Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pierzasta

Zamieszcza historie od: 10 stycznia 2012 - 1:15
Ostatnio: 10 sierpnia 2022 - 18:37
O sobie:

Głównie czytam, jak ktoś będzie chciał to mnie znajdzie.

  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 1298
  • Komentarzy: 487
  • Punktów za komentarze: 3830
 

#79418

przez ~jamalenstwo ·
| Do ulubionych
Wczoraj, jak co jakiś czas, wyszłam ze znajomymi na "imprezę" w mieście, w którym studiuję. Kluby praktycznie nastawione na jeb jeb bum bum.

Nic ciekawego. Nie mój wybór w każdym razie, ale że ze znajomymi czasami chcę się spotkać, to i w takie miejsce pójdę.

Przed jednym z wejść do takich miejsc notorycznie żebrze pewien... zawsze pijany facet. Jednak jego sposób jest, że tak powiem, niecodzienny. Otóż zbiera on dla siebie i na siostrę, którą ciągnie ze sobą na Starówkę (skupisko klubów), gdyż, jak twierdzi, jest jej opiekunem, bo nikt inny się nią nie zajmie i z tego powodu nie może pracować ani zostawić jej samej.

Ona jest "mongołką, głupia od urodzenia, nawet ugotować nie umie". Jeśli za długo nic nie dostanie od klientów klubu albo ktokolwiek wda się z nim w dyskusję, uderza ją po głowie, po żebrach... Wcale nie słabo.

Wiem od znajomych, że ten proceder trwa lata. Straż miejska i policja podjeżdżała nie raz, a facet jak miał pod opieką swoją dorosłą (i moim osobistym zdaniem wcale nie całkiem głupią, ale niestety nie całkiem samodzielną) siostrę, tak nadal ją ma i co rusz wyrusza w świat, szukając ofiar, które rzucą groszem, bo "biedni", a wszystko w praktyce przepija przy monopolowym.

Kto tu jest piekielny?

NFZ Polska choroba starówka alkohol życie żebranie żul klub

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (152)

#79398

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zostałam dzisiaj poproszona przez męża swojej koleżanki, żebym "zorganizowała" mu papier. Czyli wyniosła z pracy.

Nie jestem aż tak święta, żebym nie mogła jednej ryzy A4 wziąć, bo akurat jest taka potrzeba. Spoko, może mu sklep zamknęli czy coś...

Ale propozycja była bardziej złożona. 3 ryzy konkretnego papieru raz na dwa tygodnie - on sobie będzie po to przyjeżdżał, nie muszę mu nosić (łaskawca!).

Odmówiłam. I nie wiem, jak to skomentować.

papier złodziej

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (264)

#67841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj dwie historie o kurierach, a w zasadzie o firmach kurierskich i ich działach reklamacyjnych.
Jak wiecie (albo i nie) z mojej poprzedniej historii, pracuję w branży, więc wiem co trzeba robić w różnych przypadkach.

1.
Odebrany uszkodzony telefon (zbity wyświetlacz i tylna szklana obudowa) z segmentu premium, spisany protokół szkody i wszelkie formalności. Odpowiedź firmy kurierskiej była taka, że oni chcą wycenę szkody. No ok, tylko informujemy ich, że autoryzowany serwis naliczy opłatę za ekspertyzę ok. 100zł i to oni za to zapłacą. Odpisali, że to rzeczywiście bez sensu i zapłacą bez tego. No ok, czekamy 2 tygodnie, przychodzi odpowiedź oficjalna, że zapłacą niecałe 500 zł... i tłumaczenie że to cena rynkowa. No jednak wysłaliśmy telefon do ekspertyzy i zapłacą ok. 2000 zł tak czy inaczej za nowy telefon, no ale nie szło po dobroci więc trudno. Jak będą chcieli iść do sądu to jeszcze znajomy prawnik na chleb zarobi.

2.
Zamawiałem jakiś sprzęt medyczny dla dziadka. Faktura była wystawiona na niego, ponieważ potrzebne jest to do refundacji, ale adres dostawy był mój, bo nie będę schorowanemu, niepełnosprawnemu człowiekowi zawracał głowy kurierami.
Niestety sprzęt uszkodzony, więc protokół szkody, reklamacja, formalności itd.
Odpowiedź firmy kurierskiej? Oni nie zapłacą za szkodę, bo na fakturze nie byłem właścicielem sprzętu, tylko osoba z innym nazwiskiem. Odpisałem ironicznie, że wtedy niech zapłacą mojemu dziadkowi... to nie, bo to nie on był stroną umowy z firmą kurierską. Czujecie absurd?
Chyba też w końcu go wyczuli, bo zapłacili po którymś mailu, że idę do sądu i przegrywają sprawę w przedbiegach. Dostałem pismo z przeprosinami od jakiejś Pani z wyższego szczebla... no ale myśleli że się uda?

Czy naprawdę wszystkie ubezpieczalnie, firmy kurierskie itd. muszą nas traktować jak idiotów? Ktoś w ogóle im odpuszcza? 'Dadzą mi 500 zł zamiast 2000 zł... no dobrze że chociaż coś dali'? Sądzę, że muszą mieć takich jeleni sporo, skoro tego próbują za każdym razem żeby nie zapłacić, nie dajcie się zbyć.

kurierzy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (343)

#55346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu potrzebowałam ulotek. Tak projektu jak i druku. Ponieważ miały one dotyczyć prostej, lokalnej działalności, to nie potrzebowałam wymyślnego dzieła ani zbyt dużej ilości owych ulotek.
Skierowałam się więc na allegro żeby przejrzeć oferty cenowe. Po przejrzeniu iluś tam ofert opiewających na tysiące sztuk (jak mówiłam ilość mnie nie potrzebna), znalazłam ofertę niejakiego Adama.

Adam oferował projekt w bardzo atrakcyjnej cenie i możliwość wyceny druku owego projektu. Wysłałam zapytanie wyłuszczając najpierw temat samej grafiki. Szybko okazało się, że cena jest chyba "na wabia" bo koszty zaczęły się mnożyć w oczach. Następnie przechodzimy do kwestii druku. Pytam grzecznie o wycenę 200-300 szt, bo tyle mi potrzeba, pan się upiera, że 5000 szt to lepiej. Ja grzecznie oponuję, bo co ja zrobię z resztą tej makulatury i nie tak chodzi o koszty, jak o to, że nie chcę tego potem wyrzucać. I tu wklejam odpowiedź z zachowaniem oryginalnej pisowni:

"bo prosze szanownej Pani rece mi poadaja niby nie ma głupich pytac tylko głupie odpowiedzi ale jak by sie Pani troche wysilił a nie tepo wysyłała zaptynia to by Pani wiedziała i słabia mnie tachy własnie ludzie 300 ulotek smiech poprostu ile pani za to zapłąci 40 - 50 żł + projekt ... za kwote 120 żł ma Pani 5000 z projektem i wysyłka czyli ile Pani oszcedzi s30 zł i ma Pani 300 ulotek niech mnie Pani nie słabi bo tacy własnie ludzie sa zmora poligrafi i nei tylko zreszta , allegro chyb aPani płaci za tekie e miale ciekaw ile bo ja za darmo nie robiłbym z sienbie idioty"


Pełen profesjonalizm jak dla mnie :)

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 774 (834)
zarchiwizowany

#53027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chodzę na siłownie od kilku miesięcy, jest ona dwie miejscowości dalej, więc żeby się dostać dojeżdżam autobusem.

Wsiadam do autobusu, daję pieniądze, po czym taki krótki dialog nastąpił pomiędzy [M]ną a [K]ierowcą.

-[M] Dzień dobry, poroznoszę bilet godzinny.
-[K] Nie sprzedam ci.
-[M] Dlaczego?
-[K] nie mam jak wydać
-[M] To poproszę jednorazowy
-[K] POWIEDZIAŁEM, ZE NIE MAM JAK WYDAĆ! (wydarł się dokładnie na cały autobus)

Pomyślałam, że nie będę się martwić i powiem kanarowi, że nie miał mi jak wydać, no ale jest to 20 min. drogi, a mandatu dostaw nie chce.
Ide usiąść gdzieś na koniec, lecz w trakcie drogi za rekę łapie mnie jakaś [b]abcia (myślę WTF?! Co znów złego zrobilam?).

-[B] Dokąd jedziesz?
-[M] Do X
-[B] Na ewentualność ja mam książeczkę, będę twoim opiekunem jak wejdą kanary.
-[M] Nie rozumiem proszę pani.
-[B] Osoba towarzysząca mi nie płaci za bilet.
-[M] (szczena opadła) Dziękuję bardzo.

Kanar przyszedł, wszystko obyło się bez szwanku, a cóż przez piekielnego kierowce mogłam płacić mandat bodajże 150zł.

komunikacja_miejska

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (21)
zarchiwizowany

#25431

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiejsza historia mojego brata. Postaram się nie streszczać, bo jeszcze trzęsie mnie ze złości- i mogłabym narobić błędów z tych nerwów.

Brat zadzwonił ze szkoły do domu, że uszkodził sobie nogę na w-fie, ze nie jest w stanie ćwiczyć, więc kolega go zawiezie do szpitala i do domu. My z mama już zestresowany, bo brat dość "wpadkogenny" bywa. Po chwili kolejny telefon: jednak nie wraca do domu. Okazało się, że wychowawca i wuefista ZABRONILI mu wyjść ze szkoły, higienistki brak, słowem: MUSIAŁ zostać na reszcie lekcji, transportować się z klasy do klasy, po schodach itd. Brat sumienny, więc ze szkoły nie uciekł.
Wrócił jakoś do domu do domu- a noga opuchnięta, kolano czerwone, az gorące, więc szybko telefon do znajomego rodziców i do szpitala na prześwietlenie. Okazało się że noga skręcona w kolanie, krwiak się zrobił nogę trzeba szyną i gipsem unieruchomić...
Żeby tego było mało- po wyjściu ze szpitala brat pośliznął się na oblodzonym podjeździe do karetek i nie był w stanie się podnieść, musiał się czołgać aby nie blokować drogi wyjazdowej, bo mama 10 minut błagała i krzyczała na personel szpitala aby ktoś pomógł bratu wstać!~Zero reakcji, ignorowanie jej krzyków i wzrok "aaaaleee o sooo choziiii", zanim ktoś ulitował się i mu pomógł się podnieść*.
Teoretycznie powinien wrócić do szpitala i zobaczyć czy szyny nie uszkodził, bo walnął ta nogę przy opadu, ale chciał już wrócić do domu (czemu się nie dziwię).

Szlag, aż mamy ochotę jutro zrobić w szkole awanturę jego wychowawcy, postraszyć pozwem sadowym. Jak można do chłopaka z tak uszkodzona nogą nie dość ze nie wezwać karetki, ale jeszcze zabraniać mu wrócić do domu i kazać chodzić po szkole?! Jak można nie pomóc niepełnosprawnemu pacjentowi pod szpitalem?!

* Tu wyjaśnienie, bo widzę, że już się zdążono przyczepić czemu moja mama sama nie mogła pomóc bratu wstać. Mama jest drobną kobietą koło 50tki, sama ma łamliwe kości. Nastoletni brat ma prawie 2 metry wzrostu i waży prawie 100 kilo- więc jakby próbowała podnieść takiego chłopa z usztywnioną nogą, to obojgu mogłaby się się krzywda.

Szkoła i Szpital

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (183)
zarchiwizowany

#44258

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mowa ostatnio na piekielnych o nieświeżych kurczaczkach itp. sprzedawanych w sklepie.
To opowiem Wam moją.
Swego czasu pracowałam w dużym markecie na literkę T:) Nie byłam przyjęta bezpośrednio lecz przez agencję pracy. Jednak i to nie przeszkadzało im, żeby wtajemniczyć nas w ich procedury...
Kurczaczki, które się nie sprzedawały i zaczęły "zalatywać" trafiały na magazyn. Tam były myte płynem do mycia naczyń i czymś spryskiwane. Następnie trafiały z powrotem na sklep z napisem "świeże kurczaki". Gdy jednak takie kurczaczki się nie sprzedały trafiały na magazyn i procedurę powtarzano. Ale przecież i dyrekcja supermarketu ma litość i trzeci raz czegoś takiego zrobić nie można... Więc ponownie nie sprzedane kurczaczki zostawały grubo posypywane przyprawami i trafiały na grilla. A biedni głodni klienci kupowali jako świeże, dobre, pieczone kurczaczki:)

Glw

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (186)
zarchiwizowany

#38600

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Nie mogę przestać się śmiać.

Tuptam sobie na przystanek. Deszcz pada, więc dzierżę parasol, oburącz, bo dmie też niewąsko. Przystanek, z którego odjeżdżam do pracy nie ma wiaty, a do tego usytuowany jest tak, że zawsze wieje tam dość mocno, nawet w spokojniejsze dni. Stanęłam sobie na uboczu. Parasol wciąż trzymałam rozłożony, bo umiejętnie ułożony na ramieniu chronił mnie od silnego wiatru. Po chwili obok mnie staje blondi. Typ plastik. Fryz upięty wysoko, kosmyki wesoło fruwają wokół wytapetowanej twarzy, letnia bluzka i bardzo kusy żakiecik (kurtą tego nazwać się nie da). Blondi ustawia się kilka minut, lekko ugina kolana, kosmyki przestają fruwać. Wiatrochron sobie znalazła, taka jej mać. Poszłam sprawdzić godzinę odjazdu autobusu, wróciłam na miejsce, plastik dokonał korekty pozycji i pitoli przez telefon. Złośliwie, wrednie i z pełnym rozmysłem obróciłam się ciut. Blondi znów dokonała korekty położenia. Odeszłam i stanęłam kawałek dalej tak, że nie pakując się w kałużę nie mogła się za moim parasolem schować. Łypię kątem oka co zrobi. A ta jak nie piśnie:
- No co pani robi! Pani tu wraca!
Rozglądam się teatralnie szukając adresatki wypowiedzi i udając zaskoczoną mówię:
- Pani do mnie mówi?
- A tak - zapiszczała - niech pani tu wraca, mi wieje.
- A jaki w tym mój problem? Trzeba było się cieplej ubrać!
- Ale to... - zapowietrzyła się - to pani obywatelski obowiązek!
Mówiąc te słowa tupnęła nóżką jak małe dziecko. Była naprawdę oburzona.

Zabrakło mi słów na taki argument, zaśmiałam się tylko, blondi próbowała schować się za tablicą z rozkładami jazdy. I do teraz nie wiem - co to było?!

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (302)

#28029

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Miałem w swoim życiu taki okres, gdzie rozchorowałem się do tego stopnia, że wszystkie starsze kobiety w mojej rodzinie już mnie opłakiwały. Ostra gorączka, majaczenie, wędrówki do toalety przez balkon i tego typu sprawy. No i dochodziło do tego automatyczne przyczepianie się do sufitu na magiczne słowo: "lekarz".

Jednej nocy, kiedy normalni ludzie śpią, a koty zwiedzają mieszkanie, obudziły mnie krzyki sąsiadów z dołu. Kłócą się - to już prawie zwyczaj. Z tym, że robili to na tyle głośno, że szlag mnie trafił i przekleństwa wyrywały się z ust. Wyleciałem więc z łóżka i krokiem zombie zleciałem ze schodów. Zadudniłem do drzwi, wyjaśniłem, że nieładnie z ich stron umarlaki do życia powracać, przy pomocy zaklęcia "urwa, urwa, uj, uj", przeprosili z wielkim zdziwieniem na twarzy, a ja zawróciłem do mojego leża i tam urwał mi się film.

Rano budzę się, a tu matka siedzi i wręcz ryczy ze śmiechu. Patrzę na nią zaspany, jeszcze trochę chory i taki bardziej zombie.
- Wiesz, co wczoraj zrobiłeś? - zapytała. Po kolei wymieniłem jej, co robiłem od czasu pobudki i ile razy przewróciłem się jak kotlet w łóżku.
- Do sąsiadów poleciałeś, uciszyć ich! - wybuchła śmiechem. Ja dalej nie rozumiem, zaczynam odpływać w jakiś majakach i robi mi się wesoło, a tu znowu matula huknie:
- Przychodzi sąsiad z dołu, przeprasza, że hałasowali w nocy i poprosił, aby ci jakąś piżamę kupić, ty wariacie, ty!
Oprzytomniałem i pytam o szczegóły. I co wyszło?

Z racji gorączki pozbyłem się wszystkich ubrań. W takim właśnie stroju wyleciałem do sąsiadów, a żeby tego było mało, zgarnąłem ze sobą kota, który akurat się nawinął po drodze. Do tego wszystkiego moje psisko ruszyło za mną, no bo zauważyła, że coś się szykuje, sprytna bestia. Cóż - to wyjaśniło zdziwioną minę sąsiadów: no bo jak często zdarza się wam, że ledwie żywy, nagi chłopak prawi kazania o zaklęciach i umarłych, i uprasza zarazem o ciszę, trzymając zdezorientowanego kota na rękach, z psem siedzącym u boku?

Sąsiedzi

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2475 (2523)

1