Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Obiwankasobi

Zamieszcza historie od: 18 maja 2016 - 13:48
Ostatnio: 10 lipca 2017 - 7:57
  • Historii na głównej: 6 z 9
  • Punktów za historie: 1523
  • Komentarzy: 33
  • Punktów za komentarze: 113
 

#78697

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy skręcałem (idąc piechotą chodnikiem), zostałem potrącony, a następnie zwyzywany przez rowerzystę, który nie raczył pojechać (czy raczej, sądząc po jego tempie jazdy, pościgać się z wyimaginowanym królem szos) ścieżką rowerową, znajdującą się tuż obok "mojego" chodnika.

chodnik rowerzysta ścieżka

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (219)

#78276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta jest mało piekielna w porównaniu do niektórych na tym serwisie, jednak moim zdaniem, warto ją opisać. Będzie o logice ojca.

Miesiąc temu, wychowawczyni ogłosiła, że moja klasa pojedzie na wycieczkę do Warszawy i jeśli chcemy się na nią udać, będziemy musieli zapłacić po 120 złotych. Chwilę potem zabrzmiał dzwonek, a ja wyszedłem z klasy i wróciłem do domu. Po paru godzinach, ojciec wrócił z pracy, a gdy się przywitaliśmy, wywiązał się między nami taki dialog (J - ja, O - ojciec):

J: Tato, potrzebuję pieniędzy, by zapłacić za wycieczkę do Warszawy.
O: Ile?
J: 120 złotych.
O: Do końca kwietnia możemy wydać 700 złotych, a jest dopiero piętnasty. Dam ci kasę w maju, jak dostanę wypłatę.

No dobra, nie ma problemu. Pieniądze możemy wpłacać do dziewiątego, więc poczekam. Ósmego maja wieczorem (szliśmy do szkoły dopiero dziewiątego, z powodu matur), przypomniałem ojcu o obiecanych pieniądzach, na co on odparł, że dołoży mi je do koperty, w którą mi wkłada pieniądze na bilet miesięczny (w ten sposób, jest mi je trudniej zgubić i dodatkowo mam mniejsze szanse na to, że zapomnę kupić bilet, bo banknoty i monety nie "wymieszają się" z resztą moich pieniędzy, które trzymam w portfelu). Zadowolony, że będę mógł zapłacić za wyjazd, poszedłem do swojego pokoju, a następnego dnia rano, znalazłem kopertę na swoim biurku. Włożyłem ją do plecaka, przekonany, że są tam 164 złote (wiem, że postąpiłem głupio i naiwnie, i powinienem był przeliczyć pieniądze, ale ojciec zawsze dawał mi odpowiednią sumę), a gdy kupowałem bilet, zauważyłem w niej tylko 44 złote. W swoim portfelu miałem tylko dwadzieścia złotych, przez co nie mogłem zapłacić za wycieczkę.

Ale to nie koniec piekielności. Jak tylko ojciec dowiedział się, że nie dałem wychowawczyni pieniędzy, zaczął na mnie wrzeszczeć, że zagarnąłem te 120 złotych dla siebie, zwyzywał mnie od złodziei, gówniarzy, a także niewychowanych bachorów, którzy okradają własnego ojca. Zarzucił mi, że chciałem sobie zrobić wagary w dzień wyjazdu i przy okazji zmarnować pieniądze, na które on ciężko zapracował. Za karę, zabrał mi mojego "świeżo kupionego" laptopa do końca roku szkolnego (opisuję tę historię z dziesięcioletniego peceta, który co chwilę się zacina), ale już następnego dnia, znalazł odłożone dla mnie 120 złotych. Było jednak zbyt późno, by zapłacić za wyjazd, ponieważ wychowawczyni wpłaciła wszystkie pieniądze 9 maja po lekcjach.

Jako jedyna osoba w klasie nie pojechałem do Warszawy. Ojciec nie cofnął mi szlabanu, nie usłyszałem od niego nawet zwykłego "przepraszam", a gdy wczoraj mój brat przyszedł do niego z prośbą o pieniądze na wyjazd do Pragi (270 złotych), od razu dostał potrzebną sumę, a także sto złotych, za które miał kupić korony na drobne wydatki. Cóż, może to jednak jest na tyle piekielna historia, by ją tu zamieścić...

wycieczka_szkolna ojciec pieniądze przeprosiny

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (339)

#77422

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni temu mogłem pójść do szkoły na czwartą lekcję, więc postanowiłem, że pojadę późniejszym autobusem. Poszedłem więc na przystanek, gdzie stała kobieta z kilkuletnim dzieckiem, jakiś mężczyzna, i pani po 50. Po chwili, nadjechał mój autobus.

Wsiadłem do niego, podobnie jak matka z synkiem i "starsza" kobieta. Chłopiec od razu ruszył w stronę pustego siedzenia, ale zanim zdążył usiąść, "zmęczona starowinka" złapała go za ramię, odciągnęła od siedzenia tak gwałtownie, że chłopiec się przewrócił, po czym, ignorując jego płacz, usiadła.

Co było w tym szczególnie piekielnego?

Dosłownie metr dalej było puste miejsce siedzące.

autobus

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (262)

#75966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja historia jest mało piekielna w stosunku do innych pojawiających się na tym serwisie, i prawdopodobnie osoba, którą opiszę, nie była w stu procentach "zła" w tej sytuacji, myślę jednak, że warto się z nią podzielić.

Nasza klasa, jak każda, od czasu do czasu jeździ na wycieczki szkolne. Wczoraj także pojechaliśmy na jedną. Cel naszej wycieczki znajdował się dość daleko, przez co musieliśmy zrobić dwa postoje na stacjach benzynowych - jeden, jadąc do celu, i jeden, wracając.

Droga do celu naszej wycieczki obyła się bez piekielności, zwiedzanie też, jednak gdy wsiadaliśmy do autokaru, zaczął mnie boleć brzuch. Z początku myślałem, że to choroba lokomocyjna, więc pożyczyłem od kolegi lekarstwo, które nie pomogło. Jednak, po około 30 minutach, biegunka ustąpiła przemożnej potrzebie pójścia do toalety. Gdy więc zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, natychmiast ruszyłem w kierunku jedynej działającej toalety, podobnie jak większość osób z mojej klasy. Wkrótce utworzyła się około 20-osobowa kolejka. Udało mi się ustawić jako piątemu, czułem jednak, że nie wytrzymam zbyt długo. Nie mogłem pójść "w krzaki", ponieważ był mróz, teren wokół stacji benzynowej był zadbany, przez co brudzenie go byłoby zwyczajnym chuligaństwem, a ponadto nie miałem papieru toaletowego. Poprosiłem więc koleżankę stojącą przede mną o przepuszczenie o jedno miejsce, i wyjaśniłem jej swoją sytuację, ona jednak odmówiła i nazwała mnie niewychowanym bachorem. "No dobra" - pomyślałem. Być może ona także musi pilnie skorzystać. Po chwili weszła do toalety, i zamknęła drzwi. Odczekałem jedną minutę, dwie, pięć... W szóstej minucie, po prostu straciłem cierpliwość, a osoby stojące za mną także zaczęły narzekać na długi czas oczekiwania. Zacząłem pukać do drzwi, prosząc koleżankę, by się pospieszyła. Po dwóch minutach "sesji błagalniczej", koleżanka łaskawie wyszła, zostawiając całą łazienkę spowitą olbrzymią ilością dymu z e-papierosa.

Ja rozumiem, że niektórzy są palaczami. Że nie potrafią wytrzymać kilku godzin bez papierosa. Ale po co mają blokować jedyną łazienkę, wiedząc, że ponad piętnaście osób czeka na skorzystanie z niej, i naprawdę muszą załatwić potrzeby fizjologiczne, a nie tracić czas? Przez koleżankę ci, którzy stali na końcu, nie mogli pójść do sklepu, ponieważ zmarnowali cały postój na czekanie, aż ona łaskawie wypali płyn w swojej "fajce". Czy to naprawdę tak trudno pójść za stację benzynową, i tam oddać się nałogowi? Nauczyciele przecież nie śledzą każdego z osobna, więc bez problemu mogłaby wypalić tam swojego papierosa, nie narażając wielu osób na zbędną czekaninę.

wycieczka_szkolna koleżanka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (239)

#75328

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest to historia, w której moim zdaniem, obie strony były piekielne, a kto był bardziej, no cóż, sami oceńcie.

Ja i mój młodszy brat dojeżdżamy do szkoły autobusem, który jest bardzo zatłoczony, zwłaszcza w godzinach szczytu. Tego dnia, kiedy miała miejsce ta historia, obaj rozpoczynaliśmy lekcje o ósmej, a kończyliśmy o 15:45 (mój brat musiał poprawiać sprawdzian, a ja miałem iść na kółko chemiczne po lekcjach), przez co musieliśmy wyjechać i wrócić do domu w dość sporym tłoku.

Piekielność pojawiła się w autobusie, i przybrała postać starszej kobiety siedzącej na fotelach ustawionych naprzeciwko i obok siebie. Na siedzeniach wokół siebie porozkładała wypełnione po brzegi reklamówki, blokując w ten sposób miejsca siedzące dla trzech osób. Mój brat nie wyspał się zbyt dobrze poprzedniej nocy, więc poprosił kobietę o zdjęcie jednej z toreb z siedzeń, by mógł usiąść. Na to ona, w niezbyt miły sposób, spytała brata, "czy on przypadkiem nie ma nóg". Gdy brat próbował wytłumaczyć, że jest zmęczony, został przez nią zwyzywany od niewychowanych gówniarzy, którzy nie mają za grosz szacunku do starszych, i musiał stać przez prawie 20 minut. To mniej więcej tyle, jeśli chodzi o piekielność starszej kobiety. Jednak mój brat także, przynajmniej moim zdaniem, zachował się niewłaściwie.

Gdy autobus, którym wracaliśmy ze szkoły przyjechał, był już dość zatłoczony, ale mój brat zajął jedno z ostatnich wolnych miejsc. Na następnym przystanku, wsiadła kobieta, która wcześniej odmówiła bratu zdjęcie reklamówek, po czym podeszła do nas (ja stałem obok brata), i zaczęła dyszeć, sapać i stukać laską. Widząc, że brat ją ignoruje, kazała mu natychmiast ustąpić miejsca, bo jest stara i wyczerpana, na co on odpowiedział jej, że ma nogi, więc równie dobrze może sobie postać, na co ona wpadła w furię. Zwyzywała go od najgorszych, zrobiła awanturę na pół autobusu, po czym ostatecznie jakiś starszy pan (około siedemdziesiątki) ustąpił jej miejsca.

autobus

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (215)

#74551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już pewnie wiecie z mojej poprzedniej historii, jestem jednym z młodszych użytkowników tego serwisu, ale, jak w każdym wieku, mam zachcianki i muszę na te zachcianki jakoś zarobić. Od jakiegoś czasu więc, wyprowadzam psy dla pięciu osób. Zazwyczaj biorę je do pobliskiego parku, gdzie jest specjalna łączka, na której mogą one biegać bez smyczy, bawić się ze sobą, itp. To tyle, jeśli chodzi o wstęp, a teraz do rzeczy:

Dzisiaj, jak zwykle, wyprowadzałem pewnego owczarka niemieckiego. Gdy tylko dotarliśmy do łączki, wypuściłem psa, który od razu wbiegł na trawę, a wtedy zobaczyłem dwóch „dresiarzy”, obok których szedł wielki, czarny pies. Na mój widok, jeden z nich zarechotał, po czym powiedział do (najwyraźniej swojego) zwierzęcia „Neron, bierz tego pe*ała!”.
Pies natychmiast rzucił się w moim kierunku (prawdopodobnie dresiarz szkolił go do walki), a wtedy „mój wilczur” rzucił się na niego. Cena, jaką zapłacił broniący mnie pies? 27 szwów, rozdarte ucho i uszkodzone oko. To cud, że nie został zagryziony. Nie pozdrawiam właściciela atakującego psa, i mam nadzieję, że poszczujesz swoje zwierzę na nieodpowiednią osobę, i skończysz tak, jak czworonóg, którego wyprowadzałem.

dresiarz pies

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (292)

1