Profil użytkownika
badumdumpsst
Zamieszcza historie od: | 3 lipca 2013 - 21:30 |
Ostatnio: | 12 lipca 2013 - 21:52 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 1316
- Komentarzy: 1
- Punktów za komentarze: 12
Zawsze mnie to bawiło. Żona nie tak dawno kończyła magisterkę. Praca na ukończeniu, promotor nigdy żadnych uwag nie miał, więc problemu nie było najmniejszego. Na 2 dni przed oddaniem jej do dziekanatu, ukochana podreptała do promotora po podpisik i zatwierdzenie, żeby wszystko się zgadzało i dokumentacja była kompletna.
Poranek.
Tu następuje zonk. Na 2 dni przed, promotorowi nie pasuje tytuł, bibliografia, rozdziały jakieś nie ten, trochę kosmetyki, a to jakaś ilustracja.
No i dzwoni biedactwo do mnie. Płacz, nerwy, szlochanie, lament. No przecież jej tak nie zostawię. W zdrowiu i w chorobie itd. Kazałem mojej wrócić do domu, przebrać się w "w tą krótką kieckę, która tak mi się podoba" i rozpuścić włosy.
Popołudnie tego samego dnia.
Żona wpada do promotora na późniejsze konsultacje z dokładnie tą samą pracą, którą rano oboje trzymali w dłoniach.
Żona dźwięcznym głosem:
- Panie profesorze, to jest ta praca z naniesionymi poprawkami zasugerowanymi przez pana. Byłby pan tak miły i rzucił okiem czy przypadkiem przez roztargnienie o czymś nie zapomniałam?
Promotor (rzut oka był, niekoniecznie na pracę):
- Oprawić, do dziekanatu i do zobaczenia na egzaminie.
Tak więc koledzy, czy z habilitacją czy bez, wszyscy jesteśmy podobni w obsłudze, prawda?
PS. Uniwersytet na południu kraju, duże miasto, w którym węgla coraz mniej :)
Poranek.
Tu następuje zonk. Na 2 dni przed, promotorowi nie pasuje tytuł, bibliografia, rozdziały jakieś nie ten, trochę kosmetyki, a to jakaś ilustracja.
No i dzwoni biedactwo do mnie. Płacz, nerwy, szlochanie, lament. No przecież jej tak nie zostawię. W zdrowiu i w chorobie itd. Kazałem mojej wrócić do domu, przebrać się w "w tą krótką kieckę, która tak mi się podoba" i rozpuścić włosy.
Popołudnie tego samego dnia.
Żona wpada do promotora na późniejsze konsultacje z dokładnie tą samą pracą, którą rano oboje trzymali w dłoniach.
Żona dźwięcznym głosem:
- Panie profesorze, to jest ta praca z naniesionymi poprawkami zasugerowanymi przez pana. Byłby pan tak miły i rzucił okiem czy przypadkiem przez roztargnienie o czymś nie zapomniałam?
Promotor (rzut oka był, niekoniecznie na pracę):
- Oprawić, do dziekanatu i do zobaczenia na egzaminie.
Tak więc koledzy, czy z habilitacją czy bez, wszyscy jesteśmy podobni w obsłudze, prawda?
PS. Uniwersytet na południu kraju, duże miasto, w którym węgla coraz mniej :)
uczelnia
Ocena:
754
(888)
Posiadam telefon w sieci, która kiedyś zwiastowała przełomową erę. Dodatkowo, kolejny abonament wziąłem żonie i oprócz tego po jakimś czasie wzięło mnie na internet mobilny. Ze względu na wysokość rachunków jestem tak super, hiper klientem premium, że jedyny plus z tego wszystkiego to to, że przy połączeniu z biurem obsługi nie muszę słuchać "wybierz 1", "wciśnij 7", "podaj PESEL", "poliż telefon", tylko od razu łączy mnie z konsultantem od wszystkiego. Dodatkowo konsultanci z sieci nigdy do mnie nie dzwonią z żadną promocją, ofertą itd. ponieważ to sobie zastrzegłem bezpośrednio u nich.
Przed Wielkanocą dzwoni telefon podczas wyjazdu służbowego za miasto. Kierunkowy 22 więc trochę się wzdrygnąłem, a nóż to centrala, albo rodzina, cholera wie. Urocza pani z bardzo szybkim i piekielnie niewyraźnym nazwiskiem prosi o chwilkę na przedstawienie jej zajefajnej oferty. No Boże, płacą jej za to, niech mówi. Skończyła, ale ani ten nowy abonament nie powala, a telefonik też raczej z dolnej półki. I tu następuje:
Konsultantka: To jaki Pan ma telefon, że ten Panu nie odpowiada?
Ja: Proszę zerknąć w komputerek przy moich danych to wszystko się Pani wyświetli, telefon, obecny abonament, imię matki.
K: Nie mam dostępu do takich informacji, ze względu na ich klauzulę poufności.
J: (WTF?) Dzwoni Pani z T-mobile?
K: Jesteśmy podwykonawcą tej sieci.
J: Aaaaaa.
Dosłownie kilka chwil później:
K: To skoro Pan nie chce, to może komuś z rodziny by Pan sprezentował nowy telefon?
J: Nie no, na święta telefon to jakiś taki słaby prezent. Myślę, że wysilę się bardziej dla rodziny, tym bardziej dla żony.
No i poleciałem po całości chcąc zafundować żonie trochę rozrywki, bo Pani była tak beznadziejnie przeszkolona, że żonie taki sparing interpersonalny sprawi dużo radości.
J: Żona ma problem z telefonem i pewnie chętnie wymieni go na nowy. Ja niestety tej decyzji podjąć nie mogę, bo za każdy rachunek nadwyżkowy żona walnie fochem, albo mną o ziemię, ale mogę podać Pani jej numer i jeśli ona się zdecyduje, to już sprawa między wami kobietami.
Pani dłużej dziękowała niż faktycznie rozmawiała ze mną. Rozłączyliśmy się i zadzwoniłem przygotować, żonę.
Nie przewidziałem jednej rzeczy. Urocza Pani konsultantka na otwarciu rozmowy rzuciła żonie, że mąż już wybrał abonament za 299zł, dokumenty przygotowane, a żona ma jedynie wybrać telefonik, który jej odpowiada. Żona grzecznie dziękuje, ale nie chce, ani telefonu, a nie SPREZENTOWANEGO abonamentu.
K: Ale jak to? Ja mam gotowe dokumenty. MUSI mi Pani podać adres, dowód osobisty itp. itd. i jeszcze dziś razem z telefonem i umową wysyłam do Pani kurierem. To prezent od Pani męża!
Ż: Muszę odmówić i robię to ostatni raz. Do widz...
K: PANI MUSI! W JAKIEJ SYTUACJI STAWIA PANI MNIE, MĘŻA I ZAMÓWIONEGO KURIERA? To gdzie przesłać umowę?
Ż: Jak dla mnie to może Pani wysłać sobie, psu, szefowi, bezdomnemu, a najlepiej rzecznikowi praw konsumenta.
K: (beep, beep, beep).
Przed Wielkanocą dzwoni telefon podczas wyjazdu służbowego za miasto. Kierunkowy 22 więc trochę się wzdrygnąłem, a nóż to centrala, albo rodzina, cholera wie. Urocza pani z bardzo szybkim i piekielnie niewyraźnym nazwiskiem prosi o chwilkę na przedstawienie jej zajefajnej oferty. No Boże, płacą jej za to, niech mówi. Skończyła, ale ani ten nowy abonament nie powala, a telefonik też raczej z dolnej półki. I tu następuje:
Konsultantka: To jaki Pan ma telefon, że ten Panu nie odpowiada?
Ja: Proszę zerknąć w komputerek przy moich danych to wszystko się Pani wyświetli, telefon, obecny abonament, imię matki.
K: Nie mam dostępu do takich informacji, ze względu na ich klauzulę poufności.
J: (WTF?) Dzwoni Pani z T-mobile?
K: Jesteśmy podwykonawcą tej sieci.
J: Aaaaaa.
Dosłownie kilka chwil później:
K: To skoro Pan nie chce, to może komuś z rodziny by Pan sprezentował nowy telefon?
J: Nie no, na święta telefon to jakiś taki słaby prezent. Myślę, że wysilę się bardziej dla rodziny, tym bardziej dla żony.
No i poleciałem po całości chcąc zafundować żonie trochę rozrywki, bo Pani była tak beznadziejnie przeszkolona, że żonie taki sparing interpersonalny sprawi dużo radości.
J: Żona ma problem z telefonem i pewnie chętnie wymieni go na nowy. Ja niestety tej decyzji podjąć nie mogę, bo za każdy rachunek nadwyżkowy żona walnie fochem, albo mną o ziemię, ale mogę podać Pani jej numer i jeśli ona się zdecyduje, to już sprawa między wami kobietami.
Pani dłużej dziękowała niż faktycznie rozmawiała ze mną. Rozłączyliśmy się i zadzwoniłem przygotować, żonę.
Nie przewidziałem jednej rzeczy. Urocza Pani konsultantka na otwarciu rozmowy rzuciła żonie, że mąż już wybrał abonament za 299zł, dokumenty przygotowane, a żona ma jedynie wybrać telefonik, który jej odpowiada. Żona grzecznie dziękuje, ale nie chce, ani telefonu, a nie SPREZENTOWANEGO abonamentu.
K: Ale jak to? Ja mam gotowe dokumenty. MUSI mi Pani podać adres, dowód osobisty itp. itd. i jeszcze dziś razem z telefonem i umową wysyłam do Pani kurierem. To prezent od Pani męża!
Ż: Muszę odmówić i robię to ostatni raz. Do widz...
K: PANI MUSI! W JAKIEJ SYTUACJI STAWIA PANI MNIE, MĘŻA I ZAMÓWIONEGO KURIERA? To gdzie przesłać umowę?
Ż: Jak dla mnie to może Pani wysłać sobie, psu, szefowi, bezdomnemu, a najlepiej rzecznikowi praw konsumenta.
K: (beep, beep, beep).
call_center
Ocena:
438
(550)
1
« poprzednia 1 następna »