Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sevv

Zamieszcza historie od: 14 maja 2011 - 0:06
Ostatnio: 19 września 2013 - 10:42
O sobie:

"Był ledwie o krok od przejścia tej dziwnej granicy, kiedy człowiek wymyśla światy, bo nie umie żyć w tym, w którym utkwił."

  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 278
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 57
 
zarchiwizowany

#17231

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia użytkownika Arwenka ( http://piekielni.pl/16704 ) przypomniała mi moją własną. I bynajmniej nie ma ona żadnego związku z weselem. Ale do rzeczy.

Kilka lat temu na moim osiedlu doszło do serii kradzieży, a łupami padały.. linie wysokiego napięcia. Problemy z dostawą prądu pojawiały się więc stosunkowo często. Sprawa została zgłoszona na policję, ale (jak zapewne się domyślacie) została umorzona, bo "nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział", brak śladów, tudzież świadków (zresztą nie ma się co dziwić, kradzieży dokonywano ciemną nocą).

Któregoś pięknego dnia mój ojczulek postanowił urządzić męski wieczorek wraz ze szwagrem i paroma kumplami. Przy nalewaniu któregoś kieliszka z kolei, spojrzenie rodziciela padło na ulicę za oknem, a dokładniej okolicę słupa wysokiego napięcia znajdującego się najbliżej naszego domu. I cóż dostrzegł? Dwie postacie kryjące się w cieniu i wyraźnie przymierzające się do zdobycia słupa.
Jako że mój ojciec należy do tego rodzaju ludzi, u których krew niezwykle szybko można doprowadzić do wrzenia, postanowił sam, w tej właśnie chwili, położyć kres kradzieżom. Porwał z półki katanę (ach, to zafascynowanie kulturą dalekiego wschodu) i wybiegł przed dom z żądzą mordu w oczach. Jeden z panów złodziei zorientował się w sytuacji i czmychnął przez płot do sąsiadów, drugi natomiast będąc w połowie wysokości słupa - miał zdecydowanie mniej czasu na ucieczkę. Zdążył jedynie zeskoczyć i odbiec kilkanaście metrów ulicą. Rodziciel dopadł go, powalił na ziemię celnie wyprowadzonym ciosem i stanął nad nim z mieczem nad głową. Facet był tak przerażony, że pęcherz mu nie wytrzymał i zmoczył spodnie :)

I tak oto dzielny rodziciel uchronił osiedle przed złem i występkiem!

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (216)

#9614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed 4 lat. Drogą wstępu - mieszkam w domku jednorodzinnym na małym osiedlu, przed domem jest ogrodzona posesja, gdzie biega sobie mój psiak. Jest to całkowicie niegroźny wyżeł, choć jego szczekanie zza płotu niejednego może przestraszyć.

Właśnie około 4 lat temu zmienił nam się listonosz. Sympatyczny, starszy pan, który roznosił listy odkąd pamiętam, przeszedł na emeryturę. Nie miał on żadnych problemów z mym czworonogiem. Nowy listonosz okazał się być młodym człowiekiem, o wiecznie niezadowolonym wyrazie twarzy. Blade mu się najwyraźniej nie spodobał.

Któregoś pięknego dnia, w okolicach południa, moja matula (będąc w zaawansowanej ciąży) usłyszała szczekanie psa, więc wyjrzała przez okno. Jej oczom ukazał się listonosz, który podchodząc do furtki, wyciągnął z kieszeni niewielki przedmiot (nie widziała dokładnie, co to było), przysunął go do płotu, za którym szczekał czworonóg i.. nagle pies zaczął przeraźliwie piszczeć, miotać się i wycierać pyskiem o wszystko, co było na jego drodze. Matula czym prędzej wytoczyła się z domu (w miarę możliwości) i pognała za facetem. A on w długą i tyle go widziała. Ja dopadłam do psa i widząc jego zaczerwienione i załzawione oczy doszłam do wniosku, że przyjemny listonosz najprawdopodobniej potraktował go jakimś gazem.. w miarę szybko dostarczyłam ciapka do weterynarza i tam moje przypuszczenia się potwierdziły.

Na drugi dzień poszłam na pocztę w celu zgłoszenia zajścia. Od kierowniczki usłyszałam tyle: listonosz miał prawo użyć gazu w obronie własnej lub jeśli czuł się zagrożony, ten pies na pewno chciał się na niego rzucić!
I tyle z rozmowy. Na nic zdały się tłumaczenia, że pies był na ogrodzonej posesji, na furtce wisi tabliczka z ostrzeżeniem: "UWAGA! Groźny pies!", a skrzynka na listy wisi w miejscu, gdzie nie ma on możliwości wsunięcia pyska między kratki ani dosięgnięcia listonosza wystawiając pysk nad płotem, bo najzwyczajniej tam nie dosięga.
No nic.. wróciłam do domu z nadzieją, że taka sytuacja się nie powtórzy.
I z listonoszem rzeczywiście nie ma już problemów. A dlaczego?
Jakiś tydzień po tym zdarzeniem, mama wracała ze szpitala z wujkiem (postawny i dość szeroki człowiek z ogoloną na łyso głową i przeważnie w ciemnych okularach). Zatrzymali się pod osiedlowym sklepikiem po jakieś drobne zakupy, a przed owym sklepikiem.. tak, nasz ulubiony listonosz popijał piwko. [M]ama szturchnęła [W]ujka i powiedziała do niego teatralnym szeptem:
[M]: Patrz, kochanie, to ten listonosz, o którym ci mówiłam i przez którego musiałam biegiem z domu wylecieć. W moim stanie...
[W]: To jest ten sk**wiel?! Co nam psa gazem potraktował?! Może mu tak przypierdolić, coby się nauczył kultury?!
Pan listonosz zwiał spod sklepu, aż się za nim kurzyło.
Teraz jedynie obdarza nas iście morderczym spojrzeniem, ale problemów nie sprawia :)

poczta polska

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 506 (612)

1