Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Migdek

Zamieszcza historie od: 28 stycznia 2014 - 21:46
Ostatnio: 8 października 2017 - 11:47
  • Historii na głównej: 8 z 10
  • Punktów za historie: 3226
  • Komentarzy: 54
  • Punktów za komentarze: 379
 
zarchiwizowany

#74363

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze nigdy nie leżałam w szpitalu, a ten jeden, jedyny raz utwierdził mnie w tym, że nigdy więcej nie będę tam szukać pomocy.
Od kilku dni kręciło mi się w głowie. W piątek zawroty były tak silne, że nie byłam w stanie ruszyć głową, bo mną "rzucało", więc ciężko, ale jednak postanowiłam wybrać się pod wieczór do szpitala.
To był błąd.
Ze względu na ciążę usadowili mnie na oddziale ginekologicznym, tam dostałam kroplówkę nawadniającą i potas. Poza tym, jedyną rzeczą jaką dla mnie zrobiono, to obowiązkowe badania krwi i dodatkowo czopek przeciwwymiotny (nie wiem po co).
Jedyną osobą, którą mogę pochwalić za miłe podejście, to położna, która mnie przyjęła.

Na drugi dzień wywiad z lekarzem:
[L] - Wymiotowała pani?
[ja] - Nie (obudził mnie, jeszcze nie kontaktowałam)
[L] - To dobrze.

Poszedł...Cały dzień nic. Wieczorem wywiad:
[L] - Wymiotowała pani?
[J] - Nie, ale ja tu nie przyjechałam z wymiotami tylko z ciągłymi zawrotami głowy.
Kazał wstać, popatrzył jak stoję po czym stwierdził:
[L] - Jak do jutra nie zwymiotuje, to nie ma po co tu leżeć...
[J] - Czyli żaden laryngolog ani inny lekarz mnie nie zbada?
[L] - Nie.

Rano nadal nie wymiotowałam, bo dlaczego bym miała, po czym lekarz potwierdził, że mam iść do domu i załatwiać sobie laryngologa we własnym zakresie.
Dzień wcześniej przez niskie ciśnienie, poprosiłam pielęgniarkę o zmierzenie, na co stwierdziła, że ona czasu nie ma, a wieczorem, przy obchodzie stwierdziła szyderczo do innej pielęgniarki, że "ta pani to chce ciągle, żeby jej ciśnienie mierzyć! Przecież to raz na dzień się mierzy!". Prosiłam ją tylko raz.
O zgrozo, gdzie ja trafiłam!?

Nadal mam zawroty głowy. Tak mnie do domu wypuszczono. Laryngologa załatwiłam sobie prywatnie.

Edit:
Na wypisie wyczytałam, że przyjęto mnie z wymiotami a nie zawrotami. Po leczeniu farmakologicznym objawy ustąpiły i zdrowa została wypuszczona do domu z zaleceniem wizyty u laryngologa. Pięknie, jaki kompetentny szpital!
Dziś byłam u laryngologa prywatnie - porządnie przewiane nerwy, leczenie niestety tylko ziołowe, 2 tygodnie siedzenia w domu.

Iławski szpital

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (134)
zarchiwizowany

#63416

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sobotę miałam niemiłą przygodę w kwiaciarni.

Zaczęło się w czwartek, kiedy poszłam tam, aby zamówić bukiet kwiatów. Ustaliłam jakie to mają być kwiaty, jak duży bukiet i inne szczegóły, po czym powiedziałam, że przyjdę po bukiecik w sobotę o dziewiątej, ponieważ o dziesiątej wyjeżdżam.
Pani wszystko zapisała, potwierdziła, zapewniła, że otwierają od siódmej, więc spokojnie mogę przyjść, dziękuję, do widzenia.
W piątek znów poszłam wypytać czy pamiętają, oczywiście tak.
Ale gdyby wszystko było ok, to nie pisałabym tutaj.

W sobotę, o dziewiątej idę po bukiet. W kwiaciarni inna pani niż przy zamawianiu (B).

(Ja): - Dzień dobry, moje nazwisko migdek, zamówiłam w czwartek kwiaty na dziś rano.
(B): - Dzień dobry, chwila, ja tu nic nie mam.
(Ja): - Niech pani lepiej zobaczy, może z tyłu są...
(B): - (Idzie sprawdzić, szuka, wraca...) Nie, nie mam takiego nazwiska.
(Ja): - (Pomyślałam, może ja, gapa, zapisałam na nazwisko chłopaka?) A jest nazwisko chlopakowski?
(B): - Nie...

Jeszcze zadzwoniła do pierwszej pani, która potwierdziła, że nie ma takiego zamówienia...

I tak oto po kilku jeszcze wymianach zdań, wypowiedzeniu się o nieprofesjonalności kwiaciarni, burknięciu na mnie abym nie marudziła, zostałam bez bukietu na wesele...

Po drodze kupiłam butelkę dobrego whisky i pojechałam, bo co miałam zrobić? Czekał mnie jeszcze fryzjer, zabieranie rodziny i 3-godzinna jazda.
Jak ludzie potrafią zepsuć humor...

kwiaciarnie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (242)

1