Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

asiula90xx

Zamieszcza historie od: 27 czerwca 2011 - 17:41
Ostatnio: 23 września 2015 - 22:21
  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 747
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 11
 
zarchiwizowany

#65818

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam wziąć się za siebie i zrzucić nadmiar kilogramów. Mam sporą nadwagę (zaczynałam od 92 kg przy wzroście 171 cm). Tym razem o moich próbach odchudzania postanowiłam nikomu nie mówić. Wiedział o tym tylko mój mąż i ja. Ale jako że nie należę do osób, które przed najbliższymi (siostra i przyjaciółka) potrafią trzymać język za zębami-to im powiedziałam o mojej przygodzie. Do tej pory w ciągu 5 tygodni zgubiłam 12 kg. Dla mnie to bardzo dużo. Efekty widać i to spore, ponieważ nie odchudzam się na własną rękę, mam ustaloną dietę którą pokochałam, morderczy zestaw ćwiczeń i suplementy wspomagające. Dbam również o ciało, gdyż skóra na brzuchu (po ciąży dodatkowo) straciła swoją elastyczność i brzydko mówiąc wisi. A teraz do sedna. Mam również wyliczone jaka jest odpowiednia dla mnie waga:dokładnie 61 kg. I tu pojawia się największa piekielność. Jak i siostra tak i przyjaciółka uważają że to za mało. Absolutnie powinnam skończyć odchudzać się na 70 kg. Nie otrzymałam z ich strony wsparcia, a mam wrażenie, że poczuły na plecach oddech konkurencji. Jeżeli uda mi się schudnąć i wymodelować ciało to nie ukrywam, będę naprawdę niezłą laską. Mam wrażenie, że kobiety tak mają, boją się, że ktoś może być bardziej atrakcyjny. Czy zazdrość musi wszystko dominować? Czynie liczy się najbardziej moje szczęście?
Krótkim wyjasnieniem: nie chwalę się kim to nie będę. Ja o tym marzę. Marzę być szczupłą, ubrać sukienkę, w lato strój dwuczęściowy. One obydwie tak mogą. Wyglądają atrakcyjnie. Waga ich nie odbiega mocno od mojego celu.

życie

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (51)
zarchiwizowany

#53902

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wraz z mężem prowadzimy studio projektowe / agencję reklamową (jak kto woli). Generalnie nie ma sytuacji piekielnych, lecz jedna za każdym razem powoduje u nas skoki ciśnienia.
Pozyskujemy klientów dzwoniąc do nich i pytamy czy możemy przesłać im nasze portfolio i ofertę. Po paru dniach oddzwaniamy i pytamy czy zapoznali się z informacjami i z reguły dostajemy informacje czy chcą teraz coś robić, bądź jak coś będzie to się odezwą. Normalka.
Niestety coraz częściej trafiają się "klienci", którzy organizują konkursy. Polega to na tym, że wysyłają zaproszenie do konkursu wraz z wytycznymi i my mamy kilka dni na zaprojektowanie / wymyślenie / wykonanie projektu, który im się spodoba. Niby nic w tym piekielnego. A jednak. Za tą czynność nie mamy nic płacone. Jeżeli nasz projekt się spodoba i go wybiorą to wtedy dopiero przechodzi się do finansów. Jeżeli nie spodoba się, to krótko mówiąc mamy pecha. Zmarnowany czas który można było spożytkować w inny sposób.
A teraz drodzy piekielni wyobraźcie sobie sytuacje, że idziecie do restauracji i prosicie o kilka dań. Za żadne póki co nie płacicie. Dostajecie około 20 dań różnego rodzaju, próbujecie każdego po kolei i płacicie tylko za te które wam smakuje. Przypuszczam, że owa sytuacja nie mogłaby mieć miejsca.
Owszem, wiemy, że wcale nie musimy brać w tym udziału, ale jeżeli chce się zarabiać i "wkraść" się do takiej firmy to wyjścia innego nie mamy.

klienci

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (43)
zarchiwizowany

#20416

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Owa historia przydarzyła mnie się osobiście. Będzie ona o mojej nieuwadze, mojej piekielności i pewnym allegrowiczu.

Kupiliśmy z chłopakiem nasze pierwsze, za skrzętnie uzbierane studenckie pieniądze, autko (vw golf II!). Jak na sam początek może być. Cel kupna? Dojazd do rodzinnej miejscowości (ok 170km). Obydwoje mieliśmy już dość naszego wspaniałego PKP, gdzie droga trwała wieczność, po drodze 2 lub 3 przesiadki. Autobusy tez marne. W grę wchodziły też jakieś wycieczki poza miejsce zamieszkania.
Tak więc auto kupiliśmy od mojego chłopaka wujka. Stan?, jak na ten rok i model, bardzo dobry. Wszystko hula jak należy. Jedyny problem był z radiem. Otóż było stare i miało tylko wejście na kasety (wujek jest fanem disco polo, biesiady itp, tudzież odziedziczyliśmy owe kasety, a ten typ muzyki nam nie odpowiada), no i radio FM nie działało. Jako, że ani przy disco polo, ani bez radia nie jeździ się komfortowo, postanowiliśmy kupić radyjko na allegro. Jakość radia też nie była ważna. Wymagania nasze: niska cena, radio FM no i jakieś wejście na USB czy kartę pamięci dla słuchania własnej muzyki, gdy w radiu zaczną lecieć smęty.
Do celu.
Znalazłam radio z w/w funkcjami i "bajerami", cena dość niska (39zł!), dobre komentarze dla sprzedającego, no i wysyłka niedroga. Tak więc po przeanalizowaniu oferty sprzedaży, Klik! i radyjko kupione. Czas na wybór rodzaju wysyłki. Patrzymy, czytamy, "przesyłka za pobraniem"- koszt: 20zł. No to kolejny Klik! Wydaje się, że to tyle z całej sytuacji. Kupno - sprzedaż - zapłata przy odbiorze i to tyle. Jednak nie.
Na drugi dzień otrzymuję maila:
"przesyłka za pobraniem tylko w miejscowości(?) sprzedającego (prawa miejskie ma, 16 tys mieszkańców jest). Proszę wybrać inny sposób dostawy i w mailu zwrotnym podać w tytule nick allegrowicza".

Wiadomość prosta i treściwa. Więc tworzę korespondencję: "Proszę o wysłanie radia "przesyłką kurierską pobraniową" (koszt: 45zł!, drożej jak radio, no ale trudno). Kiedy będzie wysłane i kiedy mogę się spodziewać kuriera?"

Zwrotny mail powalił mnie na kolana...
"Niestety dalej nie otrzymaliśmy odpowiedzi co do wysyłki towaru. Zgodnie z informacją na aukcji wybrała Pani koszt dostawy, który dotyczy wysyłki wyłącznie na terenie miasta Brzeska"

Myślę, ok, napiszę JESZCZE RAZ, może "źle zęby składam?"
"Przecież napisałam, że proszę wysłać paczkę przez kuriera "przesyłka kurierska pobraniowa" za 45 zł, czy tak? proszę przeczytać uważnie wcześniejszego maila."

Myślę to tyle z mojej strony, jednak ze strony sprzedającego - nie:
"Witam
Niestety w dalszym ciągu nie otrzymalismy odpowiedzi czy towar mamy wysłac kurierem za pobraniem czy też bedzie Pani dokonywała wpłaty na konto?"

NO MATKO KOCHANA! Ile wulgaryzmów poleciało z mojej strony w monitor, to aż strach pomyśleć. Zastanawiam się, korespondencja z dzieckiem czy z kimś upośledzonym?! Wchodzę na aukcję, biorę telefon i chcę do nich dzwonić. Patrzę na numer a tam: 014722654 czy coś w tym stylu. Myślę sobie wałek jak nic! Chciałam już zrezygnować, ale myślę, już tyle zachodu z tym radiem, że pociągnę to do końca, w końcu komentarze dobre, 34 osoby już kupiły to radio. Postanowiłam, że ostatni raz do nich piszę.
Wysłałam ostatnią wiadomość pisaną jak "chłop krowie na rowie". W końcu dotarło.

Końcem końców radio doszło. Nawet działa! Postanowiłam, że następnym razem będę uważniej czytać informację o opcjach dostawy. Zastanawia mnie jedno? Ileż osób z tej "licznej" miejscowości kupuje towar u tego sprzedawcy? Owy sprzedawca dość dobrze zarabia sobie na samych przesyłkach.
Taka sytuacja przydarzyła mi się pierwszy raz i mam nadzieję, że ostatni.
Sama sprzedaję rzeczy na allegro i nie wyobrażam sobie, że miałabym z kimś tak korespondować.

allegro i gmail

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (22)

#19966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/19765 przypomniała mi jaka sytuacja przydarzyła się mojej siostrze z pewną "wykwalifikowaną" Panią "Doktor, Profesor, Habilitowaną" itd, nazywaną w dalszej opowieści Kowalską.

Moja siostra miała problem z zajściem w ciążę. Pierwszą ciążę poroniła, drugą poroniła. Trzecią ciążę donosiła, ale z winy lekarzy (kazali przetrzymać poród, gdyż dziecko urodziłoby się wcześniakiem) dziecko urodziła martwe. Smutne ale prawdziwe. W końcu udało jej się doprowadzić ciążę do końca i urodziła zdrową córeczkę (ma już 11 lat). Tyle pokrótce o życiu mojej siostry. Więc do rzeczy.

Około 8 lat temu siedząc wygodnie w fotelu na brzuchu ukazała jej się pokaźna gula. Bolał ją od paru dni brzuch, ale stwierdziła, że to zapewne przed okresem.
Postanowiła udać się na pogotowie, z racji, że był weekend. Lekarz z pogotowia poprosił o konsultację chirurga, który stwierdził, że do nie jego dziedzina i że trzeba udać się do ginekologa. Z racji, że w naszym szpitalu pracują "ginekolodzy" od siedmiu boleści (siostra wnioskowała po swoich doświadczeniach), chciała się udać do swojego prywatnego ginekologa który prowadził ostatnią ciążę. Niestety lekarz był niedostępny (jakaś impreza rodzinna). Udała się więc prywatnie do lekarki Kowalskiej. Przyjęła ją od razu. No to czas na wywiad:
[K]: Kiedy ostatnia miesiączka?
[S]: 25 dni temu.
[K]: E... to mogą być objawy przedmiesiączkowe.
[S]: Taka gula???
[K]: Proszę Pani ja już różne anomalia w życiu widziałam. Na studiach to moje spekulacje były najtrafniejsze!
[S]: Ale mnie nie obchodzą spekulacje tylko fakty! Proszę mnie zbadać! USG na przykład?!
Lekarka krzywo się spojrzała, ale przykazała położyć się na kozetce. Przychodzi do badania:
[K]: ... No niestety... widzę guza. Ma około 10cm. Trzeba go pilnie usunąć! Proszę się zgłosić jak najszybciej do szpitala (tak, ten od siedmiu boleści) i tam zostanie on usunięty.

Siostra wyszła stamtąd załamana. Marzyła o jeszcze jednym dziecku. Chciała diagnozę skonsultować ze swoim ginekologiem. Ściągnęła go do gabinetu jeszcze tego samego dnia. Wykonał ponownie badanie i powiedział:
-To nie jest guz, ani torbiel, ani żadna inna choroba, nie jest konieczna operacja. Jest Pani w 4 miesiącu ciąży. Dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo. Zapraszam Panią na wizytę kontrolną za 2 tygodnie i proszę się zdrowo odżywiać i oszczędzać.

Nie potrafię opisać zdziwienia i radości mojej siostry. Co najlepsze tenże dobry lekarz, ani żaden inny nie potrafił wyjaśnić dlaczego siostra wciąż miała okres.

A co do lekarki Kowalskiej to siostra złożyła na nią skargę u rzecznika praw pacjenta i u Ordynatora oddziału ginekologicznego. Z tego co wiem Pani "doktor, habilitowana, profesor" już nie wykonuje swojego zawodu, gdyż to nie była jej pierwsza "najtrafniejsza spekulacja" i diagnoza.

PS: Synek mojej siostry ma się świetnie, chodzi do 2 klasy szkoły podstawowej i w 2012 roku idzie do Komunii:)

służba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 503 (623)
zarchiwizowany

#12765

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce w jednym z okolicznych supermarketów.

W środę, przed Bożym Ciałem, wybrałyśmy się z mamą na wieczorne zakupy, gdyż na następny dzień miał przyjechać do Nas brat z rodziną a czymś trzeba było ich ugościć, no i supermarkety w czwartek były pozamykane.
Po czasochłonnym napełnianiu koszyka udałyśmy się do kasy. Ku naszemu zdziwieniu kolejki do kas były dość długie (myślałyśmy, że tylko my robimy zakupy pół godz. przed zamknięciem). "Rzuciłam okiem" za krótszą kolejką i posłusznie udałam się w jej kierunku. za Nami nikt już nie stał. Zaczęłyśmy wykładać towar na taśmę i w ten czas trąca mnie ktoś w bok:
-[J]a
-[K]lientka
-[C]hłopak przed nami

-[K]: ja tu wcześniej stałam!! wepchałaś mi się smarkulo! (dodam, że mam 20 lat)
-[J]: nie proszę Pani, nie było Pani przed Nami, stał tylko ten chłopak.
-[K]: chyba wiem gdzie stałam! A Ty bezczelnie wytrąciłaś mnie z kolejki!
-[C]: ależ proszę Pani, proszę się nie denerwować ale to te Panie stały za mną.
-[K]: Ty gówniarzu się nie wtrącaj bo nie ręczę za siebie!

I w tym momencie pokazał się ochroniarz. Kazał kobiecie stanąć za Nami. Wyjaśnił, iż przyglądał się jej gdyż kręciła się między kasami. Jak się okazało, kobieta "skakała" od kasy do kasy w celu znalezienia krótszej kolejki. Kiedy doszła do wniosku, że ta pierwsza jest najkrótsza chciała do niej powrócić myśląc, że jak tylko na chwilkę w niej stanęła i odeszła to i tak mimo wszystko miejsce w kolejce sobie zatrzymała.

Biedronka

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (153)

1