Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Shemhazai

Zamieszcza historie od: 13 lutego 2013 - 22:10
Ostatnio: 6 grudnia 2016 - 21:26
O sobie:

Lubię gry komputerowe i moje zwierzaki.

  • Historii na głównej: 3 z 5
  • Punktów za historie: 2065
  • Komentarzy: 333
  • Punktów za komentarze: 3178
 

#63880

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zafascynował mnie zwierzak - aksolotl meksykański. Jest to płaz, żyje jako larwa, zazwyczaj nie przeobraża się w formę dorosłą. Wyglądem przypomina hybrydę smoka i pokemona. Zachciało mi się hodować takie cudaki, więc zaczęłam zdobywać wiedzę na ich temat. Przez kilka miesięcy czytałam literaturę i strony internetowe im poświęcone, kontaktowałam się z hodowcami zarówno polskimi, jak i zagranicznymi. Tutaj wspomnę, że aksolotle to zwierzaki specyficzne. Najlepsza temperatura wody w akwarium dla nich to około 18 stopni, a gdy zwierzak jest chory, wkłada się go do pojemnika z roztworem soli i całość do lodówki. Nietypowe to, bo w końcu które smoki lubią niskie temperatury? ;)
Gdy uznałam, że jestem gotowa na hodowlę, zaczęłam szykować wyprawkę dla potworów. Nie ominął mnie tutaj sklep zoologiczny.

Mieszkam w niewielkiej miejscowości, więc wraz z rodzicami i młodą wybraliśmy się do większego miasta, do centrum handlowego, gdzie w zoologicznym jest duży wybór towaru.
Gdy oglądaliśmy akwaria, zagadał nas jeden ze sprzedawców, akwarysta. Wydawał się obeznany w temacie, doradził mi akwarium, porozmawialiśmy trochę, pożartowaliśmy. Nawet pochwalił mnie za wiedzę, a proszę.
W pewnym momencie nastąpił zgrzyt.

Pan sprzedawca chciał mi sprowadzić aksolotle na następny dzień. Powiedziałam, że z kupnem zwierzaka poczekam, bo przecież akwarium musi dojrzeć.
- Dojrzewanie akwarium? Phi, kto ci dziewczyno takich głupot nagadał? Dodajesz uzdatniacz do wody i za 5 godzin możesz wrzucać rybki.
- Tak, akwarium musi dojrzewać. Nie dodam uzdatniaczy, zazwyczaj są groźne dla aksolotli. Głupot mi nikt nie nagadał, rozmawiałam z hodowcami i wiem, na co powinnam uważać.
Tutaj sprzedawca zwrócił się do moich rodziców:
- Państwo powinni odciąć jej internet, dzieciaki się na forach głupot naczytają i myślą, że znają temat.

Dzieciak? Ciężko chyba 19-letnią osobę nazwać dzieciakiem (zwłaszcza, że wyglądam na jeszcze starszą), a i pan sprzedawca nie był dużo starszy ode mnie. Moi rodzice chyba potraktowali to jako żart i zaśmiali się. A może to z pana sprzedawcy?
W każdym razie temat odcięcia mi internetu poruszał jeszcze kilka razy.

Trudno, nie można od człowieka wymagać wiedzy na temat każdego zwierzaka. Okazało się jednak, że sprzedawca aksolotla miał. Krótko, bo zwierzak mu zachorował. Dowiedziałam się, że mam broń Boże nie wkładać aksa do lodówki, bo jemu wtedy zdechł. Tak nagle. Sprzedawcy chyba nie przyszło do głowy, że zwierzak, któremu nagle zmieni się temperaturę otoczenia może dostać szoku termicznego...
Wtedy jeszcze pan zwrócił się do mojej mamy mówiąc, że gdyby chciała się pozbyć zwierzaka, wystarczy wrzucić go do garnka z gotującą się wodą. Słaby żart, naprawdę. Raczej nie to chce usłyszeć hodowca.

Zakupy chciałam dokończyć już jak najszybciej. Zastanawiałam się nad roślinkami, a w międzyczasie sprzedawca zaczął sprawdzać moją wiedzę. Zapytał, czy chociaż wiem, w co aksolotl się przeobraża. Odpowiadam bez zastanowienia, że po prostu w ambystomę, swoją dorosłą formę.
- Nieprawda, bo w salamandrę plamistą - odpowiedział mi sprzedawca.
- W salamandrę meksykańską. Czyli po prostu ambystomę. Plamiste występują w Polsce - poprawiłam go, bo może się po prostu pomylił.
A ten przy swoim, że salamandra plamista. Zaczęłam się zastanawiać, czy on mnie wkręca, prowokuje, czy co? Zrezygnowałam, wybrałam roślinki, zabrałam się do kasy.
Na pożegnanie sprzedawca stwierdził, że nie jest pewien, czy będę dobrym hodowcą.

Jestem takim złym hodowcą, że moje potwory siedzą sobie teraz w akwarium i mają się świetnie.

zoologiczny

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 526 (632)

#55602

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez moją mamę, pracownicę poczty.
Od jakiegoś czasu jest tam coś w rodzaju stoiska samoobsługowego z gazetami, kopertami i jakimiś innymi pierdółkami.

Przychodzi na pocztę pani z dzieckiem. Coś tam wypełnia przy okienku, przy okazji rozmawiając przez telefon. W tym czasie jej dziecko niezwykle zainteresowało się wcześniej wspomnianym stoiskiem. Bawi się w rozrzucanie i przekładanie wszystkiego, ogólnie robi bajzel.
W pobliżu była kierowniczka, zwróciła więc pani uwagę:
- Proszę pani, proszę uspokoić dziecko, bo jeśli coś uszkodzi, będzie musiała pani zapłacić.
- Ale ja go wychowuję bezstresowo - odpowiedziała paniusia.
- No to teraz pani to bezstresowo posprząta.

Posprzątała. Szkoda tylko, że niektórzy mylą wychowanie bezstresowe z totalnym olewaniem.

poczta

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 472 (562)
zarchiwizowany

#50926

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kojarzycie ten najpopularniejszy typ człowieka piekielnego? Wiecie, ten, któremu wszystko się należy, bo jest stary/młody/chory/zdrowy/nie wiesz, kim on jest. Nie do końca wierzyłam w istnienie takiego, dopóki sama się na niego nie natknęłam.

Ponieważ do obiadku było daleko, a mnie dopadł głód, wyruszyłam do pewnego fast fooda, szumnie nazywanego restauracją.
Przede mną w kolejce: aktualnie kupująca pani, dziewczynka (koło 9-10 lat), jakiś pan. Za mną jedna pani.
Drzwi się otwierają, wkracza pan piekielny. Co ważne, idzie całkiem normalnie, bez żadnego problemu, dość szybko. Ustawia się obok kasy. Może patrzy na menu, czy coś?
O, nie.

Pani kupująca odeszła od kasy, a on bezceremonialnie wpycha się przed zakłopotaną dziewczynkę i zabiera się do składania zamówienia. Wraz z panem stojącym przede mną upomnieliśmy, że jest kolejka i każdy tutaj czeka, że jeśli jest jakiś problem to mógł poprosić, a zostałby przepuszczony.
-Wy nie wiecie! Ja jestem chory i ja tu nie mogę stać! Takie toto młode to może postać. Ja miałem połamane nogi. Wy nie mieliście nigdy połamanych NOGÓW* to nie wiecie, jak to jest! - wybuchnął pan.
-A skąd pan wie, czy nikt tutaj nie miał połamanych nóg? - odpowiedziałam.
Pan coś pomamrotał, zaklął parę razy pod nosem i ustawił się na końcu kolejki.

*Tak, dokładnie tak ten pan odmienił słowo. Aż mnie zabolało, gdy to napisałam. Brrrr.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (43)
zarchiwizowany

#50913

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj utwierdziłam się w przekonaniu, że niektórzy ludzie są po prostu dzicy. Bydło.
Moja młodsza siostra "zarobiła" troszkę pieniędzy z okazji dnia dziecka. Wymarzyła jej się jedna z modnych teraz lalek. No, to ruszyłyśmy do hipermarketu w celu zakupienia zabawki.
Młoda pognała do działu z zabawkami, ja poszłam przejrzeć półki z grami. Moim oczom ukazał się totalny bajzel i rozpiernicz. Pudełka z grami były porozrzucane, dużo z nich było połamanych. Na wieszaczkach, na których można było je zawiesić, znajdowały się pojedyncze sztuki. Pewnie, komu chciałoby się odłożyć na miejsce. Prościej gdzieś tam rzucić, nie?

Szukanego przeze mnie tytułu nie znalazłam, poddałam się. Przyfrunęła do mnie Młoda.
-Shemhazai... Ja znalazłam tę lalkę, tylko ona jest tutaj chyba połamana... - powiedziała, po czym pokazała pudełko z zabawką.
Oczywiście było ono naderwane od dołu, a noga lalki była lekko złamana, sama lalka była także brudna w kilku miejscach. Ooo, nie.
Ruszyłam z nią na dział zabawek, a tam... Tak, zgadliście. Bajzel i rozpiernicz.
Większość pudełek rozerwana, kilka lalek uszkodzonych - poszarpane sukienki i włosy (niektóre bardziej, inne mniej), brak niektórych elementów, brudne.
Znalazłyśmy w końcu lalkę w stanie idealnym. Oczywiście pudełko było otwarte, a jakże, na szczęście zabawka pozostała nienaruszona.

Ludzie - Wy tak serio? Nie rozumiem nawet otwierania opakowań, a co dopiero niszczenia.
Aż nie chcę sobie wyobrażać, co działo się tam w dzień dziecka. Pewno jeszcze gorszy bajzel i rozpiernicz.

sklepy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (326)

#47512

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dużo było historii o piekielnych lekarzach, ta będzie kolejna. Okulista, który wystraszył mnie i moich rodziców, próbował nas naciągnąć i bezczelnie kłamał.

Mnie oraz Młodszą czekała wizyta kontrolna u lekarza - byłyśmy u niego po raz pierwszy. Konkretny facet, sprawiał wrażenie pewnego siebie i świetnie obeznanego w temacie.
Poszłam na pierwszy ogień. Brzydkie dno oka, może wskazywać na wiele chorób. Wygląda mu to na jaskrę, ale on jeszcze nie osądzi. Iść do góry i w prawo - na badanie pola widzenia.
Oj, wynik zły. Bardzo zły. Powtórzymy za 3 miesiące, bo pierwszemu wynikowi nie można ufać w pełni.
Kiedy Młodsza usiadła na fotel okazało się, że też ma brzydkie dno oka, jednak jest jeszcze za młoda na badanie. Pewnie genetyczne. Ktoś w rodzinie chorował na jaskrę? Co? Jak to nikt...?

Po trzech miesiącach znów wybieramy się do pana doktóra. Na pole widzenia lecieć. Jak tym razem wyszło badanie? Źle, źle, jeszcze gorzej, niż ostatnio, masakra. Ale my nic jeszcze nie wiemy, trzeba wykonać więcej badań - długopis w dłoń, doktór notuje dziwne nazwy dziwnych badań: takie, śmakie, owakie i to czwarte. Łączny ich koszt to około 1800 złotych. Mama pyta, czy nie można z funduszu, czy to naprawdę kosztuje tak dużo - nie ukrywajmy, to nie jest mała ilość pieniędzy. Lekarz z oburzeniem odpowiedział, że niby finansują, że mogłoby być niewiele taniej, ale on nie może. Musi oszukać maszyny i wpisać, że mam 18 lat, żeby wykonać badanie, więc taniej nie będzie. Jego oburzenie i zakłopotanie było wyraźnie słychać.

Mama zmartwiła się całą tą sytuacją, dodatkowo zaniepokoiło ją zachowanie lekarza. Wolała upewnić się jeszcze u kogoś innego, czy naprawdę coś jest z moimi oczami nie tak.
Polecono nam poważaną lekarkę. Wyniki badań w łapę i lecimy do niej.
Obejrzała moje oczy - faktycznie to dno brzydkie, ale niekoniecznie jaskrowe. Jestem wysoka i mam problemy z krążeniem, co może wiele wyjaśniać.
Wyniki badania pola widzenia? Nie są tragiczne, wręcz przeciwnie. Poza tym jest to badanie, któremu nie powinno się ufać w pełni.

Na koniec sprawa, która była dość podejrzana, mianowicie koszt badań. Lekarka złapała się za głowę jak dowiedziała się, że tamten doktór chciał nas naciągnąć na taką kwotę. Okazało się, że ten zestaw badań kosztować może MAKSYMALNIE około 500 złotych. W dodatku dwa z nich są kompletnie niepotrzebne. Jedno z nich, najważniejsze, miałam wykonane na miejscu, u niej. Kosztowało nas 150 złotych.
Nie stwierdzono nic niepokojącego.

służba_zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 631 (703)

1