestem regularnie ignorowana, bo to tylko pies i nic złego nie robi.
Zarówno ja, jak i sąsiadka z piętra wyżej, która ma kota, więc przeżywa to samo co ja po kilka razy dziennie, mamy podrapane drzwi.
A czemu teraz o tym piszę? Bo o trzeciej nad ranem musiałam zrywać się z łóżka, by uspokoić psa. Cały dom postawiony na nogi – chora mama, uczący się w liceum brat i ja, bo sąsiadka raczy wyjść na spacer z pieseczkiem. Pół godziny później powtórka z rozrywki. I tak dzień w dzień o różnych porach.
Zabić? Czy wreszcie przestać zamykać drzwi, licząc że problem sam się rozwiąże?

blok

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (260)
zarchiwizowany

#34218

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam niewyparzony język. Mówi się trudno, staram się jakoś powstrzymać, ale czasem nie daję rady.
Liceum. W dzień przed Sylwestrem zmarła prababcia cioteczna – staruszka lat 99,5, którą w razie potrzeby się opiekowałam. W pierwszych dniach stycznia odbył się pogrzeb w naszej katedrze – wszystko ładnie, pięknie, choć zima szalała na całego.
Problem pojawił się przy usprawiedliwieniu mojej nieobecności w szkole. Mama wypisała zwolnienie, więc wzięłam je w łapkę i przy pierwszej okazji dostarczyłam do wychowawczyni. Co ważne, ubrana byłam na czarno.
(W)ychowawczyni nigdy specjalnie mnie nie lubiła. Wzięła ode mnie usprawiedliwienie, przeczytała je podejrzliwie i skrzywiła się znacząco.
(W): Co to ma być?
(M): Usprawiedliwienie. Nie było mnie w szkole w czwartek.
(W): Jak to cię nie było?
(M): Niestety nie mogłam przyjść, ważne sprawy rodzinne.
Tu ważne: nie lubię się usprawiedliwiać i jeżeli mogę tego uniknąć, staram się tego nie robić, zwłaszcza zaś, że śmierć cioci wstrząsnęła mną na tyle, że zwyczajnie nie chciałam się rozpłakać. Poza tym uważałam, iż czarny, w miarę elegancki ubiór o czymś świadczy. Zwłaszcza zaś, że na co dzień wybieram żywsze barwy.
(W):Ważne sprawy rodzinne! Sprawy rodzinne! Początek semestru, a ciebie już w szkole nie ma! Co Ty sobie wyobrażasz?! Nie usprawiedliwię! Trzeba było w szkole na dupie siedzieć, a nie!
(M): Bardzo mi przykro, ale ciocia sobie terminu śmierci nie wybierała!
Po tym wychowawczyni zamilkła i nieobecność usprawiedliwiła, ale żadnego przepraszam nie usłyszałam.

szkoła

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (188)

1