Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MissIndependent

Zamieszcza historie od: 30 kwietnia 2012 - 9:14
Ostatnio: 18 października 2015 - 16:12
  • Historii na głównej: 2 z 8
  • Punktów za historie: 2019
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 40
 
zarchiwizowany

#52724

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Początek historii był tydzień temu, koniec jeszcze do końca nie nadszedł, ale to co wydarzyło się przed chwilą sprawiło że trzęsie mną do teraz.

Jakiś tydzień temu spacerując z moim czworonogiem po pobliskim lesie znalazłam przywiązanego do drzewa i pozostawionego na pastwę losu szczeniaka owczarka niemieckiego. Teoretycznie tutaj historia mogłaby się zakończyć bo to piekielność sama w sobie.

Oczywiście psiaka zabrałam, zaprowadziłam do weterynarza, zaszczepiłam, nakarmiłam itp. Niestety jako że mój pies źle znosi towarzystwo innych czworonogów musiałam z Małym się rozstać. Zamieściłam ogłoszenie w necie i czekałam na odzew.
Znalazł się jeden pan, który stwierdził że weźmie psiaka, bo ma niepełnosprawnego fizycznie syna i może piesek pomoże mu w codziennym życiu. Zgodziłam się oddać panu psa bo w sumie a nuż widelec pomoże chłopakowi w leczeniu.

O ja naiwna!!

Przed chwilą dostałam mailem filmik od pana, który wziął ode mnie pieska.. Mail najprawdopodobniej wysłany hurtem do wszystkich znajomych. Co znajdowało się w mailu? Filmik na którym dzieciak (w 100% pełnosprawny) maltretuje psiaka a potem wrzuca go do rzeki!!

Film razem z zawartością maila przekazałam na policję.

P.S. Chłopak może i był pełnosprawny fizycznie ale z psychiką chyba było coś nie bardzo. I weź tu człowieku zaufaj innym ludziom.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (318)

#52340

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja która wydarzyła się mojej przyjaciółce. Opisana tutaj za jej zgodą.

Koleżanka jest bardzo pilną i ambitną studentką. Co semestr ma taką średnią, że dostaje stypendium naukowe. Istotne w tej historii jest to, że termin składania wniosków o stypendium upływał 14 lipca (niedziela).

Z powodu nieobecności wykładowcy, ostatni egzamin na roku mojej koleżanki został przeprowadzony dzisiaj. Dziewczyna cieszyła się, bo nauczyła się wszystkiego i z egzaminu dostała taką ocenę, dzięki której uzyskała średnią wystarczającą do uzyskania stypendium.

Gdzie piekielność? Egzamin był dzisiaj, a termin składania wniosków upływał wczoraj. I nieważne, że termin egzaminu został przesunięty z powodu nieobecności wykładowcy.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (647)
zarchiwizowany

#34138

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Tweedy do piekielnej nauczycielce przypomniała mi moją. Miała ona miejsce również w gimnazjum lecz dotyczyła nauczycielki matematyki.

Akcja rozgrywała się gdy była w trzeciej klasie.
Zaczęło się od tego, że najlepsza matematyczka (i moja wychowawczyni) poszła na urlop macierzyński. A że klasa matematyczna to za wychowawcę dostaliśmy nową matematyczkę. Babka koło pięćdziesiątki i w dodatku panna. Zmierzła jak cholera i na każdej lekcji miewała swoje humory.

Rozwiązywałą na tablicy, jakieś zadanie... Nie pamiętam już czego dotyczyło. W każdym bądź razie wyszedł mi inny wynik niż jej (byłam najlepszym matematykiem w klasie - to dość istotne w tej opowieści). No cóż sprawdziłam jeszcze raz, sprawdziłam jej tom myślenia i jest!! Znalazłam błąd. Mówię jej o tym a ona o tym że mam się nie wtrącać, że ja sobie myślę, że nauczyciel ma rację. Dostałam uwagę i jedynkę do dziennika (uwaga ok. rozumiem ale jedynka??!!)

Konkurs Matematyczny Kangur. U nas w szkole były do niego eliminacje?! Dlaczego skoro to konkurs dla każdego? "Wpisowe" kosztowało chyba 8 zł. Nasza szkoła nie miała tyle kasy żeby płacić za każdego ucznia, a nie chciała brać kasy od dzieciaków skoro to szkolny konkurs. Tak. Matematyca nie dopuściła mnie do eliminacji no bo gdzie z samymi dwójami i jedynkami? Klasa oczywiście za mną się wstawiła także dostałam szansę. Zadania , na które było przewidziane 90 minut rozwiązałam do jakiejś połowie czasu. Wynik? Wszystkie dobrze, ale mam za słabe oceny na udział w konkursie. Po wizycie u dyrektorki, stwierdziłam że zapłacę sobie te 8 złociszy. Efekt konkursu? Drugie miejsce i wycieczka zagraniczna ;)


Sprawdziany. Kobieta miała zwyczaj nie oddawania sprawdzianów tylko czytała wpisane już oceny. I co? MissIndependent za każdym razem jedynka. WTF? No dobra czasami zdarza się dwója. Za co? Bo mój tok rozumowania był inny. Fakt czasami zamiast żmudnych obliczeń wpisywałam tylko wyniki, albo jakieś skrócone obliczenia. Ehhh.. no bo tak nie może być, że dzieciak potrafi obliczyć deltę w pamięci... (swoją drogą co w tym trudnego).

Na jednej matematyce była odmiana. Kobieta przyniosła zagadki matematyczne. Rozwiązywanie na ocenę. Mi dostała się "Zagadka Einsteina". Tak to ta co rozwiązać ją potrafi jakieś 2% ludzi. JA potrafiłam w jakieś 20 minut (nie wiem czy to dużo czy mało). I co? Dostałam 1 bo już pewnie kiedyś ją rozwiązywałam i oszukuję. Nieważne że widziała jak rozwiązuję i się męczę nad nią.

Wystawianie ocen z matematyki. Ocena waha mi się między 1/2. Teks typu "jak można być takim tłukiem, że z wszystkiego ma się 5 i 6 a z matematyki jest się zagrożonym". Przyszli moi rodzice do szkoły i zarządali od niej pokazania moich sprawdzianów. Co się okazało? Moich sprawdzianów nie ma!! Obecności na sprawdzianach są, ale samych sprawdzianów nie ma. Kolejna wizyta u dyrektorki. Ta z tym nic nie mogła zrobić. Wtedy matematyca wpadła na pomysł, że może komisa bym napisała.

Dzięki tej wrednej babie, nie pojechałam na zagraniczny obóz bo miałam w tym czasie egzamin.!! W dodatku nie przyjęli mnie do wymarzonego liceum bo co? Bo dostałam 3 (podobno nie mogłam dostać wyższej oceny).

lekcja matematyki w gimnazjum

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (28)
zarchiwizowany

#33796

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rok akademicki się kończy, także jakby nie było trzeba rozstać się z dotychczasowym mieszkankiem i wrócić na wakacje w rodzinne strony. Jako, że na mieszkaniu zostałam sama (tak, tak jakiś czas temu rozstałam się z chłopakiem ale to opowieść na inną historię - a jakże piekielną) mąż właścicielki stwierdził że może jak najwięcej wyciągnąć od biednej i naiwnej jego zdaniem studentki.

Bez podtekstów proszę.

Akcja nr 1. Zaczęło się niewinnie - ot ja nie oddam Ci całej kaucji bo Ty się wyprowadzasz a ja musze odświeżyć mieszkanie. Mówię okej. Miałam w umowie, że obowiązuje się odświeżyć mieszkanie tj. pomalować sufity itp. No ale koleś chciał za to połowę niemałej kaucji. Mówię mu że ja sama to zrobię. Patrzy na mnie jak na idiotkę Ty sama to zrobisz? No nie no kolegów mam przecież nie ważne. Pojedziemy na zakupy kupimy farby jakie chce i pomaluję. Ja kupię wszysto a on odda mi CAŁĄ kaucję.

Pojechaliśmy.

Na drugi dzień o 7 rano [!!] do drzwi dobija mi się ekipa remontowa. Koleś nawet nie uprzedził mnie że ktoś ma przyjść, poza tym nie tak się umawialiśmy. Dzwonię do niego. Nie odbiera.

Akcja nr 2. Dzwonię do niego żeby w poniedziałek umówić się na oddanie kluczy. Ok. będzie o 10. Spoko będę miała czas rano żeby wszystkie rzeczy zanieść do autka, żeby nie musiały stać w nocy. Wiecie jak to jest. Koleś przychodzi o 8... no okej. Ale uwaga !! Z nowymi lokatorami, którzy wnoszą swoje bagaże do środka. Ale cholewka jakim cudem, przecież nikt nie był oglądać mieszkania.... Chyba że zrobił to jak... tak... jak mnie nie było w mieszkaniu...

Akcja nr 3. Dochodzi do rozliczenia... Koleś daje mi UWAGA 200 zł. Patrzę na niego.. Szczękę podnosiłam z podłogi bite 5 minut. "No bo on przecież musiał ekipę zapłacić". Helooooł. Ekipę wyrzuciłam i sama wszystko pomalowałam.

Sprawa jest w toku...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (210)
zarchiwizowany

#31367

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna opowieść z serii o "ukochanej sąsiadce". Od jakiegoś czasu dokucza mi kolano. Chodziłam z usztywnionym bandażem elastycznym. Podczas weekendu w domu rodzinnym postanowiłam uzbroić się w stabilizator. Po powrocie na mieszkanko oczywiście jakże by inaczej... dopadła nie Piekielna:
[Ja]: Dzień dobry.
[Sąsiadka]: Dzień dobry, a co to się w kolanko stało?
[J]: Taki mały wypadek...
[S]: A widzisz... siedziałabyś więcej w domu na tyłku a nie co weekend wyjeżdżała to by się nic w kolano nie zrobiło.

No tak... przepraszam, że co tydzień wyjeżdżam do domu.

klatka i sąsiadka

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (27)

#30348

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszłym roku razem z moim chłopakiem postanowiliśmy wynająć wspólnie mieszkanie. W końcu znaleźliśmy odpowiednie gniazdko za odpowiednie pieniądze. Kobieta, która nam wynajmowała mieszkanie powiedziała tylko, że mamy uważać na sąsiadów. Uważać? Na tych miłych staruszków? Szybko dowiedziałam się co miała na myśli.

Jako, że studiuję finanse i rachunkowość, w wolnych chwilach udzielam korepetycji z przedmiotów ekonomicznych. Pech chciał, że miałam straszną grypę, a dwóch moich "kursantów" miało egzaminy i koniecznie chcieli mieć korepetycje. Przez chorobę nie mogłam do nich pojechać (tak to ja zawsze dojeżdżam do moich człowieczków ;)), dlatego powiedziałam, żeby oni przyjechali do mnie. Jeden we wtorek, drugi w środę.

Wszystko ładnie i pięknie, korepetycje (nawet jak na mnie wycieńczoną chorobą) przebiegły jak po maśle. Chłopaki kumaci więc nie było problemu. Chcieli jeszcze raz przećwiczyć zadania bo "egzamin w piątek!". Jako, że są z jednej grupy umówiłam ich na czwartek - tym razem w dwójkę.

I tutaj zaczyna się rola piekielnej pani sąsiadki z mieszkania obok. Proszę mojego lubego żeby skoczył mi do apteki, bo mi się syrop skończył i nie ma go i nie ma, ja się już duszę. Po pół godzinie przychodzi blady jak ściana, zamyka drzwi i zaczyna się śmiać.

Okazało się, że to sąsiadka czekała aż będzie wracał i wyskakuje do niego z tekstem:
- Panie, pan sobie pilnuje tej swojej dziewczyny, bo jak pan jest w pracy, to ona sobie tutaj chłopaków sprowadza. Jeden we wtorek, drugi w środę, a w czwartek to dwóch było. No jak tak można?

Oczywiście miła pani, która widziała wszystko, nie zauważyła, że "tych dwóch" to ci sami którzy byli dwa dni wcześniej.

klatka mój luby i sąsiadka ;)

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 643 (693)
zarchiwizowany
Historia miała miejsce jakieś 2 lata temu, kiedy to z lubym zaczynaliśmy dopiero naszą znajomość, a dotyczy ona piekielnej ciotki mojego kochanego.

Z lubym poznaliśmy się w restauracji, której właścicielką jest właśnie piekielna ciotka. On tam pracował i ja tam pracowałam. No i ciągnęło nas do siebie. Każdy wie o co chodzi. Nigdy nie łączyliśmy życia prywatnego z pracą. Pewnego dnia luby był chory i nie mógł przyjść do pracy i wtedy piekielna zaczęła mnie o wszystko wypytywać: "A jak się czuje", "A może czegoś mu potrzeba". Grzecznie odpowiedziałam że czuję się dobrze i wszystko ma. A jak czegoś będzie potrzebował to ma dzwonić.

Przyszedł weekend i moje wolne. Luby juz zdążył wrócić do pracy i wtedy piekielna wyskakuje do niego z tekstem, że jak go nie było to ja wszystko im (w pracy) opowiadałam jak to jest między nami, jak nam razem jest itp. Luby uwierzył ciotce i nawet nie chciał słyszeć mojego tłumaczenia. (w tym wypadku mozna by zastanawiać się, kto tutaj jest bardziej piekielny). Ja oczywiście zwolniłam się natychmiast z pracy.

Po jakichś 2-3 tygodniach chłopak przychodzi do mnie z bukietem róż i z przeprosinami. Dlaczego? Okazało się, że gdy przychodził sprawdzić grafik na następny tydzień, usłyszał jak ciotka mówi swojemu wspólnikowi jakie to kłamstwo wymyśliła i jak wspaniałomyślnie pozbyła się dziewczyny swojego bratanka.

Mina ciotki, gdy dowiedziała się że mimo wszystko jesteśmy razem, a tym bardziej planujemy ślub bezcenna :D

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (234)
zarchiwizowany

#30350

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisząc poprzednią historię, nie wiem dlaczego przypomniała mi się jeszcze jedna zupełnie z innej beczki o piekielnym sędzi (chyba dobrze napisałam) piłkarskim. Mecz naszej lokalnej drużyny, a że luby zapalonym kibicem jest to i mnie zaraził tym "sportem".

No więc jesteśmy sobie na meczu, wszystko pięknie ładnie gdy nagle ten szatański pomiot fauluje naszego zawodnika (wszedł mu w nogi;)). Nasz leży na murawie, nie wstaje, piłka wybita a sędzia nic nie widzi. Jak nic za takie coś kartka powinna być, ale co tam mecz ma się toczyć dalej. No to wznawiają grę, a nasz dalej leży na murawie. Piłka znów wybita i sedzia w końcu decyduje się zobaczyć co się stało.

Piszczel naszego złamana, widać wszystko jak na dłoni, a Piekielny sedzia nie dość że wcześniej nie zareagował, to jeszcze dał naszemu czerwony kartonik za symulację i wymuszenie rzutu wolnego.

mecz

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (155)

1