Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

afr0dyzjak

Zamieszcza historie od: 5 września 2011 - 19:44
Ostatnio: 31 grudnia 2023 - 13:00
O sobie:

www.alkowiki.pl - gdzie realizuję się jako recenzentka :)

  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1623
  • Komentarzy: 49
  • Punktów za komentarze: 457
 

#58715

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu z dziewczyną i zaprzyjaźnioną parą szukaliśmy mieszkania. W tym celu codziennie wertowaliśmy internet, ale nie mieliśmy szczęścia i raz za razem okazywało się, że oferty są nieaktualne itp., itd.

Pewnego razu byliśmy wszyscy razem u znajomych. Z przyzwyczajenia zacząłem sprawdzać oferty i trafiłem na jedną wymarzoną - idealna lokalizacja (blisko do pracy i szkoły dla każdego), idealna cena, idealny standard, czyli mieszkanie 2-pokojowe, z kuchnią, łazienką, świeżo po remoncie w samym centrum Katowic.

Jeden minus: Oferta zamieszczona przez agencję. Niezrażony jednak zadzwoniłem szybko na podany w ogłoszeniu numer telefonu. Tak, mieszkanie aktualne. Ale... trzeba wnieść opłatę w wysokości jednego czynszu za samą możliwość obejrzenia mieszkania. Nie dość, że mieliśmy wpłacić kaucję dla właściciela w wys. 1200 zł, to jeszcze drugie tyle dla biura nieruchomości? Nie było nas na to stać (wszyscy studiujemy i pracujemy, ale nie mamy tyle oszczędności na start). Rozłączyłem się grzecznie, a wtedy znajoma - powiedzmy Karolina [K] powiedziała:

- Weź skopiuj jedne zdjęcie mieszkania z ogłoszenia i wrzuć do Google Images. [Moja uwaga: można też tam wrzucić bezpośrednio link do zdjęcia - pokazuje się wtedy każda strona www, gdzie dane zdjęcie jest zamieszczone oraz zdjęcia podobne wizualnie].

Tak też zrobiłem. I co? Okazało się, że dokładnie to samo zdjęcie i to samo mieszkanie widnieje w innym serwisie, ale już od właściciela i z innym numerem telefonu. Od razu zadzwoniłem i mieszkanie zaklepałem.

Skąd K o tym wiedziała?

- Moja ciotka sprzedawała mieszkanie i poprosiła mnie, żebym wrzuciła ogłoszenia do internetu. Szybko te ogłoszenia zostały przekopiowane przez różnej maści agencje, a prośby o ich usunięcie nic nie dały. Co śmieszne - nadal te ogłoszenia wiszą i są aktualizowane przez agencje, mimo że ciotka już ponad rok temu mieszkanie sprzedała bezpośrednio!!!

Nie dajcie się więc nabierać. Jak zobaczycie nawet super świetne zdjęcie lokum, sprawdźcie, czy to mieszkanie nie jest już dostępne od właściciela bezpośrednio. Agencje powinny same robić własne zdjęcia po podpisaniu umowy z właścicielem. Jak kopiują i powielają je z internetu, to często okazuje się, że sam właściciel o działaniach agencji nie wie (nasz nie wiedział), a wy słono płacicie za udostępnienie numeru telefonu, do którego macie szybki i darmowy dostęp przez internet.

My zaoszczędziliśmy niemałe dla nas pieniądze.

biura nieruchomości

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 814 (854)
zarchiwizowany

#54522

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W skrócie: od półtora roku walczę, aby sieć Play zastosowała cesję. Zmieniła się firma i chcieliśmy przenieść usługę na nową firmę. Od półtora roku otrzymujemy faktury na dane firmy, która już nie istnieje... Faktury opłacamy z konta nowej firmy.

Od półtora roku chodziłam do salonów ze stosownymi dokumentami, ale ani razu cesja nie została wprowadzona poprawnie. Odpowiedź Playa? "Przepraszamy bardzo. Zapraszamy do salonu w celu wprowadzenia cesji ponownie". Wysyłałam im wszystko nawet faksem i mailem + listownie. Bez efektu.

Na cesję mam dokumenty podpisane przez pracownika Play (umowa przeniesienia praw, sam pracownik zkserował chyba wszystko, co firma tylko posiada).

Mimo to nadal na fakturach i w systemie występują dane starej firmy. Znowu napisałam do Play i znowu ta sama odpowiedź - mam iść do salonu, przepraszają.

Dziś im wysłałam taką odpowiedź (poniżej). Dodam, że już wcześniej pisaliśmy skargę z CapsLockiem i wykrzyknikami, ale nie doczekaliśmy się odpowiedzi, a mi pozostało jako przedstawicielowi firmy snuć się bez efektu po punktach obsługi klienta...

"Proszę Państwa, w Państwa salonach bywam wręcz notorycznie! Jestem już rozpoznawalna przez Państwa pracowników i nie mam już siły chodzić i ciągle walczyć o swoje. Cesji dokonywałam u Państwa przez PÓŁTORA ROKU i nadal nie ma ŻADNEGO EFEKTU, mimo że posiadam stosowne dokumenty potwierdzające podpisanie cesji. Proszę moją sprawę rozwiązać już bez angażowania mojej osoby, ponieważ nasza firma już dość straciła czasu, pieniędzy i nerwów, aby WYWALCZYĆ SWOJE.

To Państwo nie wywiązali się z zadania. To Państwo zawinili, więc proszę, aby to Państwo załatwili tę sprawę.

Wysyłałam już do Państwa nawet skargę w naszej sprawie, a mimo to nawet nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Tak Państwo traktują klienta? To on ma chodzić i prosić o godne traktowanie, gdy Państwo potraficie tylko przepraszać i zapraszać notorycznie do punktu obsługi klienta, który nawet nie powinien tak się nazywać, bo nie zostałam OBSŁUŻONA JAK KLIENT!

Nawet nie mogę z Państwem porozmawiać telefonicznie, ponieważ nie przechodzę weryfikacji, ponieważ Państwo wciąż żądają starych danych, gdy stara firma już nie istnieje! Pytają więc Państwo o podmiot gospodarczy, który już nie jest Państwa klientem, a który przekazał swoje prawa innemu podmiotowi i mam na to dokumenty, a mimo wciąż Państwo weryfikują wg starych informacji.

Nie wiem już jak mam z Państwem rozmawiać i jak mam tę sytuację rozwiązać. Wiem natomiast, że kolejna wizyta w punkcie obsługi nic nie da, tak jak nie dały poprzednie wizyty. Dlatego teraz żądam, aby Państwo zaaktualizowali dane w systemie według dokumentacji, którą na pewno Państwo posiadają, ponieważ była generowana z Państwa SYSTEMU i podpisał się po tym nawet Państwa pracownik.

Informuję jednocześnie, że w momencie zastosowania cesji i aktualnych danych, automatycznie rozwiązuję z Państwem umowy. Teraz nawet nie mogę tego zrobić, ponieważ trwa cesja [sic!] i już byłam w tej sprawie w Państwa punkcie.

Niezadowolona bardzo z Państwa i nielojalna już klientka,
[afr0dyzjak]"

play

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (183)

#27812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj widziałam taką oto sytuację. Większe miasto w Polsce. Godziny popołudniowe. Główna ulica, a w bocznej kilku panów tłucze jednego pana. Z ulicy głównej, zaludnionej o tej porze, wszystko było dokładnie widać i słychać.

W końcu jest... Jedzie radiowóz! Na wolnym biegu jedzie główną i widzę, jak kierowca, patrząc w lewo w boczną uliczkę, nadwyręża oczy, co tam się też wyprawia. Nagle jest! Pojedynczy dźwięk, miganie policyjnych świateł - będzie interwencja! O ja biedna pomylona. Te światła zsynchronizowane z dźwiękiem były przeznaczone dla kierowcy, który odważył się przejechać na czerwonym świetle. Wnet za nim (również na czerwonym i z włączonymi światłami) pojechała s*ka, skręcik w prawo i oddalają się od miejsca agresywnych wydarzeń.

Ci policjanci powinni jednak zareagować na to, co dzieje się w bocznej uliczce. Wybrali jednak "tani piniądz" i "mniejsze zło". Skąd wiem, że mieli interweniować przy pobiciu? Ano stąd, że sama ich wezwałam. Stałam niedaleko prawie pół godziny... Tylko policyjna s*ka mi mignęła. Tyle z wezwania.

Nie czuję się bezpiecznie. Szczególnie, że ta boczna ulica, to była ulica, na której mieszkam.

większe miasto policja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 629 (669)
zarchiwizowany

#17036

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w pewnym przybytku zwanym lombardem :-) Skupujemy nie tylko sprzęt, ale też złoto i srebro. Codziennie nam się zdarzają piekielni klienci (urok takiego sklepu), ale opowiem tylko jedną na początek.

Dzwoni telefon. Odbieram, a tam od razu rzucony rozkaz: "Oddzwoń do mnie". I rzucenie słuchawką. Zdębiałam. Bo znajomi tego numeru nie mają, rodzina tym bardziej... Zaintrygowana oddzwoniłam pod wcześniej dzwoniący numer, a tam:
- A no bo mi się kredyt na karcie kończy (milusiński śmiech). No to słuchaj pani, ja tam u was zaraz będę. Nie zamykajcie, bo będę! (OK, mamy 14, zamykamy o 17... OK....).

Pani przyszła i od razu rozbroiła wszystkich współpracowników. Widać, że lekko pod sufitkiem jej nie wisi, ale była sympatyczna i nikomu krzywdy swoim gadaniem nie robiła. Trajkotała cały czas, opowiadała sytuacje z życia. Sprzedała troszkę srebra, za które miała dostać 30 zł (naciągnięte), a walczyła dzielnie o dodatkowe 2 zł ("na kawę").

Na koniec, gdy już myśleliśmy, że sobie pójdzie, ona rzuca:
- Da mi pani zadzwonić?
Szoczek.
- Zadzwonić?
- No tak! Z komórki. Bo wie pani, mi się kredyt na karcie kończy, a muszę zadzwonić do chwilówek, bo mają u mnie być za godzinę, a ja chcę przełożyć, żeby oni byli u mnie jutro.

Lekka konsternacja. Krótka narada. Dajemy telefon komórkowy, a jedna pracownika stoi dyskretnie przy pani, gdy ta wykonuje telefon. Małe wyjaśnienie: lombard mamy tak "zbudowany", że nawet nie mogłaby uciec z komórką, bo możemy zamknąć drzwi automatycznie, ale woleliśmy się zabezpieczyć ;-)). Podczas gdy klientka wydzwaniała, rzucała między słowami, że ona nie jest złodziejką, że nie trzeba przy niej stać, nie musimy się bać, że ona tylko zadzwoni.

Oddała pracownicy telefon i na odchodne jeszcze wzięła ją za rękę i gorąco potrząsnęła w podziękowaniu (koleżanka potem narzekała, że tym machaniem jej rękę z barku wybiła).

Gdy w końcu wyszła, wesoło trajkocząc, w naszym biurze zapanowało milczenie... Głęboka cisza. Którą przez 10 minut nic nie zmąciło. Wszyscy byli w takim szoku. Bo do tej pory nie wiemy: Co to k&%a było?!

Przybytek ludzi zastawiających ;-)

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (26)

1