Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nevinova

Zamieszcza historie od: 10 października 2013 - 19:57
Ostatnio: 19 lipca 2016 - 19:34
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 793
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 
zarchiwizowany

#66722

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będąc w miniony długi weekend (de facto mijający, bo jeszcze niedziela została) nad naszym morzem, byłam świadkiem absolutnego szczytu buractwa, które spotkałam w swoim życiu. Taki Mount Everest moich rolniczych doświadczeń. Otóż spacerowałam sobie zadowolona plażą, pora przedpołudniowa, ludzi nie aż tak dużo, wiało niemiłosiernie, ale pogoda dopisywała. Ciepło, słonecznie, nie pada - mnie wystarczy, czego chcieć więcej? Tak sobie dreptam wesoło, aż tu patrzę, a kilkanaście metrów przede mną stoi facet. Z dzieckiem przed sobą, które stoi plecami do niego. Mężczyzna delikatnie się nad latoroślą pochyla. Obaj stoją w niedużym rozkroku, dziecię ma pi razy oko 3 latka. Mnie się zapala czerwona lampka, wychylam się od boku, że podpatrzeć co się wyczynia, i okazuje się, że moje podejrzenia były słuszne - dzieciak sobie siusia...
Należę raczej do wygadanych osób, jakiś nonkonformizm przejawiam, toteż nie stoję bezczynnie i nie przechodzę zerkając jedynie pobłażliwym wzrokiem jak inni spacerowicze, tylko podbiegam do mężczyzny i wołam:
- Panie! No co Pan? - facet spogląda na mnie zdziwiony i chyba nie od razu zdaje sobie sprawę z przewinienia. Daje mu więc do zrozumienia przelatując szybko wzrokiem po "młodym".
- Ale o co chodzi? Małemu się lać zachciało to co miałem zrobić? A kibla ni ma nigdzie w pobliżu.
- No ale na publicznej plaży?
- Do krzoków to by nie zdążył, w porty by mi nalał, to co miałem zrobić, co? Ty się nie odzywaj, dzieci nie masz widać, to nie wiesz co to za obowiązek!
- Pan ma właśnie obowiązek nauczyć dziecka kultury, a zresztą żeby na piasku się odlewać, gdzie inni potem będą leżeli? Młodzian, nie młodzian, to nie ujmuje zasadom dobrego wychowania, pan by się przecież tutaj nie załatwił! - facet patrzy na mnie jak na idiotkę, ja się czuję jak pseudo pedagog, mam wrażenie, że ciąży na mnie obowiązek edukowania dwójki dzieci... W końcu facet puka się palcem w czoło:
- Ty głupia, ty! Przecież tu i tak ptaki srają, ludzie pety rzucają i morze syf wyrzuca, to co za różnica czy młody tu się odleje, czy w kiblu? Ty się życia naucz! - i bezceremonialnie odchodzi...

No, także tego, dzięki za radę.

plaża

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (37)

#63397

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studia - młodość i radość. Mimo, że finansowo pomagają mi rodzice, jakiś czas temu powzięłam decyzję, że dorobię sobie udzielając korepetycji. A co! Kobieta pracująca jestem, żadnego ucznia się nie boję! Oprócz dwóch ścisłych przedmiotów, z których jestem dobra (związanych stricte z moimi studiami) zaoferowałam pomoc w doskonaleniu władania innymi językami. Nauka języków obcych zawsze była moim hobby, a im bogatsza oferta - tym lepiej.

Tym razem, moi czcigodni (jak mawia Piotr Bałtroczyk) nie będzie o piekielnych nastolatkach, nawet nie o zawiedzionych rodzicach, mimo, iż takich historii każdy korepetytor może pisać na pęczki! Tym razem będzie o uczennicy trochę starszej...

Bardzo często osoby zapisujące się na takie "językowe" korepetycje, to ludzie, którzy chcą nauczyć się języka dla własnego użytku, bo taką mają pasję itp. W takim wypadku umawiam się na współpracę długoterminową (zazwyczaj dzwonią do mnie uczniowie z prośbą o przygotowanie do sprawdzianu, pomoc z zadaniem domowym, no sami pewnie wiecie jak to jest), staram się ustalić indywidualny program nauki (sprawia mi to nawet frajdę), a także proponuję pierwszą lekcję gratis. To taki ukłon w stronę konsumenta, no bo nie każdemu mój sposób prowadzenia lekcji musi przypaść do gustu, różne są powody.

Dzwoni do mnie [P]ani, mówi, że musi się nauczyć niemieckiego, chociaż troszkę, chociaż komunikatywnie, bo za miesiąc wyjeżdża do sąsiadów za chlebem. Ok, umówiłyśmy się, kobieta przyszła. Wiek 50+, zadbana, wypacykowana, szmineczka, paznokietki - aż mi się głupio zrobiło, bo ja w domu tak "na roboczo" latam :) Mówi, że nigdy wcześniej nie miała kontaktu z językiem. Uuu, może być ciężko, ale kilka razy w tygodniu, trochę samozaparcia, pracy w domu i dama jakoś tam będzie "szprachać" w tych Niemczech.

No to usiadłyśmy, wykładam Pani podstawowe zwroty, podstawowe przywitania, kilka czasowników, zaczynam omawiać koniugację, no i godzina zleciała. Źle nie było, ale dobrze chyba też nie, bo kobieta decyduje, że ona się jeszcze zastanowi, że da mi znać i pyta czy może na mnie liczyć. Czyli uprzejmie daje mi do zrozumienia, że nie. Ja serdecznie potakuję i chcę odprowadzić Panią do drzwi, ale ta coś tak wolno kroczy, ostentacyjnie bawi się guzikiem przy płaszczu. Zapala mi się czerwona lampka. Może chce skorzystać z toalety, ale wstydzi się zapytać? Może chce, żebym poszła do kuchni, przyniosła jej szklankę wody, a ona w tym czasie mi coś zwinie? NIE, nawiązuje się za to dialog:

[P] - Wie Pani, ja nie chciałabym być taka grubiańska, ale Pani zapomniała mi zwrócić pieniążki.
Chwila konsternacji, ja nie bardzo ogarniam rzeczywistość, Pani widzi jednak mój wyraz twarzy i kontynuuje:
- No bo pierwsza lekcja miała być gratis...
- I jest gratis, przecież nic od Pani nie wzięłam.
- Ale GRATIS! Pani ma mi zwrócić pieniądze za dojazd, ja dwa bilety musiałam zużyć, bo z przesiadką! A tu jeszcze powrót!
- Słucham? - oczy miałam już jak 5 złotych.
- Masz mi oddać pieniądze, ja nie mogę być stratna!! - w tym momencie stwierdziła, że to dobra pora na zaprzyjaźnienie się i przeszła na "ty".
- Nie oddam Pani żadnych pieniędzy - po czym otworzyłam jej drzwi i na odchodnym pożyczyłam sukcesów w nauce.
- Ty jesteś bezczelna! Co ty sobie myślisz, że jakaś mało bystra jestem? Ja i bez ciebie nawet sama się języka nauczę! Ja mam znajomych, ja wszystkim powiem jaki złodziej i szarlatan z ciebie gówniaro! Zobaczysz, jaką ci opinię narobię! - w tym momencie na szczęście urwała, i całe szczęście, bo już naprawdę nie mogłam słuchać tych tyrad (stałam osłupiała) i przekroczyła próg mieszkania. Ja cała zdziwiona, ze szczęką na podłodze już chciałam zamknąć drzwi, kiedy jeszcze wsunęła łeb i grożąc palcem wykrzyczała:
- I ja to zgłoszę do Urzędu Pracy, że ty nielegalnie prowadzisz działalność, nie myśl ty sobie!

O dziwo, nigdy wcześniej nie miałam takiej sytuacji, ale daj palec, to wezmą ci całą rękę jak widać.

korepetycje

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 632 (674)
zarchiwizowany

#55216

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię koleżanki o piekielności kanara (http://piekielni.pl/54905), przypomniałam sobie swoją. Było to w minione wakacje. Jechałam akurat tramwajem, typowa kontrola, nic specjalnego, bo zawsze jeżdżę z biletem. Panowie kontrolerzy (w moim mieście zawsze jeździ ich po dwóch) schowali legitymację i stanęli sobie tuż za mną.
Nie sposób było podsłuchać ich rozmowy:
- Na następnym przystanku wsiądziemy w "siódemkę", może tam coś skapnie.
- Ty, słuchaj, a Marek mi mówił, że ostatnio znowu miał "miejscówkę".
- Ja je*ie, ten to zawsze ma szczęście... To chodź pojedziemy do tej i do tej dzielnicy, tam podobno jest więcej ludzi co płacą od razu.

Gwoli ścisłości z tego, co wywnioskowałam i dowiedziałam się z innych źródeł: kiedy kontroler złapie kogoś, kto jedzie "na gapę", pyta delikwenta, czy chce on zapłacić na miejscu (stąd nazwa "miejscówka"). Jeśli osobnik się zgodzi - kanar nie wypisuje mandatu, zabiera pieniądze i sprawa rozchodzi się po kościach. Oczywiście - Zarząd, który nad tym wszystkim czuwa, nie dostaję żadnych opłat, całość idzie do kieszeni kontrolera. :)

No cóż, czasy ciężkie, radzić sobie jakoś trzeba. :)

komunikacja_miejska

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 79 (171)

1