Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SirNick

Zamieszcza historie od: 16 marca 2011 - 1:43
Ostatnio: 28 maja 2014 - 1:38
  • Historii na głównej: 0 z 4
  • Punktów za historie: 356
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 59
 
zarchiwizowany

#17085

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia linki007 o piekielnym wykładowcy prawa przypomniała mi o pewnej sytuacji, która zdarzyła się (prawdopodobnie) na naszej uczelni. Piszę "prawdopodobnie", gdyż historia ta urosła już do miana legendy miejskiej przekazywanej z rocznika na rocznik, ale nawet jeśli nieco mija się z prawdą, pozwolę ją sobie przytoczyć - jest iście piekielna na swój sposób. Z góry również przepraszam za wulgaryzmy.

Na mojej uczelni wykłada prawo pewien Pan Profesor, który znany jest z ciętego humoru i dość szowinistycznego podejścia do kobiet. Egzamin ustny z prawa. Studenci wchodzą i wychodzą - niektórzy z upragnioną trójką, niektórzy niestety z oceną niższą. Tak też było w przypadku pewnej studentki, która nie zaliczyła egzaminu. Wychodząc trzasnęła drzwiami i głośno (naprawdę głośno) powiedziała do czekających pod stalą współbratymców:

- Uwalił mnie, alfons pier****ny!

Po chwili otwierają się drzwi, wychodzi Pan Profesor, spokojnym krokiem podchodzi do studentki, bierze jej indeks, skreśla dwójkę i wpisuje 3. Po czym dodaje na odchodnym:

- Co jak co, ale własnej kur*y nie obleję.

Piekielna uczelnia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (30)
zarchiwizowany

#12155

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W tej historii trudno jednoznacznie ocenić kto był piekielnym. Sytuacja miała miejsce jakieś 10 lat temu, byłem wtedy bodajże w wieku wczesnogimnazjalnym.

Miałem zamiar wybrać się z kolegą do sąsiadującej miejscowości – w tym celu udaliśmy się na stację PKP (trzeba tutaj nadmienić, iż pochodzę z niewielkiej miejscowości, w której nie istnieje komunikacja miejska i nie było innego sposobu, żeby dostać się do miasta, które było celem naszej podróży). Wiedzieliśmy, że pociąg miał odjeżdżać ok. godziny 14, nie znaliśmy dokładnej godziny (w tamtych czasach o dostępie do internetu mogłem jedynie pomarzyć). Zbliżamy się do stacji, patrzymy – szlabany zamknięte, za chwilę ma przyjechać jakiś pociąg. Niewiele myśląc, podbiegliśmy na stację, szybko udaliśmy się pod tablicę z rozkładem jazdy, żeby sprawdzić o której mamy dokładnie pociąg – tak, dobrze myślicie – to dla naszego pociągu zamknięte były szlabany.

Podchodzimy do kasy, pani [K]asjerka (osoba żyjąca w dalszym ciągu PRL-em, starsza, niesympatyczna kobieta) widać jest mocno zdenerwowana i się niecierpliwi. Zamiast zwyczajowego „dzień dobry” zaczęła się na nas wydzierać. Dialog wyglądał mniej więcej w taki sposób:
[K] – Co to ma być gówniarze, przyszliście tutaj kupować bilet czy czytać sobie tablicę?
[Ja] – Ale proszę pani, my tylko chcieliśmy…
[K] – Dobra dobra, k***a, nie obchodzi mnie co chcieliście, mi się śpieszy.
[Ja] – Czyli co, to nawet nie mogę sprawdzić na tablicy o której odjeżdża mój pociąg?
[K] – Zamknij się bachorze, pyskować to sobie możesz w domu!
[Ja] – Proszę pani, w domu takiej wrednej baby nie mam.

Poskutkowało, zacisnęła zęby i sprzedała nam bilety. Jak się okazało, sama kończyła akurat zmianę i jechała do domu tym samym pociągiem co my. Ja rozumiem, mogła się śpieszyć, ale czy musiała być taka… piekielna?

Dworzec PKP

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (190)
zarchiwizowany

#12151

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia ta miała miejsce w pewnej popularnej sieci fast foodów obsługi na literę „M” (pod patronem uśmiechniętego clowna).

Katowickie juwenalia, czas uśmiechu i zabawy. Przed pójściem na koncert, jak wielu studentów, spotkaliśmy się w kameralnym towarzystwie w kawalerce u kolegi. Chodziło o to, żeby radosny czas juwenaliów uczynić jeszcze bardziej radosnym. Po spotkaniu, w drodze na lotnisko (gdzie miał odbyć się za niedługo koncert zespołu Myslovitz) postanowiliśmy wstąpić na chwilę do „maka” w celu zaspokojenia głodu.

Będąc przy kasie, podczas składania zamówienia, można było chyba poznać, iż nasza wesoła kompania jest nieco podchmielona. Tutaj chciałbym nadmienić, że zachowywaliśmy się spokojnie, trochę częściej się uśmiechając - koledzy składający zamówienie przekomarzali się między sobą przy kasie powodując uśmiech na twarzy pani przyjmującej zamówienie. Żadnego agresywnego zachowania, żadnych wulgaryzmów, krzyków itp. Ot, studenci na juwenaliach.

Widocznie jednak nasza obecność nie była na rękę osobie przygotowującej posiłek. Co się okazało, w zamówionym przeze mnie hamburgerze (a konkretnie w papierku) znalazła się… Przeżuta guma do żucia. Zielona, wyciągnięta przed chwilą z ust któregoś z pracowników guma. Skończyło się na tym, że wymieniłem hamburgera na nowego, nie usłyszałem nawet słowa „przepraszam”. Gdyby nie to, że byłem w dobrym humorze (dodatkowo spotęgowanym złocistym napojem), historia skończyłaby się inaczej, mniej przyjemnie dla „przeżuwacza”.

Ciekaw jestem czym kierował się ten frustrat, który zrobił mi tego psikusa.

McDonald's

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (186)
zarchiwizowany

#7826

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja ta miała miejsce w sklepie ogólnospożywczym w małej miejscowości (wiadomo, każdy zna tutaj każdego). Przede mną stoi znany wszystkim w okolicy starszy mężczyzna, który lubi sobie wypić. Czekając w kolejce przysłuchuję się rozmowie, jaką owy pijaczek przeprowadza z ekspedientką:
- Dzień dobry, cztery piwa poproszę.
Ekspedientka podaje piwa.
- I do tego jeszcze pół litra wódki.
Sklepowa podała wódkę, klient zapłacił. Już miał wychodzić ze sklepu, ale wrócił się jeszcze i jakby nigdy nic spytał:
- A czy mogłaby pani mi sprzedać chleb „na zeszyt”? *
Muszę przyznać, że ledwo powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem. Współczuję rodzinie tego pana!

* „Na zeszyt” – inaczej „na kredyt”, „na krechę”, czyli transakcja z odroczoną płatnością. :)

Sklep ogólnospożywczy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (185)

1