Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Milczacy

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2011 - 11:33
Ostatnio: 11 listopada 2016 - 4:02
  • Historii na głównej: 0 z 3
  • Punktów za historie: 346
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 176
 
zarchiwizowany

#71723

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja może jestem jakaś dziwna ale chyba ktoś próbuje ze mnie zrobić idiotkę, albo ja się zwyczajnie nie znam na świecie już...
A to było tak:
Kupiłam sobie tablet, nie jakiś super, wybrałam taki tańszy na kartę sim bo chciałam się łączyć z netem jak będę w pracy (praca nudna), kosztował całe 229 złotych i kupiony został w sklepie EURO RTV AGD. Od początku nasza znajomość (moja i tabletu) była nieudana, dostałam uszkodzony egzemplarz, musiałam zrobić zwrot następnego dnia i dostałam nowy tablet - działający. Ale nie cieszyłem się nim zbyt długo - niecały miesiąc i to przesądziło o jego losie - oddałam na gwarancję, zaznaczając miłej pani w sklepie, że wolałabym zamiast sprzętu pieniądze. Pani powiedziała, że to nie zależy od niej ale prawdopodobnie będzie taka opcja i że dostanę maila kiedy będzie orzeczenie, co panowie w serwisie powiedzą.
Cierpliwie czekałam i jest! Dostałam maila, że mam do wyboru całkowicie nowy taki sam tablet, jaki miałam wcześniej, albo pieniądze. I nie wahając się, uzbrojona w papierki, potwierdzające, że to ja kupiłam sprzęt i oddałam go żeby naprawili pojechałam do sklepu. No i pani się uśmiechała, jak przyjmowała zwrot, powiedziała że nie ma problemu, pieniążki dostanę i w ogóle wszystko super, aż tu padło zdanie, które mnie zmiotło - 'pani wybaczy, ale my takich pieniędzy nie mamy w sklepie'. Przyznaję, że zwyczajnie mnie zmiotło i zabiło i zaniemówiłam kompletnie. Bo patrzę na papierki, jak byk 229 złoty napisane, potem na panią, potem na jakieś drobne akcesoria komputerowe, średnia cena to stówa i jakoś wierzyć mi się nie chciało że wszyscy jak jeden mąż zaczęli płacić kartami w tym sklepie. No ale już niech będzie, przecież panie nie będą wyjmować z własnych portfeli pieniędzy, żeby zrobić zrzute, więc zgodziłam się na kontakt telefoniczny z panią, że jak pieniądze będą, to zadzwoni. Więc papierki wzięłam i wróciłam do domu, zawiedziona takim obrotem sprawy, ale myślałam że dwa-trzy dni i pieniądze będą.
No i wykazałam się naiwnością.
Bo pieniędzy nie ma do dzisiaj, czyli już ponad tydzień i jakieś takie piekielne mi się wydaje, że sklep należący do takiej sporej sieci nie posiada gotówki w kwocie 229 złotych, żeby zwrócić klientowi od tygodnia.
Zastanawia mnie tylko jak to by było, jakbym chciała kupić coś i oni nie mieliby mi jak wydać. Albo lepiej - następnym razem wchodząc do tego sklepu, wezmę jakiś towar i powiem żeby mi sprzedali ale pieniędzy chwilowo nie mam, zadzwonię do nich żeby po nie przyjechali, jak już będę miała.
Generalnie chyba nie stać mnie na żaden inny komentarz bez brzydkich słów niż 'LOL'.

Euro rtv agd

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (134)
zarchiwizowany

#23727

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro dużo jest o piekielnych współlokatorach, to i ja się dorzucę.
Uwaga - będzie niesmacznie pod koniec i dłuugo.
Jakieś trzy lata temu, ja i moja obecna współlokatorka postanowiłyśmy znaleźć sobie wspólne mieszkanie bo ja się musiałam wynieść ze swojego starego, a i Ona nie chciała zostawać w poprzednim. Mieszkanie, które znalazłyśmy było super, miało 2 pokoje, więc wzięłyśmy 3 dziewczynę. Z tym że pokój, który miała zająć 3 dziewczyna był przechodni[szło się przez niego do łazienki] i połączony z aneksem kuchennym. Ona wcześniej o tym wiedziała, ale jak zobaczyła pokój to nie bardzo jej się spodobał i nie chaciała jednak tam zostać. Spoko - ja Ją rozumiem w 200%.
Więc zaczęłyśmy szukać 3 osoby na własną rękę, bo wiadomo na 3 czynsz łatwiej spłacić. Było chętnych kilka osób, ale nam się oni za bardzo nie spodobali ale w końcu pojawił się ON[na potrzeby historii nazwijmy go B. bo nawet nie pamiętam jak miał na imię] i wydawał się spoko.
Na początku nie było problemu, zapłacił za czynsz i kaucję od razu, a że był taki miły to nawet właściciel mieszkania nic nie wyczuł i nie spieszył się umową[co było duuużym błędem].
Kiedy B. sie wprowadził, było już dosyć zimno na dworze, więc było uruchomione ogrzewanie gazowe w mieszkaniu i ważne jest to, że termostat mieścił się przed drzwami do łazienki, czyli był defacto w pokoju B. No i zaczęło się od tego, że B. codziennie wietrzył swój pokój, otwierając okno na oścież, bo mu śmierdziało od gotowania - spoko, ale mógł chociaz wtedy zakręcać ogrzewanie, ale to i tak było najmniej piekielne. Wietrzył ten pokój na serio tak ze 2 godziny codziennie, jak nie więcej i w końcu przyszedł do nas z pretensją, że u niego w pokoju zimno. No my na to, że może dlatego, że non stop ma okno otwarte i pokój jest dosyć duży, wysoki to trudno go ogrzać tak od razu. A on ryjem, że nie może tak być, że my mu zakręcami ogrzewanie i w ogóle to w pokoju mamy jakiś ukryty grzejnik[przecież każdy ma w szafie grzejniki, nie?] bo u nas jest cieplej. Co tam, że koleżanka przy komputerze siedziała w rękawiczkach, bo na dzień miałyśmy skręcone grzejniki żeby rachunki nas nie zabiły, ale nie - my mamy saune w pokoju. W końcu wściekła Koleżanka kazała mu spadać z naszego pokoju.

Potem za każdym razem, kiedy coś gotowałyśmy, albo ktoś do nas przychodził to on gadał pod nosem jakieś dziwne rzeczy, że jesteśmy po*ebane, że głupie, a w ogóle to chcemy go zamrozić na śmierć. I zaczął robić takie piękne rzeczy, że potrafił w nocy wstać i ustawiać termostat na 28*C, a my w malutkim pokoju się smażyłyśmy no i gaz leciał..Generalnie zaczęłyśmy z nim prowadzić wojnę, nawet wkręciłyśmy w to własciciela, ale on sie nie angażował za bardzo.

W końcu nadszedł pamiętny dzień, kiedy B. zaprosił kolegę na noc do siebie i przez CAŁĄ noc słuchali na pełną głośność EVANESCENCE i tłukli sie niemiłosiernie. Dopiero nad ranem zasnęli, a koło 7 moja współlokatorka wściekła, bo nie wyspana, wzięła swój telefon i puściła sobie na cały regulator jakąś ostrą łupankę i poszła się ogarnąć do łazienki. Jak wróciła, cały czas słchając muzyki, to B. wpadł za nią do naszego pokoju, drąc się, że ma to wyłaczyć, że jesteśmy po*ebane i same miłe rzeczy, a współlokatorka kazała mu wy*ierdalać i tyle. Jakoś tak wyszło, że w międzyczasie B. zalegał nam z czynszem i właściciel wreszcie się ruszył jak zaczęłyśmy mu truć tyłek. I właściciel genialnie, wreszcie wydrukował umowy i poszedł do niego, żeby podpisał i - zostawił mu OBA egzemplarze, nie wziął od niego żadnych danych - nic! No i B. wieczorem zniknął, a w nocy wrócił pijany jak świnia, tłukł się i rzygał tam gdzie trafił. My dwie baby byłyśmy się wyjść, bo on był sporych rozmiarów. I nad ranem ktoś po niego przyjechał, chyba jego dziewczyna.
Jak wyszłyśmy z pokoju to mieszkanie to był jakiś koszmar. WSZYSTKO było usmarowane rzygami, wyglądało to tak jakby on w jedym miejscy zwymiotował, położył się w to i rozsmarował to po całym mieszkaniu. Na serio - wiele widziałam, ale to co tam się działo to jakiś koszmar. I okazało sie, że B. uciekł ze swoimi rzeczami, nie płacąc rachunków, czynszu i zabierając obie umowy. Jak przyszedł właściciel obejrzeć zniszczenia to okazało się jeszcze, że B. i jego kolega w Noc Evanescence połamali łóżko i pod nie wsadzili zwinięty dywan, żeby się nie zapadało... Generalnie właściciel okazał się spoko i nie kazał nam płacić czy coś, zresztą miał kaucję B., ale rachunki zapłaciłyśmy same, bo bez żadnych danych B. nie dało się nawet do sądu z nim iść.
No ale ile my musiałyśmy się tych wymiocin nasprzątać to nasze i ile nerwów zjadłyśmy przez tego dupka... To był na serio koszmar.
Ale nauczyłyśmy się wtedy, że umowa to podstawa i, że musimy gonić wklaścicieli mieszkań to podpisywania ich, bo to też nasza sprawa.
Natępna osoba mieszkająca z nami była normalniejsza, chociaż też miała swoje za uszami...

Jednego tylko nie potrafię zrozumieć z tego, co się stało - po B. przyjechała dziewczyna, widziała go całego w rzygach, jak to mieszkanie wyglądało i generalnie masakra, zabrała go do auta, spakowała i poszła. Jakby mój facet leżał w mieszkaniu kompletnie pijany i zarzygany po czubek nosa to nawet kijem od miotły go bym nie tknęła. A awanture miałby murowaną.
No ale ludzie są różni...

stancja

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 35 (155)
zarchiwizowany

#15363

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia zdarzyła się parę lat temu.
Mieszkam w małym miasteczku i przez długi czas była u nas tylko jedna apteka. Wtedy mieszkaliśmy tam od niedawna. Mój starszy brat choruje na astmę i to dosyć ciężką, więc musi codziennie brać leki, które ułatwiają mu oddychanie, a co za tym idzie - ratują życie. Tyle jeśli chodzi o wyjaśnienia.

Pewnego dnia braciszek musiał wykupić wspomniane leki ale, że w tamtych czasach jeszcze chodził do szkoły, a apteke zamykano dosyć wcześnie, nie mógł ich sam wykupić, więc mój ojciec (wtedy jeszcze policjant) poszedł za niego.
Podchodzi ładnie do okienka, daje pani recepte, a ona ledwo co rzuciła okiem i stwierdziła, że nie mają tego. Mój tatuś należy do spokojnych ludzi, ale jeśli chodzi o zdrowie rodziny to potrafi być dosyć nieobliczalny. I wtedy też sie zdenerwował, ale grzecznie jeszcze, że to nie możliwe żeby tych leków nie było, bo należą do kategorii tych, które w aptece muszą być zawsze bo ratują życie. Kobieta na to, że się skończyły i nie ma i, w prost mówiąc - nie zawracaj pan gitary.
Więc, ojciec szanowny się już wtedy wściekł na całego i wrzasnął na kobietę, że to lek ratujący życie i jeśli jego dziecko przestanie oddychać w nocy, to będzie wiedział kogo pociągnąć do odpowiedzialności. Kobieta zaczęła się kłócić, że nie ma i tyle, i jej to nie obchodzi. Tato w końcu bardzo zły, wyciągnął odznakę[już mu chyba pomysłów zabrakło] zamachał kobiecie nią przed nosem i chyba nawet w ramach wściekłości chciał sam sobie tych leków poszukać, ale jak baba zobaczyła policyjną odznakę to od razu znalazła te tabletki.

I nie czaję, po co sie kłócić i robić awantury, kiedy przecież ona na tym też zarabia, bo apteka była chyba jej lub jej męża.
W każdym razie od tamtej pory to jest dla mnie szczyt lenistwa...

apteka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (190)

1