Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Malibu

Zamieszcza historie od: 23 grudnia 2011 - 20:10
Ostatnio: 16 marca 2023 - 23:58
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 1159
  • Komentarzy: 620
  • Punktów za komentarze: 3496
 
zarchiwizowany

#62956

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historii o służbie zdrowia było już wiele, czas na moją.

Jakiś miesiąc temu byłam razem z chłopakiem na koncercie. Jak to na tego typu imprezach bywa wypiłam kilka piw. Nie byłam w sztok pijana, po prostu kilka piw wypitych w ciągu 6-8 godzin, dużo "tańczenia".

Pech chciał, że gdy próbowałam opuścić pogo (podczas występu ostatniego zespołu) oberwałam w głowę. Niestety tak niefortunnie, że zrobiło mi się nagle ciemno i muzyka zrobiła się jakby o wiele głośniejsza i zaczęłam mieć nudności. Poszłam usiąść pod ścianą, jednak po chwili okazało się, że nie jestem w stanie siedzieć i położyłam się pod ścianą i zatkałam uszy by nie słyszeć wszystkiego tak głośno. Pomijam fakt, że leżącą pod ścianą osobą zainteresowało się tylko dwóch chłopaków, w końcu to nie ich sprawa, może myśleli, że zwyczajnie przesadziłam z alkoholem.

Gdy zespół skończył grać zostałam odnaleziona przez mojego chłopaka. Jak usłyszał, że czuję się źle i nie pamiętam około pół godziny uparł się, że zaprowadzi mnie do ratowników medycznych, którzy zabezpieczali imprezę. Niechętnie ale dałam się zaprowadzić.

Ratownicy pełen profesjonalizm. Zrobili jakieś badania, które mogli wykonać w karetce i stwierdzili, że konieczne jest odwiezienie mnie do szpitala gdyż jak stwierdzili reakcje neurologiczne nie są do końca w porządku.

W szpitalu na początku było w porządku, zostałam zawieziona na tomografię komputerową a potem na jakąś salę gdzie leżeli inni ludzie.

Pierwsza dziwna sprawa. W sali leży kilka osób w tym mężczyzna, spodnie i majtki opuszczone do kostek, wszystko na wierzchu, pan wygląda na skrępowanego. Parawany stoją- w kącie sali, nikt nie pomyślał, że może by tak pana zasłonić od innych ludzi.

Sprawa druga. Przyszła Pani chyba pielęgniarka czy nie wiem kto. Spisuje ode mnie dane różne oraz pyta o to kogo upoważniam do informowania o moim stanie zdrowia. Dyktuję Pani dane mojego chłopaka. Pani pyta kim dla mnie jest ta osoba, odpowiadam, że chłopakiem. Zobaczyłam tylko skrzywioną minę. Jak się później dowiedziałam od chłopaka, gdy się tylko dostał do szpitala usiłował się dowiedzieć, co mi jest, czy mnie dziś wypuszczą czy raczej zostanę dłużej. Informacji nie otrzymał gdyż podobno nikogo nie upoważniłam.

Ogólnie Panie (chyba pielęgniarki czy tam lekarki- nie wiem, nie znam się) cały czas urządzały sobie pogawędki na temat ducha kradnącego w szpitalu i oglądały telewizor, czasem też komentowały zachowanie pacjentów, którzy byli tam wcześniej. Starsza pani z łóżka obok woła o basen. -Zaraz- odpowiada znudzona pielęgniarka. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy zanim starsza pani doczekała się basenu.

Z za ściany słuchać ożywioną rozmowę. Do rejestracji przyszedł dość młody chłopak, z bólem oka, pielęgniarka/ rejestratorka mówi żeby szedł gdzieś indziej, chłopak zaczął się denerwować, że nikt nie chce mu pomóc, że czeka dwie godziny, tylko po to żeby dowiedzieć się, że tu mu jednak nie pomogą. Co działo się na zewnątrz wiem z relacji chłopaka. Pani wraca do sali obserwacyjnej i wraz z innymi śmieją się z chłopaka, dalej nie reagując na stęki, jęki i prośby innych pacjentów. Najbardziej wkurzyło mnie, że pani śmiała się z argumentu chłopaka, że płaci składki i mu się chyba coś należy. Według niej osoba urodzona w roczniku '89 za krótko płaci składki, żeby móc się czegokolwiek dowiedzieć.

Korytarz, którym wieziono mnie na tomografię cały obrzygany, a w łazience w której byłam kefelki, umywalka i sedes obryzgane krwią. Gdy zgłosiłam to paniom usłyszałam tylko, ze to nie ich sprawa.

Około 7 rano przyszedł lekarz. Wręczył mi wypis i kazał sobie iść do domu. Na pytanie co mi jest powiedział, że wszystko jest w wypisie. Zmęczona (ponad 24h bez snu) zabrałam go i poszłam z chłopakiem do domu. Dopiero w domu przeczytałam wypis. Lekarz napisał w nim, że byłam pijana (tak, użył właśnie takiego sformułowania, trochę mało medyczne wg. mnie ale ok) i że po wytrzeźwieniu wszelkie dolegliwości mi przeszły. Problem w tym, że nie przeszły, głowa nadal bolała, drobne zaniki pamięci i problemy z koordynacją ruchową utrzymywały się jeszcze ze dwa dni. Nikt przez całe 4 godziny, gdy tam leżałam nie zapytał mnie czy czuję się już lepiej, przed wyjściem też nikt się nie zapytał a lekarz pierwszy i ostatni raz widział mnie przy biurku, gdy odbierałam wypis.

Fakt, mogłam przeczytać wypis zanim jeszcze sobie poszłam do domu, moje jedyne usprawiedliwienie jest takie, że nadal bolała mnie głowa i byłam bardzo zmęczona.

Podobno to najlepszy szpital w mieście. Aż strach pomyśleć co byłoby w takim cieszącym się sławą najgorszego.

szpital

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (80)
zarchiwizowany

#57543

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś będzie o kierunkach zamawianych. Dla tych którzy nie wiedzą, są to takie kierunki studiów o których ktoś stwierdził, że brakuje specjalistów z danej dziedziny i należy ich jak najszybciej rozmnożyć. Ludzi zachęca się do tego wysokimi stypendiami, dodatkowymi kursami itp. Całą tą farsę sponsoruje Unia Europejska. Właśnie kończę studia na takim kierunku , na jednej z chyba bardziej znanych Polskich uczelni technicznych. Opowiem jak odbywa się to u nas.

Po pierwsze marnujemy masę papieru na jakieś bzdurne rzeczy typu podanie o podanie o wydanie deklaracji. Co roku wypełniamy mnóstwo podań, ankiet, zgód, deklaracji których i tak nikt chyba nie czyta, a co roku i tak jest to samo. Wszystko odbywa się na śnieżnobiałym papierze.

Na kierunki takie przyjmuje się dużo więcej osób niż gdy nie jest on zamawiany. Niestety, żeby uczelnia mogła mieć korzyści z tego tytułu ( z tego co wiem przy niespełnieniu tego warunki zwracają kasę, którą dostali od unii) konieczne jest aby co najmniej 70% początkowej liczby ukończyło studia. Tak, że tym razem to uczelni zależy żeby ktoś studia skończył. Zamiast dwóch terminów są cztery, a na dwóch ostatnich zadania o wiele prostsze. Poziom kształcenia leci ostro w dół.

Na początku pierwszego roku razem z całą masą innych papierów dostaliśmy do podpisania deklarację, że nie podejmiemy studiów na innym kierunku. Niby ok, płacą żebyśmy byli specjalistami w danej dziedzinie to i może mają prawo zakazywać. Niestety tego też nikt nie pilnuje. Jest cała masa ludzi studiujących dwa kierunki na raz ale to jeszcze nie jest takie złe. Są osoby, które studiują dwa kierunki zamawiane na raz i z obu pobierają stypendium.

Kwestia kolejna- kursy. Niby fajna sprawa, można się nauczyć czegoś czego nie ma w programie studiów albo też poszerzyć wiedzę, nabyć więcej doświadczenia. Niektóre są dla wszystkich, niektóre tylko dla najlepszych. Problem z kursami jest tego typu, że trwają one za krótko, żeby się czegoś nauczyć. Lepszym pomysłem byłoby zrobienie jednego czy dwóch kursów w większym wymiarze godzin niż siedmiu tak o po łepkach, z których i tak wynosimy nie wiele ale certyfikat jest. Na początku takiego kursu wypełnia się ankietę startową. Oczywiście cicha prośba od prowadzącego żeby w ankiecie tej wypaść jak najgorzej. Na ostatnich zajęciach wypełnia się ankietę końcową, taką samą jak początkowa, i tu już wypadałoby wypaść jak najlepiej. Jeszcze sprawa obecności na kursach. Na ostatnim spotkaniu zawsze trafiają do nas listy obecności ze wszystkich zajęć ( każde spotkanie na osobnej kartce) i jest prośba o zwiększenie frekwencji.

Ostatnią sprawa- to, że kierunek znalazł się na liście zamawianych wcale nie oznacza, że brakuje specjalistów w tej dziedzinie i jest po nim praca.

I po co to wszystko?

edukacja

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (193)
zarchiwizowany

#40578

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o serwisach komputerowych.

Od jakiegoś czasu zaczęłam mieć problemy z ładowaniem laptopa polegał on na tym, że nie chciał się ładować i trzeba było ruszać wtyczką by znaleźć odpowiedni punkt -wtedy zaczynało ładować. Pewnego dnia zrobiło się jakieś spięcie- stopiło koniec wtyczki więc dla bezpieczeństwa postanowiłam oddać go do serwisu. Gwarancja juz nie obowiązywała więc był to serwis w moim mieście.

Serwis numer 1.
Laptop oddany po tygodniu dzwoni pan, że do odebrania. Idę dowiedziałam się, że naprawiono touchpada (wcześniej przeze mnie zalanego) i przeczyszczono gniazdo ładowania i ma być ok ale odkryli, że chłodzenie procesora nie działa. Pan poinformował mnie, że nie do naprawy mogę kupić podkładkę chłodzącą i cierpliwie czekać aż któregoś dnia się spali. Zanim zdążyłam wyjśc jeszcze kilka razy zapytał czy na pewno nie chcę podkładki chłodzącej bo akurat mają w promocji. Nie, nie chcę bo nie lubię półśrodków.
Trochę przestraszona wizją stopionego laptopa zapewne w najmniej odpowiednim momencie popatrzyłam na aledrogo i jest chłodzenie do niego.

Serwis 2
Pan wziął we wtorek i koło piątku powinien coś wiedzieć. Ok mi pasuje. W piątek pan jeszcze nie wie. Poniedziałek- pan wie jak naprawić potrzebuje trochę czasu i czeka na jakiś czujnik, który jest zepsuty na środę po południu będzie. Środa po południu; pan mówi, że jeszcze nie, jakieś testy musi zrobić każe wrócić w czwartek. Czwartek : jeszcze nie. Piątek: Pana niema . nikt inny nie wie czy można już wydać tego laptopa. Sobota: pan jest, przeprasza, że tak długo i oferuje, że w ramach rekompensaty wymieni wtyczkę za darmo ale będzie miał dopiero w poniedziałek więc wydał mi laptpa z ładowarką z prowizoryczną wtyczką. Płacę, zabieram do domu.
Uzytkuję przez sobotę w niedzielę coś się dzieje z wtyczką, grzeje się i topi w końcu przestaje ładować. W poniedziałek do serwisu: pan każe wrócić jutro, mówi, że grzeje się przez zły rozmiar wtyczki a nie ładuje bo pourywałam jego prowizoryczne kabelki. Wtorek : jeszcze nie gotowe bo złą wtyczkę zamówił. Sroda: nie gotowe, trzeba dopłacić 30 zł, proszę wrócić koło 17. Sroda koło 17: nie gotowe. Czwartek: Zrobione ale pan testuje każe wrócić przed zamknięciem. Czwartek przed zamknięciem: pan serwisowy poszedł po części niema go. Piątek cały dzien: pana serwisanta niema. Przy ostatniej wizycie cała załoga skleposerwisu poszukuje ładowarki, której nigdzie niema, próba dodzwonienia się do pana nic nie daje. Szef sklepu przeprasza. Sobota: Ani pana ani ładowarki dalej niema.
Cały wrzesien bez laptopa, poniedziałek zaczyna się rok akademicki, nad ranem wyjeżdżam do miasta gdzie studiuję i nie zdążę w poniedziałek już odwiedzić tego serwisu w mieście rodzinnym będe dopiero w listopadzie.

Wybaczcie nie jestem dobra w pisaniu.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (35)

1