Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SoSilly

Zamieszcza historie od: 15 listopada 2012 - 1:31
Ostatnio: 5 lipca 2015 - 0:51
  • Historii na głównej: 4 z 7
  • Punktów za historie: 3354
  • Komentarzy: 140
  • Punktów za komentarze: 494
 

#49995

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, że podobnych historii jest tu na pęczki ale tak ku przestrodze, może kogoś uchroni przed zbędnymi kosztami.

Ostrzegam Was przed telefonami z fioletowej sieci komórkowej. Ostatnio wydzwaniają do osób mających u nich abonament i oferują wspaniałą ofertę ubezpieczeniową. Weszli w spółkę z pewną firmą świadczącą takie usługi i teraz możecie sobie załatwić, że jeśli kopniecie w kalendarz to podobno Wasi bliscy dostaną 100 tysięcy złotych odszkodowania. Usługa taka kosztuje 20zł miesięcznie, doliczane do abonamentu.

Piekielność jak zwykle leży po stronie techniki sprzedaży. Pani bardzo mile oświadcza, iż rozmowa jest nagrywana. Mówi długo, rozwlekle, tak że w pewnym momencie się troszkę wyłączyłam. Na koniec słyszycie mniej więcej takie zdanie "a teraz poproszę o ponowną weryfikację Pani imienia i nazwiska w celu przesłania materiałów informacyjnych". Zdanie wcześniej mówi o tym, że właśnie ta weryfikacja jest zgodą na przesłanie tych materiałów. Jednak znacznie wcześniej Pani wypowiada bardzo ważne zdanie, którego sensem jest to, iż zgoda na przesłanie materiałów to zgoda na podpisanie umowy. A więc podanie imienia i nazwiska jest jednoznaczne z podpisaniem umowy.

Od razu się rozłączyłam i poszperałam w necie. Wiele osób, zwłaszcza starszych się na to nacięło bo co komu szkodzi dostać kilka ulotek? Potem rezygnacja też nie jest jakaś łatwa, ponieważ nie zrobimy tego w salonie tylko trzeba się użerać z BOK-iem. O tej technice sprzedaży wiedziałam z piekielnych. Nie pamiętam kto o niej pisał w swojej historii ale w każdym bądź razie dziękuję i przestrzegam innych :)

konsultanci

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (542)

#43723

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Miona o rzucaniu cegłówką w okno pociągu, przypomniała mi jedno zdarzenie z mojej miejscowości.

Znajdują się u nas nieużywane tory. Jeden z wiaduktów nad drogą jest dobrym miejscem do posiedzenia sobie dla dzieciaków, bądź dla meneli lub innych lubiących pić w plenerze. Przechodzi on nad drogą ,po której nie jeździ jakoś wiele samochodów ale rozwijają pewne prędkości.

Pewnego dnia banda chłopaczków w wieku gimbaza poszła na piwko na owy wiadukt i znalazła sobie świetną rozrywkę. Rzucanie różnymi rzeczami z wiaduktu na samochody. Super. Najpierw patyki, małe kamienie (wiadukt jest niski więc nie powodowały wielkich zniszczeń}. A potem znaleźli leżącą w stercie śmieci tekturę o pokaźnych rozmiarach. Wyczekali na odpowiedni samochód, którym kierowała młoda kobieta i bach! Kobieta spanikowała bo nagle wielka płachta przykryła jej przednią szybę. Wpadła w poślizg (zima) i zjechała na pobocze uderzając w coś.

Tym "czymś" okazał się Pan w starszym wieku. Niestety nie przeżył uderzenia. Chłopaczków złapano, ale nie wiem na jakiej karze się skończyło. Dzięki ich mądrej zabawie pozbawili rodzinę męża, ojca i dziadka, a kobieta kierująca autem prawdopodobnie do końca życia nie pozbędzie się wyrzutów sumienia.

gimbaza

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 947 (977)

#43338

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jedna z najpiekielniejszych historii jaka dotyczyła mnie bezpośrednio.

W połowie liceum po raz pierwszy wybrałam się na dyskotekę w szkolę. Na początku wszystko ok ale po chwili dziwnie się poczułam. Zaczęły szarpać mną drgawki, obraz mi się zamazał i następne co pamiętam to jak obudziłam się w gabinecie dyrektorki na podłodze ze wszystkimi nauczycielami stojącymi nade mną.

Okazało się, że dostałam ataku drgawek spowodowanych światłami stroboskopowymi. Wtedy o tym nie wiedziałam ale cierpię na nadwrażliwość na fotostymulację. Nie jest to epilepsja sama w sobie, jedynie nie mogę chodzić do klubów, na koncerty i inne miejsca w których jestem narażona na błyski świateł.

Wylądowałam w szpitalu na tydzień. Bałam się strasznie tego jak zareagowali na to wszystko znajomi, nie wiem dlaczego ale było mi wstyd. Rówieśnicy jednak zachowali się super, codziennie mnie ktoś odwiedzał w szpitalu, dzwonił do mnie. Bez obaw wróciłam więc do szkoły. Oczywiście krążyły plotki od osób które zobaczyły coś kątem oka (że się naćpałam albo poroniłam ;) )

Kto okazał się więc tu piekielny?
Nauczyciele.
Ostatnie osoby po jakich się tego spodziewałam.

Otóż droga Pani Dyrektor pojechała ze mną karetką do szpitala. Do ręki dostała wyniki badań z których wynikało, że ani nie jestem w ciąży, ani nie brałam żadnych używek, ani nie miałam we krwi alkoholu. Nauczyciele (głównie nauczycielki) stwierdzili jednak, że oni wiedzą lepiej. Co tam drogie kursy na jakie wysyła ich szkoła, na których uczą się jak wygląda atak drgawek i czym jest spowodowany. To nieważne, oni wiedzą lepiej. A co wiedzą? Że niemożliwe aby tak wyglądać (byłam blada gdy się ocknęłam) po samym ataku epileptycznym. O nie. Ja się na pewno naćpałam czegoś. Według nich chyba musiało być to coś niewykrywalnego we krwi skoro postanowili wysnuć takie wnioski po wynikach badań. Co z tego, że lekarz powiedział im dokładnie na czym sprawa polega i że niektórzy po prostu tak mają. Co tam fakt iż przy ośrodku w mózgu powodującym drgawki wykryto mi torbiel. Oni wiedzą lepiej, ja jestem ćpunką. Oczywiście nie omieszkała Pani Dyrektor powiadomić o tym wybranych uczniów, przecież w końcu najlepiej żeby cała szkoła wiedziała o jej teorii.

Osoby które mnie znały, wiedzą jak było, ale co gdyby to działo się na początku liceum gdzie nikt mnie nie znał i każdy postanowiłby uwierzyć w wersję drogich pań Nauczycielek? Możliwe że do końca szkoły przyczepiono by mi metkę zdemoralizowanej dziewczynki ze skłonnościami do narkotyków, bo panie wolą plotkować niż uważać na szkoleniach. A potem wszyscy robią ogromną tragedię z tego, że nastolatki popełniają samobójstwa z powodu plotek.

liceum

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 692 (782)

#42901

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia jest bardzo stara bo ma już prawie 17 lat. Jednak nadal piekielna dla całej mojej rodziny.

Nie będę tu wkraczać w terminy medyczne bo zwyczajnie nie wiem jak dokładnie co się zwało, więc zarysuje jedynie obraz.

Dziadek mój poszedł do dermatologa w celu obejrzenia lub ewentualnego usunięcia "myszki" na klatce, takiego dużego pieprzyka. Dermatolog kazał iść do specjalisty gdyż znamię wydało się mu podejrzane. Mieszkamy w małym miasteczku z małym szpitalikiem, czasy dawne, biedne. Poszedł dziadek do najbardziej znanego lekarza w mieście. Na co dzień chirurg, po godzinach przyjmuje w gabinecie. Lekarz obejrzał fachowym okiem i stwierdził "dermatolog - srermatolog, toż to do wycięcia." Umówił na szybki zabieg na następny poranek. Dziadek zadowolony bo myszka wycięta bardzo dokładnie na około więc blizna niewielka.

Kilka miesięcy później dziadek trafił do szpitala w bardzo złym stanie. Diagnoza: rak z przerzutami w zasadzie na wszystko. Co się okazało? Dermatolog miał rację, myszka była groźna, konkretnie czerniak złośliwy. W momencie wycinania w niewielkim stadium rozwoju. Wystarczyło zrobić krótkie badanie i operację i usunąć mychę. Nie tak jak "znamienity" Pan Doktor, przy jej brzegach ale jak najbardziej na około. Dzięki lenistwu Pana Doktora, "podrażnił" się on z rakiem, a rak jak każdy wie nie lubi gdy go się próbuje pozbyć. Kilka miesięcy później dziadek zmarł w wieku lat 57. A możliwe że nadal byłby z nami.

Dlaczego nikt się nie sądził? Babcia i rodzice do tej pory mają jedną, słuszną wymówkę: nie te czasy. I taka prawda. Pan Doktor miał znajomości wszędzie, pieniędzy jak lodu i w zasadzie mógł wszystko. Na pytania naszej rodziny dlaczego nie zrobił badań i olał zagrożenie, odpowiada do tej pory "pomyłka, zdarza się".

medycyna

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (640)

1