Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Olson

Zamieszcza historie od: 3 sierpnia 2012 - 11:58
Ostatnio: 19 października 2015 - 20:39
  • Historii na głównej: 1 z 7
  • Punktów za historie: 1993
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 71
 
zarchiwizowany

#44726

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam do przedwczoraj trzy sieci WiFi w domu. W tym jedną niezabezpieczoną - baardzo słaby zasięg, więc nie podejrzewałam, że ona komukolwiek z sąsiadów się do czegoś przyda.
Jednak zawiodłam się. Mój sąsiad McGyver zakupił antenę, modem wzmacniający sygnał i korzystał z mojego Internetu. Skąd wiem? Bo kiedy przedwczoraj odłączyłam sieć, to już niespełna po czterech godzinach zadzwonił telefon - "Olson, czemu nie ma Internetu?"

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (233)
zarchiwizowany

#42313

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wielu z Was pisze o kwiatkach, z którymi spotykacie się jako korepetytorzy. Ja opowiem Wam o kwiatku-korepetytorze, który spotkał mnie w klasie maturalnej LO.

Od drugiej klasy gimnazjum miałam świetnego Matematyka od korków - zawsze miałam duże problemy z matmą, ale po jego tłumaczeniu praktycznie od razu wiedziałam o co chodzi.
Jednak szczęścia nie miałam w lutym roku, w którym zdawałam maturę - co ważne - a na niej matmę rozszerzoną. Mój Matematyk dość poważne złamał nogę, a do tego okazało się, że jego żona jest w zagrożonej ciąży. Jak się domyślacie - nie było opcji, żeby przychodził do mnie na korepetycje. Jako, że moja sytuacja była nie najprostsza Matematyk zaproponował mi, że będzie przychodził do mnie jego koleżanka z uniwerku.
Dał mi numer - zadzwoniłam. Pani koło 50tki, od kilkunastu lat dająca korki licealistom przed maturą. Umówiła się na pierwsze spotkanie, przyjechała, korków udzieliła - zapłaciłam. Następnego dnia również miała mnie odwiedzić, o 18 czekam. I czekam, może się coś stało, jakiś wypadek, chora? O 19 zadzwoniłam. Pani udała, że zapomniała, przeprosiła. Ok - pomyłki się zdarzają.
Za trzy dni byłyśmy znowu umówione - Pani przybyła i od progu zaczęła [P] - Pani Kwiatek Korepetytorka i [J] - ja.

[P] Czy możemy się zacząć umawiać w McDonaldzie w mieście? Bo ja nie będę taki kawał tu dojeżdżać! (19km od miasta)
[J] W McDonaldzie? Przepraszam, ale ja płacę Pani za korepetycje i chcę się czegoś nauczyć. A nie spotkać przy hamburgerze w McDonladzie.

Pani coś tam pod nosem pomarudziła i korków udzieliła. Dnia następnego również. Jednak w następnym tygodniu znów się nie pojawiła - dzwoniłam do niej, napisałam smsa, prosiłam o kontakt. Za dwa tygodnie sytuacja się powtórzyła. Czekać na co nie miałam. Zadzwoniłam do mojego Matematyka i zapytałam się go - co dalej? Facet był nieźle zdziwiony zachowaniem koleżanki. W końcu zaproponował, żebym to ja przychodziła do niego do domu na korepetycje.

A żeby było mało... Kiedy Matematyk wrócił do pracy, spotkał koleżankę i zapytał się jej czemu tak się zachowała, odpowiedziała, że zadawałam za dużo pytań na poziomie studenckim, a aż taka wiedza do rozszerzonej matury to nie jest mi potrzebna.

No, ręce opadają...

edukacja

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (237)
zarchiwizowany

#42153

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Studiuję. Ale równocześnie jeszcze robię to co lubię - jestem petsitterem.
Gwoli wyjaśnienia czym zajmuje się petsitter - jak wyjeżdżamy na wczasy to taka osóbka dostaje klucze do naszego mieszkania i opiekuje się zwierzakiem wg zaleceń właściciela - u zwierząt nie powoduje to strachu czy lęku przed zmianą miejsca zamieszkania na czas urlopu właściciela i jest jednym z najlepszych możliwych rozwiązań. Oczywiście dla wielu z Was może się to wydawać ryzykowne, ale zapewniam - jeśli znajdziemy ODPOWIEDNIĄ osobę - nasz zwierzak będzie najszczęśliwszy na świecie, a mieszkanie z pewnością nie ucierpi.


W Internecie jest sporo takich stron, na których możemy znaleźć petsitterów - jest tam najczęściej ich CV, kontakt do nich i opinie o tych osobach - coś a'la allegro.

Jednak dzisiaj rano, jeszcze przed szóstą obudził mnie telefon. Poderwana na równe nogi - odebrałam. Wywiązał się taki o to monolog:

- Wy złodzieje je*ani, petsiterzy (dosłownie tak)! Ku*wy o*ipiałe okradać mnie będą! Co to za sku*wysyństwo się ogłasza na tych Internetach! W pi*du spie*dalaj!

I trzasnęło babsko słuchawką.

Nie mam pojęcia kto to był, o co tej kobiecie chodziło, ani co albo kto jej zrobił...
Podejrzewam, że wydzwaniała po wszystkich numerach na stronie i robiła ludziom pobudeczkę. Tylko niech mi ktoś powie - po co...?

usługi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (241)
zarchiwizowany

#42016

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak część z Was pewnie pamięta, jakiś czas temu spotkała mnie dość niemiła historia, którą na Piekielnych opisałam - http://piekielni.pl/41461#comment_418893

Dzisiaj zostałam zaskoczona jeszcze bardziej. :-)

Siedzę sobie w domu pod kocykiem, uczę się, pies śpi mi w nogach. Normalnie sielanka. Dzwonek do drzwi.
Zwlokłam się i otworzyłam. A tam kto? Mój Szanowny Wspaniały Piekielny Pan Sąsiad [S].

S: Ja wycofałem to zgłoszenie na policji. I przepraszam za zaistniałą sytuację. Sam nie wiedziałem (WTF?!). Tylko mam jedną prośbę - niech Pani teraz dla odmiany nie zgłasza, że złożono fałszywe zeznania...

No i poszedł. Ja ani me ani be. Zaczęłam się tylko śmiać. Zamknęłam drzwi i wróciłam do mojego świata.

Absolutnie, nigdy, ale to nigdy nie zrozumiem tego człowieka.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (139)

#41461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam ja sobie w niewielkiej kamienicy, mamy swój własny parking - z bramą na pilota.

Pod koniec września wychodzę sobie rano, otwieram autko a tu patrzę - drzwi od strony kierowcy stuknięte, lakier dość mocno zdarty. Rozejrzałam się po parkingu - drugiego uszkodzonego auta brak. Machnęłam ręką, spieszyłam się do pracy. Trudno - wyklepać trzeba będzie, lakier nowy nanieść.
Po południu, ktoś puka do moich drzwi. Otwieram. Na wycieraczce stoi Pan Sąsiad [S], z którym swego czasu miałam "na pieńku" (buldoczył się, że mam psa i że po spacerze zadeptuje klatkę - absurd), z tego co wiem - gość nie za bardzo przy kasie; za progiem Ja [J].

S: Bo wie pani, ja w sprawie tego uszkodzonego auta. Dzisiaj w nocy wróciłem z delegacji, zmęczony byłem - stuknąłem. Koszty naprawy mogę pokryć.
J: W porządku, miło że pan mówi - nie ma sprawy. Jeśli chodzi o koszty, to myślę, że też nie ma sprawy - kolega jest właścicielem warsztatu, myślę że zrobi za pół darmo.

Pan Sąsiad ucieszył się jak nie wiem, za chwilę czekoladki przyniósł w przeprosiny. Powiecie - gdzie tu piekielność?
A piekielność w tym, że przedwczoraj rano zapukała do mnie policja ze zgłoszeniem, że stuknęłam auto sąsiada i nie chcę pokryć kosztów naprawy...

I weź tu zrozum człowieka.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 788 (840)
zarchiwizowany

#39793

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja, która przydarzyła się kilka wiosenek temu, jak jeszcze chodziłam do gimnazjum, zaznaczmy, że prywatnego. Jak na prywatną przystało - szkoła mała, każdy wie kto jest kto, etc.

Chłopak, nazwijmy go Maciek, dostał od swoich rodziców na urodziny iPhone'a. Pierwszy model - owiany raczej legendą - bo kto ma iPhone'a to po prostu jest gość - szczególnie dla dzieci, które wtedy chodziły do piątej klasy - w ogóle - szpan na całego.
Oczywiście Maciek chciał się pochwalić swoim nowym nabytkiem w szkole. Wszyscy byli zachwyceni jakie to Maciek ma cudeńko, po podstawówce, aż krążyły opowieści o tym czego to w tym telefonie nie ma. Wszyscy w gimnazjum trochę się nabijali, że "dzieci", no ale ogółem luz. Pierwszy zachwyt szybko przeszedł, po jakimś czasie już nikt z podstawówki chyba nie pamiętał, że kolega Maciek ma iPhone'a. A Maciek go codziennie do szkoły oczywiście go nosił.
I pewnego dnia, jak nie trudno się domyślić, ktoś Maćkowi tego iPhone'a ukradł. Oczywiście płacz, lament i zgrzytanie zębów na całą szkołę. Dyrektorka załamana, że w jej prywatnej szkole taka tragedia, chyba po raz pierwszy od istnienia szkoły, a zwłaszcza niecały miesiąc przed założeniem kamer.
Poszukiwania telefonu - wszyscy wszystko z plecaków wyjmują, kurtki im przeszukują - nauczyciele zamieniają się w KGB, generalnie - komedia. Dyrektorka nawet wyznaczyła specjalne miejsce, gdzie ten kto ukradł mógł odłożyć telefon bez żadnych konsekwencji. Telefon oczywiście się nie znalazł.
Rodzice Maćka awantury jednak nie wszczęli - to Maćka problem, mógł telefon nosić w kieszeni, a nie zostawiać w plecaku, trudno - stało się, to stało.
Jednak ojciec Maćka, nie wiem czy przez przypadek czy też nie, wypatrzył używanego iPhone'a na allegro, w aukcji było opisane, że bez pudełka, bo się zgubiło... No ok - przypadki chodzą po ludziach, ale sytuacja co najmniej dziwna. Miasto sprzedającego było podane co prawda inne - nieco odległe od naszej nadwiślańskiej aglomeracji, ale spróbować zawsze warto. Rodziciel Maćka zaryzykował i kupił tegoż iPhone'a. W opisie aukcji było oczywiście napisane, że możliwy odbiór na własną rękę, jak również i przesyłka. Kilka godzin po kliknięciu na "kup teraz" i wybraniu sposobu odbioru "odbiór osobisty" do taty M. zadzwonił telefon, kto? Oczywiście, że sprzedający. Wypytał się go kiedy chce odebrać telefon, o której, i w ogóle. Ojciec Maćka, nie ma co ukrywać, nie był zbyt szczęśliwy, że "spudłował"... Ale to jeszcze nie koniec historii. Następnego dnia rano znów rozzdzwonił się telefon, oczywiście kto? Sprzedający. Bardzo przepraszał ojca Maćka za zaistniałą sytuację, no ale wypadł mu właśnie nieoczekiwany wyjazd do stolycy, do chorej cioci i tak się składa, że nie będzie go w domu. Nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić radości jaką sprawiła ojcowi M. ta informacja. Upewnił sprzedającego, że to żaden problem, że i tak jedzie na konferencję, więc po drodze wstąpi do niego po telefon. Sprzedający, ku jego zdziwieniu, zgodził się.
Umówili się, powiedzmy, na 19.00, jednak tata Maćka [T] przybył na miejsce jakieś czterdzieści minut przed czasem. Zatrzymał się przy całkiem ładnym domku i zadzwonił do furtki. Na reakcję długo czekać nie musiał, zza garażu wylgnęła do niego kobieta [K], na oko ok. 45 lat, i zdradzę tu - wcale nie wyglądała na chorą ciocię :-)

[T] Dzień dobry, ja w sprawie tego telefonu, co miałem przyjechać po odbiór.
[K] Witam. Przepraszam, ale to chyba pomyłka. My nie sprzedajemy żadnego telefonu.
[T] Dziwna sprawa. Bo właśnie ten adres mi podano, żeby się zgłosić dziś na 19.00.
[K] Mówię Panu, że to pomyłka. A podał Panu ten ktoś swoje nazwisko?
[T] A i owszem. Piekielny Pieklnisty.
Pani się zdziwiła.
[K] Mój syn się tak nazywa, ale z tego co wiem to nie sprzedaje on żadnego telefonu... Niech Pan sekundę poczeka.

Po chwili Pani przyszła wraz ze swoim Piekielnym synkiem, gorączkowo z nim dyskutując. Młody był lekko speszony, i w sumie cały czas patrzył sie w ziemię.
[K] To właśnie mój syn, Piekielny Piekienisty. Wie Pan, on jest niepełnoletni i nic nie sprzedaje z tego co mówi. Oboje jesteśmy bardzo zdziwieni zaistniałą sytuacją.
[T] Ciekawe. Bo mi się zdaje, że Pani syn chodzi do prywatnego gimnazjum na ulicy Piekielnej. Nie mam racji?
Kobieta była już całkowicie zmieszana.
[K] Przepraszam, czy Pan jest z policji? W ogóle o co Panu chodzi? Nie mam chyba ochoty więcej z Panem rozmawiać. Proszę stąd odjechać, albo zaraz coś z tym zrobię.
Kobieta skierowała się już razem z młodym Piekielnym w stronę w domu.
[T] Sytuacja jest taka, że mój syn też tam chodzi. I jakiś czas temu zaginął mu telefon, ukradł go jakiś uczeń. A ja własnie znalazłem podobny telefon, kupiłem go, i sprzedający doprowadził mnie tu podając ten dom jako swoje miejsce zamieszkania.
Kobieta zatrzymała się skonsternowana. Kazała synalkowi wrócić i powiedzieć co wie w tej sprawie, i czy to jest w ogóle prawda.
Młody Piekielny oczywiście się rozryczał, i wyśpiewał, że tak, to prawda - on ukradł ten telefon i on go wystawił na allegro.
Matka zachowała się jak przynajmniej tak jak powinna, wyprzepraszała ojca Maćka na wszystkie strony, oddała mu telefon i zapytała się czy chce on to zgłosić na policję lub do prokuratory, bo jeśli tak to ona jest jak najbardziej za - Młody Piekielny nabroił i należy mu się kara.
Tata M. odmówił, nie zależało mu w końcu na tym, żeby ktokolwiek miał jakiekolwiek problemy. To co chciał uzyskał.

A co się z Młodym Piekielnym stało - nie mam pojęcia. Wiem na pewno, że rodzice go ze szkoły zabrali czym prędzej, jednak afera, że to on ukradł telefon na jaw nigdy nie wyszła.
Ja o przebiegu zdarzeń wiem tylko stąd, że rodzice Maćka i moja rodzina to długoletni znajomi.

szkoła

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (258)
zarchiwizowany

#37147

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kreta, 2012, sielanka, hotel 4*, nieopodal Chani. Świetne miejsce na wyjątkowo wysokim poziomie jak na Grecję. W hotelu ludzie z całego świata - przede wszystkim Rosjanie, Niemcy, Francuzi, ale również trochę Polaków i Czechów.
Większość ludzi posiłki jadało na dworze, przy stolikach usytuowanych praktycznie na plaży patrząc na cudowne morze. Jednak główną atrakcją przy jedzeniu były trzy koty - konkretnie kocury - jeden Maluch - może 4 msc, drugi starszy - max 9 msc - Średni i dorosły potężny kocur, które przychodziły skądś zjeść coś dobrego. Nikt z kelnerów ich nie przeganiał, bo większość gości była nimi zachwycona. Wszyscy karmili je fetą i różnorakim mięsem. Koty najczęściej rozkładały się potem na trawie w ogródku i ku uciesze gości szalały.
Jednak pewnego dnia na kolacji pojawiła się Młoda Piekielna - konkretnie dziewczynka, ok. 8-9 lat z narodu Czeskiego. Postanowiła oswoić koty - nosić je na rękach, huśtać na huśtawce, głaskać i nie wiadomo co jeszcze... W pierwszy dzień koty (Mały i Średni - najstarszy zdecydowanie uciekał od jej pieszczot) były zachwycone, choć dziecko męczyło je kilka godzin. W drugi też jakoś przeszły te zabawy. Jednak trzeciego dnia już nie wytrzymały - Średni rozdrapał dziewczynce ręce do krwi. Matka tylko wytarła je serwetką i pozwoliła dalej bawić się dziecku... A nadmienię jeszcze, że koty te były to raczej śmietniskowe wychowanki, nigdy nie szczepione, nieodpchlane i myślę, że nosiciele wielu chorób. Po tym wieczorze wielu z gości zaczęło już zwracać uwagę na Piekielną. Dziewczynka codziennie wpadała na kolację i rozbieganym wzrokiem szukała kotów - nie znała nawet litości gdy te były karmione przez ludzi - po prostu brała je na ręce i dalej męczyła. Kilkakrotnie byłam świadkiem jak ludzie zwracali jej uwagę, sama zrobiłam to dwa razy - po polsku i angielsku - nijak nie docierało. Matka ani ojciec również ani razu nawet nie odezwali się do niej, że źle robi - ba, oni pozwalali jej na to, nawet robili zdjęcia!
Jednak pewnego pięknego dnia Piekielna wpadła na genialny pomysł "zaznajomienia" ze sobą Małego i Średniego kota. Obydwa żyły obok siebie neutralnie - jeden nie zbliżał się do drugiego. Ona jednak postanowiła to zmienić.
Łapała Średniego, usadzała na krześle (ogon biegał mu jak opętany, kot był nieźle wkurzony - przy każdej okazji drapał Młodą Piekielną po rękach do krwi - rodzice nie zwracali na to uwagi) i szybko biegła po Małego. Próbowała dostawiać go na krzesło Średniego. Średni za każdym razem łapą nieźle "trzepał" Małego po pyszczku. Ustawała na chwilę, po czym znów robiła to samo. W końcu któryś z kotów uciekał. Tak było przez bodajże trzy wieczory. Któregoś razu nawet jakaś inna Czeszka ochrzaniła Małą nieźle, podeszła do jej rodziców i wymieniła z nimi kilka ostrych zdań. Ci oczywiście wszystko olali - Piekielna dalej Koty męczyła.
Jednak apogeum było przedostatniego dnia mojego pobytu na Krecie. Piekielna "jak zwykle" próbowała dołożyć Małego na krzesło Średniego. Starszy jak zwykle - trzepał małego po pysku. W końcu Maluch cudem się jej wyrwał z rąk i zaczął uciekać, ona biegiem chwyciła Średniego z krzesła - by chociaż "ta zdobycz" jej nie zwiała. Starszy się jej wyrwał... I ku zdziwieniu wszystkich pognał za Małym. Dogonił go i nieźle zaczął walić łapskiem. Mały prychał. W końcu Średni przywalił mu na tyle mocno i z na tyle wysuniętymi pazurami, że roztargał mu policzek. Krew zaczęła się lać. Wszyscy goście hotelowi byli przerażeni.
A Piekielna? Roześmiała się i zadowolona pobiegła do zadowolonych rodziców
Na szczęście któryś z kelnerów zlitował się nad Małym i zabrał go... Podobno na koszt hotelu kotek wylądował w lecznicy. Na następny dzień wylegiwał się ze zszytym policzkiem na hotelowej trawie.

A Piekielnej życzę, aby od tego idiocenia zachorowała na toksoplazmozę.

zagranica

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (290)

1