Profil użytkownika
PoProstuJanka
Zamieszcza historie od: | 18 stycznia 2019 - 1:38 |
Ostatnio: | 22 kwietnia 2024 - 12:17 |
- Historii na głównej: 1 z 1
- Punktów za historie: 69
- Komentarzy: 8
- Punktów za komentarze: 52
Historia o tym jak (nie)warto być dobrym człowiekiem.
Słowem wstępu: mieszkam w małej miejscowości, gdzie każdy, każdego, lepiej bądź gorzej zna. Historia będzie dotyczyć mojej mamy oraz naszej rodziny.
Mama, osoba, która zawsze udzielała się w naszej małej ojczyźnie. Nikomu nie odmówiła pomocy. Była wspaniałą przyjaciółką, duszą towarzystwa. Wspomagała biedniejszych mieszkańców, organizowała lokalne imprezy i czynnie brała w nich udział. Miała kilka przyjaciółek "od serca", które i ja uwielbiałam. W końcu spędziłam wśród nich znaczną część swojego życia.
Historia właściwa.
Od dłuższego czasu mama czuła się coraz gorzej. Kolejne leki, niecelne diagnozy nie przynosiły znacznej poprawy. W końcu lekarz rodzinny zlecił kompleksowe badania. Już wiedzieliśmy, że jest bardzo źle, gdy dwie godziny po pobraniu krwi, zadzwonił telefon z laboratorium, aby mama natychmiast skonsultowała wyniki z lekarzem. Diagnoza spadła na nas jak grom z nieba: ostra białaczka. Pierwszy cykl chemii zniszczył mamie układ nerwowy, brak możliwości kontynuacji leczenia (kolejny cykl mógł ją albo zabić albo pozostawić w stanie wegetatywnym),decyzja konsylium: przerwanie leczenia, hospicjum domowe jako jedyna forma wparcia rodziny. Powrót do domu nie był łatwy. Mama częściowo niepełnosprawna,w domu ja, mąż i dwójką dzieci w tym noworodek.
Mama od kilku miesięcy jest w domu. Wieści szybko się roznosiły po mieście. Czasem ktoś mnie "zaczepi" na spacerze z dziećmi i zapyta o mamę kiwając jednocześnie ze zrozumieniem i współczuciem głową. Żadna z "przyjaciółek od serca" nie podjęła próby kontaktu z mamą, o odwiedzinach bądź chęci pomocy nie wspomnę. Mama często wspomina kobiety, które były dla niej jak siostry, a ja się zastanawiam co noc, gdzie są moje kochane "ciocie", które uważałam za część swojej rodziny. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Znam swoje obowiązki względem mamy i nie oczekuje wyręczania w opiece bądź współczucia. Łudziłam się tylko na to, że mama będzie mogła liczyć na wsparcie, rozmowę bądź chwilę wytchnienia w gronie bliskich jej sercu osób. Zastanawiam się często, czy te kobiety czasem myślą o mamie i dlaczego z najbliższych stały się obcymi ludźmi, choć nawet nie wiem czy to właściwe określenie, bo czasem z dobroci serca i nas obcym człowiekiem się pochylisz...
Słowem wstępu: mieszkam w małej miejscowości, gdzie każdy, każdego, lepiej bądź gorzej zna. Historia będzie dotyczyć mojej mamy oraz naszej rodziny.
Mama, osoba, która zawsze udzielała się w naszej małej ojczyźnie. Nikomu nie odmówiła pomocy. Była wspaniałą przyjaciółką, duszą towarzystwa. Wspomagała biedniejszych mieszkańców, organizowała lokalne imprezy i czynnie brała w nich udział. Miała kilka przyjaciółek "od serca", które i ja uwielbiałam. W końcu spędziłam wśród nich znaczną część swojego życia.
Historia właściwa.
Od dłuższego czasu mama czuła się coraz gorzej. Kolejne leki, niecelne diagnozy nie przynosiły znacznej poprawy. W końcu lekarz rodzinny zlecił kompleksowe badania. Już wiedzieliśmy, że jest bardzo źle, gdy dwie godziny po pobraniu krwi, zadzwonił telefon z laboratorium, aby mama natychmiast skonsultowała wyniki z lekarzem. Diagnoza spadła na nas jak grom z nieba: ostra białaczka. Pierwszy cykl chemii zniszczył mamie układ nerwowy, brak możliwości kontynuacji leczenia (kolejny cykl mógł ją albo zabić albo pozostawić w stanie wegetatywnym),decyzja konsylium: przerwanie leczenia, hospicjum domowe jako jedyna forma wparcia rodziny. Powrót do domu nie był łatwy. Mama częściowo niepełnosprawna,w domu ja, mąż i dwójką dzieci w tym noworodek.
Mama od kilku miesięcy jest w domu. Wieści szybko się roznosiły po mieście. Czasem ktoś mnie "zaczepi" na spacerze z dziećmi i zapyta o mamę kiwając jednocześnie ze zrozumieniem i współczuciem głową. Żadna z "przyjaciółek od serca" nie podjęła próby kontaktu z mamą, o odwiedzinach bądź chęci pomocy nie wspomnę. Mama często wspomina kobiety, które były dla niej jak siostry, a ja się zastanawiam co noc, gdzie są moje kochane "ciocie", które uważałam za część swojej rodziny. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Znam swoje obowiązki względem mamy i nie oczekuje wyręczania w opiece bądź współczucia. Łudziłam się tylko na to, że mama będzie mogła liczyć na wsparcie, rozmowę bądź chwilę wytchnienia w gronie bliskich jej sercu osób. Zastanawiam się często, czy te kobiety czasem myślą o mamie i dlaczego z najbliższych stały się obcymi ludźmi, choć nawet nie wiem czy to właściwe określenie, bo czasem z dobroci serca i nas obcym człowiekiem się pochylisz...
ToTylkoŻycie
Ocena:
119
(125)
1
« poprzednia 1 następna »