Profil użytkownika
Piekielnamatka
Zamieszcza historie od: | 21 grudnia 2016 - 17:09 |
Ostatnio: | 3 czerwca 2017 - 1:23 |
- Historii na głównej: 1 z 2
- Punktów za historie: 347
- Komentarzy: 9
- Punktów za komentarze: 67
Nawiązując do historii o nieodpowiedzialnym zachowaniu ojca i komentarzach o "emocjonalnej" matce.
Ojciec mojego dziecka był dla mnie wszystkim, a ja podobno dla niego też... aż do czasu jednego z badań w czasie trwania ciąży.
Poczułam się źle w pracy. Stres, zmęczenie i ciąża. Pracuje w domu opieki nad osobami starszymi z upośledzeniami umysłowo-fizycznymi. Pewnie wiele osób spyta się czemu pracowałam zamiast od razu wziąć zwolnienie? Mam wspaniały zespół, wszyscy jak jeden chór stwierdzili że oni podzielą się moimi podopiecznymi, a ja będę wypełniała papiery i zajmę się śniadaniami.
Szefowa od razu zawiozła mnie do mojego ginekologa, przyjechał także mój narzeczony i wtedy usłyszeliśmy, że to tylko zmęczenie i powinnam więcej przebywać na świeżym powietrzu, ale ma też zła wiadomość w sprawie dziecka, DOWN. Przez moment nie wiedziałam co powiedzieć! Tyle godzin pracy przy swoich podopiecznych, ale nie wiedziałam jak sobie z tym poradzę... on wiedział co robić. Wyszedł, słyszałam tą awanturę na korytarzu która zrobił mojej szefowej, bo przecież wiedział że "zarażę" płód w pracy!
Gdy szefowa odwiozła mnie do domu już go nie było, nie było też jego rzeczy.
Dałam sobie radę. Przygotowałam się na wszystko. Rozmowy z psychologami z mojej pracy, chodziłam na zajęcia dla dzieci z tą chorobą. Oswajałam się.
Urodziłam najwspanialszą istotę na świecie, zdrową. Pierwszymi osobami jakie przyszły do szpitala były z grupy, pracy… ale ojca nie było.
Gdy już każdy wiedział, że dziecko jest zdrowe zjawiła się matka mojego ex. Przyszła powiadomić mnie o tym, że wnieśli sprawę o odebranie mi praw rodzicielskich, bo jak mogę wychowywać dziecko będąc nikim. Byłam załamana, ale szybko znalazłam wsparcie, zgadliście już gdzie?
Po roku walki o prawa staliśmy na neutralnym gruncie z ojcem.
Sobota. Najgorszy dzień mojego życia. Czekam na dziecko w parku, tak jak się umawialiśmy (musiałam załatwić parę spraw w mieście), ale on nie wracał! Nie przyszedł z moim dzieckiem, z moim aniołkiem.
Policja, poszukiwania, rozpacz... odnalezienie. Tłumaczenia, że nie nadaję się na matkę, jestem nienormalna, przynoszę choroby z pracy.
Na następne spotkanie czekał długo, zabrał dziecko do matki i zapomniał zadzwonić, że zostaną dłużej. Od tego zajścia mieli się spotykać tylko u mnie. Teraz nie będzie już nic, dopóki sąd nie przyzna spotkań pod okiem psychologa.
A czemu nie było mnie wtedy również w domu? Bo jestem naiwna i myślałam, że przez chwilę potrafi się zająć naszym dzieckiem, żebym mogła kupić "tego i tamtego, ale bez tego" i sprawić przyjemność dziecku.
Ojciec mojego dziecka był dla mnie wszystkim, a ja podobno dla niego też... aż do czasu jednego z badań w czasie trwania ciąży.
Poczułam się źle w pracy. Stres, zmęczenie i ciąża. Pracuje w domu opieki nad osobami starszymi z upośledzeniami umysłowo-fizycznymi. Pewnie wiele osób spyta się czemu pracowałam zamiast od razu wziąć zwolnienie? Mam wspaniały zespół, wszyscy jak jeden chór stwierdzili że oni podzielą się moimi podopiecznymi, a ja będę wypełniała papiery i zajmę się śniadaniami.
Szefowa od razu zawiozła mnie do mojego ginekologa, przyjechał także mój narzeczony i wtedy usłyszeliśmy, że to tylko zmęczenie i powinnam więcej przebywać na świeżym powietrzu, ale ma też zła wiadomość w sprawie dziecka, DOWN. Przez moment nie wiedziałam co powiedzieć! Tyle godzin pracy przy swoich podopiecznych, ale nie wiedziałam jak sobie z tym poradzę... on wiedział co robić. Wyszedł, słyszałam tą awanturę na korytarzu która zrobił mojej szefowej, bo przecież wiedział że "zarażę" płód w pracy!
Gdy szefowa odwiozła mnie do domu już go nie było, nie było też jego rzeczy.
Dałam sobie radę. Przygotowałam się na wszystko. Rozmowy z psychologami z mojej pracy, chodziłam na zajęcia dla dzieci z tą chorobą. Oswajałam się.
Urodziłam najwspanialszą istotę na świecie, zdrową. Pierwszymi osobami jakie przyszły do szpitala były z grupy, pracy… ale ojca nie było.
Gdy już każdy wiedział, że dziecko jest zdrowe zjawiła się matka mojego ex. Przyszła powiadomić mnie o tym, że wnieśli sprawę o odebranie mi praw rodzicielskich, bo jak mogę wychowywać dziecko będąc nikim. Byłam załamana, ale szybko znalazłam wsparcie, zgadliście już gdzie?
Po roku walki o prawa staliśmy na neutralnym gruncie z ojcem.
Sobota. Najgorszy dzień mojego życia. Czekam na dziecko w parku, tak jak się umawialiśmy (musiałam załatwić parę spraw w mieście), ale on nie wracał! Nie przyszedł z moim dzieckiem, z moim aniołkiem.
Policja, poszukiwania, rozpacz... odnalezienie. Tłumaczenia, że nie nadaję się na matkę, jestem nienormalna, przynoszę choroby z pracy.
Na następne spotkanie czekał długo, zabrał dziecko do matki i zapomniał zadzwonić, że zostaną dłużej. Od tego zajścia mieli się spotykać tylko u mnie. Teraz nie będzie już nic, dopóki sąd nie przyzna spotkań pod okiem psychologa.
A czemu nie było mnie wtedy również w domu? Bo jestem naiwna i myślałam, że przez chwilę potrafi się zająć naszym dzieckiem, żebym mogła kupić "tego i tamtego, ale bez tego" i sprawić przyjemność dziecku.
Ocena:
214
(260)
zarchiwizowany
Skomentuj
(41)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wracałam autobusem z zakupów - szkrabowi zachciało się pod choinkę tego i tamtego, ale bez tego! Zmęczona, po 12-godzinnym dyżurze w okresie epidemii grypy żołądkowej. Już widzę ten ogrom sprzątania i gotowania, bo oczywiście "weekend-owy" tata przypomniał sobie że ma dziecko, a święta spędza na Majorce (czemu spotykają się u mnie to temat na osobną historię). Wchodzę i nic, dziecka niet, dorosłych niet i tylko kartka że "odda" dziecko o 15. No to zabieram się do pracy.. i o 15.30 patrzę i nie wierzę! Wraca dziecko poturbowane, zapłakane, nos czerwony jak u Rudolfa.. dzwonię do tatusia i co się dowiaduję? Wpadł na latarnię, a tak w ogóle to jestem zła matką i wychowałam sierotę! Czemu nie wszedł na górę? Bo wiedział że będę na niego krzyczeć, a tak poza tym to powinnam chyba jechać z dzieckiem do szpitala!? Oh ten kochany tatuś!
(Wysłać 4 letnie dziecko na górę bo boi się przyznać że jest niedojdą i skur**synem)
Byłam.. nos cały, "tylko" szwy na łuku brwiowym.
A dawca plemników za 5 zł nie zobaczy już mojego szkraba.
(Wysłać 4 letnie dziecko na górę bo boi się przyznać że jest niedojdą i skur**synem)
Byłam.. nos cały, "tylko" szwy na łuku brwiowym.
A dawca plemników za 5 zł nie zobaczy już mojego szkraba.
Ojciec
Ocena:
53
(167)
1
« poprzednia 1 następna »