Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Reason

Zamieszcza historie od: 1 maja 2013 - 10:29
Ostatnio: 29 kwietnia 2014 - 17:49
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 2648
  • Komentarzy: 22
  • Punktów za komentarze: 207
 

#50816

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Boże Ciało. Białe sukienki, kwiatki... Przypomniała mi się historia z dzieciństwa.

Miałam kilka lat. Dostałam od cioci z Francji przepiękną białą sukienkę - taką, o której marzy wiele małych księżniczek. Tiule, koronki, kokardki i inne ozdoby... Chodziłam dumna jak paw, bo żadna dziewczynka na pewno tak pięknej sukienki nie miała. Zbliżało się wyżej wymienione święto, więc mama przyszykowała mi koszyczek z kwiatkami i razem udałyśmy się na procesję.

Co ważne, kilka dni przez Bożym Ciałem padał deszcz. Wszędzie kałuże, błoto. Ale mama wiedziała, że ze mnie taki "czyścioch", więc sukienki na pewno nie wybrudzę.
Rada była taka: jak trzeba klękać, to albo na chusteczkę, albo po prostu kucać.

Wszystko pięknie, ładnie. Do czasu.
Pierwszy ołtarz przeżyłam. Dookoła błoto, ale sukienka dalej jak śnieg.
Przy drugim ołtarzu zauważyłam na sobie wzrok pewnej starszej pani. Cóż, przyjaźnie nastawiona raczej nie była. Trzeci ołtarz: widzę, że pani jest coraz bliżej.
Czwarty ołtarz:
- Jak klękasz pokrako jedna!
I... Popchnęła mnie w największą możliwą kałużę.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 901 (1001)

#50028

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tata sprzedaje samochód. 3 stoją na podwórku, dwoma się jeździ, a ten jeden się marnuje. Sprzedaż to niby rzecz powszechna, ale współczuję każdemu, kto się na tak ekstremalne posunięcie decyduje. Wymaga ono dość dużej odwagi i uodpornienia na wszelakie przejawy debilizmu, pomieszanego ze zwykłą ludzką złośliwością. Żeby przypadkiem potencjalnemu "klientowi" nie zrobić krzywdy, trzeba mieć naprawdę mocne nerwy. Ewentualnie siekierę albo karabin. Na wszelki wypadek.

Na początku może opiszę w skrócie ten samochód, coby potem wątpliwości i niedomówień odnośnie jego istnienia nie było. Otóż muszę wspomnieć, że tata jest pierwszym właścicielem owego pojazdu. Kupił go w salonie i od tego czasu o niego dba. Samochód jest cackany, garażowany, odkurzany, czyszczony, myty, woskowany. Cud, miód i benzyna. Dokładniej benzyna i instalacja LPG założona w październiku. Nie będę okłamywać, że stan idealny, bo po kilku latach użytkowania przecież taki nie będzie. Ale regularnie leczy go z urazów wszelakich autoryzowany serwis. Zresztą, wszystkie wady i uszczerbki na zdrowiu (a jest ich niewiele i w sumie nie są istotne) opisane są w ogłoszeniu na stronie. Do tej pory myślałam, że ludzie posiedli umiejętność czytania... Jakże się myliłam... Oh, jakże się myliłam...

Telefon pierwszy:
"Paaaanie, paaanie, a dzie to je? Bo ja by przyjechał, ale ja nie wiem dzie to je?" - w ogłoszeniu wyraźnie napisana miejscowość, dla pewności trzy razy. "A to ja nie wiem, dzie to je, to ja nie przyjadę."

Telefon drugi:
"Dzień dobry. (...) Samochód mi się podoba, czy jest możliwość obejrzenia go? W porządku, przyjadę dzisiaj tak przed 17."
Niby wszystko w porządku, ale tu jest ten haczyk. Ani przed 17 ani po nikt się nie zjawił, nikt nie zadzwonił, że nie przyjedzie. Gdyby była to jednorazowa sytuacja to da się to znieść. Ale skądże! Widocznie ktoś uznał to za świetną zabawę, ponieważ takich telefonów było kilka. Czyli kilka dni siedzenia w domu i czekania na potencjalnych klientów.

Telefon trzeci:
Po upewnieniu się, że ktoś sobie znowu jaj nie robi, tata umówił się na obejrzenie samochodu. Przyjechały 4 osoby: jeden widać bardzo napalony na kupno, drugi był mechanikiem, trzeci do towarzystwa i jeszcze była z nimi dziewczyna, która chyba zajęłaby całą tylną kanapę w samochodzie. Tleniony blond, na twarzy tyle cementu, ile ja przez całe życie nie zużyję, do tego sukienka, która wyglądała jak siatka na baleron. Nie oceniam po pozorach, ale tutaj ewidentnie było widać, że z zakupu nici.

Zobaczyli samochód, widocznie zdziwieni, że on tak wygląda (jakby w ogłoszeniu zdjęć nie było...). Spodziewali się pewnie rydwanu napędzanego przez 3 gazele z bateriami Duracel. Podeszli do samochodu i zaczęli "badać zawieszenie". Jeden oparł się na masce i używając swojej siły zaczął "bujać" samochodem. Potem mechanik kazał (!) otworzyć maskę. Cóż, po jego wypowiedziach doszłam do wniosku, że ja mam chyba większą wiedzę na temat samochodów, niż on sam. Potem wziął ŚRUBOKRĘT i zaczął coś SKROBAĆ PO LAKIERZE. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać... Wtedy nie tylko śrubokręt byłby połamany. Następnie wyżej wspomniana dziewoja zaczęła okupować tylną kanapę. Stwierdziła wielce obrażonym tonem, że trochę mało miejsca. Miałam powiedzieć, że skoro wygląda tak, jakby na jej kostium kąpielowy przeznaczono całą plandekę z żuka, to niech lepiej sobie dokupi przyczepkę do przewozu zwierząt i na niej jeździ.

- A kolega ma taki sam model samochodu. Tylko, że koni mechanicznych ma o połowę mniej. Mógłby mi pan to wytłumaczyć?
Tatuś jak to tatuś, wygadany trochę jest.
- Trzeba było zapytać kolegę czym je karmił, bo widocznie mu zdechły.

Cóż, wiadomo było, że samochodu im nie sprzedamy. Ale skoro tak bardzo chcą "jazdę próbną", to nie ma przeciwwskazań.

Za kierownicę usiadł mechanik, miejsce pasażera zajął mój tata, dwóch panów siadło na tylną kanapę, a dziewoja zajęła ławkę przed moim domem, bo w samochodzie nie było miejsca, gdyż nie zmieściłaby się do bagażnika. Po odpaleniu samochodu głosem wielkiego znawcy motoryzacji wykrzyknęła, że "coś szumi"! Gratuluję! Wygrałaś toster! Coś szumi, bo jakoś nie słyszałam o samochodach, których w ogóle nie słychać...

Dalszą część znam z opowieści taty... Pan mechanik pokazując swoje umiejętności podczas jazdy próbnej, udowodnił jak wielkim jest kierowcą. Podczas odcinka o długości 500m auto zgasło mu 3 razy.
Jednak najlepsze przed nami! Panowie po skończeniu obserwacji zaproponowali oszałamiającą cenę! Aż 25% z tego ile auto jest warte (wyceniane przez fachowca). Pewnie myśleli, że rzucimy im się do stóp ze łzami w oczach. Jakież było ich zdziwienie, gdy nie przyjęliśmy ich oferty...
Oh, my niewdzięcznicy!

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 484 (622)

#49844

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomysłowość ludzi zawsze mnie zadziwiała... Jednak ostatnie zdarzenie przebiło chyba wszystko.

Jakieś 2 miesiące temu dowiedziałam się o gminnym konkursie poezji patriotycznej, która powstała po 1980r. Można było recytować wiersz lub śpiewać. Wybrałam opcję nr 2, ponieważ w śpiewaniu zawsze dobrze się czułam.
Miejsce konkursu: Gminna Biblioteka.
Termin konkursu: (początkowo) 19 kwietnia.
Co jest bardzo ważne w tej historii, wszystko miało odbyć się w kameralnym miejscu, bez dużej publiczności. Tylko jury, uczestnicy, opiekunowie i ewentualnie rodzice uczestników.
Okej, utwór wybrany, podkład nagrany, strój już prawie ubrany... Ale, ale! "My jednak chcemy przełożyć konkurs na 26 kwietnia." No dobrze, nie ma problemu.

24 kwietnia Reason idzie do sklepu. Przy sklepie zauważa bardzo ciekawie wyglądające ogłoszenie. Podchodzi bliżej i... Aż chips stanął w gardle! Na ogłoszeniu wyraźnie napisane: Majówka, 1 maja, miejscowość, w parku, gra zespół, zamki dmuchane, wata cukrowa i... Gminny Konkurs Poezji! No nie powiem, trochę się zdziwiłam, bo o każdym konkursie wiem, w każdym biorę udział. Coś mi już nie pasowało. Na następny dzień przybiega do mnie pani, która zajmowała się uczestnikami konkursu z naszej miejscowości.

- Reason, jest problem. Oni zmienili termin i miejsce. Ja Was doskonale rozumiem, wiem, że nie wystąpicie. Regulamin był inny, ja was do niczego nie zmuszam. Zaraz zadzwonię, że rezygnujemy z konkursu.
26 kwietnia dowiaduję się, że musimy wystąpić! Oni nas tak bardzo proszą!
29 kwietnia przychodzi do mnie osobiście pani odpowiedzialna za organizację "Majówki" i mówi, żebym zaśpiewała coś z koleżankami. Nie.
30 kwietnia... "Ja was dziewczynki błagam, zaśpiewajcie cokolwiek, jaką chcecie piosenkę, może być nowoczesna. Może ich być nawet kilka. Ja was tak bardzo proszę! Śpiewajcie nawet piosenki Dody! Cokolwiek!"

No tak! Przecież na konkursie poezji patriotycznej śpiewa się piosenki Dody! Jakiekolwiek piosenki! To może zaśpiewamy jakiś heavy metal czy coś!

W ten sam dzień od godziny 8 do godziny 13 miałam 79 nieodebranych połączeń od tej pani (nawet nie wiem skąd ma mój numer). Wyłączyłam telefon, wyszłam z domu, a wieczorem dowiaduję się, że... Tak! Pani odwiedziła moich rodziców! Że ja MUSZĘ śpiewać, bo oni nie mają żadnego programu na majówkę! Rodzice ją wyśmiali.
W tym momencie zrobiłam klasycznego "facepalma".
W skrócie: najpierw wydrukowali ogłoszenia, że wystąpimy, potem nas o tym POINFORMOWALI, następnie do nas kierują pretensje, że nie mają programu na "Majówkę"! Tak się tym przejęłam, że aż chyba nic z tym nie zrobię...

Co ciekawe, na organizację imprezy przeznaczono dosyć dużą pulę pieniędzy. Dodatkowo na zabawę taneczną wstęp jest płatny. I zamiast wydać pieniądze, żeby repertuar był ciekawy, to postanowiono upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Konkurs i festyn w jednym. W końcu jelenie przyjdą i wystąpią, dostaną kredki za 3zł w ramach nagrody, a dla nas należy się premia za organizację tak wspaniałych atrakcji dla mieszkańców!
Oh!

gmina..

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 610 (724)

#49842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przecudowny początek długiego weekendu...

Na początek wspomnę, że mieszkam blisko granicy z Ukrainą. Boję się wychodzić z domu. I nie, nie chodzi tu wcale o "ruską mafię" czy "czarną wołgę, która porywa dzieci i wycina im nerki a potem zostawia, żeby umarły". Boję się, żeby nikt mnie nie przejechał.
Niby taka absurdalna "fobia", ale uwierzcie, wiem co mówię. Czy to droga wiejska, miejska, polna, samochody na ukraińskich blachach jadą z taką samą prędkością (100km/h+). Czasem zastanawiam się czy na Ukrainie prawo jazdy wygrywa się w chipsach, ale mój znajomy uświadomił mnie, że tam nie trzeba wcale zdawać jakiegoś egzaminu - płacisz pieniądze i masz dokument. A efekty potem widać...

Otóż mój braciszek wracał sobie ze spotkania klasowego. Na początku powiem (żeby nie było niedomówień) CAŁKIEM trzeźwy, alkoholu nawet nie tknął. I tak jedzie sobie... Jedzie... Prosta droga... Zakręt... Prosta droga... Zakręt i... Jakiś Ukrainiec doszedł do wniosku, że właśnie ma ochotę wyprzedzić TIRa na PODWÓJNEJ CIĄGŁEJ na ZAKRĘCIE. Całe szczęście, że po boku akurat nie było barierki i mój brat mógł "spokojnie" odbić w bok unikając czołowego zderzenia. Ale żeby nie było tak kolorowo, na poboczu były dziury, więc ucierpiał zderzak w samochodzie (idzie do wymiany).

Co zrobił winowajca całego zdarzenia? Pomógł? Zatrzymał się chociaż? Nie! Przycisnął pedał gazu i pojechał dalej!
Szczęście w nieszczęściu ucierpiał tylko samochód, bratu nic się nie stało, chociaż wiadomo, że takie zdarzenie trochę zapada w pamięć i nie pozostawia psychiki bez zmian.
Naprawdę cieszę się, że to tylko tak się skończyło. Samochód da się naprawić, w takim przypadku na pieniądze się nie patrzy. Ale co byłoby, gdyby za kółkiem siedział kierowca, który nie pomyślałby, że trzeba zjechać na pobocze?

Na koniec dodam, że takie sytuacje zdarzają się dość często. Ale też bardzo często kończy się to tragicznie...

Droga..

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (519)

1