Profil użytkownika
Nikolai1868 ♂
Zamieszcza historie od: | 13 grudnia 2015 - 15:15 |
Ostatnio: | 24 sierpnia 2016 - 15:44 |
O sobie: |
Kresowy ikonopisiec i stolarz. |
- Historii na głównej: 1 z 1
- Punktów za historie: 580
- Komentarzy: 6
- Punktów za komentarze: 154
Zajmuję się pisaniem ikon. Mieszkam na wschodzie Polski, więc większość zleceń przychodzi z zagranicy - z ukraińskich i białoruskich cerkwi - ale zdarza się, że ktoś zamówi "z polecenia" lub też kupuje ikonę na pamiątkę, będąc w okolicy w celach turystycznych.
I o tych turystach chciałbym napisać.
Żeby nakreślić odpowiednio sytuację, muszę wspomnieć, jak się te ikony pisze. Sam proces przygotowawczy jest czasochłonny - na sosnową bądź lipową należy nakleić tkaninę, zagruntować przygotowaną przez siebie mieszaniną kleju i gipsu, nałożyć farbę oraz złocenia a na końcu zabezpieczyć lakierem. Brzmi w miarę prosto, prawda?
Ale jest pewien mały haczyk. Od razu zaznaczę, że nie jestem "religijnym oszołomem", ale szanuję tradycję i postępuję zgodnie z jej regułami. By stworzyć ikonę, która będzie "działać" - czy to w cerkwi, czy to w domu - należy odpowiednio przygotować się do jej napisania. W skrócie - mieć przygotowanie teologiczne, pomodlić się i wypościć.
Czyli innymi słowy - to trochę trwa.
I tutaj pojawiają się turyści.
"A czego ta deska taka droga?". "A nie dałby pan taniej? W przedpokoju bym powiesił" i tak dalej. Zawału niemal dostałem, gdy pewna pani - z pozoru zupełnie nieszkodliwa, ot oglądała sobie przedmioty wystawione w galerii - zaczęła zeskrobywać złocenia paznokciem, bo chciała zobaczyć, czy "dobrze się trzyma, bo ona bubla nie kupi". Te bardziej zdobne egzemplarze zacząłem trzymać w gablotach, jednak i to nie powstrzymuje ludzi - awantury, że chcą sobie potrzymać i przyjrzeć się z bliska (Spojrzeć oko w oko świętej Zofii?), a jak nie, to "urzędników na mnie naślą, bo na pewno podatków od tych desek nie odprowadzam".
Tłumaczenia i prośby nic nie dają.
I o tych turystach chciałbym napisać.
Żeby nakreślić odpowiednio sytuację, muszę wspomnieć, jak się te ikony pisze. Sam proces przygotowawczy jest czasochłonny - na sosnową bądź lipową należy nakleić tkaninę, zagruntować przygotowaną przez siebie mieszaniną kleju i gipsu, nałożyć farbę oraz złocenia a na końcu zabezpieczyć lakierem. Brzmi w miarę prosto, prawda?
Ale jest pewien mały haczyk. Od razu zaznaczę, że nie jestem "religijnym oszołomem", ale szanuję tradycję i postępuję zgodnie z jej regułami. By stworzyć ikonę, która będzie "działać" - czy to w cerkwi, czy to w domu - należy odpowiednio przygotować się do jej napisania. W skrócie - mieć przygotowanie teologiczne, pomodlić się i wypościć.
Czyli innymi słowy - to trochę trwa.
I tutaj pojawiają się turyści.
"A czego ta deska taka droga?". "A nie dałby pan taniej? W przedpokoju bym powiesił" i tak dalej. Zawału niemal dostałem, gdy pewna pani - z pozoru zupełnie nieszkodliwa, ot oglądała sobie przedmioty wystawione w galerii - zaczęła zeskrobywać złocenia paznokciem, bo chciała zobaczyć, czy "dobrze się trzyma, bo ona bubla nie kupi". Te bardziej zdobne egzemplarze zacząłem trzymać w gablotach, jednak i to nie powstrzymuje ludzi - awantury, że chcą sobie potrzymać i przyjrzeć się z bliska (Spojrzeć oko w oko świętej Zofii?), a jak nie, to "urzędników na mnie naślą, bo na pewno podatków od tych desek nie odprowadzam".
Tłumaczenia i prośby nic nie dają.
ikonographos
Ocena:
545
(615)
1
« poprzednia 1 następna »