Profil użytkownika
SaszaGrigoriewna ♀
Zamieszcza historie od: | 15 grudnia 2010 - 22:31 |
Ostatnio: | 20 grudnia 2018 - 20:19 |
O sobie: |
Belferka półgębkiem, ale za to na cały etat. Kocia mama. |
- Historii na głównej: 11 z 13
- Punktów za historie: 5793
- Komentarzy: 253
- Punktów za komentarze: 1847
Nie jest to historia o piekielnym kliencie, ale o piekielnym panu z infolinii... Ale do rzeczy:
Spłacam niewielki dług w Erze po zakończonej umowie (jak wiadomo, na koniec, kiedy nie chcesz już przedłużać umowy, okazuje się, że czegoś nie dopłaciłeś/nie zapłaciłeś/nie uregulowałeś - sprawa stara jak świat usług telekomunikacyjnych). Tak czy siak, jestem dłużnikiem i płacę raty. Oprócz 2 pierwszych rat, wszystko szło z konta bankowego, wiec ekspresem. Zasady są takie, że, jeśli robi się przelew na poczcie, to najlepiej jest wysłać potwierdzenie wpłaty faxem (przelew idzie ile chce, a oni mają dowód, że się zapłaciło).
Jako że w tym miesiącu rachunki bieżące były wysokie, to zabrakło mi na koncie kilku złotych do pełnej kwoty raty zadłużenia. Chcąc - nie chcąc trzeba było się pofatygować na pocztę, gdzie okazało się, że poczta już nie obsługuje faksu. Po konsultacji z BOKiem, wysłałam skan potwierdzenia mailem do windykacji.
Dzisiaj dzwonię do działu windykacji, żeby dowiedzieć się, czy odebrali mojego maila. Odbiera pan [k]onsultant (tonem znudzonej pani z okienka ZUS-owskiego):
[k]: Dzień dobry, Piotr xxx. Słucham?
Przedstawiłam całą sprawę dokładnie i się zaczęło:
[k]: Proszę pani, nie wiem co nagadał pani w BOKu mój kolega, bo mnie przy tym nie było, ale u nas nie ma takich rzeczy, żeby wysyłać coś mailem. U nas ma być przelew w terminie i już.
[j]a: Ale tłumaczę panu, że nie zrobię przelewu, kiedy nie mam pieniędzy. A przelew z poczty idzie nawet 4 dni. Wcześniej nie było z tym problemu, żeby potwierdzenie wysłać faksem.
[k]: Co mnie obchodzi, bo było wcześniej i gdzie indziej? My nie mamy wpłaty, to nie dotrzymuje pani harmonogramu spłaty i my kierujemy sprawę do sądu.
[j]: Ale pan chyba nie rozumie, o czym ja mówię... Wcześniej dostałam taką informację i dzwonię tutaj tylko po to, żeby się upewnić, że ten mail dotarł i wszystko jest w porządku.
[k]: To pani nie rozumie, co ja do pani mówię. Cały czas powtarzam, że nie można i nie obchodzi mnie, co mówi mój kolega z BOKu!
Facet zaczął się na mnie prawie wydzierać. Co mnie odrobinę rozdrażniło, ale trzymałam fason, bo wiem, że z idiotą się nie wygra...
[j]: Proszę pana, ja nie jestem głupia i rozumiem, co pan mówi.
[k]: To pani to powiedziała.
Kiedy poprosiłam o rozmowę z jego przełożonym, usłyszałam, że "przełożony nie rozmawia z takimi, jak ja".
Dziwi mnie to, szczególnie, że byłam kulturalna i się nie awanturowałam. No, ale widać, że pewne departamenty prowadzą selekcję. :)
Sprawa skończyła się tak, że zadzwoniłam jeszcze raz do BOKu i tam "wszystko stało się możliwe" :)
Pozdrawiam panią, która mnie obsługiwała "po ludzku". A mi pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś dobrniemy wreszcie do wyspy zwanej "kulturalna obsługa klienta" - na razie jeszcze bardzo wiele nam brakuje.
Spłacam niewielki dług w Erze po zakończonej umowie (jak wiadomo, na koniec, kiedy nie chcesz już przedłużać umowy, okazuje się, że czegoś nie dopłaciłeś/nie zapłaciłeś/nie uregulowałeś - sprawa stara jak świat usług telekomunikacyjnych). Tak czy siak, jestem dłużnikiem i płacę raty. Oprócz 2 pierwszych rat, wszystko szło z konta bankowego, wiec ekspresem. Zasady są takie, że, jeśli robi się przelew na poczcie, to najlepiej jest wysłać potwierdzenie wpłaty faxem (przelew idzie ile chce, a oni mają dowód, że się zapłaciło).
Jako że w tym miesiącu rachunki bieżące były wysokie, to zabrakło mi na koncie kilku złotych do pełnej kwoty raty zadłużenia. Chcąc - nie chcąc trzeba było się pofatygować na pocztę, gdzie okazało się, że poczta już nie obsługuje faksu. Po konsultacji z BOKiem, wysłałam skan potwierdzenia mailem do windykacji.
Dzisiaj dzwonię do działu windykacji, żeby dowiedzieć się, czy odebrali mojego maila. Odbiera pan [k]onsultant (tonem znudzonej pani z okienka ZUS-owskiego):
[k]: Dzień dobry, Piotr xxx. Słucham?
Przedstawiłam całą sprawę dokładnie i się zaczęło:
[k]: Proszę pani, nie wiem co nagadał pani w BOKu mój kolega, bo mnie przy tym nie było, ale u nas nie ma takich rzeczy, żeby wysyłać coś mailem. U nas ma być przelew w terminie i już.
[j]a: Ale tłumaczę panu, że nie zrobię przelewu, kiedy nie mam pieniędzy. A przelew z poczty idzie nawet 4 dni. Wcześniej nie było z tym problemu, żeby potwierdzenie wysłać faksem.
[k]: Co mnie obchodzi, bo było wcześniej i gdzie indziej? My nie mamy wpłaty, to nie dotrzymuje pani harmonogramu spłaty i my kierujemy sprawę do sądu.
[j]: Ale pan chyba nie rozumie, o czym ja mówię... Wcześniej dostałam taką informację i dzwonię tutaj tylko po to, żeby się upewnić, że ten mail dotarł i wszystko jest w porządku.
[k]: To pani nie rozumie, co ja do pani mówię. Cały czas powtarzam, że nie można i nie obchodzi mnie, co mówi mój kolega z BOKu!
Facet zaczął się na mnie prawie wydzierać. Co mnie odrobinę rozdrażniło, ale trzymałam fason, bo wiem, że z idiotą się nie wygra...
[j]: Proszę pana, ja nie jestem głupia i rozumiem, co pan mówi.
[k]: To pani to powiedziała.
Kiedy poprosiłam o rozmowę z jego przełożonym, usłyszałam, że "przełożony nie rozmawia z takimi, jak ja".
Dziwi mnie to, szczególnie, że byłam kulturalna i się nie awanturowałam. No, ale widać, że pewne departamenty prowadzą selekcję. :)
Sprawa skończyła się tak, że zadzwoniłam jeszcze raz do BOKu i tam "wszystko stało się możliwe" :)
Pozdrawiam panią, która mnie obsługiwała "po ludzku". A mi pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś dobrniemy wreszcie do wyspy zwanej "kulturalna obsługa klienta" - na razie jeszcze bardzo wiele nam brakuje.
Era
Ocena:
316
(484)
‹ pierwsza < 1 2
« poprzednia 1 2 następna »