Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Moby04

Zamieszcza historie od: 11 stycznia 2014 - 14:24
Ostatnio: 5 października 2021 - 14:32
  • Historii na głównej: 7 z 11
  • Punktów za historie: 2426
  • Komentarzy: 512
  • Punktów za komentarze: 1345
 
zarchiwizowany

#70096

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/69820 skłoniła mnie do dodania mojego nowego doświadczenia.

Akurat tak się składa, że pracuję w branży IT i akurat sobie nieśmiało szukam nowego pracodawcy, bo poprzedni mnie wkurzał. Z pewnej firmy zadzwonili (większość etapów rekrutacji jest zdalna, bo ewentualny dojazd opłaca potencjalny pracodawca na tym poziomie). Rozmowa poszła bezproblemowo i dostałem informację, że zaczynamy drugi etap.

No fajnie. Umówiliśmy termin drugiego etapu z CTO i czekam. Standardowo byłem gotowy przed czasem... Po około 40 minutach napisałem mail z pytaniem, co się stało. Dostałem odpowiedź, że wypadło pilne spotkanie. Kto robił w tej branży ten wie, że jak się wali to nie ma zmiłuj, więc ok - zwróciłem tylko uwagę, że informację mogliby wysłać wcześniej ale umówiliśmy inny termin kilka dni później.

Znowu gotowy przed czasem czekam na telefon. Jakieś 15 minut przed czasem dostałem email, że coś im znowu wypadło i przepraszają i w ogóle. Trochę mi już ciśnienie skoczyło ale umawiamy się na przyszły tydzień. Niech będzie, wiele nie stracę.

Następnego tygodnia dostałem wiadomość, że jednak nie potrzebują programisty a wspomniany CTO już u nich nie pracuje. Najciekawsze, że dodali "dziękujemy za wyrozumiałość i przepraszamy za NIEPRZEWIDZIANĄ sytuację" (bo faktycznie dyrektorów zwalnia się z dnia na dzień)...

zagranica

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (25)
zarchiwizowany

#66390

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed około półtora miesiąca (trafiłem gdzieś w archiwum rozmów i uznałem, że tu pasuje). Przepraszam, że po angielsku ale inaczej się nie da tego przekazać... :)

Infolinia pewnego dużego sklepu internetowego. Oddział brytyjski. Pytają mnie o adres.
Ja: Berlin
Konsultantka: Could you spell that for me?
J: You know... capitol of Germany
K: Right, could you spell that?
A myślałem, że to z Lądkiem to ściema

call_center

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -20 (34)
zarchiwizowany

#65736

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"Cywilizowany Zachód" i obsługa klienta. Przygód ciąg dalszy.

Jakiś miesiąc temu zamówiłem tablet z Amazona niemieckiego (mieszkam w Niemczech). Wskutek pewnych nieprzewidzianych wydarzeń musiałem zamówienie anulować (nieprzewidziane wydatki). Potwierdzenie dostałem dość szybko. Fajnie.

Po kilku tygodniach dostałem pismo od firmy windykacyjnej, że mam już teraz, zaraz, natychmiast zapłacić 350€. Szkoda tylko, że urządzenie kosztowało 269€ i nigdy go nie dostałem.

Zadzwoniłem na infolinię i się zaczęło. Po wieeeeelu próbach trafiłem na kogoś z kim dało się w miarę rozmawiać (niestety, niemieckiego się jeszcze uczę). Okazało się, że wysyłali pisma o konieczności opłacenia czegoś tam (6€) ale wracało do nich. W systemie nie mieli wspomnianego już dopiska w adresie "bei nazwisko", więc przesyłka nie miała prawa dotrzeć, bo listonosz nie wiedział, gdzie ma wrzucić list. Te 6€ opłaciłbym z miejsca żeby uniknąć problemów.

Nie jest to pierwsze zamówienie, więc już nauczyłem się odruchowo podawać ten dopisek ale przyjmijmy, że zapomniałem. Pytanie: jak to jest, że firma windykacyjna już stosowną adnotację wpisać potrafiła? Wróżka czy ktoś w kulki leci?

No ale ok, piszę mail w celu wyjaśnienia sprawy. Mija tydzień i odpowiedzi brak. Dzwonię na infolinię i dostaję radosną informację "proszę wysłać email". Stwierdzenie, że już jeden został zignorowany jakoś przemilczeli.

No ale niech będzie. Piszę nowy email korzystając z formularza kontaktowego na amazon.de. Efekt? "Bitte versuchen Sie es in Kürze noch einmal oder setzen Sie sich telefonisch mit uns in Verbindung." Czyli maila wysłać nie mogę bo mi radzą telefon, telefonicznie każą wysłać mail...

Czy to ja przyciągam takie absurdy?

zagranica

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (202)
zarchiwizowany

#65012

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia guineaPig (#64849) przypomniała mi sytuację z przedwczoraj.

Tytułem wstępu. Mieszkam w Niemczech i prawie wszystkie butelki są tu sprzedawane z niemałą kaucją - dla przykładu zgrzewka 6 półlitrowych butelek z jakimś sokiem może w Lidlu kosztować jakieś 3,4€ z czego 1,5€ to kaucja (0,25€ za butelkę). Ze zwrotem nie ma większego problemu, bo każdy market ma minimum jeden automat, w który się wrzuca puste sztuki i odbiera wydruk do zrealizowania w kasie - czy to w postaci wypłaty gotówki, czy też przy zakupach.

Z tego powodu zbieram puste butelki i rano w drodze na dworzec (do pracy dojeżdżam) wstępuję się pozbyć, odbieram druczek i realizuję go po południu podczas powrotu z pracy (zwykle trzeba coś dokupić - jedzenie, środek czystości czy choćby piwo po stresującym dniu). Spoko.

To, co jednak zobaczyłem mnie zaskoczyło. Przed wejściem do sklepu stała kobieta i dopalała papierosa. Widok dość normalny - do dzisiaj się dziwię jak wiele jest osób palących. Dziwne było co innego. Stała kobiecina przy budzie z wózkami i opierała się o kosz na śmieci. Akurat kończyłem wrzucać butelki jak zobaczyłem, że babka skończyła palić, zgasiła kiepa o kosz na śmieci (a jakże!) i... rzuciła go na ziemię dosłownie 5 centrymetrów obok kosza. Dlaczego? Nie wiem.

centrum Berlina parking przed Lidlem

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -26 (36)

1