Profil użytkownika
Sapiens ♂
Zamieszcza historie od: | 22 czerwca 2012 - 0:55 |
Ostatnio: | 28 sierpnia 2020 - 11:41 |
O sobie: |
Piotr - Na "dzień dobry" powinno wystarczyć ;) |
- Historii na głównej: 1 z 4
- Punktów za historie: 1350
- Komentarzy: 13
- Punktów za komentarze: 58
« poprzednia 1 następna »
No, niby tak... Ale gdyby każdy pracownik miał kartę magnetyczną do otwierania takich drzwi żyłoby się prościej. Niemniej jednak przyznaję Ci rację. Pracownicy i bez tego mają dość roboty.
Ale ja do nikogo w tej kwestii nie miałem zamiaru się przyczepiać. Tak mi się po prostu skojarzyło. A wśród moich znajomych i ich znajomych celowo w takie poślizgi wpada się na parkingach właśnie tej sieci marketów. Prawo jazdy mam już od 4 lat i nigdzie w tej kwestii problemu nie mam. Sam kiedyś próbowałem.
Dopóki nikt mnie nie zaatakuje i jeżeli jestem sam (towarzystwo zazwyczaj próbuje podkręcić sytuację), to staram się być opanowanym. Takich rzeczy jak cierpliwość i opanowanie trzeba się po prostu nauczyć. Jeżeli Wasze słownictwo w takiej sytuacji jest inne, no cóż... Ja sobie ze stresem umiem radzić. O moim słownictwie będziecie jeszcze mogli poczytać przy najbliższej okazji (przy okazji wcisnąć "słabe" też będziecie mogli, bo widzę, że się polubiliśmy wszyscy), gdy będę opisywał zatrzymanie mnie przez człowieka w wymienionym w historii markecie.
Oczywiście, że ma... Na ulicy widnieje znak Komisariat Policji Drogowej - czy coś takiego. A google podpowiada: ... Sekcja Ruchu Drogowego. Tak czy owak masz rację. Historia się posypała. Ale nie dlatego, że jest wielką ściemą... O.K. może się wam tak wydawać. Tylko odpowiedzmy sobie szczerze. Będąc nastolatkiem zaczepia Cię dwóch kolesi. Jeden dostaje i ucieka, a drugi już nie ma gdzie uciec, bo jesteś na nim skupiony. Adrenalina powoduje, że koleś otrzymuje ostre bęcki. Popękane żebra, złamany nos, ręka, wybite zęby, rozcięte łuki brwiowe. W tym momencie z ofiary staję się oprawcą. I będąc wystraszonym tym co zrobiłem i tym co może mnie za to spotkać nastolatkiem. Mając ojca wtedy ojca policjanta nie wiem o co chodziło z tymi dokumentami. Tak mnie postraszyli, że podpisałem i obiecałem nigdy się już nie bić... A może powinienem jechać teraz ponad 500km do domu i poszukać tych pracowników, którzy wtedy mnie na komisariacie trzymali? Może ich powinienem spytać co dali mi do podpisania? Wiem, że komentarz ten mógłby zostać rozbity na dwa inne i mógłbym go umieścić w odpowiednich miejscach ale przecież i tak wszyscy czytają i hejtują ten wątek po całości, więc może ktoś się natknie na te "sprostowania"...
Nikogo tam nie uderzyłem.
Osoby były po kilku takich butelczynach, które leżały na śniegu obok. Jak powiedziałem, że dzwonię po policję to kolega ów kierowcy ruszył do boju. Gdy zaczęła się szamotanina dołączył kierowca. Owszem! Logiczną byłaby chęć dogadania się bez wzywania policji, ale te osoby już popiły... Nie jestem w stanie ocenić ich toku myślenia. Syn? Syn był po prostu z tatusiem w pracy... Cóż... Tutaj chyba wiele tłumaczyć nie trzeba.
Po raz kolejny powtarzam. Nie mam pojęcia jak to się wszystko proceduralnie odbywa. Nie jestem znawcą kodeksu karnego. Opisałem sytuację taką, jaka była. Bez ubarwiaczy. Niemniej jednak zawsze znajdzie się jakiś biegły w sprawie mniej ważnej od głównego wątku. To ile miałem lat w momencie rozpoczęcia treningów nie ma najmniejszego znaczenia ani związku z opisywaną przeze mnie sytuacją... "Gościu", jako nastolatek pod presją nie myślałem o tym, czy w ogóle to, co mi na komisariacie wciskali było prawdziwe. Jeżeli jest tak jak twierdzisz to skłonny jestem uwierzyć, że to jakaś ściema. Wiem, że mój kolega też po certyfikacji w kravce musiał coś załatwiać. NIE WIEM. NIE ZNAM SIĘ. TO BYŁO 5 LAT TEMU. Oczywiście, masz prawo wygłaszać swoje opinie, niemniej jednak zrozum, że nie każdy jest biegły w dziedzinie prawa... Zwłaszcza wystraszony poprawczakiem, zawiasami czy nie wiadomo czym nastolatek.
Osoba ta w długiej przerwie obiadowej, będąca jeszcze w pracy, pijąca przy samochodzie służbowym, nosząca na piersi plakietkę z nazwą firmy... Tyle wystarczy, aby zwolnić pracownika.
Jakieś 5 lat temu przekorczyłem granice obrony koniecznej i jednego z dwóch napastników musiała zabrać karetka. Młodszy, głupszy i dużo bardziej porywczy. A ponieważ zawodnik na zawody musi pojechać, toteż takowy dokument trzeba było sporządzić. Niestety nie zachodziłem w głowę czy w ogóle istnieje taka podstawa prawna. Być może to wielka ściema mająca na celu wystraszenie mnie tych kilka lat temu. Bądź co bądź skuteczna. Swoją drogą, dzięki za rzucenie tego cienia wątpliwości, bo w sumie od lat tego nie sprawdzałem.
Tak jak pisałem... Zrobiliśmy rozeznanie kto w jakim celu idzie... A Mama ledwo na nogach stała... Za mało? Proszę Cię...
No cóż... 21 lat temu chyba nie było takiej wiedzy jak dziś... A moja Mama na przestrzeni lat została 2 RAZY! była chora - jakieś przeziębienie czy coś - i to wyeliminowało ją jako biorcę przeszczepu. Nerwy, inne choroby... To się nakłada a organizm zaczyna świrować. Wysokie poziomy cukrów raz były a raz nie... Raz cukry wysokie jak diabli a raz tak niskie, że zimny pot zalewał ciało dosłownie już mdlejącej Mamy przy cały czas trzymanej diecie... Wiem! Myślicie, że nie potrafię spojrzeć prawdzie w oczy, że Mama tej diety nie trzymała i tak dalej... A lekarze zwyczajnie rozkładali ręce eksperymentując z co raz nowymi i "lepszymi" metodami... Jestem przekonany, że choroba jest do opanowania... Jednak nie zawsze.
Może w to nie uwierzysz ale dietę trzymano i złego leczenia nie było... To jest mimo wszystko poważna choroba i jednak coś czasem może się ot tak spierniczyć... Cieszę się, że u Ciebie w rodzinie choroba okazuje się być do opanowania... Tutaj przypadek był wybitnie złośliwy...
Przepraszam was za błąd... Jak go namierzyłem - a namierzyłem go dopiero teraz czytając wasze komentarze - to do tej pory mam oczy jak pięć złotych. Na przyszłość będzie mniej pitu pitu a więcej treści i postaram się wyciągnąć wnioski z waszych rad! DZIĘKUJĘ :)