Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cosmopolitanna

Zamieszcza historie od: 15 listopada 2011 - 18:16
Ostatnio: 9 kwietnia 2012 - 14:40
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 2924
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 100
 

#28950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Firma zajmująca się produkcją środków czyszczących, ze zwierzakiem w nazwie, wypuściła na rynek trefną serię. Produkt sam w sobie był okej, chodziło o opakowania. Zwykle butelki mają zabezpieczenie przed małymi dziećmi, tutaj tego zabrakło.

Rodzina w składzie mama, tata i małe dziecko, 2-3 letnie, wybrała się do sklepu. Rodzice w szale zakupów zapomnieli o latorośli, pozwalając jej na swobodne bieganie między półkami. Nagle krzyk. Dobrze myślicie, dziecinka dobrała się do żrących kuleczek. Mama z tatą panika, pracownicy to samo. Co zrobić? Wspaniały pomysł! Dajmy do popicia wodę!

Dziecku zaczęła toczyć się piana z ust, a uaktywniony kwas wyżerać organy. W szpitalu trzeba było wywołać śpiączkę farmakologiczną. Chłopczyk przeszedł przeszczep żołądka, ale już do końca życia będzie jadł przez rurkę.

A teraz pytanie, do kogo mieć pretensje - do producenta o trefne opakowania, do pracowników sklepu o wyłożenie produktu niebezpiecznego na najniższe półki, do rodziców o pozostawienie dziecka bez opieki, a może do szkoły, w której nigdy nie uczą, jak zachować się w życiowych sytuacjach?
Bo wystarczyło dać do popicia mleko...

W każdym bądź razie zapamiętajcie - wodę wlewacie do kwasu tylko wtedy, gdy chcecie przeczyścić rury.

zach-pom

Skomentuj (102) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (798)

#22443

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed wielu lat. Jak ktoś czytał poprzednią to wie, ze byłam przez kilka lat uzależniona od różnych niefajnych rzeczy. Uciekłam w świat, udało mi się. Niestety skutki prochów długo się za mną ciągnęły, w szczegóły wchodzić nie będę, ale moim widocznym problemem była cera. Wiadomo, toksyny z ciała jakoś wyjść musiały. I wtedy spotkałam cudowną panią dermatolog, która po wielu badaniach i próbach leczenia, poradziła mi tabletki X. Tam, gdzie mieszkałam były dostępne bez recepty. I tak je brałam (wtedy już kilka miesięcy), a skóra wyglądała coraz lepiej. Oczywiście problemów nie było.

Po tym czasie przyjechałam do Polski, do przyjaciółki. Zostałam dłużej niż planowałam, mój cudo-lek się skończył. Wybrałam się więc najpierw do apteki - X na receptę, ok. Więc biegiem prywatnie do dermatologa, wraz z cala moja książeczką zdrowia oraz badaniami z zagranicy. Mniej-więcej dialog:
[J]a - Dzień dobry, chciałam prosić o receptę na X. Biorę już 3/4 miesiące i niestety nie wzięłam z domu zza zagranicy tabletek.
[D]ermatolog - A to najpierw trzeba badania, hormony porobić.
[J] - Wszystko w normie (tu pokazuje książeczkę)
[D] - Tak, to pewnie dieta i brak ruchu, proszę jeść dużo warzyw i pić wodę (?!)
[J] - Nie proszę pani, to nie dieta, ja... (tu mi przerwała)
[D] - To pewnie się stresuje niepotrzebnie! Ja zapisze żel do mycia twarzy i...
[J] - Nie proszę pani, to ani hormony, ani dieta, ani stres. Mam problemy po narkotykach i naprawdę próbowałam wszystkiego i tylko X mi pomaga. Jeszcze dwa opakowania i skończę kuracje, wystarczy mi recepta na jedno, bo za tydzień wracam do domu.
Tutaj lekarz się zapowietrzyła, stwierdziła niemiłym głosem, że ona tak nie może i wręczyła mi receptę na antybakteryjny żel do twarzy(!). Wkurzyłam się (tym bardziej, że już zapłaciłam za wizytę podczas rejestracji) i trzasnęłam drzwiami.

Wieczorem do drzwi mojej przyjaciółki pukanie. Policja, czy jest Anna Y, tak jestem, zapraszamy na rozmowę. Spędziłam 48h w areszcie, zostałam przesłuchana, przeszukana, a mój telefon (który zajmował pół torebki) kilkukrotnie sprawdzony. Oczywiście panowie nic nie znaleźli. Podziękowali i wypuścili. Nie powiem, bywało gorzej.

Mój najtańszy nocleg - zapłaciłam jedyne 50pln przy rejestracji, a takie atrakcje ;)

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 691 (745)
zarchiwizowany

#22856

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wstęp:
Wtedy czteroletni blok w ksztalcie litery U - po srodku ladne podworko, w piwnicy garazowiec oraz zamykany na klucz smietnik, a obok niezabezpieczone kontenery na szklo, papier i plastik. Po drugiej stronie domki jednorodzinne (jedyne w okolicy), dokladnie 4 i jeden sie buduje. Sasiedzi sa iscie piekielni, ale nie tylko oni.

- Kiedy jeszcze podworko nie mialo bramek na klucz, przychodzil chlopak (ok 18 lat) z jednego domku ze swoimi kolegami, siadali tam, pili, halasowali. Zostawiali na ziemi szklo, a za dnia biegaly tam male dzieci. Po zwroceniu uwagi umieli na nastepny dzien obrzucic balkon jajkami. Kiedy wspolnota zamontowala furtki, zniszczyli je. Ojciec glina.

- Mieszkancy domkow wyrzucali papier, szklo, plastik do kontenerow nalezacych do wspolnoty. Swoje smieci zostawiali pod drzwiami zamknietego smietnika. Po jakims czasie dogadali sie ze sprzataczkami naszego bloku, placili im jakies grosze, aby one wyrzucaly ich smieci do smietnika wspolnoty, zeby nie placic za wywoz. Kiedy sprawa wyszla na jaw, sprzataczki zwolniono.

- Na ich miejsce przyszly nowe. Na schodach komus wylal sie sok, czy cos podobego. Przechodzac w tym jednym miejscu, przez 2 tygodnie kleily mi sie buty, nie liczac tony blota (okres zimowy) i piachu. Firma sprzatajaca zyczyla sobie 6 tysiecy miesiecznie za sprzatanie JEDNEJ KLATKI (blok mial ich chyba z 8) 5 razy w tygodniu przez 4h przez dwie panie. Mieszkancy dostali gratis smrod papierosow unoszacy sie w kazdej klatce.

- Mialam psa. Ze schroniska, kundelka srednich rozmiarow z padaczka. Pies bral leki, ale pomimo tego dosc czesto mial ataki. Sasiad z kolejnego domku tez mial psa. Wielkiego owczarka, ktorego ulubionym zajeciem bylo wyczekiwanie na przechodnia i ′atakowanie′ go znienacka (oczywiscie druciany, ledwowidoczny plot mu to uniemozliwial). Nie jedna osoba sie go wystraszyla, szczegolnie w nocy przy zerowym oswietleniu. Przechodzilam tamtedy z moim (wtedy jedyna droga do domu, na innych trwal remont), jak najdalej od plotu, omijajac mozliwie dziury i kaluze(bo drogi wybudowanej nie bylo). Oczywiscie kundel zza plotu rzuca sie z zebami (sasiad stoi przy swoim garazu, zero reakcji), ja zimna krew, ale moj pies otumaniony lekami odskakuje, dostaje ataku. Pol na piachu, pol w kaluzy.

- Po roku czy dwoch psa juz nie bylo (byl stary, chociaz nie zdziwilabym sie, gdyby go ktos otrul), sprawili sobie nowego. Przeciwienstwo pierwszego - baaardzo przyjazny w stosunku do obcych. Jednak wielokrotnie im uciekal. Kiedys wracam do domu, przez ulice przebiega on. Przed maska samochodu, ktory gwaltownie hamuje. Pies wystraszony, lapie go za obroze i prowadze do domu sasiadow. Dzwonie, otwiera facet. Oddaje psa (ktory szarpie sie i widac, ze boi wlasciciela), na co slysze ′i tak ucieknie...′.

- Zima. Taka prawdziwa, a nie jak obecna. Czekalam na transport mebli. Wychodze z psem - a tam cala droga dojazdowa (wspolna - i do bloku i do domkow) cala zasniezona. Sypac skonczylo w nocy. Dodam, ze blok stal na gorce i w normalnych warunkach pogodowych ciezko bylo wjechac jakiejkowiek ciezarowce. Panie sprzatajace w kanciapie siedza i pala. Wkurzylam sie, wzielam lopate i zaczelam odsniezac. Oczywiscie uslyszalam ′niech to pani zostawi, my sie tym zajmiemy!′. Powiedzialam, co o tym mysle i ze od poczatku zimy ani razu nawet piachem nie zostalo posypane. Od razu wstaly i wziely sie do pracy. A ja razem z nimi... Snieg przerzucilysmy pod blok, zeby nie przeszkadzal tym z domkow. Nastepnego dnia dowiedzialam sie od administratora, ze wspolnota dostala mandat za to, ze po odsniezeniu nie wywiozla sniegu! A kto doniosl... UWAGA - tak, rodzic ′dziecka′, ktore rozbijalo nam butelki na podworku i zniszczylo dwie furtki. Nie wiem, jaki trzeba miec tupet, zeby podrzucac smieci, parkowac na terenie wspolnoty (kolo smietnikow sa niezabezpieczone ′az′ 2 miejsca parkingowe dla mieszkancow), a w dodatku, gdy ktos ci odsnieza droge do domu - doniesc na niego na straz miejska...

Cale szczescie, ze juz tam nie mieszkam ;)

wspolnota

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (190)
zarchiwizowany

#21828

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuje w pewnej agencji modelek. Moim zadaniem nie jest wyginanie sie przed aparatem, bieganie po wybiegach, ani pokazywanie zebow w reklamie pasty, ale m.in. przyjmowanie modeli i modelek, przeprowadzanie wywiadow oraz wstepna selekcja.

Przychodzi dziewczyna. Twarz wyglada na 20, jednak skora gorsza niz u 40stki, doslownie spalona na solarium, wlosy zafarbowane na granatowa czern + jasne odrosty. Chuda, ale ta chudosc nieladna taka, meska. Makijazu brak. Spogląda na mnie, niesmialo podchodzi i mowi, ze ona wyslala juz nam na maila portfolio, ale brak odpowiedzi to chciala zostawic tutaj. Odpowiadam, ze prosze bardzo, na co ona, ze zostawi tylko szefowi. Niestety, niemozliwe, tylko tu. Wtedy dziewczyna jak gdyby nigdy nic weszla drzwiami ′Manager′ do biura. Zatrzymala sie patrzac na szefowa, odwrocila i szybko wyszla. No nic, zdarza sie.

Maile z CV i portfolio sprawdzane sa tylko raz w tygodniu. Na swoim stanowisku pracuje razem z kolega - jesli jakas osoba spodoba sie ktoremus z nas, wysylamy ja sobie nawzajem w celu ′upewnienia′ sie, ze faktycznie ma potencjal.

Kilka dni pozniej miga mi wiadomosc od ww. kolegi, mysle sobie, ze znalazl jakas ciekawa twarz, oj ja naiwna... Otwieram, a tam zdjecia dziewczyny w samych kozaczkach za kolano oraz tandetnym makijazu na tle starej, zniszczonej tapety, kanapy i podlogi.

Portfolio wyslala w zwiazku z zamieszczona w internecie informacja o castingu do reklamy bielizny.

Dostala odpowiedz, ze dziekujemy, ale niestety nie zajmujemy sie reklamami obuwia, kosmetykow, ani mebli, ale moze powinna poszukac agencji, ktore sie tym zajmuja.

Wsrod kolegow w pracy zrobila furrore - niestety wieksza czesc z nich woli mezczyzn.

Od teraz w ogloszeniach zaznaczamy, ze w mailach prosimy zalaczac zdjecia w ubraniach.

No i wyjasnilo sie, dlaczego wybiegla z biura kierowniczki - chyba nie pasowala jej plec szefowej ;)

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 277 (349)
zarchiwizowany

#21109

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie piekielnie, ale dośc zabawnie.

Apteka samoobsługowa. Para stoi w kolejce, na oko 35-40 lat. Pan wrzuca do koszyka prezerwatywy i uśmiecha się do partnerki. Pani chwyta za opakowanie i odkłada na miejsce. W zamian wybiera największe opakowanie tamponów i posyła partnerowi jeszcze szerszy uśmiech.

Apteka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 316 (450)

#19704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie miałam kolorowego dzieciństwa, a lata ′naste′ były jeszcze gorsze. Rok spędziłam na odwyku.

Po kilku dłuższych latach, zaraz po studiach szukałam jakiejś lepszej pracy, wtedy jeszcze w Polsce. Skończony kierunek z perspektywą, jakieś tam doświadczenie jest. Przychodzę na rozmowę kwalifikacyjną do dość prestiżowej firmy (pani przez telefon bardzo zachwycała się CV), wchodzę do biura, kobieta spojrzała na mnie i skwitowała ′ćpunów tu nie przyjmujemy′.

Pani pracowała jako wolontariuszka w klinice.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 555 (685)

1