Profil użytkownika
anni_
Zamieszcza historie od: | 30 września 2012 - 22:12 |
Ostatnio: | 8 kwietnia 2014 - 19:41 |
- Historii na głównej: 0 z 2
- Punktów za historie: 352
- Komentarzy: 6
- Punktów za komentarze: 13
zarchiwizowany
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
EDIT:
Usunęłam zgodnie z sugestiami w komentarzach wstęp.
Pozdrawiam
O lekarzach ogólnie.
Każdy ma swoje racje. Moje ostatnie kontakty z lekarzami i pigułami - bo pielęgniarkami to tych pań nazwać nie chcę.
Zwykle leczę się prywatnie. Bo wiadomo co się dzieje z polską służbą zdrowia i co się będę użerać. Szkoda nerwów.
Teraz sytuacje właściwe:
1.(O)jciec leży w klinice oczekując na bronchoskopię. Wizyta rano:
(O) - Panie doktorze...
(D) - JA JESTEM PROFESOREM! - nadąwszy się pan profesor wyszedł.
Acha, ok zero wyjaśnień po prostu wyszedł. Ojciec musiał się dopytywać pań pielęgniarek kiedy co i jak.
2. Do kliniki nie dotarły jedne z wcześniejszych badań ojca. No to ja wru z mamą w samochód i rajd po szpitalach w celu wyciągnięcia owych. Szpital w którym leżał wcześniej - brak płytki, trzeba zaiwaniać tam gdzie robione - czyli szpital w innej dzielnicy. Jesteśmy w rejestracji do badań tomografu i prosimy o badania, że brak, że ojciec leży, że rak, że zagrożenie życia no i pani piguła:
- Nie ma.
- A mogłaby pani jeszcze raz sprawdzić, może gdzieś się zawieruszyło między innymi płytkami?
- Przecież mówię, że nie ma! - bierze tel i dzwoni do po przedniego szpitala - Co z wami, ludzi mi nasyłacie, MUSZĄ, być u was! Nie ma? Niemożliwe - prask słuchawką.- Słyszeli, że nie ma!
Mnie już ciśnienie rośnie, a raczej nerwowa jestem.
- A czy można w taki razie jeszcze raz wypalić płytkę? - pytam już przez zęby.
- Można - zgadza się łaskawie - będzie do odbioru jutro po południu.
- A dałoby się dzisiaj? Bo na jutro rano mąż ma przewidzianą bronchoskopię i kazali dowieźć dziś do 12stej. - mama już bliska płaczu.
- Nie. - widać focha jak stąd do księżyca.
Obok siedzi pani praktykanta i już z lekkim obrzydzeniem zerka na wszechwładną pigułę. Mój zgrzyt zębami straszy.
- To ja poproszę o spotkanie z panią doktór, która opisuje i wypala te płytki. - nie mam pojęcia czy to robi doktor czy technik.
- Będzie o 11stej.
- To my poczekamy.
Po 1,5h oczekiwania dostałyśmy płytkę od miłej pani praktykantki. Można? Można. Szkoda tylko tego tonu niesympatycznej pani. Wystarczyło powiedzieć normalnie, że trzeba poczekać.
3. Kuzynka ma dwójkę dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Oboje się okazało mają taką chorobę oczu, która nieuchronnie kończy się ślepotą. Nie ma lekarstwa, ani zabiegu. Słowa Pani Doktor na bezradne pytanie kuzynki co teraz?:
- Jak to co teraz? Musi zrezygnować ze szkoły muzycznej, normalnej i niech im pani znajdzie jakąś szkołę dla ślepych.- powiedziała pogardliwie przy słuchających ją dzieciach.
Gdybym ja była na miejscu kuzynki to pani doktor dostałaby z liścia.
W latach 90tych też było parę kwiatków, ale na to spuśćmy już zasłonę milczenia.
Usunęłam zgodnie z sugestiami w komentarzach wstęp.
Pozdrawiam
O lekarzach ogólnie.
Każdy ma swoje racje. Moje ostatnie kontakty z lekarzami i pigułami - bo pielęgniarkami to tych pań nazwać nie chcę.
Zwykle leczę się prywatnie. Bo wiadomo co się dzieje z polską służbą zdrowia i co się będę użerać. Szkoda nerwów.
Teraz sytuacje właściwe:
1.(O)jciec leży w klinice oczekując na bronchoskopię. Wizyta rano:
(O) - Panie doktorze...
(D) - JA JESTEM PROFESOREM! - nadąwszy się pan profesor wyszedł.
Acha, ok zero wyjaśnień po prostu wyszedł. Ojciec musiał się dopytywać pań pielęgniarek kiedy co i jak.
2. Do kliniki nie dotarły jedne z wcześniejszych badań ojca. No to ja wru z mamą w samochód i rajd po szpitalach w celu wyciągnięcia owych. Szpital w którym leżał wcześniej - brak płytki, trzeba zaiwaniać tam gdzie robione - czyli szpital w innej dzielnicy. Jesteśmy w rejestracji do badań tomografu i prosimy o badania, że brak, że ojciec leży, że rak, że zagrożenie życia no i pani piguła:
- Nie ma.
- A mogłaby pani jeszcze raz sprawdzić, może gdzieś się zawieruszyło między innymi płytkami?
- Przecież mówię, że nie ma! - bierze tel i dzwoni do po przedniego szpitala - Co z wami, ludzi mi nasyłacie, MUSZĄ, być u was! Nie ma? Niemożliwe - prask słuchawką.- Słyszeli, że nie ma!
Mnie już ciśnienie rośnie, a raczej nerwowa jestem.
- A czy można w taki razie jeszcze raz wypalić płytkę? - pytam już przez zęby.
- Można - zgadza się łaskawie - będzie do odbioru jutro po południu.
- A dałoby się dzisiaj? Bo na jutro rano mąż ma przewidzianą bronchoskopię i kazali dowieźć dziś do 12stej. - mama już bliska płaczu.
- Nie. - widać focha jak stąd do księżyca.
Obok siedzi pani praktykanta i już z lekkim obrzydzeniem zerka na wszechwładną pigułę. Mój zgrzyt zębami straszy.
- To ja poproszę o spotkanie z panią doktór, która opisuje i wypala te płytki. - nie mam pojęcia czy to robi doktor czy technik.
- Będzie o 11stej.
- To my poczekamy.
Po 1,5h oczekiwania dostałyśmy płytkę od miłej pani praktykantki. Można? Można. Szkoda tylko tego tonu niesympatycznej pani. Wystarczyło powiedzieć normalnie, że trzeba poczekać.
3. Kuzynka ma dwójkę dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Oboje się okazało mają taką chorobę oczu, która nieuchronnie kończy się ślepotą. Nie ma lekarstwa, ani zabiegu. Słowa Pani Doktor na bezradne pytanie kuzynki co teraz?:
- Jak to co teraz? Musi zrezygnować ze szkoły muzycznej, normalnej i niech im pani znajdzie jakąś szkołę dla ślepych.- powiedziała pogardliwie przy słuchających ją dzieciach.
Gdybym ja była na miejscu kuzynki to pani doktor dostałaby z liścia.
W latach 90tych też było parę kwiatków, ale na to spuśćmy już zasłonę milczenia.
Ocena:
70
(232)
zarchiwizowany
Skomentuj
(13)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielni Pracodawcy.
Obecnie szukam pracy. Zawsze chciałam być "biurwą" i taka praca jak biuro, księgowość, administracja, asystentowanie mnie zadowala. Kocham to co robię. Dziwne, ale prawdziwe.
(P) - Pracodawca
Sytuacja nr 1: Asystentka prezesa, kontakt otrzymany z urzędu pracy - (ważne)
(P)- Ależ oczywiście, pani kwalifikacje są odpowiednie. Samochód? Super. Bliskie sąsiedztwo? Jeszcze lepiej. Już pani ma tę pracę.
Dwa dni później.
(P) - Niestety wybraliśmy inną kandydatkę.
Ok, w porządku, widocznie inna była lepsza.
Wybrałam się do w/w firmy ponieważ pan ważny prezes zatrzymał sobie mój oryginał listu referencyjnego (nie wiem po co). Wchodzę i cóż widzę? Panienkę typu: tipsy dłuższe niż noski jej niebotycznych szpilek i spódniczkę powiedzmy, że zakrywająca to i owo.
(P) - Wie pani, moja asystentka MUSI wyglądać.
Tylko pokiwałam głową, zabrałam swoje i poszłam.
Puenta: miesiąc później na obowiązkowym stawieniu się w urzędzie miła pani daje mi skierowanie do tego samego pracodawcy na to samo stanowisko. Wyjaśniłam, że niestety panu prezesowi nie odpowiada mój wygląd. Kiwnęła z politowaniem głową i odpuściła.
Sytuacja nr 2:
(P)- Niestety jest pani w nieodpowiednim wieku, poszukujemy młodszej.
Noż...
Sytuacja nr 3:
(P) - Jest pani mężatką?
(J) - Tak oczywiście.
(P) - O to świetnie, bo u nas praca jest za najniższą krajową, a pani ma męża to nie ma problemu. - Ucieszyła się pani prezes.
Moja mina bezcenna. - WTF? - Podziękowałam i wyszłam.
Strach iść na kolejne spotkania.
Słowem wyjaśnienia: 35 lat, niebrzydka wyglądająca na 28(opinie ludzi), 3 kierunki studiów 11 lat doświadczenia, bezdzietna mężatka (nie wnikajmy w szczegóły biologia jest wredna.
Witki opadają.
Obecnie szukam pracy. Zawsze chciałam być "biurwą" i taka praca jak biuro, księgowość, administracja, asystentowanie mnie zadowala. Kocham to co robię. Dziwne, ale prawdziwe.
(P) - Pracodawca
Sytuacja nr 1: Asystentka prezesa, kontakt otrzymany z urzędu pracy - (ważne)
(P)- Ależ oczywiście, pani kwalifikacje są odpowiednie. Samochód? Super. Bliskie sąsiedztwo? Jeszcze lepiej. Już pani ma tę pracę.
Dwa dni później.
(P) - Niestety wybraliśmy inną kandydatkę.
Ok, w porządku, widocznie inna była lepsza.
Wybrałam się do w/w firmy ponieważ pan ważny prezes zatrzymał sobie mój oryginał listu referencyjnego (nie wiem po co). Wchodzę i cóż widzę? Panienkę typu: tipsy dłuższe niż noski jej niebotycznych szpilek i spódniczkę powiedzmy, że zakrywająca to i owo.
(P) - Wie pani, moja asystentka MUSI wyglądać.
Tylko pokiwałam głową, zabrałam swoje i poszłam.
Puenta: miesiąc później na obowiązkowym stawieniu się w urzędzie miła pani daje mi skierowanie do tego samego pracodawcy na to samo stanowisko. Wyjaśniłam, że niestety panu prezesowi nie odpowiada mój wygląd. Kiwnęła z politowaniem głową i odpuściła.
Sytuacja nr 2:
(P)- Niestety jest pani w nieodpowiednim wieku, poszukujemy młodszej.
Noż...
Sytuacja nr 3:
(P) - Jest pani mężatką?
(J) - Tak oczywiście.
(P) - O to świetnie, bo u nas praca jest za najniższą krajową, a pani ma męża to nie ma problemu. - Ucieszyła się pani prezes.
Moja mina bezcenna. - WTF? - Podziękowałam i wyszłam.
Strach iść na kolejne spotkania.
Słowem wyjaśnienia: 35 lat, niebrzydka wyglądająca na 28(opinie ludzi), 3 kierunki studiów 11 lat doświadczenia, bezdzietna mężatka (nie wnikajmy w szczegóły biologia jest wredna.
Witki opadają.
Ocena:
172
(230)
1
« poprzednia 1 następna »